Wczoraj znów ja pracowałam z Fakirem, bo Marcin musiał wymyślić przygodę na dzisiejszą sesję w Gasnące Słońca. Przyszłam po niego na padok (znów stał z kilkoma końmi), a on nie palił się, żeby do mnie podejśc. Zaczęłam stukać carrotem w ziemię (widziałam, jak robiła to Sylwia, żeby przywołać swojego konia), zauważył mnie i po chwili podszedł. Przywitaliśmy się, ale potem wrócił do innych koni. Znów postukałam carrotem, podeszłam trochę bliżej i Fakir do mnie przyszedł. Zdjęłam mu kantar, ale nie chciał włożyć pyska w halterek, dlatego postanowiłam opuścić mu głowę. Szło bardzo opornie, chociaż do niedawna umiał to robić. Co jakiś czas podchodził inny koń i nam przeszkadzał.
Po 15 minutach udawało mi się opuszczanie głowy w miarę płynnie, ale tylko od nacisku liny na potylicę, palcami jakoś nie szło. Najtrudniej było, żeby koń nie podnosił głowy, jak przekładam mu rękę nad szyją. Muszę jeszcze to z nim przećwiczyć. W każdym razie byłam już przygotowana na to, że tym razem nie będzie tak łatwo, bo Fakir ma inny niż zazwyczaj nastrój.
Poszliśmy na ujeżdżalnię i zaczęłam bawić się z nim w jeża palcami. Okazało się, że koń zupełnie wszystko zapomniał, o ustępowaniu od nacisku nigdy nie słyszał i w ogóle czego ja od niego chcę. Musiałam dojść kilka razy do fazy czwartej przy przesuwaniu zadu i powtórzyć z nim wszystko od początku, ale po pewnym czasie nagle koniowi się wszystko przypomniało i ustępował nawet ładniej niż kiedyś, bo prawie nie przesuwał przednich nóg i robił wokół nich ładne kółko. Przesuwanie przodu poszło nieco mniej opornie. Potem robiliśmy driving przy użyciu rąk i tu Fakir się odblokował, ustępuje całkiem ładnie, zwłaszcza tył się poprawił. Nad przodem jeszcze pracuję, bo zdarza mu się pójść kilka kroków w przód.
Podczas tych ćwiczeń zauważyłam, że Fakir jakoś utracił do mnie szacunek, zaczął na mnie włazić i ogólnie olewać. Ponieważ do tej pory słabo mi szły "bloki ciałem", to znaczy koń dokładnie ignorował moje pajacyki i inne sposoby dbania o moją "bańkę", więc doszłam do wniosku, że to idealny moment, żeby coś z tym zrobić. Nie było łatwo, podczas pajacyków koń oberwał parę razy w pysk, kiedy machałam wokół siebie rękami, zanim zrozumiał, że nie warto włazić w moją prywatną przestrzeń. I nagle zaczęło nam wychodzić ćwiczenie, które wcześniej nie szło, czyli cofanie poprzez bloki ciałem :) .
Po tym wstępnym etapie Fakir widocznie nabrał do mnie szacunku i wszystko zaczęło iśc łatwiej. Jednak to prawda, że konie ciągle testują nasze przywództwo! Zrobiliśmy trochę circlingu, próbowałam kłusa, ale szło bardzo słabo, więc sobie odpuściłam. Potem postanowiłam poćwiczyć chody boczne i byłam zaskoczona, bo Fakir zdawał się świetnie rozumieć, że ma chodzić bokiem, nie zawsze robił to równo no i zdarzało mu się podjadać trawę, ale byłam z niego bardzo zadowolona.
Na koniec spróbowałam Squeeze Game. Kiedy Fakir miał się przeciskać między mną a ogrodzeniem, to ze dwa razy przeszedł, a potem zatrzymywał się w samym środku squeezu, czyli między mną a ogrodzeniem i nie szedł dalej. Nie wiem, czy interpreować takie zachowanie jako obawę, bo przecież zatrzymywał się w najtrudniejszym miejscu, czy też raczej jako niezrozumienie idei przechodzenia przez wąskie gardło? Za to potem znalazłam parę drągów ułożonych razem i robiłam squeeze przez nie i wychodził bardzo ładnie. Koń wąchał przeszkodę, tupał w nią nogą, a potem przechodził. Muszę znaleźć jakiś pieniek albo coś innego do skakania, podobno bardzo to lubi.
Mam wrażenie, że moja komunikacja z Fakirem jest coraz lepsza, on wykazuje mnóstwo dobrej woli i wyraźnie stara się zrozumieć o co mi chodzi. Ja chyba też coraz klarowniej potrafię przekazywac różne sygnały, nie plącze mi się już lina i carrot. Mam zamiar wybrac się do Sylwi na lekcję wsiadania i jeżdżenia, bo myślę, że niedługo dojdziemy do tego etapu. Trochę się boję wsiadania na tego giganta, bo ledwo dosięgam noga do strzemienia, a tu trzeba podskakiwać, trzy razy się wspinac na siodło itp. Cóż, trzeba ćwiczyć :)
Po 15 minutach udawało mi się opuszczanie głowy w miarę płynnie, ale tylko od nacisku liny na potylicę, palcami jakoś nie szło. Najtrudniej było, żeby koń nie podnosił głowy, jak przekładam mu rękę nad szyją. Muszę jeszcze to z nim przećwiczyć. W każdym razie byłam już przygotowana na to, że tym razem nie będzie tak łatwo, bo Fakir ma inny niż zazwyczaj nastrój.
Poszliśmy na ujeżdżalnię i zaczęłam bawić się z nim w jeża palcami. Okazało się, że koń zupełnie wszystko zapomniał, o ustępowaniu od nacisku nigdy nie słyszał i w ogóle czego ja od niego chcę. Musiałam dojść kilka razy do fazy czwartej przy przesuwaniu zadu i powtórzyć z nim wszystko od początku, ale po pewnym czasie nagle koniowi się wszystko przypomniało i ustępował nawet ładniej niż kiedyś, bo prawie nie przesuwał przednich nóg i robił wokół nich ładne kółko. Przesuwanie przodu poszło nieco mniej opornie. Potem robiliśmy driving przy użyciu rąk i tu Fakir się odblokował, ustępuje całkiem ładnie, zwłaszcza tył się poprawił. Nad przodem jeszcze pracuję, bo zdarza mu się pójść kilka kroków w przód.
Podczas tych ćwiczeń zauważyłam, że Fakir jakoś utracił do mnie szacunek, zaczął na mnie włazić i ogólnie olewać. Ponieważ do tej pory słabo mi szły "bloki ciałem", to znaczy koń dokładnie ignorował moje pajacyki i inne sposoby dbania o moją "bańkę", więc doszłam do wniosku, że to idealny moment, żeby coś z tym zrobić. Nie było łatwo, podczas pajacyków koń oberwał parę razy w pysk, kiedy machałam wokół siebie rękami, zanim zrozumiał, że nie warto włazić w moją prywatną przestrzeń. I nagle zaczęło nam wychodzić ćwiczenie, które wcześniej nie szło, czyli cofanie poprzez bloki ciałem :) .
Po tym wstępnym etapie Fakir widocznie nabrał do mnie szacunku i wszystko zaczęło iśc łatwiej. Jednak to prawda, że konie ciągle testują nasze przywództwo! Zrobiliśmy trochę circlingu, próbowałam kłusa, ale szło bardzo słabo, więc sobie odpuściłam. Potem postanowiłam poćwiczyć chody boczne i byłam zaskoczona, bo Fakir zdawał się świetnie rozumieć, że ma chodzić bokiem, nie zawsze robił to równo no i zdarzało mu się podjadać trawę, ale byłam z niego bardzo zadowolona.
Na koniec spróbowałam Squeeze Game. Kiedy Fakir miał się przeciskać między mną a ogrodzeniem, to ze dwa razy przeszedł, a potem zatrzymywał się w samym środku squeezu, czyli między mną a ogrodzeniem i nie szedł dalej. Nie wiem, czy interpreować takie zachowanie jako obawę, bo przecież zatrzymywał się w najtrudniejszym miejscu, czy też raczej jako niezrozumienie idei przechodzenia przez wąskie gardło? Za to potem znalazłam parę drągów ułożonych razem i robiłam squeeze przez nie i wychodził bardzo ładnie. Koń wąchał przeszkodę, tupał w nią nogą, a potem przechodził. Muszę znaleźć jakiś pieniek albo coś innego do skakania, podobno bardzo to lubi.
Mam wrażenie, że moja komunikacja z Fakirem jest coraz lepsza, on wykazuje mnóstwo dobrej woli i wyraźnie stara się zrozumieć o co mi chodzi. Ja chyba też coraz klarowniej potrafię przekazywac różne sygnały, nie plącze mi się już lina i carrot. Mam zamiar wybrac się do Sylwi na lekcję wsiadania i jeżdżenia, bo myślę, że niedługo dojdziemy do tego etapu. Trochę się boję wsiadania na tego giganta, bo ledwo dosięgam noga do strzemienia, a tu trzeba podskakiwać, trzy razy się wspinac na siodło itp. Cóż, trzeba ćwiczyć :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz