Bardzo często po tym, jak kończę się bawić z Ejenem, mam poczucie, że wiele rzeczy mi nie wyszło i nie jestem z siebie do końca zadowolona. Po paru godzinach jednak, kiedy analizuję dokładnie nasze zabawy. dochodzę zazwyczaj do wniosku, że kilka rzeczy nam się udało, że w zasadzie to nie jest tak źle. Tak było i tym razem.
Dzień był dziś piękny, słoneczko, cieplutko. Zabrałam Ejena na oględziny nowo wybudowanej hali, chcę go z nią oswoić, żeby dało się z nim spokojnie wchodzić do środka. Zaczęłam od chwil przybliżania-oddalania, potem dotykaliśmy hali z zewnątrz nosem, później zaś robiłam squeeze pomiędzy mną a halą. Najpierw musiałam stać dość daleko, ale potem Ejen nabrał pewności siebie i mogłam już stać blisko. Później trochę okrążania, nadal pomiędzy mną a halą. Po kilku ładnych przejściach koło hali, dałam mu chwilę spokoju. Stał dość długo, w końcu opuścił głowę i zaczął przeżuwać, co trwało też dłuższą chwilę. Próbowałam go namówić do wejścia do środka, ale weszła tylko głowa ;) . Był jednak całkiem zainteresowany halą, obwąchiwał dokładnie wejście i próg, także myślę, że jeszcze kilka razy się tak pobawimy i wchodzenie do hali nie będzie problemem. Stajenny, który nam się przyglądał orzekł, że mam do tego konia świętą cierpliwość. PNH uczy takiego podejścia, kiedyś nie potrafiłam być nawet w połowie tak cierpliwa :)
Kiedy analizuję ten fragment naszych zabaw, to widzę, że Ejen coraz bardziej mi ufa i coraz bardziej zwraca na mnie uwagę, mamy lepszy kontakt, jest na mnie bardziej wyczulony. Kiedy zrobi coś dobrze, podchodzi do mnie. Kiedy się zdenerwuje, a ja go głaszczę carrotem, to się trochę uspakaja, opuszcza głowę. Mam wrażenie, że powolutku zaczyna mnie traktować jak swojego lidera.
Później poszliśmy na ujeżdżalnię i postanowiłam popracować trochę nad jego tresholdami. On bardzo się boi gospodarstwa, które widać zaraz za płotem ujeżdżalni i denerwuje się za każdym razem, kiedy idziemy się bawić w tej okolicy. W związku z tym prowadziłam go z trzeciej strefy i uważnie patrzyłam na oznaki wahania i strachu. Kiedy tylko widziałam, że dotarliśmy do jego granicy, zatrzymywałam się i czekałam chwilę. Jeśli zaniepokojenie mijało, szliśmy dalej, jeśli nie, bawiłam się z nim chwilę. To wychodziło różnie, ponieważ on miał cały czas ochotę uciec i ruszanie jego nóg podrywało go trochę do biegu. Raz czy dwa prawie mi się wyrwał. Nie mogę się nauczyć odruchowego otwierania dłoni w takich sytuacjach ("hands that open quickly and close slowly"), instynktownie łapię mocno linę i wtedy on mnie szarpie - dziś pościerałam sobie ręce. Dwa razy udało mi się opanować ten odruch i otworzyć rękę, kiedy się spłoszył (u niego przybiera to postać odskakiwania ode mnie tyłem, w sensie pyskiem w moją stronę, coś w stylu odsadzania się) - wtedy odskoczył kawałek i sam z siebie się zatrzymał, zero szarpnięcia. Jeśli uda mi się tak robić za każym razem, to powinno to pomóc z tym problemem (przynajmniej częściowo).
Bawiliśmy się też w przeskakiwanie nad kilkoma drągami, ułożonymi w stosik. Ejen szybko zrozumiał o co chodzi, po skoku się strasznie ekscytował, ale wtedy szybko odangażowywałam zad i głaskałam. Za trzecim przejściem zrobił to pewnie i bez emocji. Niestety ładnie wychodziło to tylko w jedną stronę, w drugą nie chciał skakać. Next time.
Do końca dzisiejszej sesji nie udało mi się doprowadzić do tego, żeby Ejen przestał się bać straszliwego gospodarstwa za płotem. Myślę jednak, że robimy postępy. Zabawy z halą i respektowanie jego granic chyba pokazały mu, że może mi zaufać, że nie będę go siłą przepychać przez trudne dla niego sytuacje. Dziś przeżuwał znacznie więcej niż podczas wszystkich naszych zabaw i kiedy go głaskałam carrotem, trochę się rozluźniał. Wydaje mi się, że to duży krok do przodu w naszej relacji. Podoba mi się to, że ten koń reaguje na sygnały znacznie lepiej niż Fakir, staram się stosować delikatne fazy i one zazwyczaj wystarczają. Jedyny problem to taki, żeby uznał mnie za przywódcę, któremu może zaufać. Myślę, że kiedy to się stanie, wiele problemów z jego płochliwością powinno minąć. Wygląda mi na konia, który nie jest płochliwy z natury, po prostu nie ma oparcia ani w ludziach, ani w innych koniach i często czuje, że to on musi dbać o własne bezpieczeństwo.