poniedziałek, września 21, 2009

PNH to droga

Nie wiem czemu tak jest, że kiedy przez jakiś czas mam przerwę od PNH (wakacje, brak konia do praktyki itp.), to zaczynam powoli zapominać o co w tym wszystkim chodzi. I nie mam tu na myśli umiejętności machania linką czy też zasad, dotyczących faz, zwierząt uciekających i budowania relacji. Chodzi mi o coś głębszego, a przez to bardziej ulotnego. O taką specyficzną magię PNH, która sprawia, że każda minuta spędzona z koniem zmienia się w niezwykłe przeżycie. Ale ta magia we wspomnieniach z czasem blaknie i w końcu zostaje tylko pamięć o tym, że PNH jest super, ale nie mogę sobie przypomnieć tego uczucia. Zaczynam czytać różne "klasyczne" fora internetowe, książki, artykuły w czasopismach, które pokazują świat koni od zupełnie innej strony. Jeżdżę po stajniach, szukając Tego Jedynego konia i sama siebie przyłapuję na tym, że gdzieś w środku nie jestem już do końca pewna po co to wszystko robię... W imię wspomnień niezwykłych przeżyć i wiary, że kiedyś znów to wszystko poczuję? A może to zwykły kaprys, zachcianka, która szybko mnie znudzi? Może sama nie wiem, w co się pakuję? To cholernie nieprzyjemne uczucie, kiedy podejmuje się jedną z najważniejszych w życiu decyzji - o zakupie własnego konia.

Dlatego jestem wdzięczna za to, że istnieją w sieci takie miejsca, jak forum SPNH. Przeglądałam dziś galerię zdjęć z ostatnich kursów w Celbancie i Wiatowicach, popatrzyłam na zdjęcia tych wszystkich ludzi i ich koni i przez krótką chwilkę poczułam znów powiew tej niesamowitej magii PNH. Przypomniałam sobie i znów wiem, po co to wszystko robię, jaka nagroda czeka mnie na końcu tej całej przeprawy z kupowaniem konia. I odzyskałam wiarę w to, że ma ro sens i że naprawdę tego chcę. Dzięki.

PNH to droga. Trudna, pełna zakrętów droga, która nie jest wcale o relacji z końmi, tylko o nas samych. Tak łatwo gdzieś w międzyczasie zgubić ją z oczu. To, co piszę, brzmi być może patetycznie, ale to szczera prawda. Mam nadzieję, że zawsze, kiedy zgubię drogę, znajdą się życzliwi ludzie, którzy pomogą mi znów ją odnaleźć, nawet bezwiednie.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Przede wszystkim zadaj sobie pytanie: po co mi koń?

Jeśli po to by się z niam "bawić" jak z przerośniętym psem, uczyć cyrkowych sztuczek by imponowac gawiedzi i nie jeździć - to pozostań na tej romantycznej drodze PNH. PNH jeździć cię NIE nauczy.

Jeśli natomiast koń ci ma służyć za miłego, grzecznego i przyjemnego wierzchowca - to musisz pójść tradycyjną drogą szkolenia konia w tym też i polepszania własnych umiejętności jeździecki która polega na wyklepaniu ileś tam godzin w siodle.

Unknown pisze...

Klasycznie jeżdżę od 9-go roku życia i wyklepałam swoje w siodle w różnych szkółkach typu TKKF Hubert czy SJ Szarża. Nie zamierzam jednak jeździć na moim koniu w myśl tradycyjnej szkoły jazdy, lecz zgodnie z zasadami PNH. Mając porównanie obu tych sposobów komunikacji z koniem, zdecydowanie wybieram PNH.

Anonimowy pisze...

Nie ma czegoś takiego jak jazda wg. zasad PNH. Jest wyłącznie jazda prawidłowa. Jeździsz albo dobrze w równowadze z koniem albo po prostu źle.

Zapewnie wiesz też że Pat i Linda od paru lat są szkoleni przez trenera ujeżdżenia Waltera Zettla? Najbardziej klasycznego z klasycznych.