Nie wiem czemu tak jest, że kiedy przez jakiś czas mam przerwę od PNH (wakacje, brak konia do praktyki itp.), to zaczynam powoli zapominać o co w tym wszystkim chodzi. I nie mam tu na myśli umiejętności machania linką czy też zasad, dotyczących faz, zwierząt uciekających i budowania relacji. Chodzi mi o coś głębszego, a przez to bardziej ulotnego. O taką specyficzną magię PNH, która sprawia, że każda minuta spędzona z koniem zmienia się w niezwykłe przeżycie. Ale ta magia we wspomnieniach z czasem blaknie i w końcu zostaje tylko pamięć o tym, że PNH jest super, ale nie mogę sobie przypomnieć tego uczucia. Zaczynam czytać różne "klasyczne" fora internetowe, książki, artykuły w czasopismach, które pokazują świat koni od zupełnie innej strony. Jeżdżę po stajniach, szukając Tego Jedynego konia i sama siebie przyłapuję na tym, że gdzieś w środku nie jestem już do końca pewna po co to wszystko robię... W imię wspomnień niezwykłych przeżyć i wiary, że kiedyś znów to wszystko poczuję? A może to zwykły kaprys, zachcianka, która szybko mnie znudzi? Może sama nie wiem, w co się pakuję? To cholernie nieprzyjemne uczucie, kiedy podejmuje się jedną z najważniejszych w życiu decyzji - o zakupie własnego konia.
Dlatego jestem wdzięczna za to, że istnieją w sieci takie miejsca, jak forum SPNH. Przeglądałam dziś galerię zdjęć z ostatnich kursów w Celbancie i Wiatowicach, popatrzyłam na zdjęcia tych wszystkich ludzi i ich koni i przez krótką chwilkę poczułam znów powiew tej niesamowitej magii PNH. Przypomniałam sobie i znów wiem, po co to wszystko robię, jaka nagroda czeka mnie na końcu tej całej przeprawy z kupowaniem konia. I odzyskałam wiarę w to, że ma ro sens i że naprawdę tego chcę. Dzięki.
PNH to droga. Trudna, pełna zakrętów droga, która nie jest wcale o relacji z końmi, tylko o nas samych. Tak łatwo gdzieś w międzyczasie zgubić ją z oczu. To, co piszę, brzmi być może patetycznie, ale to szczera prawda. Mam nadzieję, że zawsze, kiedy zgubię drogę, znajdą się życzliwi ludzie, którzy pomogą mi znów ją odnaleźć, nawet bezwiednie.
Dlatego jestem wdzięczna za to, że istnieją w sieci takie miejsca, jak forum SPNH. Przeglądałam dziś galerię zdjęć z ostatnich kursów w Celbancie i Wiatowicach, popatrzyłam na zdjęcia tych wszystkich ludzi i ich koni i przez krótką chwilkę poczułam znów powiew tej niesamowitej magii PNH. Przypomniałam sobie i znów wiem, po co to wszystko robię, jaka nagroda czeka mnie na końcu tej całej przeprawy z kupowaniem konia. I odzyskałam wiarę w to, że ma ro sens i że naprawdę tego chcę. Dzięki.
PNH to droga. Trudna, pełna zakrętów droga, która nie jest wcale o relacji z końmi, tylko o nas samych. Tak łatwo gdzieś w międzyczasie zgubić ją z oczu. To, co piszę, brzmi być może patetycznie, ale to szczera prawda. Mam nadzieję, że zawsze, kiedy zgubię drogę, znajdą się życzliwi ludzie, którzy pomogą mi znów ją odnaleźć, nawet bezwiednie.
3 komentarze:
Przede wszystkim zadaj sobie pytanie: po co mi koń?
Jeśli po to by się z niam "bawić" jak z przerośniętym psem, uczyć cyrkowych sztuczek by imponowac gawiedzi i nie jeździć - to pozostań na tej romantycznej drodze PNH. PNH jeździć cię NIE nauczy.
Jeśli natomiast koń ci ma służyć za miłego, grzecznego i przyjemnego wierzchowca - to musisz pójść tradycyjną drogą szkolenia konia w tym też i polepszania własnych umiejętności jeździecki która polega na wyklepaniu ileś tam godzin w siodle.
Klasycznie jeżdżę od 9-go roku życia i wyklepałam swoje w siodle w różnych szkółkach typu TKKF Hubert czy SJ Szarża. Nie zamierzam jednak jeździć na moim koniu w myśl tradycyjnej szkoły jazdy, lecz zgodnie z zasadami PNH. Mając porównanie obu tych sposobów komunikacji z koniem, zdecydowanie wybieram PNH.
Nie ma czegoś takiego jak jazda wg. zasad PNH. Jest wyłącznie jazda prawidłowa. Jeździsz albo dobrze w równowadze z koniem albo po prostu źle.
Zapewnie wiesz też że Pat i Linda od paru lat są szkoleni przez trenera ujeżdżenia Waltera Zettla? Najbardziej klasycznego z klasycznych.
Prześlij komentarz