piątek, kwietnia 05, 2013

Galopy na linie

W ostatnią niedzielę Dżamal wyglądał na bardzo spragnionego kontaktu ze mną. Podszedł do płotu, jak tylko wysiadłam z samochodu - chyba po raz pierwszy w życiu. Później czekał na mnie przy bramie. Zabrałam go do czyszczenia bez halterka - ostatnio staram się wydłużać momenty na wolności, kiedy wiem, że jest to bezpieczne. Kupiłam ostatnio specjalny płyn do czyszczenia białych koni i muszę powiedzieć, że nie najgorzej działa. Nie udało mi się idealnie doczyścić konia, ale mam nadzieję, że po kilku powtórzeniach tego zabiegu powinno być lepiej.

Moim celem dziś było zrobić okrążanie w galopie na długiej linie, co wcześniej kompletnie nam nie wychodziło. Przygotowałam się wcześniej w domu - zapytałam o poradę Kasię Jasińską i ponownie obejrzałam film z Parelli Connect na ten temat. Zaczęliśmy od prostej rozgrzewki, a potem przeszliśmy do okrążania. Dżamal był całkiem wyluzowany, nie brykał jakoś mocno, rozluźniony kłus udało nam się uzyskać dosyć szybko. Kiedy uznałam, że jest już dość rozgrzany, poprosiłam o galop. Podniosłam energię i wysłałam go, a kiedy ruszył tylko szybszym kłusem, uderzyłam stringiem 3 razy w miejsce, w którym stał, kiedy poprosiłam o galop. Kiedy okrążył mnie i dotarł w to samo miejsce, powtórzyłam całą procedurę i tym razem uzyskałam kilka kroków galopu. Tą metodą trochę pogalopowaliśmy, spokojnie, bez rozpędzania się. Ze zdziwieniem zobaczyłam, że Dżamal sam z siebie, bez żadnej sugestii z mojej strony, zaczął się w galopie rozciągać - czyli nos w dół, rozciąganie grzbietu. Najwyraźniej w takiej pozycji jest mu najwygodniej i już się tego nauczył.

Drugą techniką, której używałam, jest wysyłanie na koło, które jest przy okazji grą w "nie daj się dotknąć stringiem". Kiedy koń podczas okrążania postanawia do mnie podejść nieproszony, pozwalałam mu podejść (żeby nie psuć miłego skojarzenia z podchodzeniem do mnie), potem cofałam go parę kroków i wysyłałam na koło. Jeśli nie wystartował wystarczająco szybko, próbowała sięgnąć go stringiem - nie mocno, ale z dużą energią. Za trzecim razem już nie udało mi się go trafić :) A zabawa zyskała na energii i zainteresowaniu konia. Na koniec bez problemu robił kilka kółek kłusem, aż go przywołałam. Co jakiś czas sprawdzałam, czy nie straciłam 'friendly' z carrot stickiem, ale zupełnie nie - wiedział, kiedy machnięcie stringiem oznacza "odsuń się", a kiedy "wszystko jest ok, nic nie rób".

Później na chwilę wsiadłam. Okazało się, że strzemiona, które kupiłam przez Internet, są w rozmiarze dziecięcym :( więc pojeździłam sobie bez strzemion. Dżamal ostatnio ma małą motywację do ruchu do przodu, muszę popracować nad impulsem oraz oczywiście moim dosiadem. Czytam w tej chwili "Dosiad naturalny" Sally Swift i staram się wykorzystywać jej ćwiczenia i rady w praktyce.

Na koniec zdjęłam siodło i puściłam go trochę luzem. Nie miał zbytniej ochoty na zabawy na wolności. Najpierw ganiałam go chwilę, kiedy ode mnie odchodził, nie skupiał się za bardzo na mnie. Potem stał, patrząc na mnie, ale nie podchodził. Uznałam więc, że zamienię to na 'czas bez wymagań', usiadłam sobie i nic nie robiliśmy. Dżamalcały czas patrzył na mnie intensywnie, ale i tak do mnie nie przyszedł. Trudno, najwyraźniej to nie był na to moment. 

Ogólnie z całego spotkania byłam bardzo zadowolona. Kiedy uda mi się naprawdę opanować grę w okrążanie, będę mogła fajnie bawić się w roundpenie i zabawa na wolności zacznie nam lepiej wychodzić. A później będę się mogła przesiąść wreszcie na naprawdę długą linę :)

Brak komentarzy: