Dziś postanowiłam potrenować trochę moje umiejętności jeździeckie i świeżo nabytą podczas lekcji z Kasią wiedzę. Dlatego Dżamal bawił się dziś z Marcinem, a ja jeździłam na Grotesce.
Na początek oczywiście zaczęłam od pracy z ziemi. Groteska ma 19 lat i od dawna jest "szkółkowym" koniem u Anki - dzieci uczą się na niej PNH. Dlatego jest przyzwyczajona do tego, że ludzie mówią do niej prostym językiem typu "A... B... C...". Miała bardzo zdziwiony wyraz pyska, kiedy ja zaczęłam wymagać od niej więcej i mówić pełnymi zdaniami :) Prawie non stop przez całą zabawę mlaskała. Jej koniobowość oceniam jako RBE, zresztą jęzor przy ciamkaniu wywalała niemal na całą długość.
Zabawa w "dotknij nosem" była dużym wyzwaniem, Groteska nie za bardzo rozumiała co ma robić. Kiedy podeszłam z nią do kłody drewna, w końcu wykombinowała, żeby wejść na nią nogami. Pochwaliłam ją i widziałam, że zapaliło jej się w głowie światełko "A, to o to chodziło, już łapię." Od tego momentu szło łatwiej, coraz żwawiej chodziła od punktu do punktu i wąchała albo próbowała wejść na coś nogami. Nie wiem, co ja takiego wyzwalam w koniach, ale po chwili ona również nabrała tego samego zwyczaju, co Dżamal, czyli "dryfowania" w kierunku jakichś interesujących opon czy innych obiektów i parkowania przy nich, kombinowania jak je rozebrać na części pierwsze i włażenia w nie nogami :P
Później bawiłyśmy się w "stick to me", czyli koń ma się mnie trzymać i naładować moją szybkość, zmiany tempa itp. Dość szybko udało nam się zgrać, więc przeszłam do okrążania (wokół opon, które niedługo miały posłużyć do schematu ósemki). Kiedy podniosłam energię i poprosiłam o kłus, koniowi włączyła się trochę adrenalina i było trochę fikania, co potraktowałam jako dobry znak - nigdy nie widziałam, żeby reagowała tak przy dzieciach, więc widać jednak nawiązałyśmy jakiś kontakt i uzyskałam trochę szacunku. Przy travelling circles weszła trochę w prawą półkulę i zaczęła furkotać, więc pochodziłam z nią trochę w stępie i kłusie i powoli się uspokoiła. Później zrobiłam z nią schemat S-ki oraz ósemki w stępie - wychodziło całkiem nieźle. Uznałam, że jestem gotowa na wsiadanie.
Jazda przebiegła spokojnie, dużo stępa i trochę kłusa. Najpierw ćwiczyłyśmy schemat podążania wzdłuż ściany, kilka razy zastosowałam widzę stabilizującą (nowy pomysł Lindy - Steady Rein, opisany w ostatnim numerze Savvy Times) i całkiem nieźle działało. Przez większość czasu korygowałam jednak carrot stickiem (oczywiście po zastosowaniu wcześniejszych faz). Do tego schemat miliona przejść, czyli zmiany tempa, zatrzymania, cofania. Najgorzej szło cofanie. Bez problemu mogłam zrobić 9-cio stopniowe cofanie (na krótkich wodzach), ale przy użyciu samych nóg + energii, tak jak z Saperem, było sporym wyzwaniem. Będziemy nad tym jeszcze pracować.
Potem chciałam spróbować schematu koniczynki, ale szedł bardzo słabo, więc sobie darowałam - zostawimy to na później. W związku z tym przeszłyśmy do schematu ósemki - ćwiczyłam to z ziemi, więc miałam nadzieję, że z siodła pójdzie dzięki temu łatwiej. Byłam dość zadowolona - skręcanie w jedną stronę szło lepiej niż w drugą (bo było w kierunku stajni jak sądzę), ale pod koniec miałam wrazenie, że Groteska zaczyna łapać o co chodzi. Wydaje mi się, że ciamkała parę razy, ale z siodła jest to bardzo trudno zauważyć.
Później spróbowałam trochę pokłusować. Początkowo szło opornie, zresztą czwarta faza w postaci stukania po zacznie nie działała w ogóle. Może to kwestia przyzwyczajenia do tej fazy w stylu uderzania stringiem po sobie, a potem po koniu, a może brak szacunku - trudno mi powiedzieć. Po pewnym czasie udało nam się uzyskać miarę stabilny kłus i po jednym okrążeniu, kiedy udało mi się (jak sądzę) dobrze usadzić, Groteska się nagle bardzo rozluźniła, spuściła nos do ziemi, rozciągnęła się, zaczęła najpierw mlaskać, a potem ziewać. Byłam zachwycona! Postanowiłam w związku z tym przejść do stępa, koń był nadal rozluźniony, więc przeszłam do lekcji pasażera. Pochodziłyśmy sobie trochę, koń poziewał, został poczochrany przeze mnie i skończyłyśmy na tym zabawę.