Przez ostatnie dwa tygodnie uzbierałam sporą listę koni do obejrzenia, ale większość z nich jest gdzieś daleko i muszę wyskrobać trochę czasu, żeby pojechać i obejrzeć. Mam nowy system eliminacji koni o koniobowości, która mi nie do końca odpowiada - w mailach do właścicieli opisuję wszystkie 4 koniobowości w taki sposób, że piszę przy każdej dużo pozytywnych cech (wiadomo, właściciel chce, żeby jego koń wypadł dobrze) i pytam, do której koń najbardziej pasuje. Zobaczymy, jak to się sprawdzi w praktyce, ale wydaje mi się, że w ten sposób będę jednak oglądać konie przynajmniej bardziej zbliżone do tego, o co chodzi.
Jest jedna klacz, która ze zdjęć mi się bardzo podoba i właścicielka twierdzi, że to wesoły rozrabiaka. Ma 4 lata i jest już wstępnie zajeżdżona, co jest pewnym minusem, ale gdyby koń mi odpowiadał pod innymi względami i był zajeżdżony w sensowny sposób, to nie miałabym nic przeciwko. Niestety, stoi 275 km od Warszawy. Z jednej strony gdyby to był TEN koń to warto jechać taki kawał, ale jeśli to nie ten, to jestem 500 km w plecy. Ech...
Jest też 2,5-letni wałaszek, tu po rozmowach z właścicielką nie mam żadnych wątpliwości, że to LBE. 220 km, ale mieszka niedaleko stajni, gdzie stoją klacze z Opyp, więc obejrzę wszystkie konie za jednym zamachem.
Jest też klacz wielkopolska, która stoi blisko, bo niedaleko Wołomina, 3 lata, wydaje się trochę mała, ledwo 160 cm. Z opisu brzmi sympatycznie, na zdjęciach też, jest blisko, więc można się przejechać i obejrzeć.
Ze zdjęć i filmiku podobał mi się też kary ogier małopolski, 2,5 roku, surowy. 95 km ode mnie, więc nie tak źle. Z opisu brzmi na LBE/RBE - czasem trudno odróżnić LBE na adrenalinie od RBE, jak sądzę. Dziewczyna kupiła go do skoków i hołubiła, ale potem jej wyszło, że nie ma czasu dla jeszcze jednego konia i teraz chce go sprzedać.
No i jest jeszcze 3-letnia klacz małopolska, która mi się kiedyś bardzo podobała, pracowana z ziemi metodami naturalnymi, teraz już wstępnie zajeżdżona. Wtedy jej cena była dla mnie dużo za wysoka, teraz właścicielka zdecydowała się sporo opuścić, więc można by się przyjrzeć. 170 km.
Jak widać koni jest sporo, wreszcie mam w czym wybierać. Na pierwszy ogień idą klacze z Opyp i ten wałaszek, trzy konie w jednym miejscu to spora oszczędność czasu. Później może ten kary ogier, bo niezbyt daleko. W międzyczasie klacz z Wołomina, bo to już zupełnie blisko. A później, jeśli się okaże, że żaden z tych koni mi nie pasuje, będziemy jeździć dalej, może nawet te 500 km pojadę, choć bardzo mi się nie chce. Naszła mnie taka refleksja, że mój mąż jest kochany, że mnie wozi cierpliwie po tych wszystkich stajniach :)
Jest jedna klacz, która ze zdjęć mi się bardzo podoba i właścicielka twierdzi, że to wesoły rozrabiaka. Ma 4 lata i jest już wstępnie zajeżdżona, co jest pewnym minusem, ale gdyby koń mi odpowiadał pod innymi względami i był zajeżdżony w sensowny sposób, to nie miałabym nic przeciwko. Niestety, stoi 275 km od Warszawy. Z jednej strony gdyby to był TEN koń to warto jechać taki kawał, ale jeśli to nie ten, to jestem 500 km w plecy. Ech...
Jest też 2,5-letni wałaszek, tu po rozmowach z właścicielką nie mam żadnych wątpliwości, że to LBE. 220 km, ale mieszka niedaleko stajni, gdzie stoją klacze z Opyp, więc obejrzę wszystkie konie za jednym zamachem.
Jest też klacz wielkopolska, która stoi blisko, bo niedaleko Wołomina, 3 lata, wydaje się trochę mała, ledwo 160 cm. Z opisu brzmi sympatycznie, na zdjęciach też, jest blisko, więc można się przejechać i obejrzeć.
Ze zdjęć i filmiku podobał mi się też kary ogier małopolski, 2,5 roku, surowy. 95 km ode mnie, więc nie tak źle. Z opisu brzmi na LBE/RBE - czasem trudno odróżnić LBE na adrenalinie od RBE, jak sądzę. Dziewczyna kupiła go do skoków i hołubiła, ale potem jej wyszło, że nie ma czasu dla jeszcze jednego konia i teraz chce go sprzedać.
No i jest jeszcze 3-letnia klacz małopolska, która mi się kiedyś bardzo podobała, pracowana z ziemi metodami naturalnymi, teraz już wstępnie zajeżdżona. Wtedy jej cena była dla mnie dużo za wysoka, teraz właścicielka zdecydowała się sporo opuścić, więc można by się przyjrzeć. 170 km.
Jak widać koni jest sporo, wreszcie mam w czym wybierać. Na pierwszy ogień idą klacze z Opyp i ten wałaszek, trzy konie w jednym miejscu to spora oszczędność czasu. Później może ten kary ogier, bo niezbyt daleko. W międzyczasie klacz z Wołomina, bo to już zupełnie blisko. A później, jeśli się okaże, że żaden z tych koni mi nie pasuje, będziemy jeździć dalej, może nawet te 500 km pojadę, choć bardzo mi się nie chce. Naszła mnie taka refleksja, że mój mąż jest kochany, że mnie wozi cierpliwie po tych wszystkich stajniach :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz