wtorek, września 29, 2009

Załamka

Jesienna szaruga zbiegła się w czasie z moją depresją, związaną z zakupem konia. Byłam już właściwie umówiona na zakup Rominy - zdecydowałam się na nią zgodnie z "porywem serca", chociaż wiem, że to trudny koń. Dziś dowiedziałam się jednak, że cena jest znacznie wyższa od tej, na którą się umówiliśmy i nie ma możliwości negocjacji. Ciekawa jestem, czy ktoś wreszcie kupi Rominę, czy też ja co pół roku będę próbowała ją nabyć i za każdym razem będzie się okazywać, że z jakiejś przyczyny nie jest to możliwe...

Straciłam też już nadzieję, że przed zimą uda mi się znaleźć dla siebie jakiegoś konia. Zaczęłam rozważać zakup nie tylko młodziaka, ale też już ujeżdżonego konia, z tym, że musiałby to być koń z polecenia, a nie taki z pierwszego lepszego ogłoszenia.

No cóż, pozostaje wierzyć, że może kiedyś trafię na tego właściwego konia, którego pokocham (z wzajemnością) i z którym spędzimy wiele fajnych chwil razem...

niedziela, września 27, 2009

Wreszcie trochę PNH :)

Byłam dziś z Sylwią w Michałowie-Grabinie, żeby obejrzeć konia, którego zamierza dzierżawić. Koń nazywa się Selim, ma 15 lat, jeśli chodzi o koniobowość to taki LBI/RBI. Bardzo sympatyczny, spokojny, siwy hreczkowaty (uwielbiam tę maść!). Pobawiłam się z nim chwilę i pokazałam Sylwii grę w zaprzyjaźnianie oraz jeża.

Przyjemnie było znów się trochę pnh-owo pobawić. Marcin mówił, że mi strasznie zazdrościł :P Semir na początku był raczej zamknięty w sobie i nieszczególnie zainteresowany. Potem wykorzystałam pomysł Pata z któregoś DVD z Savvy Clubu: po dwóch stronach ujeżdżalni położyłam marchewki i prowadzałam go z drugiej/trzeciej strefy (raczej z drugiej, ale starałam się z trzeciej) z jednego punktu do drugiego i z powrotem. Przy każdym przystanku dostawał kawałek marchewki. Niesamowite było, jak ten koń w ciągu kilku minut się zmienił! Uszy do przodu, zadawał pytania, krok żwawy i energiczny - aż przyjemnie się patrzyło. Właściciel nie mógł wyjść ze zdziwienia :)

Potem bawiła się z nim Sylwia, ćwiczyłyśmy rozluźnioną i "zwartą" postawę ciała, friendly z carrot stickiem i trochę jeża. Semir nie był zbyt chętny, żeby ustępować od nacisku, ale i to się w końcu udało. Ogólnie wycieczka była sympatyczna, Sylwia ma ćwiczyć te dwie gry przez jakiś czas, a ja się później wybiorę, żeby pokazać jej grę w prowadzenie i ewentualnie coś podpowiedzieć. Zobaczymy, czy starczy jej zapału :)

Zdradzę Wam po cichutku sekret. Że prawdopodobnie w czwartek jadę z wetem do następnego konia. Kto zgadnie co to za koń? :)

piątek, września 25, 2009

Wyrok weta...

Byłam dziś u Harleya z weterynarzem. Niestety, wynik badania nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Koń ma poważne problemy z nogami, zwłaszcza lewą przednią - próby zginaniowe w niej dały wynik ++. Pozostałe nogi po +. Lewy pośladek niższy niż prawy, koń lekko kuleje na lewą tylną nogę.

Wygląda na to, że muszę szukać dalej... Trochę już jestem tym wszystkim zmęczona.

poniedziałek, września 21, 2009

PNH to droga

Nie wiem czemu tak jest, że kiedy przez jakiś czas mam przerwę od PNH (wakacje, brak konia do praktyki itp.), to zaczynam powoli zapominać o co w tym wszystkim chodzi. I nie mam tu na myśli umiejętności machania linką czy też zasad, dotyczących faz, zwierząt uciekających i budowania relacji. Chodzi mi o coś głębszego, a przez to bardziej ulotnego. O taką specyficzną magię PNH, która sprawia, że każda minuta spędzona z koniem zmienia się w niezwykłe przeżycie. Ale ta magia we wspomnieniach z czasem blaknie i w końcu zostaje tylko pamięć o tym, że PNH jest super, ale nie mogę sobie przypomnieć tego uczucia. Zaczynam czytać różne "klasyczne" fora internetowe, książki, artykuły w czasopismach, które pokazują świat koni od zupełnie innej strony. Jeżdżę po stajniach, szukając Tego Jedynego konia i sama siebie przyłapuję na tym, że gdzieś w środku nie jestem już do końca pewna po co to wszystko robię... W imię wspomnień niezwykłych przeżyć i wiary, że kiedyś znów to wszystko poczuję? A może to zwykły kaprys, zachcianka, która szybko mnie znudzi? Może sama nie wiem, w co się pakuję? To cholernie nieprzyjemne uczucie, kiedy podejmuje się jedną z najważniejszych w życiu decyzji - o zakupie własnego konia.

Dlatego jestem wdzięczna za to, że istnieją w sieci takie miejsca, jak forum SPNH. Przeglądałam dziś galerię zdjęć z ostatnich kursów w Celbancie i Wiatowicach, popatrzyłam na zdjęcia tych wszystkich ludzi i ich koni i przez krótką chwilkę poczułam znów powiew tej niesamowitej magii PNH. Przypomniałam sobie i znów wiem, po co to wszystko robię, jaka nagroda czeka mnie na końcu tej całej przeprawy z kupowaniem konia. I odzyskałam wiarę w to, że ma ro sens i że naprawdę tego chcę. Dzięki.

PNH to droga. Trudna, pełna zakrętów droga, która nie jest wcale o relacji z końmi, tylko o nas samych. Tak łatwo gdzieś w międzyczasie zgubić ją z oczu. To, co piszę, brzmi być może patetycznie, ale to szczera prawda. Mam nadzieję, że zawsze, kiedy zgubię drogę, znajdą się życzliwi ludzie, którzy pomogą mi znów ją odnaleźć, nawet bezwiednie.

poniedziałek, września 14, 2009

Filmik



Na filmie dobrze widać charakterek Harleya. Bawiłam się z nim dość ostrożnie, bo to młody ogier i nie wiedziałam, czego się po nim spodziewać. Nie próbowałam go też niczego uczyć, po prostu sprawdzałam, jak reaguje na różne rzeczy. Według mnie on do tej pory niewiele obcował z ludźmi poza kilkoma lonżami i takim codziennym przebywaniu w stajni, dlatego idea zabawy z człowiekiem i jakichkolwiek wymagań jest dla niego obca. Nie postrzega ludzi w kategoriach przywódców/partnerów/kogoś godnego zainteresowania. Uważa siebie za idealnego przywódcę stada i nie zamierza nikomu ustępować. jest pewny siebie i nie boi się zbyt wielu rzeczy. Ale myślę, że trochę zabaw PNH, a później kastracja powinno zmienić jego nastawienie.

niedziela, września 13, 2009

Harley - kto wie?

Byłam dziś obejrzeć Harleya. Jest śliczny, lśniący, ładnie zaokrąglony, kary z gwiazdką na czole. Na razie nie jest zbyt duży (jakieś 161-2 cm w kłębie), ale ponoć jeszcze urośnie, bo rodziców ma sporych. Z ładnym ruchem, fajny małopolak.
Od Harley Zof

Pobawiłam się z nim dłuższą chwilę z użyciem parellowego sprzętu. Z charakteru wydaje mi się LBE/LBI, wszystko brał do pyska, chętnie podchodził, był zainteresowany. Po pewnym czasie wykombinował, że można wziąć linę i karabińczyk do pyska i wtedy ja mam mniejsze możliwości oddziaływania - sprytna bestia :)
Od Harley Zof

Jeśli chodzi o szacunek dla człowieka, to z tym było zdecydowanie słabo, wpychał się na mnie łopatką, absolutnie nie chciał cofać, kiedy go prowadziłam i się cofałam, robiąc "helikopter", to uciekał w bok albo w ogóle nie uciekał. Generalnie typ dominującego samca, w końcu to ogier. Ale był przy tym spokojny, nie agresywny i całkiem sympatyczny. Właścicielka twierdzi, że dobrze by go byłokastrować dopiero na wiosnę, bo wtedy nabierze ładniejszych, ogierzych kształtów.
Od Harley Zof

Od Harley Zof


Muszę powiedzieć, że zaczęłam się nad nim poważnie zastanawiać. Spełnia właściwie wszystkie moje kryteria, cena nie jest może najniższa, ale damy radę. Nie jest to z pewnością łatwy i potulny konik, ale myślę, że za to bardzo ciekawy i z czasem może wyrosnąć na bardzo fajnego zwierzaka. Jak wam się podoba? Niedługo wrzucę krótki filmik z naszych zabaw.

czwartek, września 10, 2009

Harley

Byłam ostatnio w Sawance, żeby przyjrzeć się po raz kolejny Rominie. Mam wrażenie, że przez wakacje straciła trochę formę, mięśnie jej jakby oklapły, może przestała trenować. Nadal jest na sprzedaż, ale cena jak na mój gust jest mocno zawyżona, w każdym razie na pewno za taką sumę jej nie kupię. Ponoć są chętni, mam nadzieję, że Ruda trafi do dobrego domu.

W weekend jadę oglądać kolejnego konia, tym razem w okolicach Radomia. Nazywa się Harley Zof, ma 2,5 roku, jest karym ogierem z gwiazdką na czole, czysty małopolski rodowód, wnuk Emetyta, więc zapowiada się nieźle. Właścicielka planowała go zajeździć i użytkować do skoków, ale zdaje się, że trenuje i startuje aktualnie na innym koniu i nie ma czasu zajmować się Harleyem. Z tego, co czytałam na jej blogu, sprzedała ostatnio również innego swojego konia i nabyła nowego, który ma pewnie większe możliwości sportowe. Taki układ bardzo mi odpowiada, bo mnie skokowe możliwości Harleya nie interesują. Z opisu właścicielki, filmów i zdjęć ogierek brzmi na LBE, zobaczymy na miejscu. Cena jest dość wysoka (na granicy moich możliwości), ale liczę na małą negocjację. Bardzo bym chciała, żeby okazał się Właśnie-Tym-Koniem-Którego-Będę-Chciała-Kupić. Trzymajcie kciuki...

sobota, września 05, 2009

Mieszanie w głowie

No i Sylwia mi namieszała w głowie. To znaczy wiem, że to bez sensu i w ogóle, ale namieszała i co ja na to poradzę? Mianowicie przyszła do mnie wczoraj z posłaniem od instruktorki z Sawanki, która postanowiła mnie znowu dręczyć kwestią Rominy. Romina nadal nie została sprzedana i nie zanosi się na to, żeby ktoś miał ją kupić. Ponoć cena jest wysoce negocjowalna i owa instruktorka bardzo by chciała, żebym znów się zajęła Rudą. Cios poniżej pasa...

Muszę przyznać, że bardzo przeżyłam ten moment przed wakacjami, kiedy musiałam nagle, w ciągu kilku dni podjąć decyzję, czy się decyduję na kupno Rominy, czy też rezygnuję. Wówczas zdecydowałam, że nie jestem gotowa na to, żeby pakować się w taki układ z koniem, który ma masę problemów, jest trudny i ja nie wiem, czy mam wystarczająco dużo savvy, żeby sobie z tym poradzić. Uważam, że był to słuszny wybór. Zaczęłam szukać młodego konia bez przeszłości, o koniobowości, która by pasowała do mojego temperamentu. Ale to rozstanie mocno przeżyłam, bo w ciągu tego miesiąca, kiedy się bawiłam z Rominą, bardzo się mocno emocjonalnie zaangażowałam. I teraz, kiedy ten temat znowu wraca, trudno mi podejść do tego obojętnie...

Wiem, że Romina to 7 czy też 8 letni koń, na którym w zasadzie nie da się jeździć, w chwili obecnej mocno introwertyczny prawopółkulowiec, wymagający morza cierpliwości i czasu, żeby zaufać... Czyli zupełnie nie to, czego szukam. Ale z drugiej strony jest w tym koniu coś niesamowicie chwytającego za serce i wspaniałego, naprawdę trudno przejść koło niego obojętnie. Chciałabym jej pomóc, chciałabym zdobyć jej zaufanie. Jeśli by mi się to kiedyś udało, miałabym masę satysfakcji i przyjaciela na całe życie. Ale gdyby mi się nie udało (a nie oszukujmy się, nie jestem Patem Parellim), to zostałabym z poczuciem klęski i koniem, który boi się mnie oraz świata i który gdzieś w środku cierpi... Nie za ciekawa perspektywa.

Dlatego właśnie jest mi bardzo trudno podejść do tego tematu obiektywnie i na spokojnie, powiedzieć sobie albo, że trzeba odpuścić i to nie ma sensu, albo, że w zasadzie mogę spróbować i zobaczymy co będzie. Ech...

Od Romina, 19.04.09


piątek, września 04, 2009

I co dalej?

Przez ostatnie dwa tygodnie uzbierałam sporą listę koni do obejrzenia, ale większość z nich jest gdzieś daleko i muszę wyskrobać trochę czasu, żeby pojechać i obejrzeć. Mam nowy system eliminacji koni o koniobowości, która mi nie do końca odpowiada - w mailach do właścicieli opisuję wszystkie 4 koniobowości w taki sposób, że piszę przy każdej dużo pozytywnych cech (wiadomo, właściciel chce, żeby jego koń wypadł dobrze) i pytam, do której koń najbardziej pasuje. Zobaczymy, jak to się sprawdzi w praktyce, ale wydaje mi się, że w ten sposób będę jednak oglądać konie przynajmniej bardziej zbliżone do tego, o co chodzi.

Jest jedna klacz, która ze zdjęć mi się bardzo podoba i właścicielka twierdzi, że to wesoły rozrabiaka. Ma 4 lata i jest już wstępnie zajeżdżona, co jest pewnym minusem, ale gdyby koń mi odpowiadał pod innymi względami i był zajeżdżony w sensowny sposób, to nie miałabym nic przeciwko. Niestety, stoi 275 km od Warszawy. Z jednej strony gdyby to był TEN koń to warto jechać taki kawał, ale jeśli to nie ten, to jestem 500 km w plecy. Ech...

Jest też 2,5-letni wałaszek, tu po rozmowach z właścicielką nie mam żadnych wątpliwości, że to LBE. 220 km, ale mieszka niedaleko stajni, gdzie stoją klacze z Opyp, więc obejrzę wszystkie konie za jednym zamachem.

Jest też klacz wielkopolska, która stoi blisko, bo niedaleko Wołomina, 3 lata, wydaje się trochę mała, ledwo 160 cm. Z opisu brzmi sympatycznie, na zdjęciach też, jest blisko, więc można się przejechać i obejrzeć.

Ze zdjęć i filmiku podobał mi się też kary ogier małopolski, 2,5 roku, surowy. 95 km ode mnie, więc nie tak źle. Z opisu brzmi na LBE/RBE - czasem trudno odróżnić LBE na adrenalinie od RBE, jak sądzę. Dziewczyna kupiła go do skoków i hołubiła, ale potem jej wyszło, że nie ma czasu dla jeszcze jednego konia i teraz chce go sprzedać.

No i jest jeszcze 3-letnia klacz małopolska, która mi się kiedyś bardzo podobała, pracowana z ziemi metodami naturalnymi, teraz już wstępnie zajeżdżona. Wtedy jej cena była dla mnie dużo za wysoka, teraz właścicielka zdecydowała się sporo opuścić, więc można by się przyjrzeć. 170 km.

Jak widać koni jest sporo, wreszcie mam w czym wybierać. Na pierwszy ogień idą klacze z Opyp i ten wałaszek, trzy konie w jednym miejscu to spora oszczędność czasu. Później może ten kary ogier, bo niezbyt daleko. W międzyczasie klacz z Wołomina, bo to już zupełnie blisko. A później, jeśli się okaże, że żaden z tych koni mi nie pasuje, będziemy jeździć dalej, może nawet te 500 km pojadę, choć bardzo mi się nie chce. Naszła mnie taka refleksja, że mój mąż jest kochany, że mnie wozi cierpliwie po tych wszystkich stajniach :)