Jako, że ostatnio parę razy ćwiczyliśmy skakanie przez beczki, postanowiłam dziś trochę utrudnić zadanie, żeby koń się nie znudził. Na okręgu ustawiłam beczki oraz wysoką cavaletkę. W ten sposób podczas okrążania koń musiał przeskoczyć dwie przeszkody zamiast jednej. Cavaletka była dla niego łatwiejsza, ale jak zwykle za bardzo się rozpędzał. Skakał ją z dużym zapasem i nie umiał utrzymać kłusa. Na początek w ogóle omijał beczki, ale metodą uderzania stringiem w przestrzeń koło beczki, przez która się "przemknął", udało nam się ustalić, że nie powinien zmieniać toru, po którym idzie. Wyzwaniem było oczywiście utrzymanie kłusa, emocje były bardzo silne, koń się zadyszał, oczy wielkie, dużo adrenaliny. Byłam jednak spokojna i stanowcza, prosząc go cały czas o to samo. Powoli jego skoki stały się bardziej płaskie i oszczędne, zamiast nieskoordynowanego wyskakiwania w powietrze, zaczął też przyspieszać tylko na dwa kroki przed skokiem i widać było, że naprawdę stara się wymyślić jak sobie poradzić z tym wyzwaniem. Bardzo bym chciała, żeby każde nasze ćwiczenie było dla niego taką zagadką do rozwiązania, wyzwaniem, a nie nudnym zadaniem do wykonania. W końcu jakby coś się w nim przełączyło. Zwolnił przed cavaletką, skoczył ją spokojnie, utrzymał kłus, przed beczkami przez chwilę się zawahał, a potem ładne skoczył i dalej poszedł kłusem. Przywołałam go do siebie bardzo dumna z jego postępów - zamiast reagować emocjonalnie, włączył umysł i "przemyślał" całe okrążenie i przeszkody, zamiast po prostu biegać i się nakręcać. Super! Mam genialnego konia :)
Inna genialna rzecz, która nam dziś wyszła, to zmiana kierunku w galopie z lotną zmianą nogi. Miałam poczucie, że Dżamal naprawdę rozumie o co chodzi, a nie tylko losowo biegnie w drugą stronę. Bardzo mi się podoba to, że zaczął angażować nie tylko swoje ciało, ale też umysł w to, co robimy.
Później wsiadłam i zaczęliśmy żmudną pracę z siodła. Na razie nie sprawia mi to zbyt wiele przyjemności, ale mam nadzieję, że kiedy uda nam się przepracować te elementy, to później będzie lepiej. Znów robiliśmy schemat Podążaj po ścieżce, z użyciem steady rein i korektą przy użyciu carrot sticka. Musze powiedzieć, że jest już lepiej, mam większą kontrolę i mniej buntów. Nadal jednak dużo czasu zajęło mi uzyskanie w miarę dobrego okrążenia. Albo kulało nam tempo, albo podczas zakrętów koń miał inny pomysł na to, gdzie powinna przebiegać ścieżka, albo uciekał głową w dół (choć to mu szybko przeszło). Dawniej szybko bym zrezygnowała i zajęła się czym innym, tym razem jednak jeździłam te okrążenia tak długo, aż była pewna poprawa. Cierpliwość i powtarzanie nie jest moją najmocniejszą stroną ;)
Później robiliśmy schemat Oka byka. W stępie szło nie najgorzej, w kłusie już oczywiście słabiej, ale widzę postęp w porównaniu sprzed kilkoma tygodniami. Koń nie idzie idealnie po wyznaczonej ścieżce, ale powoli zaczyna rozumieć, że w ogóle istnieje jakaś ścieżka wokół beczki. Pod koniec jazdy przestał nawet próbować ugryźć carrot sticka, więc może powoli zaczynamy mieć jakąś komunikację z siodła. Później wróciliśmy do Podążaj za ścieżką i dodałam przejścia, co akurat wychodziło zupełnie dobrze. Na koniec trochę chodów bocznych, które zaczynają być coraz lżejsze - głównie dlatego, że zaczęłam lepiej używać carrot sticka, zamiast mocniej naciskać nogą. Jak mówi Pat: "Jeden gram w rękach, dwa gramy w nogach, cztery gramy w carrot sticku. I tona siły woli." Kiedy jeżdżę cały czas to sobie powtarzam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz