Tak jak obiecałam, opiszę poprzednią sesję z Ejenem, a przy okazji to, co robiliśmy w środę.
Zaczynając od niedzieli... Udąło nam się wreszcie trafić na ładną pogodę, błoto na ujeżdżalni prawie podeschło, nie było bardzo zimno i świeciło słońce. Najpierw Marcin jakiś czas się z nim pobawił, potem ja przejęłam linę. Muszę powiedzieć, że jeśli uda się skupić na sobie uwagę Ejena, to całkiem szybko się uczy. Ustępowanie od jeża idzie mu znacznie lepiej niż Fakirowi, któremu nie chciało się za bardzo ruszyć zadu. Dużo czasu poświęciłam na naukę ustępowania przodem, przyglądali się temu Sylwia z Maćkiem i śmiali się, że tak "walczę" z koiem, który generalnie bardzo starał się znaleźć odpowiedź, ale najlepiej bez poruszania nogami :) W końcu jednak uwało nam się zrozumieć i po chwili już od drugiej fazy ustępował przodem (ku zaskoczeniu widowni). Potem chwila zabawy na drugą stronę - niesamowite, że konia trzeba osobno uczyć każdej zabawy z obu stron!
Pobawiłam się z nim też chwilę w driving na przód, na początku nie rozumiał o co chodzi i musiałam kilka razy dojść do fazy czwartej. Staram się być stanowcza, bo podobno dla Fakira byłam zbyt delikatna i przez to mnie olewał. Trzeba przyznać, że nieźle podziałało i Ejen po kilku próbach ładnie ustępował. Potem chwila yoyo, ale później widownia zmarzła i skończyliśmy sesję.
W środę pogoda również była nienajgorsza, ale pojawiło się utrudnienie w postaci budowy hali. Cieszę się, że już niedługo będzie opcja ćwiczeń pod dachem, ale konie oczywiście wariowały na widok dziwacznego szkielety, dźwigu i strasznych odgłosów. Nawet spokojne, szkółkowe konie były mocno zaniepokojone, więc byłam ciekawa jak zareaguje Ejen.
Wzięłam go na ujeżdżalnię i prowadiłam raz bliżej hali, od hali (przybliżanie-oddalanie), przyglądał jej się z dużym przestrachem. Udało mi sięgo trochę uspokoić, mna tyle, że zaczął oglądać drągi na ujeżdżalni. jeden pomacał kopytkiem, potem chwilkę poobgryzał, a potem wział go do pyska i zaczął nosić :) Wyglądało to przezabawnie. Kolejny drąg turlał nogą. Widzę, że zaczyna się zachowywać jak Fakir pod tym względem. Nie wiem, czy to kwestia naturalnej ciekawościkońskiej, czy też to ja wyzwalam w nich takie instynkty ;)
Potem hala ewidentnie rzuciła się aby pożreć Ejena. Koń się totalnie spłoszył, próbowałam go wycofac, ale jeszcze bardziej go chyba przestraszyłam, bo się wyrwał i pobiegł w kierunku bramy ujeżdżalni. Tam dał się spokojnie złapać Marcinowi. Zaczęliśmy wycieczkę po padoku po raz kolejny...
Generalnie starałam się go cofać, kiedy zaczynał się niepokoić, szukałam jego "tresholdów" i tam pozwalałam mu się zatrzymać, pomyśleć, a jeśli to nei pomagało, bawiliśmy się chwilę, odangażowywałam zad, robiłam jeża. Tą metodą udało nam się przez trochę utrzymać spokój. Potem znów się spłoszył, ale tym razem udąło mi się go utrzymać. Przypomniały mi się wszystkie "savvy arrows", o których Linda tyle mówiła, a które przy lewopółkulowym koniu były mało przydatne. Kiedy się do mnie odwrócił zadem, najpierw instynktownie uciekłam, ale za drugim razem ściągnęłam końską głowę na siebie i byłam bezpieczna. Dzięki, Linda :)
Po zabawach porozmawiałam z instruktorką, która prowadziła w tym czasie jazdę na ujeżdżalni. Szczerze mówiąc byłam trochę podłamana, koń mi się wyrwał i był niespokojny, czułam, że sobie kiepsko poradziłam. Ale instruktorka była w szoku, że Ejen taki spokojny, ponoć jak na niego zachowywał się nad wyraz dobrze. How interesting...
Ciekawe, czy uda mi się na tyle ułożyć sobie relację z tym koniem, żeby mnabrał pewności siebie i nie reagował na wszystko tak nerwowo.
Zaczynając od niedzieli... Udąło nam się wreszcie trafić na ładną pogodę, błoto na ujeżdżalni prawie podeschło, nie było bardzo zimno i świeciło słońce. Najpierw Marcin jakiś czas się z nim pobawił, potem ja przejęłam linę. Muszę powiedzieć, że jeśli uda się skupić na sobie uwagę Ejena, to całkiem szybko się uczy. Ustępowanie od jeża idzie mu znacznie lepiej niż Fakirowi, któremu nie chciało się za bardzo ruszyć zadu. Dużo czasu poświęciłam na naukę ustępowania przodem, przyglądali się temu Sylwia z Maćkiem i śmiali się, że tak "walczę" z koiem, który generalnie bardzo starał się znaleźć odpowiedź, ale najlepiej bez poruszania nogami :) W końcu jednak uwało nam się zrozumieć i po chwili już od drugiej fazy ustępował przodem (ku zaskoczeniu widowni). Potem chwila zabawy na drugą stronę - niesamowite, że konia trzeba osobno uczyć każdej zabawy z obu stron!
Pobawiłam się z nim też chwilę w driving na przód, na początku nie rozumiał o co chodzi i musiałam kilka razy dojść do fazy czwartej. Staram się być stanowcza, bo podobno dla Fakira byłam zbyt delikatna i przez to mnie olewał. Trzeba przyznać, że nieźle podziałało i Ejen po kilku próbach ładnie ustępował. Potem chwila yoyo, ale później widownia zmarzła i skończyliśmy sesję.
W środę pogoda również była nienajgorsza, ale pojawiło się utrudnienie w postaci budowy hali. Cieszę się, że już niedługo będzie opcja ćwiczeń pod dachem, ale konie oczywiście wariowały na widok dziwacznego szkielety, dźwigu i strasznych odgłosów. Nawet spokojne, szkółkowe konie były mocno zaniepokojone, więc byłam ciekawa jak zareaguje Ejen.
Wzięłam go na ujeżdżalnię i prowadiłam raz bliżej hali, od hali (przybliżanie-oddalanie), przyglądał jej się z dużym przestrachem. Udało mi sięgo trochę uspokoić, mna tyle, że zaczął oglądać drągi na ujeżdżalni. jeden pomacał kopytkiem, potem chwilkę poobgryzał, a potem wział go do pyska i zaczął nosić :) Wyglądało to przezabawnie. Kolejny drąg turlał nogą. Widzę, że zaczyna się zachowywać jak Fakir pod tym względem. Nie wiem, czy to kwestia naturalnej ciekawościkońskiej, czy też to ja wyzwalam w nich takie instynkty ;)
Potem hala ewidentnie rzuciła się aby pożreć Ejena. Koń się totalnie spłoszył, próbowałam go wycofac, ale jeszcze bardziej go chyba przestraszyłam, bo się wyrwał i pobiegł w kierunku bramy ujeżdżalni. Tam dał się spokojnie złapać Marcinowi. Zaczęliśmy wycieczkę po padoku po raz kolejny...
Generalnie starałam się go cofać, kiedy zaczynał się niepokoić, szukałam jego "tresholdów" i tam pozwalałam mu się zatrzymać, pomyśleć, a jeśli to nei pomagało, bawiliśmy się chwilę, odangażowywałam zad, robiłam jeża. Tą metodą udało nam się przez trochę utrzymać spokój. Potem znów się spłoszył, ale tym razem udąło mi się go utrzymać. Przypomniały mi się wszystkie "savvy arrows", o których Linda tyle mówiła, a które przy lewopółkulowym koniu były mało przydatne. Kiedy się do mnie odwrócił zadem, najpierw instynktownie uciekłam, ale za drugim razem ściągnęłam końską głowę na siebie i byłam bezpieczna. Dzięki, Linda :)
Po zabawach porozmawiałam z instruktorką, która prowadziła w tym czasie jazdę na ujeżdżalni. Szczerze mówiąc byłam trochę podłamana, koń mi się wyrwał i był niespokojny, czułam, że sobie kiepsko poradziłam. Ale instruktorka była w szoku, że Ejen taki spokojny, ponoć jak na niego zachowywał się nad wyraz dobrze. How interesting...
Ciekawe, czy uda mi się na tyle ułożyć sobie relację z tym koniem, żeby mnabrał pewności siebie i nie reagował na wszystko tak nerwowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz