Jakiś czas temu odwiedziłam w stajni koleżankę, którą znam z Parelli Connect, a która mieszka bardzo blisko mnie. Stajnia znajduje się w Okrzeszynie, czyli jakieś 10-15 minut drogi samochodem albo pół godziny autobusem. Miejsce od razu bardzo mi się spodobało - mała stajnia na 6 koni, przyzwoite pastwiska, plac do jazdy i powstający plac zabaw, przy tym przyjazna atmosfera dla naturala. Zaczęłam się zastanawiać... Już od jakiegoś czasu myślałam nad tym, że aby robić większe postępy i zacząć na serio jeździć, musiałabym bywać u Dżamala częściej niż raz w tygodniu. Niedawno na Parelli Connect wprowadzono też funkcję ustawiania sobie celów, które chce się osiągnąć z koniem i możliwość zapisywania i monitorowania postępów. Kiedy ustawiłam sobie cel "zaliczyć wszystkie poziomy" okazało się, że według Parelli musiałabym być w stajni 6 dni w tygodniu... Najmniej wymagający cel to 180 minut tygodniowo rozłożone na 3 wizyty. Mocno się podłamałam. Dlatego kiedy zwiedzałam stajnię w Okrzeszynie dotarło do mnie, że to może być rozwiązanie moich problemów.
Oczywiście stajnia nie ma tak dobrych warunków, jak Anka Rancho - mniejsze pastwiska, mniejszy plac zabaw no i mniej naturalsów. Anka Rancho przez te 3,5 roku stało się moim drugim domem i absolutnie to miejsce uwielbiam. Jednak doszłam do wniosku (po długich przemyśleniach), że jednak ważniejsze jest dla mnie to, żeby móc spędzać więcej czasu z Dżamalem. Decyzja zapadła.
W zeszłą sobotę p. Darek (właściciel stajni), Dominika i ja pojechaliśmy po Dżamala. Zastanawiałam się jak pójdzie pakowanie go do przyczepy, więc na wszelki wypadek ćwiczyłam to parę dni wcześniej. Na szczęście poszło zupełnie gładko. Niestety niewłaściwie przywiązałam go w przyczepie (zostawiłam za długą linę) i jakoś przełożył ją sobie nad głową tak, że nie mógł jej podnieść. Oczywiście lekko spanikował, że coś złapało go za głowę. Na szczęście dobrze zawiązałam węzeł (dzięki, Kasiu!) i błyskawicznie go odwiązałam. Oczywiście Dżamal był zdenerwowany i ja również. Postanowiłam więc, że wyładuję go z przyczepy, żeby nie czuł się złapany w potrzask i poproszę go, żeby wszedł ponownie - żeby mógł sam podjąć tę decyzję. Uznałam, że nie chcę z powodu transportu psuć sobie relacji z koniem. Tym razem ładowanie trwało znacznie dłużej, bo Dżamal stracił pewność siebie i uznał, że przyczepa jest zdecydowanie podejrzana. Jednak po trochu udało się w końcu przełamać jego opory. Tym razem przywiązałam go już dobrze i pojechaliśmy. W trakcie drogi zachowywał się bardzo grzecznie.
W nowym miejscu był oczywiście zdenerwowany, ale też nie było jakiejś paniki. Wypuściłam go na padok obok pastwiska, gdzie stały dwie klacze - Perła i Vana. Obie były nim bardzo zaintrygowane, on jednak pasł się, obrócony do nich zadem i udawał, że w ogóle ich nie widzi. Było to bardzo zabawne :) Tymczasem razem z Dominiką zrobiłyśmy przemeblowanie siodlarni/pokoiku socjalnego. Dostałam do własnego użytku jedną pakę (Dominika jest kochana!), do której zmieściły się wszystkie moje rzeczy razem z siodłem. Mam wreszcie porządek w linach, które wiszą na drzwiach paki, zamiast w różnego rodzaju workach. Poznałam też drugą z pensjonariuszek, Monikę i zostałam miło przywitana w nowej stajni.
A oto Dżamal na nowym pastwisku:
W następnym poście: jak Dżamal zaaklimatyzował się w nowej stajni i jak to wpłynęło na naszą relację.
1 komentarz:
Jakie ładne lotne na tym filmie robi ^-^ a przyspieszenie ma jak rakieta ;)
Prześlij komentarz