Nie mam ostatnio zbyt wiele czasu na pisanie, więc będzie tylko krótko o naszych ostatnich zabawach i moich przemyśleniach.
Powoli idzie nam coraz lepiej. Dżami nauczył się już stać względnie spokojnie przy czyszczeniu, ćwiczymy chodzenie "przy nodze", które znacznie lepiej wychodzi nam, kiedy jestem z lewej strony konia. Bardzo ładnie działa przestawianie zadu na sugestię - kiedy koń zwraca na mnie uwagę (a przez większość czasu tak jest), wystarcza pierwsza faza. Z przodem jest trochę gorzej, ale i tak jestem bardzo zadowolona z postępów.
Generalnie Dżamal jest naprawdę niezwykły, stara się zawsze zrozumieć każdy mój gest i widzi nawet subtelne różnice - Marcin chciał mu wskazać wodę do picia w wiadrze, ale wskazał bardziej na brzeg wiadra i tam właśnie koń zaczął wąchać, sprawdzając o co człowiekowi chodziło. Kiedy Marcin poprawił się, wskazując na wodę, Dżami przeniósł pysk do środka i się napił. Zrobiło to na nas duże wrażenie, zwłaszcza, że takie drobne rzeczy robi co chwilę.
To, co zrozumiałam podczas pracy z nim, to jak ważne jest rozluźnienie. Obserwowałam to zawsze na filmach z Patem Parellim, ale nie umiałam wcześniej osiągnąć. Kiedy Pat zaczyna bawić się z koniem, to pierwsze pół godziny (lub więcej, w zależności od przypadku), poświęca na to, żeby uzyskać spokojnego, zrelaksowanego konia, który jest gotowy na dalsze zabawy. I potem niezależnie, czy zadziała liną lub carrotem mocniej, czy słabiej, czy koń zrozumie jego intencję, czy też będzie mała sprzeczka, wszystko jest zawsze na luzie i koń nie bierze tego do siebie. Bo na samym początku zrozumiał, że przy tym człowieku można czuć się bezpiecznie, polubił to uczucie i chce do niego wrócić. W takim stanie umysłu koń może się uczyć, może być partnerem. To mój ideał, do którego dążę.
Kiedy udało mi się dojść do takiego etapu z Dżamalem podczas jednej z zabaw, wszystko nagle zaczęło działać samo. Nie było już problemu ze staniem przy czyszczeniu, nie było chrapania na podwórku ani włażenia na mnie. To oczywiście dopiero pierwszy krok, ale naprawdę zrozumiałam, jak to jest niesamowicie ważne, że bez tego fundamentu nie da się niczego tak naprawdę osiągnąć. Że bez tego wiele sesji zamienia się w szarpanie i walkę o dominację, człowiek zawsze w pewnym stopniu zachowuje się jak drapieżnik, a koń jak zwierzę uciekające. Mam nadzieję, że uda mi się iść dalej w tym kierunku.
Powoli idzie nam coraz lepiej. Dżami nauczył się już stać względnie spokojnie przy czyszczeniu, ćwiczymy chodzenie "przy nodze", które znacznie lepiej wychodzi nam, kiedy jestem z lewej strony konia. Bardzo ładnie działa przestawianie zadu na sugestię - kiedy koń zwraca na mnie uwagę (a przez większość czasu tak jest), wystarcza pierwsza faza. Z przodem jest trochę gorzej, ale i tak jestem bardzo zadowolona z postępów.
Generalnie Dżamal jest naprawdę niezwykły, stara się zawsze zrozumieć każdy mój gest i widzi nawet subtelne różnice - Marcin chciał mu wskazać wodę do picia w wiadrze, ale wskazał bardziej na brzeg wiadra i tam właśnie koń zaczął wąchać, sprawdzając o co człowiekowi chodziło. Kiedy Marcin poprawił się, wskazując na wodę, Dżami przeniósł pysk do środka i się napił. Zrobiło to na nas duże wrażenie, zwłaszcza, że takie drobne rzeczy robi co chwilę.
To, co zrozumiałam podczas pracy z nim, to jak ważne jest rozluźnienie. Obserwowałam to zawsze na filmach z Patem Parellim, ale nie umiałam wcześniej osiągnąć. Kiedy Pat zaczyna bawić się z koniem, to pierwsze pół godziny (lub więcej, w zależności od przypadku), poświęca na to, żeby uzyskać spokojnego, zrelaksowanego konia, który jest gotowy na dalsze zabawy. I potem niezależnie, czy zadziała liną lub carrotem mocniej, czy słabiej, czy koń zrozumie jego intencję, czy też będzie mała sprzeczka, wszystko jest zawsze na luzie i koń nie bierze tego do siebie. Bo na samym początku zrozumiał, że przy tym człowieku można czuć się bezpiecznie, polubił to uczucie i chce do niego wrócić. W takim stanie umysłu koń może się uczyć, może być partnerem. To mój ideał, do którego dążę.
Kiedy udało mi się dojść do takiego etapu z Dżamalem podczas jednej z zabaw, wszystko nagle zaczęło działać samo. Nie było już problemu ze staniem przy czyszczeniu, nie było chrapania na podwórku ani włażenia na mnie. To oczywiście dopiero pierwszy krok, ale naprawdę zrozumiałam, jak to jest niesamowicie ważne, że bez tego fundamentu nie da się niczego tak naprawdę osiągnąć. Że bez tego wiele sesji zamienia się w szarpanie i walkę o dominację, człowiek zawsze w pewnym stopniu zachowuje się jak drapieżnik, a koń jak zwierzę uciekające. Mam nadzieję, że uda mi się iść dalej w tym kierunku.