niedziela, października 13, 2013

Drugi (dłuższy) wyjazd w teren

Dziś wybraliśmy się w teren we trójkę - ja na Dżamalu i Marcin z kijkami do nordic walking. Byliśmy na przecudnym, jesiennym spacerze. Byłam absolutnie zachwycona :) Wyjazdy w teren to jeden z głównych powodów, dla których chciałam mieć własnego konia, a, co za tym idzie, jedna z przyczyn, dla której bawię się w PNH. Dzisiejszy spacer bardzo dobrze pokazał, dlaczego dobra relacja i zgranie z koniem dają tyle radości. Dawniej zawsze, kiedy jechałam w teren, miałam gulę w żołądku - bałam się, bo wiedziałam, że może wydarzyć się dosłownie wszystko. Wiedziałam, że koń może mnie ponieść, zrzucić, kopnąć innego konia, skręcić do stajni zamiast tam, gdzie planuję jechać, odmówić jazdy w zadanym chodzie. Teraz wiem, że spacery mogą być spokojne, relaksujące i przyjemne, bez nieustającej czujności i strachu. Można jechać na rozluźnionym, patrzącym pod nogi koniu, który słucha moich sygnałów, zachowuje się jak partner i nie daje mi najmniejszych powodów do strachu. Były takie momenty, kiedy zapominałam, że siedzę na koniu i wydawało mi się, że sama idę po leśnej, zasłanej liśćmi ścieżce. Jak to mówi Pat: "There's nothing you can't do when the horse becomes a part of you.", czyli "Kiedy koń stanie się częścią ciebie, nie ma rzeczy, której nie mógłbyś zrobić." Nie jesteśmy może jeszcze na tym etapie, ale momentami naprawdę czułam, o co chodzi w tym tekście. 

2 komentarze:

Milena pisze...

Świetnie ! Oby tak dalej. A powiedzonko jest super, nie znałam go wcześniej :D

Unknown pisze...

Też je lubię :)