W środę miałam kolejną jazdę na Saperze - zamierzam wykorzystać okazję, że instruktorka Parelli stacjonuje w miarę blisko Warszawy i jak najwięcej się nauczyć. Tym razem również było świetnie, Kasia to naprawdę dobra nauczycielka. Ja jestem typem osoby, która szybko się uczy i szybko nudzi (LBE) i do tej pory nie spotkałam właściwie nauczyciela, który umiałby dostosować tempo nauki do moich potrzeb. Kasia to potrafi doskonale, balansuje na granicy moich możliwości, daje mi na tyle dużo wolnej ręki, żebym mogła się poczuć swobodnie i eksperymentować, ale jednak cały czas daje mi wskazówki i ćwiczenia do wykonania. Jestem zachwycona :)
Najpierw zaczęliśmy od rozgrzewki z ziemi. Saper nie chodził przez 4 dni, więc miał więcej energii niż poprzednio. Musiałam bardzo uważać na poziom energii, bo więcej myślał o kłusie i galopie niż stępie :) Kasia pokazała mi fajny sposób odsyłania na koło. Najpierw pokazuję kierunek, biorąc odpowiednią do chodu ilość energii. Jeśli koń nie rusza, zaczynam powoli unosić sticka z wyraźną intencją użycia go - rośnie napięcie. W końcu mocno pacam stringiem za zadem konia. To powinno w zupełności wystarczyć, żeby wystartował jak rakieta. Udało mi się chyba dobrze to zrobić, bo przy następnym odesłaniu Saper ruszył na sam wzrost napięcia, a przy kolejnym już na samo pokazanie kierunku. Bardzo mi się to spodobało, naprawdę zrobiła się z tego gra i niemal chciałam, żeby tym razem nie ruszył wystarczająco szybko, żeby móc pobawić się w "suspense" ;)
Później Kasia zaproponowała, żebym spróbowała cofania poprzez jeża na ogonie (ciągnie się za kilka włosków do tyłu). I tu znów fajnie, że dała mi czas, żebym sama wymyśliła jak to zrobić, a kiedy coś szło nie tak, delikatnie korygowała. Było to dla mnie pewne wyzwanie, ponieważ trochę boję się stać z tyłu za koniem, ale postanowiłam zaufać Saperowi. Reagował na bardzo delikatną fazę. Potem tylko cofałam, bez ciągnięcia za ogon i też za mną tyłem podążał. Fajne, muszę to zrobić z Dżamalem :)
Na koniec próbowałam chodów bocznych w kłusie, teraz będę lepiej wiedziała jak to pokazać mojemu arabkowi. Kluczowe jest odpowiednie ustawienie - wtedy nie trzeba używać za dużo sticka. Co prawda kiedy oglądam Lindę, to ona właściwie zawsze przy chodach bocznych macha lekko stickiem, ale może to na potrzeby publiczności, żeby było lepiej widać co robi.
Sama jazda wyszła znacznie lepiej niż poprzednio. Chyba udało mi się zapamiętać właściwą postawę i choć oczywiście sporo jeszcze brakuje do doskonałości, to Kasia mówiła, że stanowimy z Saperem znacznie ładniejszy obrazek :) Od razu widać to było po reakcjach konia. Właściwie nie miałam problemu z jechaniem wzdłuż ściany, nie zatrzymywał się też przy Kasi. Drobne korekty wychodziły lekko i nie było ich dużo. Oczywiście za chwilę poziom wymagań się zwiększył :)
Miałam ćwiczyć "million transitions", czyli przejścia ze stępa do kłusa i znów do stępa, zatrzymania i cofania, ale również wydłużenie i skrócenie kroku w ramach tego samego chodu. W dodatku chodziło o to, żeby do wykonania przejść używać tylko energii. Nie szło mi zbyt fenomenalnie, przyspieszanie ogólnie było łatwiejsze niż zwalnianie. Po jakimś czasie jednak udało mi się zaobserwować takie momenty, kiedy koń na chwilę się na mnie skupiał i zadawał pytanie: "czy teraz zwalniamy, czy przyspieszamy? Mówisz coś do mnie właściwie?". Pierwszy raz coś takiego poczułam z siodła, było fajne i bardziej subtelne niż z ziemi. Oznaczało to, że zaczynamy się zgrywać. Przejścia do kłusa zaczęły być bardziej płynne, bo przestałam po paru razach zostawać za ruchem, osiągnęliśmy też naprawdę szybki kłus (anglezowanie nie było bardzo łatwe). Wtedy Kasia doszła do wniosku, że jesteśmy gotowi na... zdjęcie halterka.
Nigdy wcześniej nie jechałam na "gołym" koniu, ale zupełnie się nie bałam - Saper jest bardzo zrównoważony i naprawdę zachowuje się jak partner. W dodatku wiedziałam, że w razie kłopotów Kasia na pewno mi pomoże. Okazało się, że właściwie bez wodzy jeździ mi się łatwiej i wygodniej niż z nimi (rzecz jasna nie byłoby tak bez wcześniejszego zgrania, tak jak z Liberty)! Nie trzeba myśleć ciągle o linkach i się w nich plątać, dzięki temu można się bardziej skupić na działaniu energią i dosiadem (oczywiście miałam carrot sticka jako pomoc w sterowaniu). Mam tendencję do używania zbyt dużo wodzy (nawyk klasyczny) i kiedy ich nie ma, to nagle nie mam problemu ze stosowaniem innych pomocy. Powtórzyłam wszystkie ćwiczenia tym razem w wersji bezhalterowej, szło nam zupełnie nieźle. Przeszliśmy później do zagalopowania - Saper był bardzo chętny. Chciałam najpierw poćwiczyć odstawienie zadu od ściany jako przygotowanie, ale kiedy tylko dałam taki sygnał, poczułam w nim entuzjazm: "Galop? Czy masz na myśli galop?". No to pogalopowaliśmy :) Kasia twierdzi, że Saper ma niezbyt wygodny galop i duże foule, ale mi się siedziało bardzo dobrze - może po prostu tez lubię galopować :) Zdarzało się nam co prawda zatrzymywać w narożnikach - ponoć efekt uboczny gry w narożniki - ale było naprawdę fajnie.
Później trochę już się zmęczyłam, więc poćwiczyłam robienie różnych figur na ujeżdżalni typu wolty, półwolty, wężyki, zmiany kierunku. Czułam, że coraz lepiej się dogadujemy z Saperem, wyczuwał nawet przeniesienie środka ciężkości. Dzięki temu zyskiwałam coraz większą świadomość tego, jak mam ułożone nogi, jak siedzę i co robię w swoim ciele. Najtrudniejsze jest dla mnie odstawianie zadu, bo ramiona trzeba mieć prosto i skręcić się tylko w biodrach tak, jak koń ma to zrobić w swoich. Ciężka sprawa! Zrobiłam też trochę chodów bocznych - chyba już wiem, gdzie ma być łydka przy skręcaniu, gdzie przy ustępowaniu, a gdzie przy odangażowaniu zadu. Na koniec pobawiłam się jeszcze w stick to me z ziemi (nadal bez halterka). W porównaniu z Dżamalem Saper trzymał się dalej ode mnie - ale trudno się dziwić, nie znamy się aż tak dobrze.
Przy odrobinie szczęścia w przyszłym tygodniu znów się wybiorę do Rzęszyc. Gdyby Kasia została tu jeszcze z miesiąc-dwa, mogłabym może zdawać L2 Freestyle na Saperze :)
Nigdy wcześniej nie jechałam na "gołym" koniu, ale zupełnie się nie bałam - Saper jest bardzo zrównoważony i naprawdę zachowuje się jak partner. W dodatku wiedziałam, że w razie kłopotów Kasia na pewno mi pomoże. Okazało się, że właściwie bez wodzy jeździ mi się łatwiej i wygodniej niż z nimi (rzecz jasna nie byłoby tak bez wcześniejszego zgrania, tak jak z Liberty)! Nie trzeba myśleć ciągle o linkach i się w nich plątać, dzięki temu można się bardziej skupić na działaniu energią i dosiadem (oczywiście miałam carrot sticka jako pomoc w sterowaniu). Mam tendencję do używania zbyt dużo wodzy (nawyk klasyczny) i kiedy ich nie ma, to nagle nie mam problemu ze stosowaniem innych pomocy. Powtórzyłam wszystkie ćwiczenia tym razem w wersji bezhalterowej, szło nam zupełnie nieźle. Przeszliśmy później do zagalopowania - Saper był bardzo chętny. Chciałam najpierw poćwiczyć odstawienie zadu od ściany jako przygotowanie, ale kiedy tylko dałam taki sygnał, poczułam w nim entuzjazm: "Galop? Czy masz na myśli galop?". No to pogalopowaliśmy :) Kasia twierdzi, że Saper ma niezbyt wygodny galop i duże foule, ale mi się siedziało bardzo dobrze - może po prostu tez lubię galopować :) Zdarzało się nam co prawda zatrzymywać w narożnikach - ponoć efekt uboczny gry w narożniki - ale było naprawdę fajnie.
Później trochę już się zmęczyłam, więc poćwiczyłam robienie różnych figur na ujeżdżalni typu wolty, półwolty, wężyki, zmiany kierunku. Czułam, że coraz lepiej się dogadujemy z Saperem, wyczuwał nawet przeniesienie środka ciężkości. Dzięki temu zyskiwałam coraz większą świadomość tego, jak mam ułożone nogi, jak siedzę i co robię w swoim ciele. Najtrudniejsze jest dla mnie odstawianie zadu, bo ramiona trzeba mieć prosto i skręcić się tylko w biodrach tak, jak koń ma to zrobić w swoich. Ciężka sprawa! Zrobiłam też trochę chodów bocznych - chyba już wiem, gdzie ma być łydka przy skręcaniu, gdzie przy ustępowaniu, a gdzie przy odangażowaniu zadu. Na koniec pobawiłam się jeszcze w stick to me z ziemi (nadal bez halterka). W porównaniu z Dżamalem Saper trzymał się dalej ode mnie - ale trudno się dziwić, nie znamy się aż tak dobrze.
Przy odrobinie szczęścia w przyszłym tygodniu znów się wybiorę do Rzęszyc. Gdyby Kasia została tu jeszcze z miesiąc-dwa, mogłabym może zdawać L2 Freestyle na Saperze :)
3 komentarze:
Super że masz mozliwość brania udziału w takich lekcjach :)
Czemu Kasia jest z Saperem pod Warszawą?
No, dokładnie, świetna sprawa:)
Też się cieszę :) Kasia zdaje się jeździ na koniach właścicielki stajni i się podszkala ujeżdżeniowo oraz uczy właścicielkę PNH, ale o szczegóły musiałabyś ją zapytać.
Prześlij komentarz