Wczoraj pojechałam po raz ostatni pobawić się z Barokiem. Postanowiłam spróbować techniki, którą ostatnio widziałam na filmiku z Lindą, czyli "Me and my shadow." To taka wersja lekcji pasażera na linie. Idzie się koło konia i naśladuje jego zachowanie, poziom energii itp. Sporo się w związku z tym nabiegałam, bo były kłusy, galopy, wariactwo na linie, no to musiałam robić to samo. Zmęczyłam się, ale w końcu koń się całkiem rozluźnił, wytarzał kilka razy (cały czas na linie) i ogólnie zszedł z poziomu adrenaliny. Nie była to może bardzo duża zmiana, ale jednak łeb miał poniżej kłębu, co mu się bardzo rzadko zdarza. Mam wrażenie, że takie sesje by mu się częściej przydały, bo udało mi się go troszkę przekonać, żeby wziął na siebie choć trochę odpowiedzialności za to, gdzie idziemy. A to niezbędne, żeby wytworzyło się partnerstwo.
Ten mały sukces nie zmienił mojego ogólnego poglądu - że Barok wymaga co najmniej roku cierpliwej, rzetelnej pracy z ziemi, zanim zacznie nadawać się do jazdy i nabędzie większej pewności siebie oraz zrównoważenia.
Ten mały sukces nie zmienił mojego ogólnego poglądu - że Barok wymaga co najmniej roku cierpliwej, rzetelnej pracy z ziemi, zanim zacznie nadawać się do jazdy i nabędzie większej pewności siebie oraz zrównoważenia.
1 komentarz:
Ciekawa jestem tej metody me and my shadow... nie słyszałam wcześniej.
Pozdrawiam będę zaglądac:)
www.cantos.blog.pl
Prześlij komentarz