poniedziałek, sierpnia 11, 2014

Na plaży

Wczoraj Dżamal służył za modela podczas ślubnej sesji fotograficznej. Najpierw go wykąpałam, żeby faktycznie był romantycznym, siwym arabem, a potem pojechaliśmy na plażę nad Wisłą. Było bardzo gorąco, gryzły muchy i pod sam koniec drogi Dżamal odmówił współpracy - chyba chciał już wracać do domu. Jednak kiedy zsiadłam i podprowadziłam go do zejścia nad wodę, zgodził się pojechać dalej. Po chwili dotarliśmy do małej rzeczki - odnogi Wisły. Dżamal nigdy wcześniej nie przechodził przez wodę, zrobił wielkie oczy i zaczął furczeć. Spokojnie jeździłam sobie wzdłuż brzegu, nie przejmując się jego emocjami. Po chwili koń podszedł do wody, powąchał ją, po czym wszedł i spokojnie przejechał na drugą stronę. To była jego decyzja, nie zmuszałam go, jedynie pokazałam, że chciałabym, żeby wszedł do wody i pozostawiłam mu wybór kiedy i jak to zrobi. Dzięki temu nie straciłam jego zaufania i szacunku, postawiłam relację na pierwszym miejscu.

Na plaży na Dżamala wsiadła panna młoda w białej sukni, Pierwszy raz siedział na nim ktoś poza mną i nie wiedziałam jak zareaguje. Ale był spokojny, nie przejmował się suknią i w miarę reagował na jej sygnały. Musiałam go jednak czasem przestawiać czy popędzać, bo nie zawsze współpracował. Potem wsiadła tez na chwilę Dominika, żeby wypróbować moje siodło, które bardzo przypadło jej do gustu. 



Po jakimś czasie było mi już tak gorąco, że postanowiłam wracać. Pan Darek i Sułtan zostali jeszcze trochę, a ja ruszyłam w drogę powrotną z Dominiką, która przyjechała na plażę samochodem. Przeprawa przez rzeczkę w tę stronę była już bezproblemowa. Później ja jechałam ścieżką, a Dominika koło mnie asfaltem, z otwartym oknem, żebyśmy mogły gadać. Było bardzo fajnie - polecam takie tereny! Czułam się bezpiecznie, bo gdyby coś się stało, to Dominika by mnie pozbierała, a przy tym mogłyśmy bez problemu rozmawiać. Okazało się, że Dżamal kłusem wyciąga ponad 20 km/h :) Jako, że miałam eskortę, postanowiłam spróbował po raz pierwszy galopu w terenie. Kiedy dałam łydki, koń oczywiście bryknął i wcale nie zagalopował. Więc za drugim razem tylko cmoknęłam (dwa razy - nasz sygnał do zagalopowania) i nie dałam łydek ani nie usiadłam w siodle. Koń się chwilę zastanowił i jak jeszcze raz cmoknęłam ruszył pięknym, spokojnym galopem :) Było super, przez chwilę mocno przyspieszył, więc podniosłam jedną wodzę i po chwili wrócił do spokojnego galopu. Później przeszłam do kłusa, trwało to chwilę, ale nie było oporu z jego strony, po prostu galopował coraz wolniej aż do kłusa. Kawałek dalej jeszcze raz pogalopowaliśmy, też tylko na cmoknięcie i znów bardzo spokojnie. Byłam zachwycona, Dżamal ma bardzo fajny galop :)

Później jechałam już asfaltem koło samochodu Dominiki. Kiedy ona przyspieszała, żeby wjechać przede mnie i przepuścić inny samochód, koń też przyspieszał - najwyraźniej poczuwał się do samochodu jako części stada. Jak Dominika coś mówiła to zaglądał przez okno do środka - to był przecież znajomy głos. Trochę przyspieszał mi czasem do kłusa, może rozochocił się po tym galopie. W końcu dotarliśmy do stajni, mocno zmęczeni, ale zadowoleni. Zrobiliśmy koło 12 km, to był mój najdłuższy teren na Dżamalu. Dziś wszystko mnie boli ;)

piątek, sierpnia 08, 2014

Siła konsekwencji

To powiedzonko Pata słyszałam już tyle razy, że często bawiąc się z koniem czy prowadząc lekcje ciągle mam je w głowie: Polite and passive persistance in the proper position prevents p* poor performance. Nalegaj uprzejmie, neutralnie i we właściwy sposób, a unikniesz totalnej klapy. Jak widać powiedzonko jest sformułowane w typowy dla Pata dowcipny i pokrętny sposób (wszystkie słowa na literę p), co sprawia, że łatwiej je zapamiętać, ale nieco trudniej zrozumieć. I na różnych etapach mojej przygody z PNH znaczyło ono dla mnie coś innego. Właśnie ostatnio dotarł do mnie kolejny, głębszy (jak sądzę) wymiar tego krótkiego zdania - a może po prostu bardziej adekwatny do poziomu, na którym aktualnie pracuję z Dżamalem. Łączy się on z jednym z obowiązków człowieka w relacji z koniem: use natural power of focus (używaj naturalnego skupienia uwagi). 

O co chodzi? Przede wszystkim o konsekwencję. Jak zapewne wiecie, Dżamal jest LBE i ma zawsze własne zdanie, lubi się kłócić i obracać w ruinę wszystkie moje plany. Jest przy tym dość emocjonalny i łatwo się nakręca. Dlatego często dochodzi między nami do konfliktów (ja również jestem LBE ;) ) i kończy się moją frustracją. Do tej pory miałam różne, lepsze lub gorsze, strategie radzenia sobie z takimi sytuacjami. Ostatnia lekcja z Julią uświadomiła mi, że muszę stosować coś zupełnie innego - polite and passive persistance in the proper position. Innymi słowy wybieram zadanie dla konia i konsekwentnie go koryguję, dopóki nie uda mi się go osiągnąć. Nie jestem krytyczna, nie wkurzam się na niego, po prostu spokojnie nalegam, żeby jednak zrobił to, o co proszę. Nie wdaję się z nim w konflikty, nie przejmuję się jego emocjami i buntami, po prostu robię swoje. 

Wydaje się to banalne, ale wcale nie jest takie proste. Po pierwsze wymaga od nas sprecyzowania o jaki efekt nam chodzi. Bez dokładnego planu nie będziemy przecież wiedzieć kiedy zadanie zostało wykonane i koń może zostać nagrodzony. Po drugie musimy uniknąć pokusy szczegółowego zarządzania każdym krokiem konia - to on ma zgadnąć o co nam chodzi, a nie my mamy go odpowiednio ustawić i wykonać całą pracę za niego. Przecież zależy nam na tym, żeby koń myślał i kombinował jak by tu rozwiązać zagadkę, którą mu zadaliśmy, a nie ślepo wykonywał szczegółowe polecenia. Po trzecie musimy mieć cierpliwość, żeby powtarzać ćwiczenie tak długo, aż koń wreszcie załapie o co chodzi - innymi słowy rozwiąże zagadkę. Z tym punktem mam najwięcej problemów ;) Kiedy Dżamal robi piętnaste kółko w kłusie i po raz kolejny w tym samym miejscu przechodzi w galop, a ja używam 4 fazy, żeby go zwolnic do kłusa i czuję, że nie ma za bardzo żadnej poprawy, naprawdę największym wysiłkiem woli kontynuuję ćwiczenie, zamiast stwierdzić "no dobra, tutaj zagalopował trzy kroki później i galop był jakby wolniejszy, więc w zasadzie mogę to zaakceptować". Na tym poziomie muszę już wymagać od niego więcej - zrobienie kilku kółek spokojnym kłusem leży zdecydowanie w zakresie jego możliwości, więc nagradzanie go za byle jakie okrążanie nie ma sensu. Po czwarte musimy zachować spokój, nie frustrować się, kiedy dzieje się to, co opisałam powyżej, tylko spokojnie robić swoje, konsekwentnie korygować konia, ale bez wkurzania się na niego, bez krytykowania, bez negatywu - trzeba podchodzić do tego trochę beznamiętnie, a może raczej neutralnie, bez emocji. 

Jak widać ta metoda wymaga dużo wewnętrznej równowagi i dyscypliny, ale efekty są naprawdę świetne. Jeśli chodzi o jazdę to udało nam się dziś zagalopować kilka razy bez brykania, jeżdżenie kłusem wzdłuż ogrodzenia też obyło się bez buntów. Moja wytrwałość wreszcie zaczyna przynosić owoce :)

Mamy też trochę innych sukcesów. Ostatnio bawiliśmy się trochę na wolności i Dżamal skakał nawet przez beczki. Na linie udało nam się przeskoczyć pojedynczą beczkę. Oprócz tego ćwiczymy trochę na krótszej linie, bo chciałabym, żeby Dżamal nauczył się galopować w większym wygięciu. Wyszyło genialnie: zagalopował od pierwszej fazy, w dodatku zganaszował się, podstawił zad i zagalopował na dobrą nogę, na obie strony. To było naprawdę super! Co prawda mało pracowaliśmy w lipcu, bo najpierw byłam na obozie, a potem były potworne upały, ale może taka przerwa dobrze mu zrobiła - też miał małe wakacje.