niedziela, października 27, 2013

Lekcja nr 2 z Julią + fotostory

Dziś miałam lekcję z Julią Opawską, drugą w Polsce Parelli Proffessional. Było bardzo fajnie i dużo się nauczyłam (a M. robił zdjęcia). Julia pokazała mi, jak poprawić moje odesłanie - okazało się, że za mało "otwieram" koniowi drogę, żeby mógł iść do przodu, czyli swoją postawą ciała z jednej strony proszę go o ruch, a z drugiej strony blokuję. Kiedy tylko to poprawiłam, odesłania zaczęły od razu wychodzić znacznie lepiej. Oto, jak to powinno wyglądać:


Po każdym odesłaniu, jeśli Dżamal nie ruszył takim chodem, o jaki go poprosiłam, miałam zmienić kierunek i wysłać go znów, uderzając stringiem w to miejsce, z którego miał ruszyć. Kiedy szedł ładnie, prosiłam go do siebie i czekałam, aż przeżuje i zada mi pytanie.

Tutaj czekam:

I nareszcie pytanie :)

Na początku ekspresja Dżamala nie była idealna, kiedy go prosiłam o więcej wysiłku robił różne miny.



Ale potem, kiedy udało mi się lepiej go odsyłać i dawać wyraźniejsze sygnały, było znacznie lepiej. 


Ważnym elementem, który musiałam poprawić, było też przygotowanie do odesłania. Julia powiedziała, że za szybko przechodzę od pozycji neutralnej do "idź na koło", powinno być jeszcze "uwaga, będę cię o coś prosić" i chwila czasu, żeby koń mógł nastawić uszy i pokazać, że jest gotów słuchać polecenia. Początkowo dość długo trwało, zanim Dżamal na mnie popatrzył, miał raczej minę "nie słucham cię, nie ma mnie tu". Rysunek poglądowy:


Musiałam więc cierpliwie czekać, aż na mnie spojrzy. Żeby go wybić z takiego zamknięcia prosiłam go o kroczek do tyłu, kroczek do przodu, przestawienie zadu itp., małe rzeczy, żeby się mną zainteresował. Dzięki temu udało się uzyskać jego większe zaangażowanie i ekspresję, a także lepsze odesłanie - energiczne i na 1-wszą fazę.



Mam ćwiczyć dobre odesłania w stępie i kłusie, a jak to będzie dobrze wychodzić, to zacząć wprowadzać zagalopowania. Najpierw 2-3 foule i zaproszenie do środka, a potem coraz więcej.

Później zajęłyśmy się przeciskaniem nad cavaletką. Ci z Was, którzy śledzą mój blog od dawna wiedzą, że dla Dżamala przeciskanie nad beczkami i innymi przeszkodami jest dużym wyzwaniem. Julia obejrzała nasze próby i orzekła, że daję Dżamalowi zbyt niejasne sygnały i on przez to nie do końca wie, co powinien zrobić. Pokazała mi, jak w konsekwentny i jasny sposób pokazać mu, że to schemat przeciskania, który składa się z odesłania, przyzwolenia i odwrócenia się pyskiem do przeszkody. Ponieważ mój koń po pokonaniu przeszkody nie leci jak wariat do przodu to znaczy, że nie czuje się niepewnie, po prostu albo mnie olewa, albo nie do końca wie o co mi chodzi. Kiedy udało mi się zrobić dobre odesłanie i stanowczo go popędzić, kiedy się wahał nad przejściem, okazało się, że wszystko wychodzi super :)

Na koniec Julia powiedziała, że widzi duże postępy od naszej ostatniej lekcji - cieszę się, że idziemy w dobrym kierunku :) Lekcja bardzo mi się podobała - niesamowite, że tak wydawałoby się niewielkie korekty, jak ustawienie nogi przy odsyłaniu, robią tak kolosalną różnicę! Jednak każda wizyta instruktora jest na wagę złota - samemu można się wiele nauczyć, ale, jak mówi Pat Parelli: "Praktyka nie czyni mistrza, tylko mistrzowska praktyka czyni mistrza." To bardzo mądre powiedzenie. Dodatkowo Julia jest bardzo cierpliwa i wszystko dokładnie tłumaczy - czemu tak, a nie inaczej, z czego wynika dana korekta, co bardzo mi się podoba, bo pozwala szybciej się uczyć. 

Tu jeszcze parę zdjęć:







niedziela, października 13, 2013

Drugi (dłuższy) wyjazd w teren

Dziś wybraliśmy się w teren we trójkę - ja na Dżamalu i Marcin z kijkami do nordic walking. Byliśmy na przecudnym, jesiennym spacerze. Byłam absolutnie zachwycona :) Wyjazdy w teren to jeden z głównych powodów, dla których chciałam mieć własnego konia, a, co za tym idzie, jedna z przyczyn, dla której bawię się w PNH. Dzisiejszy spacer bardzo dobrze pokazał, dlaczego dobra relacja i zgranie z koniem dają tyle radości. Dawniej zawsze, kiedy jechałam w teren, miałam gulę w żołądku - bałam się, bo wiedziałam, że może wydarzyć się dosłownie wszystko. Wiedziałam, że koń może mnie ponieść, zrzucić, kopnąć innego konia, skręcić do stajni zamiast tam, gdzie planuję jechać, odmówić jazdy w zadanym chodzie. Teraz wiem, że spacery mogą być spokojne, relaksujące i przyjemne, bez nieustającej czujności i strachu. Można jechać na rozluźnionym, patrzącym pod nogi koniu, który słucha moich sygnałów, zachowuje się jak partner i nie daje mi najmniejszych powodów do strachu. Były takie momenty, kiedy zapominałam, że siedzę na koniu i wydawało mi się, że sama idę po leśnej, zasłanej liśćmi ścieżce. Jak to mówi Pat: "There's nothing you can't do when the horse becomes a part of you.", czyli "Kiedy koń stanie się częścią ciebie, nie ma rzeczy, której nie mógłbyś zrobić." Nie jesteśmy może jeszcze na tym etapie, ale momentami naprawdę czułam, o co chodzi w tym tekście. 

piątek, października 11, 2013

Pierwszy (króciutki) wyjazd w teren

Jako, że teraz bywam u Dżamala 3 razy w tygodniu, będę pisała bardziej ogólnie o naszych postępach, bo nie wierzę, że uda mi się pisać tak często. Ostatnio staram się zachować proporcję pracy w różnych savvy według propozycji z Parelli Connect, czyli 50% jazda Freestyle, 25% na linie i 25% na wolności. Na razie zdecydowania przeważa praca na linie, ale staram się jak najwięcej jeździć. Z innych informacji: Dżamal przychodzi do mnie chętnie na pastwisku, a nawet rży na mój widok - to takie miłe uczucie!

Ostatnio bawiliśmy się na wolności w naszym niedużym roundpenie, ćwiczyliśmy zmiany kierunku i ósemki (to właściwie to samo, jakby się nad tym zastanowić). Na początek słabo działało przyciąganie, czyli koń nie za bardzo chciał do mnie podchodzić, co mocno utrudniało zmiany kierunku. postanowiłam więc pobawić się trochę w Okrążanie ze zmianą chodów i poczekać, aż mu się znudzi i do mnie podejdzie - często robi tak na linie. Faktycznie po 3-4 kółkach postawił uszka i ruszył w moim kierunku, więc cofnęłam się i pozwoliłam mu podejść. Oczywiście nie miał cały czas dobrej ekspresji, bo skulił trochę uszy, no ale od czegoś trzeba zacząć. Zaczęliśmy więc ćwiczyć zmiany kierunku przy użyciu beczek jako znaczników. W prawą stronę szło zupełnie nieźle, ale w lewą mieliśmy większe problemy. Udało się zrobić kilka ósemek, więc na tym zakończyłam. Zawsze, kiedy chciał do nie podejść, dużo go głaskałam i drapałam, żeby dobrze sobie to kojarzył.

Później na niego wsiadłam i robiliśmy przeplatankę w stępie i trochę w kłusie. Coraz lepiej wychodzi nam energiczny  kłus, taki baz zatrzymywania się i kombinowania. Przeplatanka była sporym wyzwaniem, bardzo pilnowałam, żeby obciążać wewnętrzne strzemię i obracać jak najmocniej ramiona przy skręcaniu. Jeśli jakiś zakręt udał się dobrze, zatrzymywaliśmy się między beczkami, a koń intensywnie żuł. Jeśli cały przejazd wyszedł nieźle i widziałam, że Dżamal zaczyna myśleć o schemacie, robiliśmy kółko kłusem bez przeplatania. Oczywiście to dopiero początek, będziemy to jeszcze regularnie powtarzać.

Potem pojechałam na nim na 10 minut w teren - to nasz pierwszy wypad poza ujeżdżalnię. Dżamal szedł energicznie do przodu i był bardzo zainteresowany otoczeniem, trochę podenerwowany, ale raczej pewny siebie. Trochę się popaśliśmy i wróciliśmy do domu, ale mój apetyt na jazdę w teren zdecydowanie wzrósł!

niedziela, października 06, 2013

Aklimatyzacja

Przez pierwsze kilka dni w nowej stajni Dżamal był dosyć poddenerwowany, co jest zupełnie zrozumiałe. Mam wrażenie, że dużo bardziej niż zwykle mnie potrzebował, ponieważ z mojej obecności czerpał pewność siebie. Kiedy przychodziłam na pastwisko, biegł do mnie kłusem, stawał pod bramą i jasno pokazywał, że chce już sobie stąd iść. Kiedy odchodziłam, rżał za mną. A kiedy siedziałam z nim na padoku, często podchodził i wtedy dużo go głaskałam, co go uspokajało, zaczynał ziewać i się rozluźniał. W ogóle mam wrażenie, że te przenosiny wzmocniły naszą więź. Po raz pierwszy w życiu Dzamal naprawdę poczuł, że jesteśmy stadem i potrzebuje mojego przywództwa. I sądzę, że nie najgorzej zdałam ten egzamin. 

Mamy do dyspozycji niewielką ujeżdżalnię, na której stoją 2 metalowe beczki, wysoka cavalettka i drąg. Ja przywiozła dodatkowo 3 moje małe beczki i piłkę. Na pastwisku obok stoi mały roundpen, pień i dwie duże opony. Planujemy z Dominiką wkopać dwie duże opony do przeciskania i zrobić z trzeciej podest.

Bawiłam się z Dżamalem na początek niezbyt długo, ponieważ z jednej strony chciałam mu dać czas na przywyknięcie do nowej sytuacji, a z drugiej strony mam problemy z biodrem, a właściwie kręgosłupem i nie mogę zbyt długo stać. Dlatego zaczęłam robić okrążanie, siedząc na beczce i szukać nowych rozwiązań, żeby odciążyć nogę. Chodzimy też na spacery po okolicy.

Muszę powiedzieć, że coraz lepiej idzie nam używanie delikatnych faz. Zaczęły nawet wychodzić zagalopowania na podniesienie energii i dwukrotne cmoknięcie. Raz nawet Dżamal lotnie zmienił nogę, kiedy zagalopował na niewłaściwą. Nadal trudności sprawia za to skakanie nad beczkami - z wysoką cavalettką jest łatwiej.

W czwartek udało mi się też trochę pojeździć. Dżamal był mocno nakręcony, więc postanowiłam spróbować nowego dla nas schematu - pudełka pytań. Polega on na tym, że na środku placu ustawiamy "pudełko" z czterech beczek. To jedyne miejsce, gdzie możemy się zatrzymać, zmienić chód, kierunek i wygięcie. Schemat to dwa koła, które przecinają się w pudełku. Chodzi o to, że za każdym razem, kiedy zbliżamy się do pudełka, koń zadaje pytanie: "zwalniamy, przyspieszamy, wjeżdżamy na drugie koło?". Dzięki temu bardziej się skupia i angażuje umysł. Przy okazji jest to dobry schemat, jeśli koń idzie za bardzo do przodu, ponieważ składa się z dwóch kół, a koła "skracają" konie. Muszę powiedzieć, że szło nam całkiem nieźle i faktycznie Dżamal się rozluźnił i przestał tak pędzić. Zwłaszcza w kłusie wychodziło dobrze. Pozwoliłam mu się też trochę rozpędzić, jeżdżąc wzdłuż ogrodzenia i to również dobrze mu zrobiło. 

Myślę, że jeszcze trochę pracy z ziemi nad galopem i będziemy mogli popróbować tego z siodła. Dotychczas galopowałam na Dżamalu tylko raz i zaczął odrobinę brykać :) Ale nawet na chwilę nie straciłam nad nim kontroli, zatrzymał się na delikatny sygnał ode mnie. Chciałabym też zacząć jeździć na nim w terenie, muszę się umówić z Dominiką.

piątek, października 04, 2013

Nowa stajnia

Jakiś czas temu odwiedziłam w stajni koleżankę, którą znam z Parelli Connect, a która mieszka bardzo blisko mnie. Stajnia znajduje się w Okrzeszynie, czyli jakieś 10-15 minut drogi samochodem albo pół godziny autobusem. Miejsce od razu bardzo mi się spodobało - mała stajnia na 6 koni, przyzwoite pastwiska, plac do jazdy i powstający plac zabaw, przy tym przyjazna atmosfera dla naturala. Zaczęłam się zastanawiać... Już od jakiegoś czasu myślałam nad tym, że aby robić większe postępy i zacząć na serio jeździć, musiałabym bywać u Dżamala częściej niż raz w tygodniu. Niedawno na Parelli Connect wprowadzono też funkcję ustawiania sobie celów, które chce się osiągnąć z koniem i możliwość zapisywania i monitorowania postępów. Kiedy ustawiłam sobie cel "zaliczyć wszystkie poziomy" okazało się, że według Parelli musiałabym być w stajni 6 dni w tygodniu... Najmniej wymagający cel to 180 minut tygodniowo rozłożone na 3 wizyty. Mocno się podłamałam. Dlatego kiedy zwiedzałam stajnię w Okrzeszynie dotarło do mnie, że to może być rozwiązanie moich problemów.

Oczywiście stajnia nie ma tak dobrych warunków, jak Anka Rancho - mniejsze pastwiska, mniejszy plac zabaw no i mniej naturalsów. Anka Rancho przez te 3,5 roku stało się moim drugim domem i absolutnie to miejsce uwielbiam. Jednak doszłam do wniosku (po długich przemyśleniach), że jednak ważniejsze jest dla mnie to, żeby móc spędzać więcej czasu z Dżamalem. Decyzja zapadła.

W zeszłą sobotę p. Darek (właściciel stajni), Dominika i ja pojechaliśmy po Dżamala. Zastanawiałam się jak pójdzie pakowanie go do przyczepy, więc na wszelki wypadek ćwiczyłam to parę dni wcześniej. Na szczęście poszło zupełnie gładko. Niestety niewłaściwie przywiązałam go w przyczepie (zostawiłam za długą linę) i jakoś przełożył ją sobie nad głową tak, że nie mógł jej podnieść. Oczywiście lekko spanikował, że coś złapało go za głowę. Na szczęście dobrze zawiązałam węzeł (dzięki, Kasiu!) i błyskawicznie go odwiązałam. Oczywiście Dżamal był zdenerwowany i ja również. Postanowiłam więc, że wyładuję go z przyczepy, żeby nie czuł się złapany w potrzask i poproszę go, żeby wszedł ponownie - żeby mógł sam podjąć tę decyzję. Uznałam, że nie chcę z powodu transportu psuć sobie relacji z koniem. Tym razem ładowanie trwało znacznie dłużej, bo Dżamal stracił pewność siebie i uznał, że przyczepa jest zdecydowanie podejrzana. Jednak po trochu udało się w końcu przełamać jego opory. Tym razem przywiązałam go już dobrze i pojechaliśmy. W trakcie drogi zachowywał się bardzo grzecznie.

W nowym miejscu był oczywiście zdenerwowany, ale też nie było jakiejś paniki. Wypuściłam go na padok obok pastwiska, gdzie stały dwie klacze - Perła i Vana. Obie były nim bardzo zaintrygowane, on jednak pasł się, obrócony do nich zadem i udawał, że w ogóle ich nie widzi. Było to bardzo zabawne :) Tymczasem razem z Dominiką zrobiłyśmy przemeblowanie siodlarni/pokoiku socjalnego. Dostałam do własnego użytku jedną pakę (Dominika jest kochana!), do której zmieściły się wszystkie moje rzeczy razem z siodłem. Mam wreszcie porządek w linach, które wiszą na drzwiach paki, zamiast w różnego rodzaju workach. Poznałam też drugą z pensjonariuszek, Monikę i zostałam miło przywitana w nowej stajni.

A oto Dżamal na nowym pastwisku:

W następnym poście: jak Dżamal zaaklimatyzował się w nowej stajni i jak to wpłynęło na naszą relację.

środa, października 02, 2013

Praca domowa

Po lekcji z Julią wzięłam się za odrabianie "pracy domowej", czyli wprowadzania zmian, o których mi powiedziała. Na początek musiałam poradzić sobie z moimi nawykami, czyli zacząć stosować subtelniejsze fazy i inną mowę ciała. Oczywiście dla Dżamala to też była duża zmiana. Dopiero, kiedy spróbowałam zadziałać delikatniej, zdałam sobie sprawę, że mój koń nie zwraca na mnie bardzo dużej uwagi - to jak sądzę z jednej strony kwestia szacunku, a z drugiej podejścia "skoro do mnie krzyczysz, to nie słucham twoich szeptów". Zaczęłam więc od czegoś prostego, czyli jojo. Jako pierwszą fazę używałam energii i pozycji ciała, mówiącej "cofnij się" i lekko wystawionego palca. Dopiero później zaczynałam odrobinę tym palcem ruszać. Nagradzałam każdy kroczek cofania na najlżejszą fazę - musiało to wyglądać dziwnie: stoję przed koniem i intensywnie się na niego patrzę, on w końcu tak jakby odrobinę się cofa i ja się wtedy cieszę i mówię "dobry koń!" ;) 

Kiedy udawało mi się go wycofać, przywoływałam go z powrotem do siebie - pierwszą fazą było odchylenie się nieco do tyłu i "zasysająca", zapraszająca energia, a dopiero potem "czesanie" liny. To okazało się znacznie trudniejsze. Musiałam wiele razy przechodzić do wyższych faz, nawet do czwartej, żeby Dżamal się w końcu ruszył. Podczas pierwszego dnia po lekcji z Julią robiłam tylko jojo i kiedy w końcu mój koń podszedł do mnie na pierwszą fazę z uszami do przodu (!), byłam naprawdę szczęśliwa i na tym zakończyliśmy. Ta ekspresja na jego pysku, kiedy widzę, że jest zainteresowany tym, co robimy, zadaje pytania, mamy konwersację, to najlepsza nagroda za wszystkie wysiłki. Od tego momentu wiedziałam, że jestem na właściwej drodze - to było nasze brakujące ogniwo. 

Oczywiście nie udało nam się zmienić wszystkiego od razu. Dżamal miał różne pomysły co zrobić z nową sytuacją. Na przykład jednego dnia podczas Okrążania, kiedy go wysyłałam w delikatny sposób, robił jeden krok do przodu i się zatrzymywał. Kiedy go znów wysyłałam, robił kolejny krok i stawał. Uznałam więc, że będę działać tak, jakby był LBI i prosiłam go o robienie koła tyłem - nawet nieźle mu szło ;) 

Dużo czasu spędziliśmy też na ćwiczeniu wchodzenia na podest. To nadal dla Dżamala duże wyzwanie i myślę, że jeszcze jakiś czas nam to zajmie. Ale uznałam, że skoro mamy wprowadzić zmiany w komunikacji, to możemy równie dobrze robić to przy okazji tego zadania, a uczenie się galopu na najdłuższej linie raczej zostawię sobie na później.

Kiedy patrzę z perspektywy dwóch miesięcy (choć bywałam przez ten czas bardzo rzadko w stajni), to widzę, że kiedy w miarę opanowałam nowe podejście, a Dżamal się do niego przyzwyczaił, znacznie poprawiła nam się relacja. Czuję, że jesteśmy dużo bardziej partnerami. Chyba nie zauważyłam, kiedy mój koń dorósł i zaczął potrzebować większej odpowiedzialności, ale również możliwości wyrażania swojego zdania. W końcu w partnerstwie z koniem podział ma być 51% do 49% i mam poczucie, że zbliżyliśmy się teraz bardziej do tego idealnego podziału. Zauważyłam, że w Dżamalu jest dzięki temu jest mniej buntu czy sprzeciwu, znacznie rzadziej słyszę od niego "nie". Zaczął też chętniej przychodzić do mnie na pastwisku - chyba też podobają mu się te nowe porządki :)

W następnym poście napiszę o... przenosinach do nowej stajni.