poniedziałek, sierpnia 11, 2014

Na plaży

Wczoraj Dżamal służył za modela podczas ślubnej sesji fotograficznej. Najpierw go wykąpałam, żeby faktycznie był romantycznym, siwym arabem, a potem pojechaliśmy na plażę nad Wisłą. Było bardzo gorąco, gryzły muchy i pod sam koniec drogi Dżamal odmówił współpracy - chyba chciał już wracać do domu. Jednak kiedy zsiadłam i podprowadziłam go do zejścia nad wodę, zgodził się pojechać dalej. Po chwili dotarliśmy do małej rzeczki - odnogi Wisły. Dżamal nigdy wcześniej nie przechodził przez wodę, zrobił wielkie oczy i zaczął furczeć. Spokojnie jeździłam sobie wzdłuż brzegu, nie przejmując się jego emocjami. Po chwili koń podszedł do wody, powąchał ją, po czym wszedł i spokojnie przejechał na drugą stronę. To była jego decyzja, nie zmuszałam go, jedynie pokazałam, że chciałabym, żeby wszedł do wody i pozostawiłam mu wybór kiedy i jak to zrobi. Dzięki temu nie straciłam jego zaufania i szacunku, postawiłam relację na pierwszym miejscu.

Na plaży na Dżamala wsiadła panna młoda w białej sukni, Pierwszy raz siedział na nim ktoś poza mną i nie wiedziałam jak zareaguje. Ale był spokojny, nie przejmował się suknią i w miarę reagował na jej sygnały. Musiałam go jednak czasem przestawiać czy popędzać, bo nie zawsze współpracował. Potem wsiadła tez na chwilę Dominika, żeby wypróbować moje siodło, które bardzo przypadło jej do gustu. 



Po jakimś czasie było mi już tak gorąco, że postanowiłam wracać. Pan Darek i Sułtan zostali jeszcze trochę, a ja ruszyłam w drogę powrotną z Dominiką, która przyjechała na plażę samochodem. Przeprawa przez rzeczkę w tę stronę była już bezproblemowa. Później ja jechałam ścieżką, a Dominika koło mnie asfaltem, z otwartym oknem, żebyśmy mogły gadać. Było bardzo fajnie - polecam takie tereny! Czułam się bezpiecznie, bo gdyby coś się stało, to Dominika by mnie pozbierała, a przy tym mogłyśmy bez problemu rozmawiać. Okazało się, że Dżamal kłusem wyciąga ponad 20 km/h :) Jako, że miałam eskortę, postanowiłam spróbował po raz pierwszy galopu w terenie. Kiedy dałam łydki, koń oczywiście bryknął i wcale nie zagalopował. Więc za drugim razem tylko cmoknęłam (dwa razy - nasz sygnał do zagalopowania) i nie dałam łydek ani nie usiadłam w siodle. Koń się chwilę zastanowił i jak jeszcze raz cmoknęłam ruszył pięknym, spokojnym galopem :) Było super, przez chwilę mocno przyspieszył, więc podniosłam jedną wodzę i po chwili wrócił do spokojnego galopu. Później przeszłam do kłusa, trwało to chwilę, ale nie było oporu z jego strony, po prostu galopował coraz wolniej aż do kłusa. Kawałek dalej jeszcze raz pogalopowaliśmy, też tylko na cmoknięcie i znów bardzo spokojnie. Byłam zachwycona, Dżamal ma bardzo fajny galop :)

Później jechałam już asfaltem koło samochodu Dominiki. Kiedy ona przyspieszała, żeby wjechać przede mnie i przepuścić inny samochód, koń też przyspieszał - najwyraźniej poczuwał się do samochodu jako części stada. Jak Dominika coś mówiła to zaglądał przez okno do środka - to był przecież znajomy głos. Trochę przyspieszał mi czasem do kłusa, może rozochocił się po tym galopie. W końcu dotarliśmy do stajni, mocno zmęczeni, ale zadowoleni. Zrobiliśmy koło 12 km, to był mój najdłuższy teren na Dżamalu. Dziś wszystko mnie boli ;)

piątek, sierpnia 08, 2014

Siła konsekwencji

To powiedzonko Pata słyszałam już tyle razy, że często bawiąc się z koniem czy prowadząc lekcje ciągle mam je w głowie: Polite and passive persistance in the proper position prevents p* poor performance. Nalegaj uprzejmie, neutralnie i we właściwy sposób, a unikniesz totalnej klapy. Jak widać powiedzonko jest sformułowane w typowy dla Pata dowcipny i pokrętny sposób (wszystkie słowa na literę p), co sprawia, że łatwiej je zapamiętać, ale nieco trudniej zrozumieć. I na różnych etapach mojej przygody z PNH znaczyło ono dla mnie coś innego. Właśnie ostatnio dotarł do mnie kolejny, głębszy (jak sądzę) wymiar tego krótkiego zdania - a może po prostu bardziej adekwatny do poziomu, na którym aktualnie pracuję z Dżamalem. Łączy się on z jednym z obowiązków człowieka w relacji z koniem: use natural power of focus (używaj naturalnego skupienia uwagi). 

O co chodzi? Przede wszystkim o konsekwencję. Jak zapewne wiecie, Dżamal jest LBE i ma zawsze własne zdanie, lubi się kłócić i obracać w ruinę wszystkie moje plany. Jest przy tym dość emocjonalny i łatwo się nakręca. Dlatego często dochodzi między nami do konfliktów (ja również jestem LBE ;) ) i kończy się moją frustracją. Do tej pory miałam różne, lepsze lub gorsze, strategie radzenia sobie z takimi sytuacjami. Ostatnia lekcja z Julią uświadomiła mi, że muszę stosować coś zupełnie innego - polite and passive persistance in the proper position. Innymi słowy wybieram zadanie dla konia i konsekwentnie go koryguję, dopóki nie uda mi się go osiągnąć. Nie jestem krytyczna, nie wkurzam się na niego, po prostu spokojnie nalegam, żeby jednak zrobił to, o co proszę. Nie wdaję się z nim w konflikty, nie przejmuję się jego emocjami i buntami, po prostu robię swoje. 

Wydaje się to banalne, ale wcale nie jest takie proste. Po pierwsze wymaga od nas sprecyzowania o jaki efekt nam chodzi. Bez dokładnego planu nie będziemy przecież wiedzieć kiedy zadanie zostało wykonane i koń może zostać nagrodzony. Po drugie musimy uniknąć pokusy szczegółowego zarządzania każdym krokiem konia - to on ma zgadnąć o co nam chodzi, a nie my mamy go odpowiednio ustawić i wykonać całą pracę za niego. Przecież zależy nam na tym, żeby koń myślał i kombinował jak by tu rozwiązać zagadkę, którą mu zadaliśmy, a nie ślepo wykonywał szczegółowe polecenia. Po trzecie musimy mieć cierpliwość, żeby powtarzać ćwiczenie tak długo, aż koń wreszcie załapie o co chodzi - innymi słowy rozwiąże zagadkę. Z tym punktem mam najwięcej problemów ;) Kiedy Dżamal robi piętnaste kółko w kłusie i po raz kolejny w tym samym miejscu przechodzi w galop, a ja używam 4 fazy, żeby go zwolnic do kłusa i czuję, że nie ma za bardzo żadnej poprawy, naprawdę największym wysiłkiem woli kontynuuję ćwiczenie, zamiast stwierdzić "no dobra, tutaj zagalopował trzy kroki później i galop był jakby wolniejszy, więc w zasadzie mogę to zaakceptować". Na tym poziomie muszę już wymagać od niego więcej - zrobienie kilku kółek spokojnym kłusem leży zdecydowanie w zakresie jego możliwości, więc nagradzanie go za byle jakie okrążanie nie ma sensu. Po czwarte musimy zachować spokój, nie frustrować się, kiedy dzieje się to, co opisałam powyżej, tylko spokojnie robić swoje, konsekwentnie korygować konia, ale bez wkurzania się na niego, bez krytykowania, bez negatywu - trzeba podchodzić do tego trochę beznamiętnie, a może raczej neutralnie, bez emocji. 

Jak widać ta metoda wymaga dużo wewnętrznej równowagi i dyscypliny, ale efekty są naprawdę świetne. Jeśli chodzi o jazdę to udało nam się dziś zagalopować kilka razy bez brykania, jeżdżenie kłusem wzdłuż ogrodzenia też obyło się bez buntów. Moja wytrwałość wreszcie zaczyna przynosić owoce :)

Mamy też trochę innych sukcesów. Ostatnio bawiliśmy się trochę na wolności i Dżamal skakał nawet przez beczki. Na linie udało nam się przeskoczyć pojedynczą beczkę. Oprócz tego ćwiczymy trochę na krótszej linie, bo chciałabym, żeby Dżamal nauczył się galopować w większym wygięciu. Wyszyło genialnie: zagalopował od pierwszej fazy, w dodatku zganaszował się, podstawił zad i zagalopował na dobrą nogę, na obie strony. To było naprawdę super! Co prawda mało pracowaliśmy w lipcu, bo najpierw byłam na obozie, a potem były potworne upały, ale może taka przerwa dobrze mu zrobiła - też miał małe wakacje.

czwartek, czerwca 12, 2014

Podejście pierwsze

Dziś udało nam się nagrać pierwsze podejście do zaliczenia L3 on line. Oczywiście wszystko poszło znacznie gorzej niż zwykle, upuściłam chyba ze dwa razy carrot sticka, cały czas plątałam się w linę, co mi się zazwyczaj nie zdarza itd. Dlatego zawsze warto zrobić kilka podejść do zaliczenia, bo stres człowieka zjada i wszystko idzie nie tak :)

Bawiliśmy się tym razem wieczorem, żeby nie było gorąco, ale za to zaatakowały hordy komarów (co dobrze widać na filmie), więc powiedzmy, że warunki nie były idealne do skupienia się. Dżamal nie chciał stać spokojnie, bo gryzły go komary, w dodatku cały czas się nakręcał. Większość rozgrzewki zajęło mi przekonanie go, że istnieje coś poza galopem. Podczas Okrążania zaczęłam stosować technikę, którą widziałam ostatnio na filmie z Patem: jeśli koń idzie za szybko albo traci połączenie (czyli np. ciągnie za linę), to trzeba odangażować mu zad. Dżamal dosyć szybko załapał o co chodzi i kiedy lekko patrzyłam na zad, zwalniał, a wtedy pokazywałam, że ma iść dalej, tylko tym wolniejszym tempem i faktycznie się trochę uspakajał. Przejścia w dół szły nam ogólnie strasznie, ale za to do wyższych chodów bez problemu. Udało nam się zrobić kilka pięknych zmian kierunku z lotną zmianą nogi w galopie :)

Później zrobiliśmy schemat Przeszkód (Obstacles Pattern). Prosiłam Dżamala o skoki przez beczkę i kłodę, chody boczne wzdłuż kłody (tu sam zaproponował nad kłodą zamiast obok), wchodzenie na podest, przechodzenie przez plandekę i turlanie piłki do mnie. Potem Gra w Zaprzyjaźnianie z piłką i prowadzenie do tyłu za ogon. Tutaj trochę nam nie wyszło skręcanie, koń się lekko zdezorientował. Za to schemat Ósemki i Fali wyszły naprawdę super!

Marcin (który mnie filmował) mówił, że trudno mu było mieć cały czas w kadrze zarówno mnie, jak i konia, ponieważ ta lina jest naprawdę długa. Ale wydaje mi się, że wszystko w miarę widać. Na filmie nie ma wprowadzania do przyczepy, bo jeszcze pracuję nad zdobyciem jakiejś do nagrania.



wtorek, czerwca 10, 2014

Przygotowanie do zaliczenia L3 on line

Zaczęłam już na poważnie przygotowywać się do zaliczenia. Muszę powiedzieć, że zaplanowanie wszystkiego w przypadku L3 jest znacznie trudniejsze, niż przy L2, ponieważ będę używać liny o długości 14 m. Innymi słowy kiedy koń mnie okrąża, to koło ma maksymalną średnicę 28 m! Prawdopodobnie zazwyczaj nie przekraczam 20 m, ale to i tak sporo. Żeby zrobić wszystkie rzeczy, które są obowiązkowe i które chciałabym pokazać, muszę dobrze wszystko rozplanować przestrzennie. Rozrysowałam to sobie nawet na kartce :)

Ostatnio było naprawdę gorąco, więc chociaż planowałam nagrać wstępnie przynajmniej część zadań, żeby sobie poćwiczyć, to ostatecznie z tego zrezygnowałam. Przy takim upale kiepsko się myśli i koncentruje. Następnym razem pojadę może po południu, jak będzie nieco chłodniej. Mimo to udało mi się przećwiczyć parę rzeczy.

Pierwszy najważniejszy wniosek jest taki - kuleje nam Friendly Game z carrot stickiem i stringiem. Kiedy zaczynam nim mocniej uderzać w ziemię, to koń myśli, że o coś go proszę i stara się wykombinować o co mi chodzi, spina się lekko, bo nie może zrozumieć moich intencji. Kiedy tylko głaszczę go po szyi, to się zupełnie rozluźnia, bo zna ten sygnał: hurry up and relax, czyli: szybko, rozluźnij się! Myślę, że stanie godzinę i machanie stringiem nie ma większego sensu, zamiast tego będę dodawać w przerwie między każdym ćwiczeniem trochę machania i będę bardzo pilnować mojej mowy ciała. Chciałabym, żeby Dżamal nauczył się patrzeć na moją postawę i z niej odczytywać, czy teraz o coś proszę, czy nie. 

Ćwiczyliśmy też Falę, która szła całkiem dobrze, nawet z trochę większej odległości. Za jakiś czas chciałabym spróbować z galopem. Powtórzyliśmy też skoki przez beczki i kłodę - to chyba 4 sesja, mamy to powtarzać przez siedem. Na początku było znów trochę nakręcania się, ale dosyć szybko udało się to opanować. Okrążanie szło bardzo dobrze, również w galopie. To niesamowite, że kiedy przestałam się skupiać na tym, żeby koń szedł galopem, a zaczęłam myśleć o jakości tego, jak robi Okrążanie, to nagle galop przestał być problemem. It's not about the... Czyli nie chodzi o to, żeby zrobić konkretne ćwiczenie, a o szacunek, zaufanie i pewność siebie konia.

Ogólnie rzecz biorąc mam poczucie, że większość zadań wychodzi dobrze, muszę teraz tylko dopracować "choreografię", czyli co robić po kolei, jak się ustawić do danego ćwiczenia itp. Zamierzam się tym zająć jutro.

piątek, czerwca 06, 2014

Jeden gram w rękach, dwa gramy w nogach, cztery gramy w carrot sticku

Jako, że ostatnio parę razy ćwiczyliśmy skakanie przez beczki, postanowiłam dziś trochę utrudnić zadanie, żeby koń się nie znudził. Na okręgu ustawiłam beczki oraz wysoką cavaletkę. W ten sposób podczas okrążania koń musiał przeskoczyć dwie przeszkody zamiast jednej. Cavaletka była dla niego łatwiejsza, ale jak zwykle za bardzo się rozpędzał. Skakał ją z dużym zapasem i nie umiał utrzymać kłusa. Na początek w ogóle omijał beczki, ale metodą uderzania stringiem w przestrzeń koło beczki, przez która się "przemknął", udało nam się ustalić, że nie powinien zmieniać toru, po którym idzie. Wyzwaniem było oczywiście utrzymanie kłusa, emocje były bardzo silne, koń się zadyszał, oczy wielkie, dużo adrenaliny. Byłam jednak spokojna i stanowcza, prosząc go cały czas o to samo. Powoli jego skoki stały się bardziej płaskie i oszczędne, zamiast nieskoordynowanego wyskakiwania w powietrze, zaczął też przyspieszać tylko na dwa kroki przed skokiem i widać było, że naprawdę stara się wymyślić jak sobie poradzić z tym wyzwaniem. Bardzo bym chciała, żeby każde nasze ćwiczenie było dla niego taką zagadką do rozwiązania, wyzwaniem, a nie nudnym zadaniem do wykonania. W końcu jakby coś się w nim przełączyło. Zwolnił przed cavaletką, skoczył ją spokojnie, utrzymał kłus, przed beczkami przez chwilę się zawahał, a potem ładne skoczył i dalej poszedł kłusem. Przywołałam go do siebie bardzo dumna z jego postępów - zamiast reagować emocjonalnie, włączył umysł i "przemyślał" całe okrążenie i przeszkody, zamiast po prostu biegać i się nakręcać. Super! Mam genialnego konia :)

Inna genialna rzecz, która nam dziś wyszła, to zmiana kierunku w galopie z lotną zmianą nogi. Miałam poczucie, że Dżamal naprawdę rozumie o co chodzi, a nie tylko losowo biegnie w drugą stronę. Bardzo mi się podoba to, że zaczął angażować nie tylko swoje ciało, ale też umysł w to, co robimy.

Później wsiadłam i zaczęliśmy żmudną pracę z siodła. Na razie nie sprawia mi to zbyt wiele przyjemności, ale mam nadzieję, że kiedy uda nam się przepracować te elementy, to później będzie lepiej. Znów robiliśmy schemat Podążaj po ścieżce, z użyciem steady rein i korektą przy użyciu carrot sticka. Musze powiedzieć, że jest już lepiej, mam większą kontrolę i mniej buntów. Nadal jednak dużo czasu zajęło mi uzyskanie w miarę dobrego okrążenia. Albo kulało nam tempo, albo podczas zakrętów koń miał inny pomysł na to, gdzie powinna przebiegać ścieżka, albo uciekał głową w dół (choć to mu szybko przeszło). Dawniej szybko bym zrezygnowała i zajęła się czym innym, tym razem jednak jeździłam te okrążenia tak długo, aż była pewna poprawa. Cierpliwość i powtarzanie nie jest moją najmocniejszą stroną ;)

Później robiliśmy schemat Oka byka. W stępie szło nie najgorzej, w kłusie już oczywiście słabiej, ale widzę postęp w porównaniu sprzed kilkoma tygodniami. Koń nie idzie idealnie po wyznaczonej ścieżce, ale powoli zaczyna rozumieć, że w ogóle istnieje jakaś ścieżka wokół beczki. Pod koniec jazdy przestał nawet próbować ugryźć carrot sticka, więc może powoli zaczynamy mieć jakąś komunikację z siodła. Później wróciliśmy do Podążaj za ścieżką i dodałam przejścia, co akurat wychodziło zupełnie dobrze. Na koniec trochę chodów bocznych, które zaczynają być coraz lżejsze - głównie dlatego, że zaczęłam lepiej używać carrot sticka, zamiast mocniej naciskać nogą. Jak mówi Pat: "Jeden gram w rękach, dwa gramy w nogach, cztery gramy w carrot sticku. I tona siły woli." Kiedy jeżdżę cały czas to sobie powtarzam.

poniedziałek, czerwca 02, 2014

Roundpen

Wczoraj bawiliśmy się na wolności w roundpenie. Koń zarżał na mój widok - może liczył na więcej jabłek i marchewek, których dostał jakąś straszną ilość od rodziny podczas pikniku ;) Wzięłam go na roundpen najpierw na linie i zrobiłam krótką rozgrzewkę - głównie Okrążanie z przejściami i zmianą kierunku. Poza tym dużo Gry w Zaprzyjaźnianie - mocno wiało, więc jak zwykle przy takiej pogodzie był dosyć spięty. 

Później zdjęłam linę i bawiliśmy się na wolności. Robiłam sporo Jeża (podążaj za odczuciem - follow the feel). Na tym poziomie nie chodzi po prostu o ustępowanie od nacisku - koń ma się zachowywać jak osoba, która ma zamknięte oczy i ktoś ją prowadzi poprzez dotyk. Innymi słowy musi odczytywać nasze intencje na podstawie odczuć. Prowadziłam Dżamala samymi dłońmi na jego głowie. Chodzenie do przodu i skręcanie szły dobrze, tylko kiedy go chciałam zatrzymać ręką na nosie to trochę uciekał głową. Przy czym cofanie szło bez problemów - myślę, że musiał zrozumieć, że Jeż na nosie może też oznaczać "stój". Ćwiczyłam też zmianę stron, czyli prowadzę konia będąc po jego prawej stronie, lewą rękę mam na potylicy, a prawą pod brodą. Potem przekładam prawą rękę na drugą stronę głowy i proszę, żeby koń pokazał mi drugie oko. Płynnie przekładam prawą rękę na potylicę, a lewą pod brodę i już jestem z drugiej strony konia, prowadząc go samymi dłońmi. Trudno to opisać, ale sam proces nie jest bardzo skomplikowany, wymaga chwili ćwiczeń. 

Robiliśmy również cofanie za ogon. Na początku szło trochę opornie, więc pomagałam sobie carrot stickiem. Po kilku powrotach do tego ćwiczenia zaczęło iść lepiej, udało nam się nawet zrobić początki skręcania podczas cofania za ogon. Powtórzyłam też kilka prostszych rzeczy, czyli opuszczanie głowy, i prowadzenie za nogę. Oprócz tego robiliśmy ustępowanie od liny opasanej w okolicach kłębu oraz w okolicach zadu, na piersi - szło zupełnie nieźle. Kiedyś Jeż był grą, w którą Dżamal nie wkładał szczególnie dużo wysiłku - ustępował od wysokich faz, był dość "ciężki". Teraz jednak to się bardzo poprawiło, zaczął rozumieć nacisk na różnych częściach ciała i reaguje dość lekko. Przy czym nie jest balonikiem, który ucieka od dotyku - jak tylko przestaję naciskać i głaszczę, koń się zatrzymuje.

Później zrobiliśmy trochę Okrążania, które pozostawiało wiele do życzenia. Stęp i kłus z przejściami szedł jako tako, ale galop już słabo. Myślę, że to kwestia mniejszego okręgu - roundpen ma 15 m średnicy, czyli tak, jakbym bawiła się na linie 7 m. Wymaga to od konia znacznie większego wygięcia, niż kiedy galopuje na lassie i to jest dla niego trudne. Oczywiście od razu zaczęły się bunty i emocje, musiałam zrobić catching game, czyli zabawę w łapanie. Koń był bardzo zdziwiony, ponieważ zazwyczaj bawię się z nim w tę zabawę na większym padoku i jest sporo biegania. Tutaj mogłam znacznie łatwiej go dotknąć, więc dość szybko udało mi się uzyskać odangażowanie zadu i zaciekawione uszy ;) 

Ogólnie największym problemem jest przyciąganie, czyli draw. Kiedyś myślałam, że jak mam słabe przyciąganie, to muszę naprawić to na linie i dlatego bardzo mało bawiłam się na wolności. Oglądając ostatnio płytę Liberty zrozumiałam, że to nie tak - kiedy tracę połączenie z koniem, muszę coś zrobić, żeby je odzyskać. Metodą na to jest najczęściej odangażowanie zadu - im więcej, tym lepiej. I to faktycznie działa - im częściej robię coś, żeby odzyskać połączenie, tym lepsze robi się przyciąganie. Nadal nie jest jakieś fenomenalne, ale widzę, że to właściwa strategia.

Później ustawiłam beczki. Zaczęliśmy od Ósemki, którą ćwiczyliśmy już wcześniej i koń już ją nieźle rozumie, a potem zrobiliśmy Schemat Przeplatanki czy też Fali, jak wolą niektórzy (Weave Pattern). Na początku trochę się poplątałam w tym jak mam się ustawić i jakie dawać sygnały, ponieważ są trochę inne niż podczas zabawy na linie - przynajmniej na tym poziomie. Tak naprawdę Fala jest zrobiona na bazie Trzymaj się mnie (Stick-to-me). Kiedy już udało mi się to ogarnąć, schemat wyszedł super. 

Na koniec zrobiliśmy trochę chodów bocznych i innych prostych dla Dżamala ćwiczeń. Kiedy się mocno wyluzował i zaczął ziewać, skończyliśmy zabawę.

Choć tym razem szło nam bardziej opornie niż dotychczas, muszę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolona z naszych postępów. Zarówno lekkość odpowiedzi, ekspresja, jak i wysiłek, który Dżamal wkłada w nasze zabawy, są tak dobre jak nigdy. Bardzo często dostaję uszy na mnie, zaciekawienie i chęć wspólnej zabawy - czego chcieć więcej :)

sobota, maja 31, 2014

Piknik rodzinny

Jak zwykle po lekcji z Julią nasze zabawy idą coraz lepiej, czuję, że wchodzimy na kolejny poziom. Dżamal zaczyna być coraz lżejszy, bardziej responsywny, zainteresowany, połączony ze mną - zarówno na linie, jak i na wolności. Zgodnie z poradą Julii wzięłam go ostatnio na padok, gdzie są różnego rodzaju górki i robiłam Okrążanie przez te przeszkody prosząc go, żeby zachował zadany chód. Okazało się, że tak naprawdę największy problem jest z kłusem. Do tej pory zależało mi na tym, żeby koń nauczył się ładnie galopować na linie, więc kiedy zmieniał chód z kłusa na galop, byłam zadowolona i pozwalałam mu na to. To była zła strategia, ponieważ nie wymagałam od niego przestrzegania ważnej odpowiedzialności: zachowuj chód. Teraz, kiedy zaczęłam wymagać od niego bardziej konkretnych rzeczy, czyli nie biegnij po prostu, a biegnij kłusem i nie biegnij ogólnie po okręgu, a po zadanym okręgu, wszystko zaczęło wyglądać lepiej. Na początku Dżamal reagował na to emocjonalnie, rozpędzał się, kładł uszy po sobie, był nieskoordynowany. Jednak ja zamiast wtedy mu odpuszczać i go uspokajać, prosiłam cały czas konsekwentnie o to samo - ze swoimi emocjami musiał poradzić sobie sam. To podejście zaczęło już przynosić skutki - koń stał się bardziej uważny i zaangażowany w zadanie, coraz lepiej kontroluje swoje emocje i ciało. Już widzę, że niedługo będę musiała zacząć wymagać kolejnych rzeczy (znowu jak najbardziej konkretnych), bo inaczej zacznie się nudzić. 

Jak się można domyślić tego typu ćwiczenia w kłusie sprawiły, że nagle zaczęło nam działać Okrążanie w galopie, które przedtem szło bez rewelacji. Teraz mogę poprosić o kilka Okrążeń w galopie bez zmiany chodu, nawet po górkach. Jestem bardzo zadowolona :) Zgodnie z planem ćwiczę również zakładanie na konia plandeki - wczoraj udało mi się go zupełnie zapakować, ale nie jest jeszcze w pełni wyluzowany i łatwo traci poczucie bezpieczeństwa z czymś niebieskim i szeleszczącym na plecach.

Dziś na coroczny piknik u konia przyjechała rodzina - w sumie było nas 15 osób, ognisko, namiot od słońca, traktor, rowery i biegające dziecko. Byłam ciekawa jak zachowa się Dżamal, ale był jak zwykle cudowny: spokojny, miły, łagodny, towarzyski. Oczarował wszystkich swoim wyluzowaniem w dość nietypowej dla niego sytuacji i pozytywnym podejściem do każdego. Byłam z niego bardzo dumna :)

Pobawiłam się z nim trochę na wolności i zrobiłam kilka ćwiczeń, które podpatrzyłam na płycie z Patem. Było to prowadzenie samymi rękami, położonymi na głowie konia (jedna na potylicy, a druga pod brodą). Szło bardzo dobrze, właściwie nie czułam oporu z jego strony. Na skali od 1 do 10 dałabym temu 7-8. Oprócz tego robiłam jeża stringiem, opasanym wokół brzucha, tam, gdzie zazwyczaj leży popręg. Prosiłam konia, żeby ustępował od naciska stringa i szedł trochę bokiem w moim kierunku. Chwilę trwało, zanim zrozumiał w czym rzecz, ale potem reagował na dość niskie fazy. Prowadzenie za nogę szło bosko, dałabym mu 9-10. Choć w zasadzie nie ćwiczyłam ostatnio zbyt dużo Jeża, to bardzo się poprawił. Jak sądzę to kwestia szacunku. Robiłam też chody boczne na wolności bez płotu - tylko parę kroków, ale właściwie w ogóle nie dryfował do przodu. I to przy kilkunastu osobach publiczności - był na mnie w pełni skupiony :)

wtorek, maja 27, 2014

Zabawy na wolności są super!

Zgodnie z planem dziś bawiłam się z Dżamalem na wolności. Najpierw trochę pobawiliśmy się na linie, dla rozgrzewki oraz żeby poćwiczyć to, czego nauczyła nas Julia. Później poszliśmy do roundpenu. Postanowiłam wypróbować nowe wiadomości, które mam po obejrzeniu filmów do Liberty z poziomu 3 i 4. 

Pat mówi, że najważniejsza rzecz w zabawach na wolności to kontrola zadu. Jeśli tracimy połączenie z koniem, to właśnie poprzez odangażowanie zadu możemy je odzyskać. Jeśli to nie wystarcza, musimy pobawić się w Catching Game (Grę w łapanie). Muszę powiedzieć, że mam zupełnie niezłą kontrolę zadu, trochę gorzej z przyciąganiem. To bardzo przydaje się np. przy chodach bocznych, bo jeśli pozwolimy, żeby koń za bardzo odszedł od nas przodem, może sobie zupełnie pójść ;) Wtedy właśnie przydaje się dobre odangażowanie zadu.

Zrobiliśmy w sumie sporo ćwiczeń, które widziałam na filmie, bo chciałam sprawdzić na jakim jesteśmy etapie. Muszę powiedzieć, że test wypadł nadspodziewanie dobrze - udały nam się nawet początki okrążania na bliskim dystansie. Poza tym były chody boczne - ode mnie i do mnie. Ode mnie szły świetnie, nawet bez płotu było nieźle. Gorzej z chodami do mnie, to jeszcze wymaga nieco pracy, zwłaszcza, że podpatrzyłam u Pata trochę inny sposób trzymania carrot sticka i muszę Dżamala do tego przyzwyczaić. Robiliśmy też stick-to-me i raz wyszło nawet w galopie. Co prawda koń zaczął jakieś próby podskubywania w tej zabawie, ale przestawianie przodu tu pomogło. Super szło cofanie za ogon, na bardzo lekką fazę. Zrobiliśmy też ósemkę w stępie i w kłusie - w stępie było super, w kłusie trochę słabiej.

Uświadomiłam sobie dwie rzeczy dzięki obejrzeniu płyty z Patem. Po pierwsze, że na wolności możemy już spokojnie robić rzeczy z poziomu 4. Po drugie (ważniejsze), że podczas zabaw na wolności bardzo ważne jest równoważenie zabaw. Innymi słowy jeśli robimy dużo ćwiczeń na przyciąganie (draw), musimy je zrównoważyć ćwiczeniami na prowadzenie (drive), inaczej koń będzie na nas właził. Dobrym przykładem jest stick to me - po tym ćwiczeniu warto robić dużo przestawiania przodu, żeby zrównoważyć to, że koń ma iść blisko nas. Muszę na to zwracać większą uwagę, bo może to być przyczyna części moich problemów.

Wygląda na to, że czas zrobić listę rzeczy, potrzebnych do zaliczenia L3 Liberty :) Obowiązkowe elementy to:
  • Prowadzenie konia samymi dłońmi. Nie powinno być problemu, ale jeszcze poćwiczę.
  • Przejścia. Działają nieźle, ale też do przećwiczenia.
  • Schemat Okrążania w kłusie z przejściami i zmianą kierunku. Zmiana kierunku do przećwiczenia.
  • Schemat Ósemki w stępie. W stepie spoko, spróbuję poćwiczyć w kłusie.
  • Podest. Dziś spróbowałam i koń wszedł bez szczególnego namysłu.

Z listy self assessment mam trochę więcej do "odhaczenia", ale będę powoli to uzupełniać. Najtrudniejszy może być spin, muszę się dokładniej przyjrzeć jak to się robi.

Droga do zaliczenia L3 - plan działań

Czas zacząć na poważnie myśleć o zaliczeniu L3. Na razie On line, w drugiej kolejności Liberty. Freestyle prawdopodobnie zajmie mi więcej czasu.

Jeśli chodzi o self assessment (to lista zadań, które trzeba umieć zrobić ze swoim koniem żeby sprawdzić, czy osiągnęło się właściwy poziom umiejętności), to nie jest źle. Brakuje mi tylko wyciągania języka (ale jesteśmy tego blisko), prowadzenia za grzywę (już trenowaliśmy, ale nadal wychodzi tak sobie), 6-10 Okrążeń w galopie (ostatnio zaczęło się poprawiać po lekcji z Julią i zastosowaniu nowych strategii), 2-4 okrążenia w kłusie i galopie bez zmiany chodu (w kłusie bez problemu, pracujemy nad galopem) oraz skakania pojedynczej beczki (jesteśmy na dobrej drodze). Chody boczne nad beczką nie działają, ale nad kłodą owszem, więc powiedzmy, że ten punkt zaliczamy :)

Na zaliczenie muszę nagrać 10 minut filmu, podczas którego należy zawrzeć kilka obowiązkowych zadań (w dowolnej kolejności), mając konia na długiej linie lub lassie (ja będę robić na lassie). Są to:

  • Ekstremalna Gra w Zaprzyjaźnianie. Tutaj chciałabym zrobić dwie rzeczy, czyli odbijanie piłki na koniu oraz pakowanie w plandekę. To drugie musimy trochę poćwiczyć, bo jeszcze nie ma pełnego rozluźnienia.
  •  Prowadzenie za ogon. Tu nie ma problemu, wychodzi nam ładnie, choć oczywiście jeszcze do przećwiczenia.
  • Przejścia. Podczas poprzedniej lekcji z Julią uczyłam się robić je poprawnie i dostałam teraz informację, że udało się je poprawić.
  • Wejście na podest. Działa super. Gorzej z zejściem, koń się czasem zacina ;)
  • Załadowanie do przyczepy. Nie powinno być problemu, tylko muszę załatwić przyczepę, bo w stajni nie mamy.
  • Gra w Okrążanie. Tu do przećwiczenia galop, pracuję nad tym od dawna i jest coraz lepiej. Zdecydowanie do poprawy.
  • Schemat Fali. Idzie nam bardzo dobrze, ale chciałabym robić go z większej odległości. Do poćwiczenia.
  • Schemat Toru Przeszkód. To nam wychodzi nieźle, ale do poćwiczenia.
Jak widać ogólnie nie jest źle. Zamierzam kontynuować to, co robiłam na lekcji z Julią, aż skakanie przez beczki nie będzie wielkim problemem (w kłusie i w galopie). Ostatnio nad tym pracowałam i są postępy, w dodatku Okrążanie samoistnie zaczęło się poprawiać :) Druga sprawa to plandeka, ale to nie powinien być większy problem. Resztę zadań mam opanowaną, ale chcę jeszcze przećwiczyć, żeby wyszło jak najlepiej. W końcu to zaliczenie ma być dla mnie, więc muszę być zadowolona z efektów i pewna, że jestem przygotowana i na nie zasługuję. 

Poza tym chcę popracować więcej nad Liberty, bo trochę je zaniedbuję, a to bardzo fajna sprawa. No i oczywiście jazda, ale tutaj nie zamierzam się spieszyć.

środa, maja 21, 2014

Lekcja z Julią Opawską

Ostatnio miałam znów wspaniałą lekcję z instruktorką PNH, Julią Opawską. Tym razem trwała 2 godziny - godzinę z ziemi i godzinę z siodła. Najpierw jak zwykle rozgrzewka - "ja i mój cień", potem "spadający liść", chody boczne nad kłodą, podest, spirala - wszystko na linie 14 m. Julia podeszła do nas i powiedziała, że widzi bardzo dużą różnicę w porównaniu z poprzednią lekcją. Dżamal jest na mnie bardziej skupiony, rozluźniony i gotowy na kolejny etap - przeniesienie naszych zabaw na poziom wyżej. Brzmiało super, sama miałam poczucie, że powinnam zacząć więcej wymagać, ale nie do końca wiedziałam jak. Od tego są właśnie lekcje, żeby się dowiedzieć :) 

Ponieważ sporo problemów sprawiało nam Okrążanie z przeszkodą (zwłaszcza z beczkami), wzięłyśmy to "na warsztat". Najpierw spróbowałam z kłodą - szło w miarę, ale Dżamal w kółko zatrzymywał się przed przeszkodą albo myślał, że chodzi o grę w przeciskanie i odangażowywał zad po przejściu przez kłodę. Julia powiedziała, że muszę być bardziej stanowcza i mieć konkretny plan w głowie. Nie mogę go nagradzać za to, że w ogóle łaskawie znalazł się w okolicy kłody, muszę wiedzieć dokładnie, czego chcę i on musi zgadnąć co to takiego. Jeśli chcę, żeby szedł kłusem, to jeśli zagalopuje albo przejdzie do stępa muszę go natychmiast skorygować - bez krytycyzmu, po prostu informację "nie o to chodziło, masz iść kłusem". 

Dość szybko udało się osiągnąć ładne okrążanie z kłodą, więc przeszłyśmy do beczek - nemesis Dżamala ;) Tu oczywiście zaczęły się schody. Koń albo omijał beczki po zewnętrznej (tu musiałam trzymać krócej linę i nakierować go na przeszkodę, żeby było mu trudno ją ominąć), albo po wewnętrznej (wtedy musiałam uderzyć stringiem w miejsce, gdzie się przemknął między mną a beczką). Oczywiście ważne jest wyczucie czasu, żeby nie zrobić tego za późno. Jeśli zatrzymywał się przed skokiem, popędzałam go. Miałam udawać, że beczek nie ma, ja tylko proszę o kłus po zadanej trasie. Jeśli po drodze jest przeszkoda, to koń sam musi wykombinować co z nią zrobić. Kiedy zwiększyłam presję, Dżamal zaczął się nakręcać. Zazwyczaj w takiej sytuacji staram mu się pomóc, żeby się uspokoił. Ale Julia powiedziała, że jego emocje to jego problem - ja mam tylko cały czas stanowczo wymagać wykonania zadania, które przed nim postawiłam. Trwało to dosyć długo - co prawda skakał przez beczki, ale potem galopował, zamiast kłusować. Oznaczało to, że nadal buzują w nim emocje, nie jest w stanie spokojnie przeskoczyć i dalej iść tym samym chodem. Miałam wtedy stanowczo poprosić o powrót do kłusa. Kilka razy za wcześnie go nagrodziłam - co prawda trochę się rozluźnił, ale to jeszcze nie było to, o co chodzi. W końcu udało nam się osiągnąć względnie spokojne okrążenie i na tym skończyłyśmy lekcję z ziemi. 

Z siodła ostatnio miałam coraz większe problemy. Koń był coraz mniej sterowny, buntował się, kiedy chciałam jechać w określone miejsce, w dodatku zaczął brykać przy prośbie o kłus. Czułam, że mam tu duży problem i nie do końca wiem jak sobie z nim poradzić. Nie byłam pewna, czy wszystko robię dobrze, w sensie odpowiedniego użycia wodzy i pozostałych pomocy. Wolałam się upewnić, że w kwestiach technicznych robię wszystko poprawnie, zanim podejmę bardziej zdecydowane środki, żeby uzyskać szacunek konia z siodła.

Julia powiedziała, że pod tym względem wszystko jest ok, mam tylko kiepski dosiad (no suprises here), to znaczy kolana odstają mi od siodła i palce mam za bardzo na zewnątrz. Będzie trzeba porozciągać nogi. Rozwiązanie mojego problemu było podobne, jak z ziemi - bardzo konkretny plan i stanowczość w jego realizowaniu. I dużo schematów. Zaczęliśmy od Podążaj ścieżką. Miałam wybrać bardzo konkretną drogę, po której mamy iść wzdłuż ogrodzenia i korygować, jeśli koń z niej zejdzie - co zdarzało się bardzo często. Miałam używać więcej sticka, a mniej wodzy i kiedy Dżamal próbuje go ugryźć (a robi to często), wzmacniać presję. W stępie szło jako tako, ale w kłusie był dramat. Nie miałam dla odmiany problemu z zakłusowaniem, ale koń cały czas zbaczał ze ścieżki i wściekał się, kiedy go korygowałam. W związku z tym Julia kazała mi używać steady rein - wodzy stabilizującej. Polega ona na tym, że mamy krótkie wodze (california roll), trzymamy je w jednym ręku i kiedy koń zbacza ze ścieżki, powoli przyciągamy rękę z wodzą do biodra (po tej stronie w którą koń powinien iść). Jeśli nie pomaga, wzmacniamy stickiem. Miałam jeździć tak długo, aż koń spokojnie i bez walki zrobi całe kółko. Udało się to dopiero za trzecim okrążeniem, ale i tak byłam z nas bardzo dumna :) 

Lekcja była bardzo fajna i pouczająca. Czuję, że mam teraz narzędzia i koncepcje, które pozwolą mi nadal iść w dobrym kierunku. Julia powiedziała, że zrobiliśmy duże postępy i patrząc na Dżamala widzi innego konia. Zdaje się, że możemy już powoli myśleć o nagrywaniu zaliczenia L3 online :)

wtorek, kwietnia 29, 2014

Obóz jeździecki na Anka Rancho

W tym roku równiez zapraszam na obozy jeździeckie natural horsemanship na anka Rancho. Przez pierwsze dwa tygodnie lipca będę na obozie jako instruktorka oraz lektorka j. angielskiego (oczywiście będziemy przerabiać słownictwo jeździeckie). Serdecznie wszystkich zapraszam!

Poniżej bardziej szczegółowy opis:

Trwają zapisy na obozy jeździeckie natural horsemanship na Anka Rancho. Obozy zaczynają się 30 czerwca i będą trwały do 26 sierpnia (turnusy 1-, 2- i 3-tygodniowe). Anka Rancho mieści się w Gliniance k. Warszawy i jest stajnią prowadzoną przez doświadczoną instruktorkę, praktykującą również od wielu lat naturalne jeździectwo (PNH). Wszystkie konie, dostępne dla uczestników obozów, układane są od małego metodami naturalnymi.

Prowadzimy obozy jeździeckie dla dzieci, młodzieży oraz dorosłych. Podczas obozu zapewniamy trzy godziny zajęć z końmi dziennie - obejmuje to zarówno jazdę, jak i zabawy z końmi z ziemi na linie, według szkoły naturalnego jeździectwa. Uczestnicy biorą ponadto udział w zajęciach teoretycznych z hodowli koni i jeździectwa, prowadzonych przez zootechnika - właścicielkę ośrodka, zapoznają się też z codzienną opieką nad końmi oraz pracą w stajni, pojeniem, karmieniem koni i ich pielęgnacją. Zazwyczaj przydzielamy danej osobie jednego konia na cały pobyt, aby umożliwić każdemu nawiązanie bliższej więzi z czterokopytnym przyjacielem. Istnieje też możliwość przyjazdu z własnym koniem.

Podczas pierwszego turnusu lipcowego będziemy dodatkowo prowadzić zajęcia z j. angielskiego, związanego z tematyką jeździecką. Poziom językowy będzie dopasowany do poziomu zaawansowania uczestników.

Na koniec obozu organizujemy konkurs, w którym uczestnicy mogą sprawdzić nowe umiejętności, wręczamy również wszystkim dyplom ukończenia kursu w naszej stajni.

Więcej informacji oraz ceny tutaj: www.ankarancho.pl. Zapraszamy również do obejrzenia filmów z dwóch poprzednich obozów, nakręconych w ramach zajęć z j. angielskiego (na stronie w zakładce "obozy").

niedziela, marca 02, 2014

Kładzenie

Jako, że były ferie, ostatnio niewiele robiliśmy. Ale po przyjeździe była u Dżamala dwa razy, więc jest o czym pisać :)

W piątek była ładna pogoda, podłoże suche, więc razem z Dominiką ustawiłyśmy mały parkur na mniejszej ujeżdżalni. Najpierw bawiłam się z Dżamalem na lassie - miał dużo energii, wesoło galopował, ale się nie wyrywał, miałam kontrolę przez cały czas. Nawet trochę się spocił. Po rozgrzewce trochę poskakaliśmy. Dżamal był zdziwiony przeszkodą z kostek słomy - jak to tak skakać przez jedzenie? Parkur składał się z beczek, wysokiej cavaletki i kostek słomy. Raz czy dwa razy udało nam się nawet przeskoczyć wszystko po kolei :)

Później wsiadłam i postanowiłam poćwiczyć trochę podstawowych rzeczy, ale z nową jakością - obejrzałam ostatnio trochę filmów Pata z Freestyle. Mam wrażenie, że dawałam dzięki temu bardziej czytelne sygnały i ogólnie szło nieźle. Robiliśmy obroty przez wodzę pośrednią w kierunku płotu, milion przejść, jeździłam przy tym trochę kłusem ćwiczebnym i nawet było wygodnie. Dżamalowi nie chciało się zbytnio iść do przodu, choć parę razy zaczął się rozciągać w kłusie tak, jak z ziemi przy Okrążaniu. Jedyny problem to to, że wtedy bardzo zwalnia, zresztą z ziemi też tak jest. Próbowałam też zagalopować, ale Dżamal odpowiedział solidnym bryknięciem. Najwyraźniej jeszcze nie jesteśmy na tym etapie.

Później pobawiliśmy się w Oko Byka w stępie i kłusie. Tym razem dawałam lepsze sygnały i dzięki temu gra wyszła znacznie lepiej. Dżamal się trochę buntował jak zwykle pod siodłem, ale nie było źle. Jedyne, co budziło w nim naprawdę duży sprzeciw, to 9 step backup, czyli cofanie od dosiadu i nacisku halterka na nosie. Nie wiem czemu, ale budziło w nim to głęboki sprzeciw. Zadzierał głowę, machał szyją, chodził zygzakiem - ciężko nam się było dogadać. Na koniec przeszedł sam siebie: położył się! Byłam bardzo zdziwiona, myślałam, że może chce się wytarzać, więc szybko zsiadłam. Ale nie, leżał sobie spokojnie dalej. Poprosiłam go, żeby wstał, wsiadłam i wróciłam do ćwiczenia. Jeszcze kilka powtórek i udało nam się uzyskać cofanie na lekki sygnał. Jedyne, co trzeba jeszcze poprawić, to żeby opuszczał głowę, zamiast ją zadzierać. Trzeba przyznać, że mój koń jest jedyny w swoim rodzaju :P Jego pomysły zawsze mnie zadziwiają.

Później próbowaliśmy trochę chodów bocznych, ale raczej słabo wychodziły. Uznałam, że nie będę go już tym męczyć, zostawimy to na później. Myślę, że w mojej jeździe dobrze widać powiedzonko Pata: im lepiej koń chodzi do tyłu i w bok, tym lepiej robi wszystko inne. Dżamal właśnie przy tych dwóch czynnościach stawia największy opór - sądzę, że kiedy uda mi się to poprawić, inne rzeczy zaczną naturalnie wychodzić.

Dzisiaj miałam strasznego lenia, więc nie porobiliśmy zbyt wiele. Weszliśmy na podest, chody boczne nad kłodą i dużo głaskania po ogonie. Kiedy dość długo go głaskałam na różne sposoby, w  końcu się zirytował - miałam wrażenie, że chce coś porobić, zamiast się przytulać. Jako, że poprzednio wpadł na pomysł kładzenia się, uznałam, że to może sygnał, żeby go tego nauczyć. Nie miałam pojęcia jak to się robi po parellowemu, nie ma tego na żadnych filmach. Pat i Linda uważają, że wielu ludzi uczy koni kładzenia się, kłaniania, wspinania jako sztuczek i że nie jest to zgodne z naturalem. Widziałam wielokrotnie instruktorów PNH, którzy kładli konie i wiedziałam tylko, że robi się to poprzez grę w jeża. Chodzi o to, żeby przekazać koniowi prośbę o położenie się w naturalny sposób, a nie wyuczyć go sztuczki jak robota. Zaczęłam więc kombinować. i prawie udało mi się położyć Dżamala! Myślę, że jeszcze parę razy przy cieplejszej pogodzie, żeby piasek był przyjemniejszy i damy radę :) Robiłam to tak: podnosiłam przednią nogę, zginałam i ciągnęłam trochę do tyłu, w tym samym czasie miałam linę ja jego szyi, blisko kłębu i robiłam nią jeża w dół i trochę do tyłu. Kiedy koń przenosił ciężar ciała na zad i opuszczał głowę, odpuszczałam. Kiedy wyrywał nogę, powtarzałam, aż trochę odpuścił. Dawałam mu czas na przeżucie, a żuł naprawdę dużo. W końcu to po raz pierwszy od dawna naprawdę nowa rzecz - zazwyczaj robimy coraz bardziej zaawansowane warianty tego, co już umie.

Później zrobiliśmy czas bez wymagań. Ciesze się, że ostatnio w takich sytuacjach Dżamal często podchodzi, trąca mnie nosem i szuka kontaktu. Kiedyś odwracał się tyłem i zupełnie mnie ignorował. Teraz nawet, jak pasię się dalej, często na mnie patrzy i sprawdza, gdzie jestem :)

piątek, lutego 07, 2014

S.A.D.D.L.E. A może D.O.S.O.L.E.?

Dziś bawiłam się z Dżamalem na linie i na wolności. Najpierw zrobiłam trochę zaprzyjaźniania z carrotem i savvy stringiem, starając się zwracać uwagę na coś, o czym mówił Pat na nowej płycie L1 on-line (jest dostępna za darmo dla członków Parelli Connect): czyli "zero brace" - zero oporu. Chodzi o to, że w koniu jest zawsze opór przed różnymi rzeczami, które budzą jego niepokój. Kiedy machamy carrot stickiem i koń lekko podniesie głowę, to znaczy, że tak naprawdę jest w nim opór przed tym, co robimy. Bawiąc się w zaprzyjaźnianie musimy sprawić, żeby w koniu nie było żadnego oporu.

Później poćwiczyliśmy trochę chody boczne - uznałam, że muszę na każdy trening wybierać sobie jakiś "temat" zamiast konkretnych ćwiczeń. Dzięki temu z jednej strony wiem, co mam robić, a z drugiej mam sporą elastyczność. Wzięłam Dżamala na lasso i robiliśmy chody boczne w kłusie wzdłuż płotu. Za każdym razem zastanawiałam się co chcę poprawić. Przeczytałam o tym w artykule w Savvy Times. Metoda nazywa się S.A.D.D.L.E. Kiedy prosimy o coś konia (chodzi o rzeczy, które umie już robić), powinniśmy myśleć o konkretnym aspekcie danego ćwiczenia, który chcemy poprawić. Nie da się ulepszyć wszystkiego od razu - lepiej skupić się na jednym elemencie. Może to być:

Speed - Szybkość
Accuracy - Dokładność
Distance  - Odległość, na jaką koń idzie
Distance - Odległość, na którą jesteśmy od konia
Lightness - Lekkość
Expression - Ekspresja

Może po polsku zamiast S.A.D.D.L.E. powinno być D.O.S.O.L.E? :D

W każdym razie koncepcja wydaje mi się bardzo sensowna. Teoretycznie brzmi to bardzo prosto, ale w praktyce miałam straszny problem, żeby skupić się tylko na jednej rzeczy na raz. Wysyłałam Dżamala na większą odległość, stojąc od niego dalej i prosząc go o kłus - to aż trzy literki zamiast jednej! Ale się poprawię :) 

Później poćwiczyliśmy jeszcze chody boczne nad drągiem i stanie czterema nogami na podeście. W końcu postanowiłam też spróbować zadania "Can you...?" z ostatniego Inside Access, czyli spirali. Prosiłam konia o okrążanie w kłusie najpierw blisko mnie, a potem przy każdym okrążeniu oddawałam mu po kawałku liny, aż w końcu był na prawie całą długość lassa ode mnie. Co jakiś czas przechodził do stępa, ale wtedy prosiłam go znów o kłus. Potem z kolei zaczęłam skracać linę - to za każdym razem powodowało przejście do stępa, ale w końcu koń zrozumiał, że ma kłusować. Kiedy był już na bardzo krótkiej linie, miał bardzo zdziwioną minę: jak to mam kłusować, przecież jestem za blisko! Ale ciągle prosiłam go o kłus i dawał radę :) To było dla niego chyba coś nowego i interesującego - będziemy to powtarzać.

Później pomagałam trochę Dominice z prowadzeniem konia z 3 strefy - ona wzięła na trochę Dżamala, a ja Senatora. Zasada nr 7: "Ludzie uczą konie, konie uczą ludzi." 

Na koniec pobawiliśmy się trochę na wolności na roundpenie. Robiłam trochę chodów bocznych, a także stick to me na takiej zasadzie, że koń miał iść po obwodzie roundpenu, a ja szłam koło niego, co jakiś czas go dotykając. Chcę go tego nauczyć, żebym w przyszłości mogła z nim robić ćwiczenia Karen Rohlf. Później robiliśmy trochę okrążania z drągami na obwodzie koła. Pozwalałam mu podejść dopiero, kiedy na mnie spojrzał. To całkiem nieźle zbudowało nam przyciąganie - muszę tego robić więcej.

A tu parę zdjęć autorstwa Dominiki, zrobionych w zeszłym tygodniu:







A tu Dżamal gryzie carrot sticka ;)









niedziela, lutego 02, 2014

Nie rób drugiemu co jemu niemiłe

Takie zdanie przeczytałam ostatnio w Savvy Times i doznałam objawienia - tak, to jest właśnie jedna z najważniejszych rzeczy, których nauczyło mnie PNH. Od małego uczymy się, że w kontaktach z innymi powinniśmy używać empatii i wyobrazić sobie, jak my czulibyśmy się na ich miejscu. PNH podchodzi do tego od innej strony. Nie jest ważne, jak my czulibyśmy się w danej sytuacji, ponieważ koń (a także drugi człowiek), mający inne podejście do życia, doświadczenie, potrzeby i charakter, będzie się czuł inaczej niż my. Genialne w swojej prostocie. Dopiero, kiedy nauczymy się patrzeć na świat oczami drugiej osoby i rozumieć, co jest dla niej "miłe", a co "niemiłe", możemy naprawdę stać się świetnym przywódcą, który potrafi zadbać o innych wokół siebie. Dotyczy to zarówno koni, jak i ludzi (choć w tym drugim przypadku wydaje mi się, że odnosi się to nie tylko do dobrego przywództwa, ale w ogóle dobrych relacji). Mi taka właśnie zmiana podejścia bardzo pomogła w kontaktach z innymi.

To tak z przemyśleń ogólnych :) Wczoraj znów trochę jeździłam na Dżamalu. Staram się robić jak najlepsze rozgrzewki przed wsiadaniem, ostatnio Linda bardzo podkreśla ich znaczenie. Celem jest koń, który jest Spokojny, Skupiony na nas i Reagujący właściwie na sygnały (a nie reaktywny). Zaczynamy zawsze od zabawy w "ja i mój cień", żeby najpierw koń mógł porobić to, co on chce, a dopiero, jak mu się znudzi, robimy to, co ja chcę. Wczoraj w ramach rozgrzewki robiliśmy schemat Przeszkód (Obstacles Pattern), czyli koń miał mnie okrążać w kłusie, a ja chodziłam po padoku i prosiłam go, żeby coś przeskoczył, na coś wszedł, gdzieś poszedł chodami bocznymi. Później pobawiliśmy się trochę w skoki przez beczkę. W lewo szło bardzo dobrze, w prawo trochę gorzej, więc skupiliśmy się na tym. Stosowałam wskazówki Lindy z Inside Access 3, czyli prosiłam go o przyspieszenie jakieś pół koła przed przeszkodą, a blisko przeszkody zostawiałam go w spokoju. Kiedy omijał przeszkodę, uderzałam stringiem w to miejsce, przez które przed chwilą przebiegł. W tej sytuacji zaczął zatrzymywać się przed przeszkodą. Wysyłałam go wtedy w drugą stronę, zmieniałam kierunek i znów przyspieszałam go przed przeszkodą. Ta strategia dosyć szybko zadziałała i ładnie skoczył, a potem podszedł do mnie z uszami do przodu. Uznałam, że rozgrzewka zakończona. Swoją drogą Dżamal zaczyna mieć coraz lepszą technikę skoku - nie wybija się już tylko do góry, ale skacze bardziej do przodu. 

Na jazdę wzięłam ze sobą carrot sticka. Ostatnio jeździłam bez niego, bo chciałam najpierw nauczyć się dobrze sterować wodzami. W Savvy Times przeczytałam jednak, że warto jeździć dużo z carrotem, bo potem przekłada się to dobrze na jazdę bez ogłowia. Ćwiczyliśmy ustępowanie zadem bez wodzy, a za to z carrot stickiem. Musiałam użyć parę razy fazy 4 i wodzy, żeby nie szedł do przodu, ale w końcu załapał i zaczął robić całkiem ładne ustępowania. Jak zacznie nam to wychodzić w stój, spróbujemy w stępie. 

Poza tym skupiłam się na tym, żeby Dżamal jechał mocno do przodu. Linda podkreśla to na każdym kroku - że konia, zwłaszcza ekstrawertyka, trzeba jechać "do przodu", nie powstrzymywać go. Nawet dobrze nam to wychodziło, Dżamal szedł ładnym kłusem. Gorzej było ze sterowaniem, zaczynał się wkurzać i gryźć carrot sticka. Ogólnie pod siodłem się mocno buntuje (jak to LBE), nie wiem, czy to kwestia mojego dosiadu, czy po prostu z góry mam słabsze przywództwo. Pewnie fakt, że bardzo mało do tej pory jeździłam, nie pomaga. Mam nadzieję, że to się zmieni z czasem. Chcę też więcej jeździć w tereny, bo Dżamal bardzo to lubi i może jazda lepiej mu się będzie kojarzyć :)

Po raz kolejny założyłam mu też wędzidło na całą sesję. Po tym, jak zsiadłam, zrobiłam parę zgięć bocznych przy użyciu wędzidła i widzę, że powoli zaczyna to łapać. W boksie poćwiczyłam jeszcze zakładanie wędzidła z przysmakiem - oczywiście koń próbuje zjeść przysmak bez wędzidła ;) A jak już ma wędzidło w pysku i zdejmuję ogłowie, to nie chce go puścić ;) Jeden koń, a tyle radości!

czwartek, stycznia 30, 2014

Powrót do jazdy

Ostatnio mój kręgosłup ma się lepiej, więc wróciłam do jazd. Jestem na etapie kupowania nowego siodła - zdecydowałam się na Barefoot Cheyenne Drytex, czyli siodło bezterlicowe. Jest bardzo wygodne, nie blokuje ruchu konia, a przy tym nie będę się musiała przejmować czy pasuje do grzbietu, bo samo się układa. Wygląda tak:

W związku z tym sprzedaję mojego Winteca Cari 2000, gdyby ktoś był zainteresowany to tu jest link do aukcji na Allegro: http://allegro.pl/siodlo-wintec-cair-2000-i3931049696.html, zapraszam też do kontaktu bezpośredniego. Jak osoby czytające blog wiedzą, nie jest ono bardzo używane.

Niedawno udało mi się pierwszy raz pojechać w prawdziwy teren! Byłyśmy z Dominiką na 1,5 h spacerze po lesie, dojechałyśmy aż nad Wisłę. Było -16 stopni i piękne słońce. Dużo jechałyśmy stępem, ale też sporo kłusowałyśmy. Dżamal był idealny - rozluźniony, odważny, ani razu się nie spłoszył, chętny do przodu, ale bez przesady. I widać było, że bawi się równie dobrze jak ja :)

Kupiłam mu ogłowie i wędzidło - trochę było z tym zamieszania, bo najpierw czekałam 1,5 miesiąca, a potem się okazało, że takich ogłowi już nie produkują. Ale w końcu mam, muszę tylko dokupić wodze u p. Podkowy. Wygląda tak:



Nie miałam zbyt dużych problemów z założeniem go Dżamalowi, oczywiście międlił przez dłuższy czas wędzidło, ale potem się uspokoił i przestał przejmować. Nauczył się też błyskawicznie jeść i pić z wędzidłem w pysku. Zrobiliśmy też zgięcia boczne - nie wychodzą jeszcze fenomenalnie, ale dopiero zaczynamy.

Ostatnio Dżamal wita mnie z coraz większym entuzjazmem (być może paskudna pogoda sprawia, że się cieszy na powrót z pastwiska ;) ). Dziś przybiegł do mnie galopem, rżąc na powitanie. To było takie miłe! Jeszcze w wakacje miałam problem, żeby w ogóle łaskawie chciał do mnie podejść. 

Obie z Dominiką zaczynamy zawsze zabawy z końmi grą w "ja i mój cień". Polega ona na tym, że koń ma chodzić sobie po padoku tam, gdzie chce, a człowiek podąża za nim. Oba konie to uwielbiają. Dziś Dżamal wymyślił sobie przy tym nową zabawę - szedł za Dominiką i usiłował nadepnąć na jej savvy stringa, który ciągnęła za sobą. Kiedy ona przyspieszała, to on gonił stringa z taką śmieszną miną. Umierałyśmy ze śmiechu :D

Podczas jazdy Dżamal nie był szczególnie chętny do ruchu naprzód, ale udało mi się na nim parę razy zagalopować. Raz bryknął, ale lekko, prawie nie poczułam. Powoli zaczynamy robić z niego pełnoprawnego wierzchowca :)