No i po wczorajszych zabawach z Fakirem mam potworne zakwasy. Ciekawa jestem, czy on też się trochę zmęczył? Przydałoby mu się wyrobić trochę mięśni i zgubić sadełka ;)
Przy zabieraniu go z padoku nie mam już żadnych problemów, daje podejść, pogłaskać, nałożyć kantar. Tym razem wzięłam go na chwilę na halę, ponieważ na padoku stał inny koń i nie mogłam tam wygodnie ćwiczyć. Przed wejściem Fakir obwąchał dokładnie wszystkie sprzęty, stojące w pobliżu drzwi, potem zrobiłam mu Squeeze Game (nie tak na poważnie, tylko ze względu na wymagania chwili), czyli przeciskanie przez drzwi. Chwilę się wahał, ale przeszedł bez objawów paniki.
Na hali był dość podenerwowany, widziałam go pierwszy raz w takim nastroju. Co jakiś czas rżał i rozglądał się intensywnie. Trochę przestawiania przy użyciu jeża i driving troszkę pomogło, jojo już szło gorzej. Jego uwagę udało mi się odzyskać, kiedy zaczęłam robić prowadzenie ukierunkowane, czyli do określonego celu. Koń bardzo szybko łapał, na czym ma położyć nos, kiedy podeszliśmy do kartki z dużą literą F, przypiętą na ściance, to najpierw dokumentnie ją oblizał, a potem usiłował oderwać ;)
Po kilkunastu minutach wyszliśmy z hali i odaliśmy się w pobliże stajni. Jest tam taka barierka, gdzie się czyści konie i myjka zewnętrzna. Zawczasu przyniosłam tam wszystkie szczotki Fakira , ponieważ postanowiłam go wyczyścić w ramach FG i nauczyć podnoszenia nóg po parellowemu. Zgodnie z PNH nie przywiązałam go, tylko przerzuciłam linę przez szyję (kiedy zmieniałam strony konia, przewieszłam linę, żeby móc zawsze ściągnąć głowę konia na siebie). Na początku Fakir łaził i oglądał okolicę, ale w końcu stał spokojnie i bez problemów wyczyściłam go we wszystkich istotnych miejscach (właścicielka zazwyczaj wiąże go z dwóch stron, widocznie do tej pory nie umiał grzecznie ustać). Podszedł do nas jeden z pensjonariuszy stajni i wypytywał o PNH - mam wrażenie, że ludzie w stajni są nastawieni raczej sceptycznie, ale nie kpią ze mnie i dają mi robić swoje - to mi wystarcza.
Potem przeszłam do nauki podnoszenia nóg. Z przednimi poszło nienajgorzej, po pewnym czasie Fakir załapał o co chodzi z tym naciskaniem kasztana. Podnosił nogę raczej od 4-tej fazy, czyli ściskania kasztana, ale unosił nogę wysoko i mi ją podawał - czyli bardzo dobrze. Nie udało mi się podnieść nóg z przeciwnej strony konia ( w sensie lewej nogi stojąc z prawego boku i na odwrót), ale to postanowiłam zostawić na później. Niestety, z tylnymi nogami poniosłam kompletną porażkę. Podniósł nogę tylko raz, jak podeszłam zaraz po podniesieniu przedniej, po prostu zna ten schemat. Choćbym nie wiem jak mocno ściskała "cap of the hock" (jak to jest po polsku?), to on nie reagował. Próbowałam się o niego opierać, żeby zasugerować zdjęcie ciężaru z tej nogi i kiedy to robił, odpuszczałam i głaskałam, ale nic to nie dało. Trudno, może uda się następnym razem.
Potem poszliśmy na ujeżdżalnię. Ćwiczyłam trochę jeża (cofanie zaczęło wychodzić od 2-3 fazy, hurra!), driving (przesuwanie przodu coraz bardziej przypomina przesuwanie przodu), jojo oraz circling. Ta ostatnia wymaga jeszcze sporo ćwiczeń, ale chyba spodobała się Fakirowi, bo ma tendencję do oferowania jej w różnych dziwnych momentach. Potem postanowiłam zobaczyć jak pójdzie Sideways... No cóż, żeby ta gra nam wyszła, musimy poszukać jakiegoś padoku, gdzie na obrzeżach nie rośnie trawa. Fakirowi udało się przejść parę kroków bokiem (lepiej mu szło na długim zasięgu), ale kompletnie nie mógł się oderwać od trawy. Cóż, wszystko jeszcze przed nami. Na zakończenie pobiegaliśmy sobie jeszcze kłusem na długiej linie, Fakir ładnie zmienia chody w dół i w górę, zatrzymuje się, mamy też początki cofania.
A ja dziś mam zakwasy od tego wszystkiego :) Na sobotę jestem umówiona z panem Jackiem w teren. Oczywiście klasycznie, bo po parellowemu jeszcze nie umiem. Zobaczymy jak pójdzie.
Przy zabieraniu go z padoku nie mam już żadnych problemów, daje podejść, pogłaskać, nałożyć kantar. Tym razem wzięłam go na chwilę na halę, ponieważ na padoku stał inny koń i nie mogłam tam wygodnie ćwiczyć. Przed wejściem Fakir obwąchał dokładnie wszystkie sprzęty, stojące w pobliżu drzwi, potem zrobiłam mu Squeeze Game (nie tak na poważnie, tylko ze względu na wymagania chwili), czyli przeciskanie przez drzwi. Chwilę się wahał, ale przeszedł bez objawów paniki.
Na hali był dość podenerwowany, widziałam go pierwszy raz w takim nastroju. Co jakiś czas rżał i rozglądał się intensywnie. Trochę przestawiania przy użyciu jeża i driving troszkę pomogło, jojo już szło gorzej. Jego uwagę udało mi się odzyskać, kiedy zaczęłam robić prowadzenie ukierunkowane, czyli do określonego celu. Koń bardzo szybko łapał, na czym ma położyć nos, kiedy podeszliśmy do kartki z dużą literą F, przypiętą na ściance, to najpierw dokumentnie ją oblizał, a potem usiłował oderwać ;)
Po kilkunastu minutach wyszliśmy z hali i odaliśmy się w pobliże stajni. Jest tam taka barierka, gdzie się czyści konie i myjka zewnętrzna. Zawczasu przyniosłam tam wszystkie szczotki Fakira , ponieważ postanowiłam go wyczyścić w ramach FG i nauczyć podnoszenia nóg po parellowemu. Zgodnie z PNH nie przywiązałam go, tylko przerzuciłam linę przez szyję (kiedy zmieniałam strony konia, przewieszłam linę, żeby móc zawsze ściągnąć głowę konia na siebie). Na początku Fakir łaził i oglądał okolicę, ale w końcu stał spokojnie i bez problemów wyczyściłam go we wszystkich istotnych miejscach (właścicielka zazwyczaj wiąże go z dwóch stron, widocznie do tej pory nie umiał grzecznie ustać). Podszedł do nas jeden z pensjonariuszy stajni i wypytywał o PNH - mam wrażenie, że ludzie w stajni są nastawieni raczej sceptycznie, ale nie kpią ze mnie i dają mi robić swoje - to mi wystarcza.
Potem przeszłam do nauki podnoszenia nóg. Z przednimi poszło nienajgorzej, po pewnym czasie Fakir załapał o co chodzi z tym naciskaniem kasztana. Podnosił nogę raczej od 4-tej fazy, czyli ściskania kasztana, ale unosił nogę wysoko i mi ją podawał - czyli bardzo dobrze. Nie udało mi się podnieść nóg z przeciwnej strony konia ( w sensie lewej nogi stojąc z prawego boku i na odwrót), ale to postanowiłam zostawić na później. Niestety, z tylnymi nogami poniosłam kompletną porażkę. Podniósł nogę tylko raz, jak podeszłam zaraz po podniesieniu przedniej, po prostu zna ten schemat. Choćbym nie wiem jak mocno ściskała "cap of the hock" (jak to jest po polsku?), to on nie reagował. Próbowałam się o niego opierać, żeby zasugerować zdjęcie ciężaru z tej nogi i kiedy to robił, odpuszczałam i głaskałam, ale nic to nie dało. Trudno, może uda się następnym razem.
Potem poszliśmy na ujeżdżalnię. Ćwiczyłam trochę jeża (cofanie zaczęło wychodzić od 2-3 fazy, hurra!), driving (przesuwanie przodu coraz bardziej przypomina przesuwanie przodu), jojo oraz circling. Ta ostatnia wymaga jeszcze sporo ćwiczeń, ale chyba spodobała się Fakirowi, bo ma tendencję do oferowania jej w różnych dziwnych momentach. Potem postanowiłam zobaczyć jak pójdzie Sideways... No cóż, żeby ta gra nam wyszła, musimy poszukać jakiegoś padoku, gdzie na obrzeżach nie rośnie trawa. Fakirowi udało się przejść parę kroków bokiem (lepiej mu szło na długim zasięgu), ale kompletnie nie mógł się oderwać od trawy. Cóż, wszystko jeszcze przed nami. Na zakończenie pobiegaliśmy sobie jeszcze kłusem na długiej linie, Fakir ładnie zmienia chody w dół i w górę, zatrzymuje się, mamy też początki cofania.
A ja dziś mam zakwasy od tego wszystkiego :) Na sobotę jestem umówiona z panem Jackiem w teren. Oczywiście klasycznie, bo po parellowemu jeszcze nie umiem. Zobaczymy jak pójdzie.
2 komentarze:
Witaj Thilnen,
Twój blog jest piekny. Lubie go.
Pozdrowienia z Brazylii:
Geraldo
Dzięki i również pozdrawiam.
Prześlij komentarz