wtorek, grudnia 17, 2013

Przyzwyczajanie do wędzidła - savvy string

Kiedy ostatnio przyjechałam do Dżamala, okazało się, że razem z innymi końmi zwiał z padoku i pasie się na sąsiedniej łące. Pan Darek sprowadził resztę koni i właśnie wybierał się po Dżamala, kiedy przyjechałam. Oczywiście poszłam po niego - pasł się spokojnie, niezrażony faktem, że został sam. Kiedy się zbliżyłam, podszedł do mnie, a nawet zakłusował, kiedy go poprosiłam. Bez trudu założyłam mu halterek i popasłam go jeszcze chwilę, żeby nie czuł, że jak tylko przychodzę to kończy się jedzenie. 

Później wzięłam go na plac i trochę poćwiczyliśmy przejścia oraz zmiany kierunku na lassie. Idzie nam coraz lepiej :) Na linie 7 m poćwiczyliśmy też przeskakiwanie nad drągiem i beczkami. Nadal nie jest to najmocniejsza strona Dżamala, więc muszę jeszcze nad tym popracować. Ponawiamy również próby wejścia na podest - na razie tylko 2 razy udało się wejść wszystkimi czterema nogami, ale to też postęp.

Później bawiłam się z nim na wolności na lonżowniku, Wydawało mi się, że jest trochę za mały, ale zmierzyłam go i ma średnicę 14-15 m, czyli tyle, ile zalecają Parelli przy zdawaniu poziomu 3. Robiłam Okrążanie w stępie, kłusie i galopie oraz przejścia - szło zupełnie nieźle. Później bawiliśmy się trochę w stick to me. Chodziliśmy po okręgu, Dżamal po zewnętrznej i starałam się iść obok niego w strefie 3, jednocześnie go dotykając. Na początku niezbyt mu się to podobało, nawet lekko się na mnie wyszczurzył, ale potem się uspokoił.

Na koniec zaprowadziłam go do stajni, bo już się ściemniało, a poza tym ogrodzenie na padoku wymagało naprawy. Jako, że zamówiłam już wędzidło i ogłowie, postanowiłam zrobić wstępne przyzwyczajanie do wędzidła. Robi się to tak, że do pyska wkłada się savvy string i zawiązuje się go za uszami, jakby był ogłowiem. Dopiero, kiedy koń spokojnie z takim "wędzidłem" stoi, wyjmuje się je z pyska. Dżamal oczywiście mielił jęzorem i starał się wypluć sznurek. Bardzo śmiesznie kłapał paszczą, wyglądał jak bocian :D Ale po 2-3 minutach chyba zaakceptował tę nową rzecz i się uspokoił, więc zdjęłam mu stringa. Następnym razem planuję ponowić to ćwiczenie. Chociaż nie mogę teraz jeździć, uznałam, że mogę nauczyć Dżamala akceptacji wędzidła i zakładać mu ogłowie na zabawy z ziemi, żeby się przyzwyczaił.

wtorek, grudnia 10, 2013

Film z obozu na Anka Rancho 2013

W tym roku składanie filmu z obozu trwało wyjątkowo długo, ponieważ borykaliśmy się z licznymi problemami technicznymi. Ale nareszcie jest! To pierwsza w historii komedia o PNH :) Film jest po angielsku, ponieważ powstał w  ramach moich zajęć z j. angielskiego na obozie. Zapraszam do oglądania!



poniedziałek, grudnia 09, 2013

Świąteczne zabawy z Dżamalem


Podczas ostatniej wizyty u Dżamala nagrałam filmik na Naturalsową zabawę - edycję świąteczną. Przebrałam się w strój Mikołaja, konia trochę przyozdobiłam i bawiliśmy się w okrążanie, spadający liść, schemat "S", schemat ósemki oraz wchodzenie na podest. Dominice zamarzały palce podczas obsługiwania kamery ;)




Ostatnio idzie nam z Dżamalem bardzo dobrze. Raz przywitał mnie przy bramie padoku - jak tylko zobaczył, że idę, podszedł i spotkaliśmy się przy bramie. Wczoraj z kolei na mój widok zarżał powitalnie - to było takie miłe! Podczas zabaw częściej zadaje mi pytania, muszę mniej czekać, żeby przeżuł czy spojrzał na mnie.

Bawimy się sporo na lassie, Okrążanie i przejścia wychodzą nieźle, gorzej ze zmianami kierunku. Julia powiedziała, że muszę więcej poćwiczyć przyciągania na krótszej linie. Zakładałam też Dżamalowi chomąto i prowadziłam go z 5 strefy - chcę go zaprząc do sanek i powozić :) Ale prowadzenie z 5 strefy dopiero zaczynamy, więc może do końca zimy się uda. Muszę poprosić Julię, żeby podczas następnej lekcji pokazała mi jak to zrobić.

sobota, listopada 30, 2013

Podest


Dziś po raz pierwszy Dżamal wszedł na podest czterema nogami! Niesamowite, że kiedy coś nam się poprawiło w relacji, to nagle wchodzenie na podest nie jest żadnym problemem. Ci z Was, którzy śledzą regularnie mojego bloga wiedzą jak długo pracowałam nad tym, żeby Dżamal wszedł na podest. Odkąd przeniosłam się z Anka Rancho nie miałam podestu (aż do dzisiaj), więc nie ćwiczyłam tego w żaden sposób. Za to coraz lepiej zaczęło nam iść w zupełnie innych dziedzinach. I oto nagle proszę: działa! PNH jest niesamowite :)

Coraz więcej bawię się z Dżamalem na lassie (14 m). Dziś miał bardzo dużo energii, biegał i brykał. Na tak długiej linie (kiedy już się opanuje przynajmniej względne się nią posługiwanie) jest znacznie łatwiej sobie z tym poradzić: jest więcej czasu na reakcję i ma się lepszą dźwignię. Po raz pierwszy też widziałam, żeby Dżamal naprawdę zainteresował się piłką - kiedy podchodziliśmy i prosiłam o to, żeby pchał ją w kłusie, zaczynał machać głową i walić w nią nogami. Zazwyczaj po prostu ją pcha bez szczególnego wyrazu, a tym razem miałam wrażenie, że dobrze się bawi :) Tylko z ekspresją dziś było tak sobie, przez większość czasu robił niezbyt zachwycone miny. To chyba najtrudniejszy element - wymagać od konia dużo, a jednocześnie zachowywać jego pozytywne podejście. Z drugiej strony wymaganie za mało i nudzenie konia też nie powoduje bardziej zadowolonej miny. Ale teraz bardzo chętnie przychodzi do mnie na pastwisku, więc myślę, że polubił nasze nowe zabawy.



A tu Dominika z Senatorem, którzy ćwiczyli obok nas:




czwartek, listopada 28, 2013

Naturalsowa zabawa - edycja świąteczna

Jako, że pierwsza edycja Naturalsowej zabawy cieszyła się dużym zainteresowaniem, postanowiliśmy ogłosić kolejne wyzwanie. Tym razem tematyką będą Święta, Mikołaj, zima, śnieg - może być na linie, na wolności, w siodle, jak kto chce. Chodzi o pokazanie naturalnych metod i kreatywności przy wymyślaniu zabaw. Tym razem osoba, której film wygra głosowanie, może spodziewać się nagrody  Szczegóły tu: https://www.facebook.com/pages/Anka-Rancho/387339491364810



poniedziałek, listopada 25, 2013

Język

Tak sobie ostatnio pomyślałam, że jednak naturalsi to nie są normalni ludzie. Ja na przykład jestem zachwycona, ponieważ mój koń bardziej pokazuje język, kiedy przeżuwa. Brzmi dość dziwnie, nie sądzicie? ;) A czemu mnie to cieszy? Ponieważ konie ekstrawertyczne, kiedy przeżuwają (oczywiście nie podczas jedzenia, tylko podczas myślenia), wysuwają w wyraźny sposób język, a konie introwertyczne wręcz przeciwnie, przeżuwają "sekretnie", jak mówi Linda. Dżamal jest z natury lewopółkulowym ekstrawertykiem, ale przeżuwał zawsze bardzo introwertycznie. Wydaje mi się, że ta zmiana oznacza, że bardziej się otworzył i jego prawdziwa natura bardziej się pokazuje. Może to kwestia wielku, a może ja wcześniej zbyt mocno go tłamsiłam? Nie wiem, ale sądzę, że to dobry znak :)

Lekcja z Julią była jak zwykle bardzo ciekawa. Ćwiczyłyśmy przejścia podczas Okrążania i jak zwykle okazało się, że mała rzecz robi dużą różnicę. Julia pokazała mi, jak w lepszy sposób prosić konia o przejście w górę i w dół. Kiedy koń idzie w prawo, o szybszy chód trzeba poprosić wtedy, kiedy zad konia znajduje się na wysokości prawego ramienia. Podnosimy wtedy prawą rękę i podnosimy energię. Jeśli koń nie przyspiesza, obracamy się razem z nim podnosząc dodatkowo lewą rękę. Trzecia faza to zakręcenie carrotem, a czwarta faza robimy krok do przodu i uderzamy w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się koń. To powinno wystarczyć. Przy przejściach w dół zaczynamy prosić o to, żeby koń zwolnił, kiedy jego głowa pojawia się przy lewym ramieniu. Podnosimy wtedy prawą rękę z carrot stickiem, tak jakby blokując drogę koniowi. Ta ręka nie zmienia pozycji, ale obracamy się razem z koniem tak, że ręka z liną znajduje się coraz bliżej ręki z wyciągniętym carrotem. Jeśli koń nie zwalnia, zaczynamy pionowo machać carrotem, a na koniec też pionowo machać liną (ręce mamy wtedy praktycznie złączone). Uff, mam nadzieję, że jasno to opisałam.

Kiedy odprowadzałam Dżamala po lekcji i zostawiłam go już na pastwisku, podeszła do niego Sofie. Jest niżej od niego w hierarchii, więc Dżamal tak ja pogonił, że tylko ziemia fruwała. Nigdy czegoś takiego nie widziałam - zrobił piruet, jednocześnie wierzgając! Julia była zdziwiona, że ten mały, niepozorny konik coś takiego potrafi :)

Dziś byłam u Dżamala i świetnie się bawiliśmy. Coraz częściej przybiega do mnie z daleka na pastwisku - to niesamowicie miłe uczucie :) Najpierw poszliśmy na padok, ale było tam dość grząsko. Zgodnie z poradą Julii zaczęłam robić rozgrzewkę na lassie - z jednej strony uczę się z nim obchodzić, a z drugiej koń ma więcej przestrzeni, możemy razem pobiegać. Chwilę poskakaliśmy przez drąg i beczki - idzie nam to coraz lepiej, choć Dżamal nadal nie przepada za beczkami.

Później przenieśliśmy się na trawiasty padok, gdzie koń się tak nie zapadał. Ćwiczyliśmy przejścia - głównie w kłusie i galopie. Był moment, kiedy Dżamal miał ochotę na wyrwanie się, ale byłam stanowcza i pokazałam, że mi się to nie podoba. Długo przeżuwał i więcej tak nie zrobił. Mam wrażenie, że dzięki regularnym treningom Dżamal zaczął nabierać mięśni i coraz lepiej się rusza. Ma teraz zdecydowanie większy wykrok w kłusie. Ładnie też galopuje, prawie zawsze na dobrą nogę i już się tak nie wścieka, kiedy proszę o wyższe chody. Jeszcze trochę i spróbuję Okrążania na lassie na dużym placu :)  Podczas Okrążania przez większość czasu nieźle utrzymuje chód, choć zdarza mu się stwierdzić "dobra, koniec, przychodzę do ciebie". Staram się nad tym pracować - żeby z jednej strony nie poczuł, że go krytykuję i nie chcę, żeby do mnie podszedł, ale żeby jednak pamiętał, że zachowywanie chodu to jego obowiązek. Chociaż dziś miałam wrażenie, że zatrzymywał się po to, żeby przeżuć - stawał, przeżuwał (z językiem bardziej na wierzchu), tarł głową o przednie nogi, znów przeżuwał. Może jest mu ciężko myśleć, jednocześnie biegając :)

Na koniec robiliśmy chody boczne nad belką. Z beczką nam na razie nie idzie, więc próbuję z czymś łatwiejszym. Proszę bardzo, bardzo delikatnie i powoli, nagradzam nawet pół kroku - wiem, że to jest dla niego trudne. Dziś nad belką przechodziliśmy jakieś 5 minut i Dżamal przeżuł jakieś 20 razy - nie przesadzam. Cieszę się, że udaje mi się zaangażować jego umysł :)

czwartek, listopada 21, 2013

wtorek, listopada 19, 2013

niedziela, listopada 17, 2013

Pytania na lekcję z Julią

Dziś będę miała lekcję z Julią Opawską i zamierzam zadać jej dwa pytania.
1. Kiedy robię coś z koniem, on wykonał dobrze ćwiczenie i daję mu czas na przeżucie oraz zadanie pytania "co dalej". A co zrobić, jak koń najpierw zadaje pytanie, zanim przeżuje?
2. Przy odysłaniu konia na koło mam najpierw powiedzieć "uwaga, zaraz zaczniemy coś robić" i poczekać, aż koń zapyta "ok, jestem gotowy, co robimy?". Czasem zajmume to więcej, a czasem mniej czasu. Wydaje mi się, że zależy to m.in. od jego poziomu zaangażowania w to, co robimy i jeśli robię to na początku zabaw, to oczekiwanie na uczy do przodu trwa całe wieki (w moim odczuciu w każdym razie). Jak podczas rozgrzewki bawić się z koniem, żeby się zaangażował na tyle, żeby miało sens oczekiwać od niego pytania?

Ostatnio ćwiczę z Dżamalem galop na linie i idzie nam coraz lepiej. W piątek miał sporo energii i bardzo chciał biegać. Pierwszy raz odkąd pamiętam nie skończyło się to serią bryknięć i dzikim galopem z wyrywaniem mi liny. Owszem, biegaliśmy razem, ale przez większość czasu mogłam trzymać linę w dwóch palcach. Ze dwa razy trochę szarpnął linę, ale poza tym był miękki i pozytywny. To było super uczucie!

Oprócz tego ćwiczymy kłus przez dragi, pan Darek obiecał zrobić cavaletti. Skoro nie mogę na razie jeździć, to chociaż spróbuję zbudować koniowi trochę mięśni.

piątek, listopada 15, 2013

Agresja a asertywność - artykuł

Artykuł Pata Parelli, zaczerpnięty z  http://parelli-info.waw.pl, poddany lekkiej korekcie

* Koń kopie drugiego konia, który pojawia się bezpośrednio za nim.
* Niecierpliwy kowal uderza konia raszplą po żebrach.
* Osoba prowadząca konia w momencie, gdy ten się płoszy, mocno szarpie go za łańcuszek owinięty wokół nosa.
* Koń atakuje drugiego konia i mocno gryzie go w szyję.
* Trener owiązuje nogę konia i powala go na ziemię. 

Czy opisane wydarzenia są przejawem asertywności czy agresji?

Jeździectwo można opanować w sposób naturalny w oparciu o porozumienie, zrozumienie i psychologię, zamiast o pomoce mechaniczne, siłę i strach. Każdy wie, że bywają momenty, kiedy musimy być stanowczy wobec konia, podobnie jak wobec dziecka. Ale o różnicy pomiędzy asertywnością a agresją decyduje to, jakie mamy do danego wydarzenia podejście, nastawienie emocjonalne, jakie są okoliczności wydarzenia, w jaki sposób to robimy i jakie rezultaty zamierzamy osiągnąć.

Jaka jest różnica pomiędzy agresją a asertywnością?

„Agresja” to “napastliwe zachowanie, szukanie zaczepki, chęć wyładowania swojej złości”. Słowo “asertywność” oznacza „postawę odznaczająca się akceptacją samego siebie, otwartością i bezpośredniością w wyrażaniu poglądów, nie odmawiając przy tym praw innym”. Niektóre znaczenia asertywności zawierają słowo “agresywny”, tak więc warto wprowadzić rozróżnienie tego terminu w zależności od naszego stosunku do konia. Kiedy konie są spięte, kiedy się je karze, a także jeśli w celu uzyskania rezultatów stosuje się wobec nich siłę i przymuszanie, to właśnie nazywam agresją. Może się zdarzyć, że będziesz musiał być stanowczy, by być w pełni asertywnym, ale nie powinno być w tym złości, frustracji ani strachu. Największą różnicą jest sprawiedliwe nastawienie, które zawsze daje koniowi szansę na to, by odpowiedział i mógł się wykazać pozytywną reakcją.

Wiele osób ma kłopoty z odróżnieniem agresji od asertywności, ponieważ obserwując konie widzą, jak te się nawzajem atakują, kopią, gryzą, powodują uszkodzenia skóry, a czasami nawet uszkodzenia kości. Pomimo iż może to sprawiać wrażenie agresji, z perspektywy konia jest to tylko przejaw asertywności. Różnica polega na tym, że oba konie wiedzą, że ten drugi nie ma zamiaru go zjeść, a tylko go zdominować. W każdym stadzie istnieje hierarchia, która określa takie zachowania, jak: kto może się pierwszy napić wody, kto pierwszy je, kto obok kogo może stać itp. Ta hierarchia podlega zmianom każdego dnia, a zwłaszcza w momentach, gdy dorastają w stadzie młode konie lub przyłączane jest nowe zwierzę do stada. Koń alfa, czy też ten będący na szczycie drabiny, musi nieustannie od nowa ustanawiać swoje przywództwo poprzez wykazanie się asertywnością (w tym znaczeniu pewnością siebie i skutecznością), dzielnością, szybkością, siłą i najszybszym myśleniem.


Ludzie, którzy zachowują się wobec koni agresywnie, często bronią swojego stanowiska mówiąc „Nie mógłbym skrzywdzić tego konia, konie bardziej się krzywdzą nawzajem każdego dnia”. Z punktu widzenia fizycznego zagrożenia prawdopodobnie mają rację. Ale z punktu widzenia psychicznego lub emocjonalnego, koń odczuwa ogromną różnicę w sytuacji, gdy grozi mu drugi koń czy drapieżnik. Konie nie są w stanie poradzić sobie z agresją w wykonaniu ludzi (drapieżników) ponieważ boją się, że ludzie chcą je zjeść, a nie zdominować. A koń przestraszony, który wierzy, że zagrożone jest jego życie, a on nie może uciec, jest w stanie zrobić wszystko. Będzie atakował, kopał, gryzł. Będzie używał wszelkich danych mu środków obrony. Z mojego doświadczenia wynika, że konie nie są stworzone do walki, raczej wolałyby w takiej sytuacji uciekać. Odkryłem również, że najgorsze wypadki, jakie przytrafiały się ludziom przy koniach, były spowodowane strachem konia, jego frustracją, niezrozumieniem zadań albo z powodu jego znudzenia i chęci zabawy w gry dominacyjne.

Postaw się na miejscu konia

Konie są w stanie znieść bardzo dużo presji ze strony drugiego konia, ponieważ ustalanie hierarchii stadnej jest ich naturalnym zachowaniem. Urodziły się rozumiejąc, na czym polegają zabawy w dominację i przez całe życie się w nie bawią, starając się ustalić kto jest najsilniejszy, najszybszy i najsprytniejszy w stadzie. Jeśli na wolności konie się przestraszą, zbiorą się w stado i będą się nawzajem chronić. Będą patrzeć na konia alfa, czy też najsilniejszego, najbardziej dominującego konia, by im wskazał drogę i żeby je chronił. Jeśli natomiast człowiek wywiera nacisk na konia, to mamy do czynienia z całkowicie inną sytuacją. Koń (zwierzę uciekające) odbiera nacisk ze strony człowieka (drapieżnika) jako zagrożenie życia. Chce być ze swoim stadem, chce być ze swoim alfą, chce się uratować. Choćbyśmy podkreślali, że konie zostały udomowione tysiące lat temu, musimy pamiętać, że udomowienie nigdy nie zmieniło ich cech wrodzonych. Konie przetrwały setki tysięcy lat wyłącznie dzięki słuchaniu matki natury zwierząt uciekających. Nawet jeśli ty sam nie jadasz koniny, tysiące ludzi na świecie to robi. Konie zostały zaprogramowane do rozpoznawania drapieżników, które zagrażają ich życiu, a do których należą lwy, niedźwiedzie, dzikie psy, hieny, wilki, kojoty i ludzie.

Spróbuj sobie wyobrazić, co oznacza bycie zwierzęciem uciekającym. Wyobraź sobie siebie spacerującego z przyjaciółmi przez dżunglę amazońską po terenie zamieszkałym przez plemiona kanibali. Czy odczuwałbyś lekki niepokój? Czy twoje zmysły nie byłyby napięte, byś mógł jak najszybciej zauważyć zbliżanie się kanibali? Twoje przetrwanie zależałoby w tym momencie od tego, jak szybko zauważysz niebezpieczeństwo i od tego, czy będziesz w stanie uciec zagrożeniu. Jak zareagowałbyś na nagły ruch w krzakach, na niespotykany dźwięk, ruch wychwycony kącikiem oka? Powiedzmy, że jeden z twoich kolegów jest przywódcą grupy. Jest spokojny, pewny siebie, doświadczony i silny. Ufasz mu. Ilekroć usłyszysz coś niepokojącego patrzysz na niego. Jak reaguje? Jeśli on się nie niepokoi, to ty też się uspokajasz. A jeśli on wygląda na spiętego i czegoś wypatruje, jak to zadziała na twoje poczucie bezpieczeństwa? Nagle, ze wszystkich stron z krzaków wyskakują kanibale. Biegniesz z całych sił z przyjaciółmi, ale w końcu łapią cię do klatki w swoim obozowisku. Stoisz tam całą noc, boisz się, wiesz, że zjedzą cię na obiad. Następnego dnia przenoszą cię samego do drugiej klatki i jeden z kanibali próbuje się do ciebie zbliżyć. Wydaje się być przyjazny i delikatny, ale wiesz, że on zjada ludzi, więc zachowujesz dystans. Twoje żyły pompują silniej adrenalinę, jesteś na krańcu wytrzymałości nerwowej. Wszystkie zmysły są maksymalnie wyczulone. Masz wrażenie, że słyszysz, czujesz, widzisz lepiej niż kiedykolwiek w życiu, nawet masz poczucie nadludzkiej siły i wytrzymałości. Jeśli ten kanibal podejdzie zbyt blisko, uderzysz , bez względu na konsekwencje. Albo ty, albo on, tylko to się liczy. Ale ty nie wiesz, że kanibal oddzielił cię od towarzyszy, ponieważ chce się z tobą zaprzyjaźnić. Niestety, nie jest w stanie przekonać cię, byś stał spokojnie, więc idzie po linę. Zakręca młynka i zarzuca na ciebie pętlę. Co robisz? Panikujesz, walczysz, kopiesz, krzyczysz, z całych sił próbujesz się uwolnić, używając do tego rąk i zębów. Walczysz o życie, nawet nie myśląc o tym, co robisz. W tym momencie działa instynkt przetrwania! Nie ma czasu na myślenie! Liny krępują cię coraz bardziej aż w końcu owijają cię całego i obalają na ziemię, gdzie leżysz skrępowany i przerażony. Kiedy w końcu tracisz wszelką nadzieję i poddajesz się, kanibal podchodzi do ciebie i w tym momencie raz jeszcze próbujesz walki. Próbujesz gryźć. Wrzeszczysz. Kanibal uśmiecha się, unosi rękę trzymającą bat…. I delikatnie, pieszczotliwie cię głaszcze. Jak długo będzie musiał to robić, aż mu uwierzysz bez cienia wątpliwości, że nie chce cię zjeść? Tak właśnie czują się konie. Doświadczenie, które przed chwilą przeżyłeś, jest podobne do tego, jakiego doświadcza koń, którego wcześniej nie dotknął człowiek. Nie wszystkie konie takie są. Większość z nich ma do czynienia z ludźmi od urodzenia i nauczyły się, że nie muszą być przerażone przez cały czas. Jednak natura podpowiada im, że powinny być podejrzliwe i powinny się pilnować. Tak jak by było z tobą w mieście kanibali. Bardzo niewiele trzeba, by zdrapać z konia delikatną powłokę i wydobyć na powierzchnię instynkty, pozwalające mu przetrwać. Jeśli raz jeszcze wyobrazisz sobie siebie w mieście kanibali, to zdasz sobie sprawę, że nawet po latach niewiele będzie trzeba, byś pomyślał, że jednak kanibal zmienił zdanie i teraz postanowił cię zabić, a potem zjeść!


Delikatna agresja a silna asertywność

Są różne stopnie agresji, podobnie jak są różne stopnie asertywności. Najważniejsze w tym momencie jest przyjrzenie się emocjom, jakie są w to zaangażowane. Agresja każdego stopnia nie oddziałuje pozytywnie na konie, ponieważ nawet jeśli osiągniesz zamierzony cel, stracisz ich szacunek i zaufanie. Przykładem delikatnej agresji będzie ciągnięcie konia, gdy go prowadzisz, by utrzymać nad nim kontrolę czy uderzenie go na odlew po nosie, kiedy próbuje cię ugryźć. Koń czuje twoją złość i frustrację i w tym momencie nastąpi jedno z dwojga:

1. Zwiększy się jego niepewność i zostaną zaprzepaszczone szanse na partnerstwo oparte na zaufaniu
2. Rozwinie się u konia opór i nie tylko niepożądane zachowanie się nie skończy, ale jeszcze się pogorszy w miarę, jak koń zacznie nam odpowiadać tym samym.

Przykładem asertywnego zachowania w takim przypadku byłoby:

W przypadku konia, który ciągnie cię na linie, gdy go prowadzisz:
Daj mu więcej luźnej liny i pozwól mu biegać wokół. Ilekroć cię wyprzedzi, uderz go końcówką liny po zadzie nie tracąc przy tym opanowania, nie wpadając w złość ani frustrację, po czym odwróć się i idź w innym kierunku. Koń szybko skojarzy przyczynę ze skutkiem i będzie szedł z szacunkiem na wysokości twojego ramienia.

Koń który podskubuje lub gryzie:
Miej oczy dookoła głowy. Ilekroć będzie chciał się odwrócić ,by cię ugryźć, zamachaj kilka razy łokciem jak skrzydłami, nawet nie patrząc w jego kierunku i bez negatywnych emocji! Jeśli będzie próbował ugryźć cię w siedzenie, zegnij nogę w kolanie i machnij stopą w jego kierunku kilka razy. Po tym, jak kilka razy natknie się pyskiem na taką blokadę skojarzy, że to on sam powoduje, że się uderza.

Asertywna, pozbawiona emocji odpowiedź działa z dwóch powodów.

1. Koń doświadcza wzmocnienia negatywnego, które zasadniczo różni się od kary. Wzmocnienie negatywne jest natychmiastowe i koń kojarzy swoje działanie z rezultatem. Tak więc nie wini ciebie tylko siebie.
2. Koń nie jest w stanie uruchomić guzika, który powoduje twoją złość! Jeśli wydaje ci się, że konie tak nie rozumują, to jest jeszcze wiele rzeczy, których musisz się nauczyć. Jak tylko koń pozbędzie się swojego wrodzonego strachu przed człowiekiem, zaczyna z nim się bawić jak z drugim koniem. Stwierdza, że skoro już jesteście w jednym stadzie, to należałoby zdecydować, kto tu rządzi.

Koń będzie darzył cię szacunkiem, jeśli potrafisz szybciej od niego myśleć, jesteś silniejszy, sprawniejszy i dzielniejszy od niego, a także jeśli jesteś w stanie kontrolować swoje emocje, zachowania i psychikę. A wracając do scen z kanibalami, pamiętaj, jakie cechy miał twój przywódca i jak na nim polegałeś. Od strony fizycznej nie możesz się z koniem równać. Ale jeśli masz odpowiednie nastawienie, wiedzę, narzędzia, techniki, savvy i doświadczenie, to możesz zapracować sobie na końskie zaufanie i szacunek.


Naucz się jak być stanowczym nie popadając w złość ani w złośliwość

Kłopot z byciem asertywnym polega na tym, że większość ludzi nie jest dość wytrzymała emocjonalnie, by wykazać się stanowczością bez popadania w złość lub w złośliwość. Niektórzy obserwując mnie, kiedy jestem wobec konia stanowczy, czasami mają wrażenie, że jestem agresywny, ponieważ nie są w stanie wyobrazić sobie siebie samych stanowczymi bez utraty dystansu. A cały sekret kryje się w odpowiednim sprawiedliwym nastawieniu. Sprawiedliwość oznacza, że małe czyny prowadzą do niewielkich konsekwencji, a duże czyny do większych konsekwencji. Konsekwencje nie zawsze oznaczają kontakt fizyczny. W wielu sytuacjach wystarczy byś wiedział, jak spowodować psychiczny, emocjonalny lub fizyczny dyskomfort konia, w momentach, gdy robi rzeczy niepożądane.

Świetnym ideałem asertywnego zachowania była moja matka. Kiedy jako nastolatek leżałem na kanapie, a na prośbę wyniesienia śmieci odpowiadałem leniwie „zaraz...” wrzucała śmieci na moją głowę nie tracąc uśmiechu z twarzy. Mawiała: „Synu, te śmieci wychodzą z tobą bez względu na to, czy ci się to podoba czy nie. Masz dwoje rąk, dwoje nóg i usta, co oznacza, że możesz powiedzieć: tak mamo z uśmiechem, wyciągnąć rękę i przyjść po torbę, by ją wynieść”. Wiedziała, jak sprawić, by mi przestało być wygodnie i nie musiała mnie przy tym bić! Do dziś dnia pukam do drzwi trzymając kapelusz w dłoni i jak tylko ją ucałuję na dzień dobry pytam: ”Mamo, są może śmieci, które trzeba wynieść?”

Przykro patrzeć, kiedy ktoś bije konia. Przemoc zaczyna się w miejscu, gdzie się kończy wiedza. Pomimo, że wiele osób zdaje się czerpać perwersyjną przyjemność z przymuszania koni, większość tych, którzy konie szarpią, walą na odlew czy krzyczą na nie działa tak z czystej frustracji. Po prostu nie wiedzą jak inaczej mogą zareagować. Bardziej niż na czymkolwiek innym zależy mi na nauczeniu was, jak być przy koniach bardziej wytrzymałym psychicznie i emocjonalnie. Próbuję pomóc ludziom zrozumieć skąd się bierze zachowanie koni, tak by mogli odpowiednio na nie reagować, przy czym uczą się nieskończonej cierpliwości. Większości osób cierpliwość kończy się po około 4 minutach. Konie to wiedzą i w miarę jak dojrzewają, uczą się z nami grać w różne gierki. Kiedy już przestaną się nas bać (zwykle około 12 roku życia) uczą się, jak nas wystrychnąć na dudka. Zwykle wystarczy, by przeczekały te 4 minuty i już wygrywają.


Cztery fazy stanowczości

Prostym sposobem na trzymanie emocji na wodzy, kiedy musimy być bardziej stanowczy, jest poznanie czterech faz stanowczości i używanie ich w efektywny sposób. Przyjrzyjmy się jak koń ostrzega przed kopnięciem:

Faza 1 – koń kładzie uszy do tyłu, marszczy nos, patrzy złym spojrzeniem
Faza 2 – macha głową i unosi nogę
Faza 3 – kopie ale nie trafia
Faza 4 – kopie raz jeszcze i trafia

Zanim koń kopnął, dał trzy wyraźnie wskazówki, że kopnięcie nadchodzi. Inne konie mogą zwykle uniknąć kopnięcia ponieważ zwracają uwagę na dawane sygnały i schodzą z drogi. Ludzie często są kopani, ponieważ nie obserwują sygnałów ostrzegawczych. Jak możemy używać faz w sposób podobny do koni? Jedną z pierwszych rzeczy, jakich uczę, jest użycie pewnego rytmu, na przykład kopnięcie nogą w powietrzu trzy razy. Trudno jest zachować złość, kiedy musisz kopnąć powietrze trzy razy. To samo dotyczy machania ramionami, kiedy koń narusza twoją prywatną przestrzeń. Rób to co najmniej trzy razy, nie wchodząc w strefę konia, tak by miał szansę na usunięcie się z twojej przestrzeni i uzmysłowienie sobie, że nie warto w nią wchodzić. Mówiąc krótko – uderzenie konia lub kopnięcie go w brzuch jest odbierane przez konia jako akt agresji, ponieważ jest nagłe i nie ma wyraźnych sygnałów ostrzegawczych, które koń mógłby odebrać. Używam też mojego “Schwiegermutter Look” (co znaczy po niemiecku spojrzenie teściowej). To spojrzenie mówi: „zostaw moją córkę w spokoju i wynoś się, zanim będzie gorzej”. Nie jestem w stanie skulić uszu do tyłu jak koń, ale mimo to moim ciałem jestem w stanie przekazać koniowi ostrzeżenie. Jest to zachowanie, które mówi, że ugryzienie, kopnięcie albo atak może za chwilę nastąpić. Tak więc, kiedy chcę odesłać konia do tyłu, przesunąć jego zad lub przód dalej ode mnie, użyję takiego spojrzenia jako fazy 1. W fazie 2 mogę unieść rękę. Przy fazie 3 zamacham liną lub bacikiem. Jako fazę 4 użyję bezpośredniego kontaktu (niekoniecznie silnego) w konkretnym miejscu tak, by miało to jakiś sens dla konia. Następnie rozluźnię się i zacznę ponownie. Konie są bardzo spostrzegawcze. Zauważają i uczą się bardzo szybko co się wydarzy, zanim to się wydarzy i wkrótce koniowi wystarczy jedynie stanowcze spojrzenie, by usunął się bez kwestionowania polecenia i co najważniejsze, także bez strachu.

Wiedza to pewność siebie

Kiedy już wiesz, że możesz być efektywny, będzie ci łatwiej zachować spokój, pogodę ducha i umiejętność patrzenia na świat z perspektywy konia. Jedno pytanie, które powinieneś sobie stale zadawać, to czy to, co robisz, robisz koniowi czy dla konia? Jeśli nigdy nie przekroczysz linii agresji, twój koń nauczy się odpowiadać z szacunkiem bez strachu. Lepiej jest zapobiegać niż karać konia za robienie rzeczy, które według ciebie są nieodpowiednie. Tylko gdy naprawdę zrozumiesz psychologię zachowania konia, zrozumiesz, że kara nie jest odpowiednia, ponieważ nie możesz mieć pretensji do konia, że zachowuje się jak zwierzę uciekające. Konie są proste, kiedy już je zrozumiesz i kiedy masz odpowiednie savvy. Jeśli naprawdę zainwestujesz w nauczenie się jak najwięcej na ich temat, a nie tylko na temat tego jak prosto siedzieć, trzymać wodze i gdzie przyłożyć którą nogę. Jeśli nauczysz się jak to się dzieje, że konie „załapują”, co jest dla nich ważne, jak rozumują, dlaczego robią to co robią i jak zdobyć ich zaufanie i pewność siebie, nigdy więcej nie poczujesz frustracji ani nie zabraknie ci odpowiedzi. Pracuj nad sobą, byś mógł lepiej cieszyć się swoim koniem.


Garść parellizmów które pomogą ci w utrzymaniu zdrowego rozsądku!

* Tylko sprawiedliwe nastawienie jest efektywne.
* Bądź efektywny, by być zrozumiałym, bądź zrozumiały, by być efektywny.
* Kara nie działa na zwierzęta uciekające, ale działa na nie program prewencyjny.
*Spraw by rzeczy niepożądane były trudne, pozwól by pożądane były łatwe
* Nie rób ani nie każ – sprawiaj i pozwalaj. Poznaj różnicę.
* Przejdź się milę w butach swojego konia.
* Nigdy nie widziałem, by cokolwiek trwało dłużej niż dwa dni!
* Bądź uprzejmy i wykaż bierną stanowczość w prawidłowej pozycji.
* Bądź tak delikatny jak możesz ale też tak stanowczy jak tego wymaga sytuacja. Kiedy jesteś stanowczy, nie popadaj w złość ani w złośliwość, a kiedy jesteś delikatny, nie bądź byle jaki.
* Nie przekupuj ich marchewkami. Nie bij ich bacikiem. Znajdź metodę środka.
* Nie bądź wielkim bęcwałem na końcu liny.
* Nie reaguj jak drapieżnik: stań się sprawniejszy psychicznie, emocjonalnie i fizycznie.
* Kiedy wejdziesz między konie, musisz działać jak i one.
* Myśl jak koń. 

niedziela, listopada 10, 2013

czwartek, listopada 07, 2013

Ćwiczymy odsyłanie

Zgodnie z zaleceniami Julii ostatnio ćwiczymy odsyłanie i wychodzi coraz lepiej. Udaje nam się nawet robić całkiem dobre zagalopowania. Pracujemy jeszcze nad odpowiednią ekspresją, ale podczas okrążania w kłusie Dżamal jest coraz bardziej rozluźniony, z galopem jest trochę gorzej, ale na razie skupiam się na samym zagalopowaniu i kiedy wychodzi ładnie, zapraszam konia do siebie. Najtrudniejszym (dla mnie) elementem jest sygnał "baczność", czyli kiedy chcę poprosić o Okrążanie, najpierw biorę trochę energii i czekam, aż koń na mnie spojrzy (będzie miał uszy na mnie) i dopiero wtedy go wysyłam. Zwłaszcza na początku zabaw zajmuje to strasznie dużo czasu i ja wtedy umieram z nudów. Ale jak się trochę rozkręcimy to uszy idą na mnie znacznie szybciej.

Kolejna rzecz, którą ćwiczymy, to przeciskanie nad beczkami i drągami. Dżamal bardzo szybko nauczył się przechodzić w stępie i kłusie przez cztery drągi po kolei. Z czasem będę chciała, żeby to były cavaletti - to ponoć świetne ćwiczenie na mięśnie grzbietu. W tym celu potrzebuję jeszcze czterech cavaletek - muszę pomęczyć p. Darka, żeby nam takie zrobił, na razie mamy jedną.

Ostatnio bawiliśmy się też w Przeplatankę i Ósemkę i udało nam się nawet zrobić fragmenty Ósemki w galopie. Jestem w stanie robić te schematy na bardzo niskich fazach i mieszam je ze sobą, czyli najpierw robię przeplatankę, za drugim razem ósemkę, potem biegniemy kłusem wzdłuż wszystkich beczek i dotykamy nosem ostatniej - wszystko po to, żeby koń się zainteresował i słuchał moich sygnałów, zamiast zakładać co teraz będziemy robić.

W najbliższym czasie planuję poćwiczyć przechodzenie bokiem nad beczką. Julia powiedziała, że muszę to zrobić bardzo powoli, więc chyba przyniosę sobie na padok krzesło ;) 

niedziela, października 27, 2013

Lekcja nr 2 z Julią + fotostory

Dziś miałam lekcję z Julią Opawską, drugą w Polsce Parelli Proffessional. Było bardzo fajnie i dużo się nauczyłam (a M. robił zdjęcia). Julia pokazała mi, jak poprawić moje odesłanie - okazało się, że za mało "otwieram" koniowi drogę, żeby mógł iść do przodu, czyli swoją postawą ciała z jednej strony proszę go o ruch, a z drugiej strony blokuję. Kiedy tylko to poprawiłam, odesłania zaczęły od razu wychodzić znacznie lepiej. Oto, jak to powinno wyglądać:


Po każdym odesłaniu, jeśli Dżamal nie ruszył takim chodem, o jaki go poprosiłam, miałam zmienić kierunek i wysłać go znów, uderzając stringiem w to miejsce, z którego miał ruszyć. Kiedy szedł ładnie, prosiłam go do siebie i czekałam, aż przeżuje i zada mi pytanie.

Tutaj czekam:

I nareszcie pytanie :)

Na początku ekspresja Dżamala nie była idealna, kiedy go prosiłam o więcej wysiłku robił różne miny.



Ale potem, kiedy udało mi się lepiej go odsyłać i dawać wyraźniejsze sygnały, było znacznie lepiej. 


Ważnym elementem, który musiałam poprawić, było też przygotowanie do odesłania. Julia powiedziała, że za szybko przechodzę od pozycji neutralnej do "idź na koło", powinno być jeszcze "uwaga, będę cię o coś prosić" i chwila czasu, żeby koń mógł nastawić uszy i pokazać, że jest gotów słuchać polecenia. Początkowo dość długo trwało, zanim Dżamal na mnie popatrzył, miał raczej minę "nie słucham cię, nie ma mnie tu". Rysunek poglądowy:


Musiałam więc cierpliwie czekać, aż na mnie spojrzy. Żeby go wybić z takiego zamknięcia prosiłam go o kroczek do tyłu, kroczek do przodu, przestawienie zadu itp., małe rzeczy, żeby się mną zainteresował. Dzięki temu udało się uzyskać jego większe zaangażowanie i ekspresję, a także lepsze odesłanie - energiczne i na 1-wszą fazę.



Mam ćwiczyć dobre odesłania w stępie i kłusie, a jak to będzie dobrze wychodzić, to zacząć wprowadzać zagalopowania. Najpierw 2-3 foule i zaproszenie do środka, a potem coraz więcej.

Później zajęłyśmy się przeciskaniem nad cavaletką. Ci z Was, którzy śledzą mój blog od dawna wiedzą, że dla Dżamala przeciskanie nad beczkami i innymi przeszkodami jest dużym wyzwaniem. Julia obejrzała nasze próby i orzekła, że daję Dżamalowi zbyt niejasne sygnały i on przez to nie do końca wie, co powinien zrobić. Pokazała mi, jak w konsekwentny i jasny sposób pokazać mu, że to schemat przeciskania, który składa się z odesłania, przyzwolenia i odwrócenia się pyskiem do przeszkody. Ponieważ mój koń po pokonaniu przeszkody nie leci jak wariat do przodu to znaczy, że nie czuje się niepewnie, po prostu albo mnie olewa, albo nie do końca wie o co mi chodzi. Kiedy udało mi się zrobić dobre odesłanie i stanowczo go popędzić, kiedy się wahał nad przejściem, okazało się, że wszystko wychodzi super :)

Na koniec Julia powiedziała, że widzi duże postępy od naszej ostatniej lekcji - cieszę się, że idziemy w dobrym kierunku :) Lekcja bardzo mi się podobała - niesamowite, że tak wydawałoby się niewielkie korekty, jak ustawienie nogi przy odsyłaniu, robią tak kolosalną różnicę! Jednak każda wizyta instruktora jest na wagę złota - samemu można się wiele nauczyć, ale, jak mówi Pat Parelli: "Praktyka nie czyni mistrza, tylko mistrzowska praktyka czyni mistrza." To bardzo mądre powiedzenie. Dodatkowo Julia jest bardzo cierpliwa i wszystko dokładnie tłumaczy - czemu tak, a nie inaczej, z czego wynika dana korekta, co bardzo mi się podoba, bo pozwala szybciej się uczyć. 

Tu jeszcze parę zdjęć:







niedziela, października 13, 2013

Drugi (dłuższy) wyjazd w teren

Dziś wybraliśmy się w teren we trójkę - ja na Dżamalu i Marcin z kijkami do nordic walking. Byliśmy na przecudnym, jesiennym spacerze. Byłam absolutnie zachwycona :) Wyjazdy w teren to jeden z głównych powodów, dla których chciałam mieć własnego konia, a, co za tym idzie, jedna z przyczyn, dla której bawię się w PNH. Dzisiejszy spacer bardzo dobrze pokazał, dlaczego dobra relacja i zgranie z koniem dają tyle radości. Dawniej zawsze, kiedy jechałam w teren, miałam gulę w żołądku - bałam się, bo wiedziałam, że może wydarzyć się dosłownie wszystko. Wiedziałam, że koń może mnie ponieść, zrzucić, kopnąć innego konia, skręcić do stajni zamiast tam, gdzie planuję jechać, odmówić jazdy w zadanym chodzie. Teraz wiem, że spacery mogą być spokojne, relaksujące i przyjemne, bez nieustającej czujności i strachu. Można jechać na rozluźnionym, patrzącym pod nogi koniu, który słucha moich sygnałów, zachowuje się jak partner i nie daje mi najmniejszych powodów do strachu. Były takie momenty, kiedy zapominałam, że siedzę na koniu i wydawało mi się, że sama idę po leśnej, zasłanej liśćmi ścieżce. Jak to mówi Pat: "There's nothing you can't do when the horse becomes a part of you.", czyli "Kiedy koń stanie się częścią ciebie, nie ma rzeczy, której nie mógłbyś zrobić." Nie jesteśmy może jeszcze na tym etapie, ale momentami naprawdę czułam, o co chodzi w tym tekście. 

piątek, października 11, 2013

Pierwszy (króciutki) wyjazd w teren

Jako, że teraz bywam u Dżamala 3 razy w tygodniu, będę pisała bardziej ogólnie o naszych postępach, bo nie wierzę, że uda mi się pisać tak często. Ostatnio staram się zachować proporcję pracy w różnych savvy według propozycji z Parelli Connect, czyli 50% jazda Freestyle, 25% na linie i 25% na wolności. Na razie zdecydowania przeważa praca na linie, ale staram się jak najwięcej jeździć. Z innych informacji: Dżamal przychodzi do mnie chętnie na pastwisku, a nawet rży na mój widok - to takie miłe uczucie!

Ostatnio bawiliśmy się na wolności w naszym niedużym roundpenie, ćwiczyliśmy zmiany kierunku i ósemki (to właściwie to samo, jakby się nad tym zastanowić). Na początek słabo działało przyciąganie, czyli koń nie za bardzo chciał do mnie podchodzić, co mocno utrudniało zmiany kierunku. postanowiłam więc pobawić się trochę w Okrążanie ze zmianą chodów i poczekać, aż mu się znudzi i do mnie podejdzie - często robi tak na linie. Faktycznie po 3-4 kółkach postawił uszka i ruszył w moim kierunku, więc cofnęłam się i pozwoliłam mu podejść. Oczywiście nie miał cały czas dobrej ekspresji, bo skulił trochę uszy, no ale od czegoś trzeba zacząć. Zaczęliśmy więc ćwiczyć zmiany kierunku przy użyciu beczek jako znaczników. W prawą stronę szło zupełnie nieźle, ale w lewą mieliśmy większe problemy. Udało się zrobić kilka ósemek, więc na tym zakończyłam. Zawsze, kiedy chciał do nie podejść, dużo go głaskałam i drapałam, żeby dobrze sobie to kojarzył.

Później na niego wsiadłam i robiliśmy przeplatankę w stępie i trochę w kłusie. Coraz lepiej wychodzi nam energiczny  kłus, taki baz zatrzymywania się i kombinowania. Przeplatanka była sporym wyzwaniem, bardzo pilnowałam, żeby obciążać wewnętrzne strzemię i obracać jak najmocniej ramiona przy skręcaniu. Jeśli jakiś zakręt udał się dobrze, zatrzymywaliśmy się między beczkami, a koń intensywnie żuł. Jeśli cały przejazd wyszedł nieźle i widziałam, że Dżamal zaczyna myśleć o schemacie, robiliśmy kółko kłusem bez przeplatania. Oczywiście to dopiero początek, będziemy to jeszcze regularnie powtarzać.

Potem pojechałam na nim na 10 minut w teren - to nasz pierwszy wypad poza ujeżdżalnię. Dżamal szedł energicznie do przodu i był bardzo zainteresowany otoczeniem, trochę podenerwowany, ale raczej pewny siebie. Trochę się popaśliśmy i wróciliśmy do domu, ale mój apetyt na jazdę w teren zdecydowanie wzrósł!

niedziela, października 06, 2013

Aklimatyzacja

Przez pierwsze kilka dni w nowej stajni Dżamal był dosyć poddenerwowany, co jest zupełnie zrozumiałe. Mam wrażenie, że dużo bardziej niż zwykle mnie potrzebował, ponieważ z mojej obecności czerpał pewność siebie. Kiedy przychodziłam na pastwisko, biegł do mnie kłusem, stawał pod bramą i jasno pokazywał, że chce już sobie stąd iść. Kiedy odchodziłam, rżał za mną. A kiedy siedziałam z nim na padoku, często podchodził i wtedy dużo go głaskałam, co go uspokajało, zaczynał ziewać i się rozluźniał. W ogóle mam wrażenie, że te przenosiny wzmocniły naszą więź. Po raz pierwszy w życiu Dzamal naprawdę poczuł, że jesteśmy stadem i potrzebuje mojego przywództwa. I sądzę, że nie najgorzej zdałam ten egzamin. 

Mamy do dyspozycji niewielką ujeżdżalnię, na której stoją 2 metalowe beczki, wysoka cavalettka i drąg. Ja przywiozła dodatkowo 3 moje małe beczki i piłkę. Na pastwisku obok stoi mały roundpen, pień i dwie duże opony. Planujemy z Dominiką wkopać dwie duże opony do przeciskania i zrobić z trzeciej podest.

Bawiłam się z Dżamalem na początek niezbyt długo, ponieważ z jednej strony chciałam mu dać czas na przywyknięcie do nowej sytuacji, a z drugiej strony mam problemy z biodrem, a właściwie kręgosłupem i nie mogę zbyt długo stać. Dlatego zaczęłam robić okrążanie, siedząc na beczce i szukać nowych rozwiązań, żeby odciążyć nogę. Chodzimy też na spacery po okolicy.

Muszę powiedzieć, że coraz lepiej idzie nam używanie delikatnych faz. Zaczęły nawet wychodzić zagalopowania na podniesienie energii i dwukrotne cmoknięcie. Raz nawet Dżamal lotnie zmienił nogę, kiedy zagalopował na niewłaściwą. Nadal trudności sprawia za to skakanie nad beczkami - z wysoką cavalettką jest łatwiej.

W czwartek udało mi się też trochę pojeździć. Dżamal był mocno nakręcony, więc postanowiłam spróbować nowego dla nas schematu - pudełka pytań. Polega on na tym, że na środku placu ustawiamy "pudełko" z czterech beczek. To jedyne miejsce, gdzie możemy się zatrzymać, zmienić chód, kierunek i wygięcie. Schemat to dwa koła, które przecinają się w pudełku. Chodzi o to, że za każdym razem, kiedy zbliżamy się do pudełka, koń zadaje pytanie: "zwalniamy, przyspieszamy, wjeżdżamy na drugie koło?". Dzięki temu bardziej się skupia i angażuje umysł. Przy okazji jest to dobry schemat, jeśli koń idzie za bardzo do przodu, ponieważ składa się z dwóch kół, a koła "skracają" konie. Muszę powiedzieć, że szło nam całkiem nieźle i faktycznie Dżamal się rozluźnił i przestał tak pędzić. Zwłaszcza w kłusie wychodziło dobrze. Pozwoliłam mu się też trochę rozpędzić, jeżdżąc wzdłuż ogrodzenia i to również dobrze mu zrobiło. 

Myślę, że jeszcze trochę pracy z ziemi nad galopem i będziemy mogli popróbować tego z siodła. Dotychczas galopowałam na Dżamalu tylko raz i zaczął odrobinę brykać :) Ale nawet na chwilę nie straciłam nad nim kontroli, zatrzymał się na delikatny sygnał ode mnie. Chciałabym też zacząć jeździć na nim w terenie, muszę się umówić z Dominiką.

piątek, października 04, 2013

Nowa stajnia

Jakiś czas temu odwiedziłam w stajni koleżankę, którą znam z Parelli Connect, a która mieszka bardzo blisko mnie. Stajnia znajduje się w Okrzeszynie, czyli jakieś 10-15 minut drogi samochodem albo pół godziny autobusem. Miejsce od razu bardzo mi się spodobało - mała stajnia na 6 koni, przyzwoite pastwiska, plac do jazdy i powstający plac zabaw, przy tym przyjazna atmosfera dla naturala. Zaczęłam się zastanawiać... Już od jakiegoś czasu myślałam nad tym, że aby robić większe postępy i zacząć na serio jeździć, musiałabym bywać u Dżamala częściej niż raz w tygodniu. Niedawno na Parelli Connect wprowadzono też funkcję ustawiania sobie celów, które chce się osiągnąć z koniem i możliwość zapisywania i monitorowania postępów. Kiedy ustawiłam sobie cel "zaliczyć wszystkie poziomy" okazało się, że według Parelli musiałabym być w stajni 6 dni w tygodniu... Najmniej wymagający cel to 180 minut tygodniowo rozłożone na 3 wizyty. Mocno się podłamałam. Dlatego kiedy zwiedzałam stajnię w Okrzeszynie dotarło do mnie, że to może być rozwiązanie moich problemów.

Oczywiście stajnia nie ma tak dobrych warunków, jak Anka Rancho - mniejsze pastwiska, mniejszy plac zabaw no i mniej naturalsów. Anka Rancho przez te 3,5 roku stało się moim drugim domem i absolutnie to miejsce uwielbiam. Jednak doszłam do wniosku (po długich przemyśleniach), że jednak ważniejsze jest dla mnie to, żeby móc spędzać więcej czasu z Dżamalem. Decyzja zapadła.

W zeszłą sobotę p. Darek (właściciel stajni), Dominika i ja pojechaliśmy po Dżamala. Zastanawiałam się jak pójdzie pakowanie go do przyczepy, więc na wszelki wypadek ćwiczyłam to parę dni wcześniej. Na szczęście poszło zupełnie gładko. Niestety niewłaściwie przywiązałam go w przyczepie (zostawiłam za długą linę) i jakoś przełożył ją sobie nad głową tak, że nie mógł jej podnieść. Oczywiście lekko spanikował, że coś złapało go za głowę. Na szczęście dobrze zawiązałam węzeł (dzięki, Kasiu!) i błyskawicznie go odwiązałam. Oczywiście Dżamal był zdenerwowany i ja również. Postanowiłam więc, że wyładuję go z przyczepy, żeby nie czuł się złapany w potrzask i poproszę go, żeby wszedł ponownie - żeby mógł sam podjąć tę decyzję. Uznałam, że nie chcę z powodu transportu psuć sobie relacji z koniem. Tym razem ładowanie trwało znacznie dłużej, bo Dżamal stracił pewność siebie i uznał, że przyczepa jest zdecydowanie podejrzana. Jednak po trochu udało się w końcu przełamać jego opory. Tym razem przywiązałam go już dobrze i pojechaliśmy. W trakcie drogi zachowywał się bardzo grzecznie.

W nowym miejscu był oczywiście zdenerwowany, ale też nie było jakiejś paniki. Wypuściłam go na padok obok pastwiska, gdzie stały dwie klacze - Perła i Vana. Obie były nim bardzo zaintrygowane, on jednak pasł się, obrócony do nich zadem i udawał, że w ogóle ich nie widzi. Było to bardzo zabawne :) Tymczasem razem z Dominiką zrobiłyśmy przemeblowanie siodlarni/pokoiku socjalnego. Dostałam do własnego użytku jedną pakę (Dominika jest kochana!), do której zmieściły się wszystkie moje rzeczy razem z siodłem. Mam wreszcie porządek w linach, które wiszą na drzwiach paki, zamiast w różnego rodzaju workach. Poznałam też drugą z pensjonariuszek, Monikę i zostałam miło przywitana w nowej stajni.

A oto Dżamal na nowym pastwisku:

W następnym poście: jak Dżamal zaaklimatyzował się w nowej stajni i jak to wpłynęło na naszą relację.

środa, października 02, 2013

Praca domowa

Po lekcji z Julią wzięłam się za odrabianie "pracy domowej", czyli wprowadzania zmian, o których mi powiedziała. Na początek musiałam poradzić sobie z moimi nawykami, czyli zacząć stosować subtelniejsze fazy i inną mowę ciała. Oczywiście dla Dżamala to też była duża zmiana. Dopiero, kiedy spróbowałam zadziałać delikatniej, zdałam sobie sprawę, że mój koń nie zwraca na mnie bardzo dużej uwagi - to jak sądzę z jednej strony kwestia szacunku, a z drugiej podejścia "skoro do mnie krzyczysz, to nie słucham twoich szeptów". Zaczęłam więc od czegoś prostego, czyli jojo. Jako pierwszą fazę używałam energii i pozycji ciała, mówiącej "cofnij się" i lekko wystawionego palca. Dopiero później zaczynałam odrobinę tym palcem ruszać. Nagradzałam każdy kroczek cofania na najlżejszą fazę - musiało to wyglądać dziwnie: stoję przed koniem i intensywnie się na niego patrzę, on w końcu tak jakby odrobinę się cofa i ja się wtedy cieszę i mówię "dobry koń!" ;) 

Kiedy udawało mi się go wycofać, przywoływałam go z powrotem do siebie - pierwszą fazą było odchylenie się nieco do tyłu i "zasysająca", zapraszająca energia, a dopiero potem "czesanie" liny. To okazało się znacznie trudniejsze. Musiałam wiele razy przechodzić do wyższych faz, nawet do czwartej, żeby Dżamal się w końcu ruszył. Podczas pierwszego dnia po lekcji z Julią robiłam tylko jojo i kiedy w końcu mój koń podszedł do mnie na pierwszą fazę z uszami do przodu (!), byłam naprawdę szczęśliwa i na tym zakończyliśmy. Ta ekspresja na jego pysku, kiedy widzę, że jest zainteresowany tym, co robimy, zadaje pytania, mamy konwersację, to najlepsza nagroda za wszystkie wysiłki. Od tego momentu wiedziałam, że jestem na właściwej drodze - to było nasze brakujące ogniwo. 

Oczywiście nie udało nam się zmienić wszystkiego od razu. Dżamal miał różne pomysły co zrobić z nową sytuacją. Na przykład jednego dnia podczas Okrążania, kiedy go wysyłałam w delikatny sposób, robił jeden krok do przodu i się zatrzymywał. Kiedy go znów wysyłałam, robił kolejny krok i stawał. Uznałam więc, że będę działać tak, jakby był LBI i prosiłam go o robienie koła tyłem - nawet nieźle mu szło ;) 

Dużo czasu spędziliśmy też na ćwiczeniu wchodzenia na podest. To nadal dla Dżamala duże wyzwanie i myślę, że jeszcze jakiś czas nam to zajmie. Ale uznałam, że skoro mamy wprowadzić zmiany w komunikacji, to możemy równie dobrze robić to przy okazji tego zadania, a uczenie się galopu na najdłuższej linie raczej zostawię sobie na później.

Kiedy patrzę z perspektywy dwóch miesięcy (choć bywałam przez ten czas bardzo rzadko w stajni), to widzę, że kiedy w miarę opanowałam nowe podejście, a Dżamal się do niego przyzwyczaił, znacznie poprawiła nam się relacja. Czuję, że jesteśmy dużo bardziej partnerami. Chyba nie zauważyłam, kiedy mój koń dorósł i zaczął potrzebować większej odpowiedzialności, ale również możliwości wyrażania swojego zdania. W końcu w partnerstwie z koniem podział ma być 51% do 49% i mam poczucie, że zbliżyliśmy się teraz bardziej do tego idealnego podziału. Zauważyłam, że w Dżamalu jest dzięki temu jest mniej buntu czy sprzeciwu, znacznie rzadziej słyszę od niego "nie". Zaczął też chętniej przychodzić do mnie na pastwisku - chyba też podobają mu się te nowe porządki :)

W następnym poście napiszę o... przenosinach do nowej stajni.

poniedziałek, września 09, 2013

Lekcja z Julią Opawską

Pisałam już o tym wcześniej, ale gdyby ktoś jeszcze nie wiedział: mamy w Polsce już drugą instruktorkę PNH, Julię Opawską. Pod sam koniec obozu miałam przyjemność mieć u niej lekcję. Było bardzo ciekawie i pouczająco, a w dodatku usłyszałam od niej kompletnie co innego, niż od Kasi Jasińskiej :) Jestem z tego powodu bardzo zadowolona - mogę czerpać z doświadczenia i pomysłów dwóch różnych osób i wyciągać z ich rad to, co najlepiej się w danej chwili sprawdza. Im więcej różnych strzał w kołczanie, tym lepiej!

Na początek (jak zawsze od pewnego czasu) pozwoliłam Dżamalowi na inwencję własną. Był bardzo energiczny, chodził po całym placu, a na koniec sam zrobił przeplatankę (ćwiczyliśmy ją poprzedniego dnia). Opadła mi szczęka. Julia stwierdziła, że skoro koń proponuje mi takie rzeczy, to mogę nasze wstępne ćwiczenia robić w kłusie - tak, jak i lekcję pasażera można robić we wszystkich chodach. Sama bym na to nie wpadła, a to w sumie dość oczywiste, jak się nad tym lepiej zastanowić :) 

Później miałam za zadanie zrobić ósemkę nie ruszając się nawet na milimetr ze swojego miejsca i trzymając długą linę za samą końcówkę. Miałam też używać jak najdelikatniejszych faz. W stępie szło nie najgorzej, ale kiedy przeszliśmy do kłusa, Dżamal swoim zwyczajem ruszył galopem do bramy. Zastosowałam technikę, której nauczyła mnie Kasia, czyli chody boczne w galopie. Julia jednak miała inny pomysł na to, jak sobie radzić w tej sytuacji. Powiedziała mi, że Dżamal się buntuje, ponieważ używam zbyt wysokich faz i wkładam w to za dużo energii. Poza tym na tym etapie powinnam stosować znacznie subtelniejsze sygnały - w końcu on zna te wszystkie gry, doskonale widzi moją mowę ciała, więc nie muszę robić obszernych gestów, żeby się z nim komunikować. A kiedy to robię to on czuje, że traktuję go jak debila. W dodatku powinnam też dawać mu więcej odpowiedzialności i nie prowadzić go na każdym kroku (np. przy ósemce). On zna ten schemat (zresztą pokazał to w przypadku Przeplatanki), więc mogę po prostu pokazać mu "robimy ósemkę" i oczekiwać, że będzie ją robił bez ciągłego przypominania "teraz skręć tu, podejdź do mnie, zmień kierunek, idź tam". Uff, wiedziałam, że czeka nas duuużo zmian. 

Oczywiście starałam się wprowadzić w życie te zalecenia, ale okazało się, że to nie takie łatwe. Musiałam znacznie bardziej się skupić, żeby przekazywać czytelne sygnały w bardziej subtelny sposób. Musiałam też pamiętać, żeby wykonywać mniejsze ruchy. Dżamal poruszał się jak mucha w smole i Julia zwróciła mi uwagę, że w tym momencie zupełnie nie wygląda jak Ekstrawertyk. I, że jeśli widzę, że nie chce mu się ruszać, to muszę go traktować jak LBI, a nie LBE. Tu właśnie wychodzi złożona osobowość mojego konia - nie jest tak łatwo dopasować swoje działania do jego potrzeb. Ale mam nadzieję, że ze wskazówkami od dwóch instruktorek sobie jakoś poradzę :)

W następnych postach dowiecie się, jak poszło mi wprowadzanie naszej relacji na kolejny poziom :)

niedziela, września 01, 2013

Pisać czas znów zacząć

Dawno już nic nie pisałam z powodu braku weny. Jednak naciski pewnej osoby w końcu zmusiły mnie do tego, żeby wziąć się w garść i zacząć znów pisać - dzięki Milena :)

Pierwsze dwa tygodnie lipca spędziłam na obozie na Anka Rancho, jako instruktorka i lektorka angielskiego. Oprócz tego codziennie bawiłam się z Dżamalem, co momentami stanowiło duże wyzwanie, z powodu zmęczenia oraz morderczego upału. Trochę bawiłam się z ziemi i sporo jeździłam. Ogólnie nie byłam zbyt zadowolona z naszych postępów - ani razu nie wyciągnęłam lassa i nie udało mi się wprowadzić konia czterema nogami na podest. Nadal również nie widziałam szczególnego entuzjazmu, kiedy przychodziłam zabrać konia z pastwiska.

Pod sam koniec obozu oglądałam z dziewczynami film z PC, ma którym Mikey opowiada o swoich Projektach. Ta koncepcja zakłada, że wymyślasz sobie Projekt - na przykład "mój koń stoi czterema nogami na podeście". Następnie proponujesz koniowi ten projekt patrząc, czy wyraża zainteresowanie. Jeśli tak, zostawiasz go w spokoju i pozwalasz mu poszukać odpowiedzi. Jeśli nie, stwierdzasz "ok, nie ma problemu, najwyraźniej wolisz robić Okrążanie w kłusie albo chody boczne." Czekasz, aż koń zada ci pytanie: "co mam zrobić, żeby dostać wygodę?". Wtedy mówisz "dzięki, że pytasz, wygoda jest przy podeście, kiedy starasz się na niego wejść." Innymi słowy dopóki koń interesuje się Projektem i czynnie w nim uczestniczy, dostaje wygodę. Jeśli nie ma ochoty współpracować, bawimy się w bardziej wymagające gry do momentu, aż zada nam pytanie. 

Mikey w ogóle uważa, że w każdą grę powinniśmy się bawić w jakimś celu. Innymi słowy koń powinien wiedzieć co ma zrobić, żeby "wygrać" grę. Kiedy bawimy się w Okrążanie i np. szukamy u konia rozluźnienia, to dajemy mu wygodę (przywołujemy go do siebie, pozwalamy iść wolniej), dopiero kiedy zacznie się rozluźniać, ale również od razu, jak zacznie się rozluźniać. Innymi słowy kiedy koń spełni warunek, dajemy mu wygodę. Dzięki temu jesteśmy fair wobec konia - nie bawimy się w grę tak długo, aż nam się nie znudzi, tylko wyznaczamy przed zabawą pewien cel. Kojarzy mi się to trochę z uczeniem dzieci angielskiego - nawet, jeśli wprowadzamy jakąś zabawę ruchową czy grę, musi mieć ona cel językowy, inaczej jest tylko stratą czasu, bo dzieci niczego się nie uczą. Dodatkowo kiedy np. puszczamy dzieciom na kasecie jakąś historyjkę po angielsku, dajemy im zawsze jakieś zadanie, np. ile lizaków zjadł smok w historyjce. Dzięki temu słuchają uważniej, bo mają konkretne zadanie do wykonania.

Spróbowałam zastosować te wszystkie porady i wyszło doskonale. Po ok. godzinie miałam powiedzmy 4 nogi na podeście, bo czwarta była tylko koniuszkiem kopyta i od razu się zsunęła. A koń wyglądał na naprawdę zainteresowanego. Przy okazji zaczęło nam wychodzić zagalopowanie podczas Okrążania - może dlatego, że się na tym nie skupiałam, a tylko traktowałam to jako element "niewygody" w moim Projekcie :)

Innym elementem, który wprowadziłam do naszych zabaw, jest rozgrzewka, w której przez pierwsze ileś czasu Dżamal może decydować o tym, co robimy. Ja jestem na samym końcu liny, idę za nim, dostosowując się do jego tempa. Jedyne, o co proszę, to ruch do przodu. Jeśli koń nie idzie, odsyłam go od siebie. Za pierwszym razem, kiedy Dżamal wreszcie zrozumiał w czym rzecz, chodził po całym placu przez 25 minut! Dotykał wszystkiego nosem, wchodził na podest, turlał piłkę, przechodził przez plandekę - innymi słowy bawił się sam :) Aż w końcu podszedł do mnie w myśl zasady "ok, mi się skończyły pomysły, co teraz robimy?" Od tego momentu zaczęłam to robić na początku każdego spotkania. Czasem zajmuje mu to chwilę i już przychodzi albo zadaje mi pytanie "co dalej?", czasem kilkanaście minut, zależnie od nastroju. Ale mam wrażenie, że ten zwyczaj mu się podoba i daje mu poczucie, że jego pomysły są równie ważne, jak moje.

Zrobiliśmy też postępy, jeśli chodzi o jazdę. Jestem w stanie przejechać kłusem całe okrążenie placu, mniej używam wodzy. Przechodzimy przez plandekę czy opony, coraz lepiej idą też chody boczne (i to w dwie strony). Myślę nad zakupem nowego siodła - bezterlicowego Barefoota Cheyenne. Testowałam je na jednej jeździe i było bardzo wygodne, a przy tym miałam poczucie, że koń jest bardziej rozluźniony. A skoro Karen Rohlf jeździ na siodle bezterlicowym, to nie może to być złe dla konia.

W następnym wpisie opowiem o lekcji, którą miałam z nową Polską instruktorką PNH, Julią Opawską. Julia póki co mieszka w UK, ale w grudniu prawdopodobnie przeprowadzi się do Warszawy. Hurra!