Po lekcji z Julią wzięłam się za odrabianie "pracy domowej", czyli wprowadzania zmian, o których mi powiedziała. Na początek musiałam poradzić sobie z moimi nawykami, czyli zacząć stosować subtelniejsze fazy i inną mowę ciała. Oczywiście dla Dżamala to też była duża zmiana. Dopiero, kiedy spróbowałam zadziałać delikatniej, zdałam sobie sprawę, że mój koń nie zwraca na mnie bardzo dużej uwagi - to jak sądzę z jednej strony kwestia szacunku, a z drugiej podejścia "skoro do mnie krzyczysz, to nie słucham twoich szeptów". Zaczęłam więc od czegoś prostego, czyli jojo. Jako pierwszą fazę używałam energii i pozycji ciała, mówiącej "cofnij się" i lekko wystawionego palca. Dopiero później zaczynałam odrobinę tym palcem ruszać. Nagradzałam każdy kroczek cofania na najlżejszą fazę - musiało to wyglądać dziwnie: stoję przed koniem i intensywnie się na niego patrzę, on w końcu tak jakby odrobinę się cofa i ja się wtedy cieszę i mówię "dobry koń!" ;)
Kiedy udawało mi się go wycofać, przywoływałam go z powrotem do siebie - pierwszą fazą było odchylenie się nieco do tyłu i "zasysająca", zapraszająca energia, a dopiero potem "czesanie" liny. To okazało się znacznie trudniejsze. Musiałam wiele razy przechodzić do wyższych faz, nawet do czwartej, żeby Dżamal się w końcu ruszył. Podczas pierwszego dnia po lekcji z Julią robiłam tylko jojo i kiedy w końcu mój koń podszedł do mnie na pierwszą fazę z uszami do przodu (!), byłam naprawdę szczęśliwa i na tym zakończyliśmy. Ta ekspresja na jego pysku, kiedy widzę, że jest zainteresowany tym, co robimy, zadaje pytania, mamy konwersację, to najlepsza nagroda za wszystkie wysiłki. Od tego momentu wiedziałam, że jestem na właściwej drodze - to było nasze brakujące ogniwo.
Oczywiście nie udało nam się zmienić wszystkiego od razu. Dżamal miał różne pomysły co zrobić z nową sytuacją. Na przykład jednego dnia podczas Okrążania, kiedy go wysyłałam w delikatny sposób, robił jeden krok do przodu i się zatrzymywał. Kiedy go znów wysyłałam, robił kolejny krok i stawał. Uznałam więc, że będę działać tak, jakby był LBI i prosiłam go o robienie koła tyłem - nawet nieźle mu szło ;)
Dużo czasu spędziliśmy też na ćwiczeniu wchodzenia na podest. To nadal dla Dżamala duże wyzwanie i myślę, że jeszcze jakiś czas nam to zajmie. Ale uznałam, że skoro mamy wprowadzić zmiany w komunikacji, to możemy równie dobrze robić to przy okazji tego zadania, a uczenie się galopu na najdłuższej linie raczej zostawię sobie na później.
Kiedy patrzę z perspektywy dwóch miesięcy (choć bywałam przez ten czas bardzo rzadko w stajni), to widzę, że kiedy w miarę opanowałam nowe podejście, a Dżamal się do niego przyzwyczaił, znacznie poprawiła nam się relacja. Czuję, że jesteśmy dużo bardziej partnerami. Chyba nie zauważyłam, kiedy mój koń dorósł i zaczął potrzebować większej odpowiedzialności, ale również możliwości wyrażania swojego zdania. W końcu w partnerstwie z koniem podział ma być 51% do 49% i mam poczucie, że zbliżyliśmy się teraz bardziej do tego idealnego podziału. Zauważyłam, że w Dżamalu jest dzięki temu jest mniej buntu czy sprzeciwu, znacznie rzadziej słyszę od niego "nie". Zaczął też chętniej przychodzić do mnie na pastwisku - chyba też podobają mu się te nowe porządki :)
W następnym poście napiszę o... przenosinach do nowej stajni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz