czwartek, marca 12, 2009

Krok po kroczku...

Wczoraj byłam znów u Ejena. Po drodze strasznie padało, ale na szczęście na miejscu była nie najgorsza pogoda. Planowałam ustawić na ujeżdżalni beczki, które wcześniej znalazłam, ale okazało się, że są używane jako beczki na śmieci :( W związku z tym postanowiłam po prostu pobawić się z nim na dużej ujeżdżalni, bo stoją tam jakieś przeszkody, belki itp., na tym małym padoku jest pusto i nie ma się czym bawić.

Tym razem Ejen był znacznie spokojniejszy, prawie się nie płoszył, choć nadal trudno mi było utrzymac jego uwagę. Wgapiał się w coś daleko, daleko przed nim i był tym tak zajęty, że nie zawsze chciał robić to, o co go prosiłam. Po pewnym czasie, kiedy było trochę lepiej, zdecydowała się zrobić circling. Nie byłam pewna, czy to dobry pomysł, ale postanowiłam zaufać programowi i robić wszystkie gry po kolei. Okazało się, że Ejen bardzo spokojnie podszedł do tej gry, nie escytował się i nie próbował biegać. Chwilę zajęło mu załapanie o co chodzi - najpierw zrobiliśmy okrażanie bliskie, a potem dopiero dalekie. Co chwila się zatrzymywał, ale nie zadawał pytania, tylko wgapiał się w dal, więc go popędzałam, nie patrząc na niego. Dość łatwo było go przywołać przez odangażowanie zadu, ogólnie poszło nieźle.

Potem spróbowałam zgięć głowy, ale to go na tyle zaniepokoiło, że się spłoszył i prawie na mnie wbiegł. Na szczęście moja wcześniejsza z nim praca zaowocowała sporym szacunkiem do mojej strefy osobistej. Wystarczy, że zbiorę energię i on już wie, że ma nie podchodzić. Podoba mi się również to, że kiedy Ejen się płoszy, to wystarczy, że się zbiorę do machnięcia liną w jojo, a on już sam wie, że ma się cofnąć. Nie robi kroku do tyłu, ale podnosi łeb i tak jakby osiada na zadzie. Nauczył się, że moją reakcją na takie jego zachowanie jest ostre jojo i już sam się ustawia jak trzeba.

Doszłam do wniosku, że dobrze będzie mieć drugą strategię na opanowywanie jego chęci ucieczki i postanowiłam nauczyć go chodów bocznych. Dopóki miałam jego uwagę, szło nieźle. Na początek ustawiłam go przy płocie - nauczył się już, że driving za linią motoryczną oznacza ruch naprzód. Wyglądał na zainteresowanego tym, co robimy, był ciekaw, co teraz będzie i ZADAŁ MI PYTANIE! Zdarzyło się to pierwszy raz i byłam zachwycona. W ogóle w porównaniu z Fakirem on rzadko zadaje pytania i baaardzo rzadko przeżuwa, więc kiedy to robi, czuję się naprawdę nagrodzona.

Chody boczne w jedną stronę zrobił ładnie, nie zostawał z zadem tak, jak Fakir. Potem jednak kompletnie się rozproszył i chody boczne w drugą stronę szły opornie. Wróciłam więc do drivingu, ale też jakby przestał działać, bo koń za Chiny nie chciał odwrócić łba od przedmiotu zainteresowania gdzieś na horyzoncie. Po dłuższej walce udało mi się go na powrót skupić na sobie, pobawiliśmy się jeszcze w dotykanie nosem różnych rzeczy i wróciliśmy do stajni.

Z tym koniem będzie jeszcze masa pracy, byłam po tej sesji bardzo zmęczona, ale myślę, że powolutku zaczynamy do czegoś dochodzić. Nie jestem pewna, czy stosuję właściwe strategie, ale to się okaże po pewnym czasie. Wydaje mi się, że dużo się uczę, bo trzeba z nim pracować zupełnie inaczej niż z Fakirem.

Brak komentarzy: