środa, listopada 04, 2009

Piłka

Po kilkudniowej przerwie w zabawach byłam wczoraj znów u Baroka. Przywiozłam ze sobą tym razem piłkę do zabawy. Koń na mój widok wyraźnie się ożywił (co prawda efekt popsuło chwilę później siano, podane przez stajennego) - pierwszy raz widziałam, żeby jakoś zareagował na mój widok. Przy czyszczeniu odkryłam, że na jednej nodze przekręciła mu się podkowa, na szczęście na zewnątrz, więc nie przeszkadzała mu w chodzeniu. Pokazałam to p. Karolinie, która od razu zadzwoniła do kowala, żeby go umówić na korektę "obuwia". Podobno zresztą Barok wygląda wyjątkowo dobrze i jest w świetnej formie - tak twierdzi p. Karolina, która go ponad tydzień nie widziała. Cóż, Parelli twierdzą, że kiedy ćwiczy się koński umysł i emocje, ciało podąża za nimi - to najwyraźniej prawda.

Na początku koń trochę poszalał (aż go wzięłam na długą linę) - nadmiar energii plus silny wiatr, który łopotał halą. Trochę biegania koniowi nie zaszkodzi, zwłaszcza, że on się nie wyrywa, tylko galopuje wokół mnie. Potem się trochę uspokoił.

Zabawy z piłką wyszły całkiem nieźle, Barok się jakoś specjalnie nie bał nowego obiektu, karnie trykał piłkę nosem, kiedy podchodziliśmy. Zrobiłam z nim nawet jojo pomiędzy ścianą a piłką, sprawiło mu to trochę trudności, ale w końcu wyszło ładnie. Wyglądał na zdziwionego, że umie TAKIE rzeczy robić :P

Znacznie gorzej szło friendly z liną. Zaczęłam to już na poprzedniej sesji i wcZzraj kontynuowałam. Mogę zarzucać mu linę na szyję, stojąc przed nim, ale już kiedy stoję przy łopatce, to jest to zbyt duża presja. Po dłuższych testach jestem w zasadzie przekonana, że chodzi tu nie tyle o linę, a o moją energię. Kiedy jestem blisko i mam pępek skierowany w jego stronę, on czuje presję, a ja nie umiem wystarczająco "wyłączyć" energii. Muszę to poćwiczyć.

W związku z powyższym odkryciem p0obawiłam się we friendly "z człowiekiem". Zrobiłam Barokowi masaż nóg i grzbietu oraz zadu, rozluźniałam mu ogon (ma zawsze strasznie spięty, wciśnięty w pośladki niemal). Chyba mu się podobało, oglądał się na mnie co jakiś czas i trochę się rozluźnił. Potem podskakiwałam i machałam łapami w wersji uśmiechnięto-zrelaksowanej. Na początku koń zareagował odsuwaniem się, myślał, że o to mi chodzi. Po jakimś jednak czasie chyba zrozumiał, że to nie jest skierowane do niego, tylko że tak sobie po prostu majtam się po hali.

Potem jeszcze chwila friendly z liną i w pewnym momencie (nie jestem do końca pewna czemu) koń zaczął ziewać, wypuszczając adrenalinę. Ziewał i ziewał i ziewał... Głowa w dół i pełny luz. To było bardzo fajne. W związku z tym zakończyliśmy na tym sesję, dałam mu jeszcze 5 minut "wolnego" na tarzanko i biegi po hali i wróciliśmy do boksu.

Brak komentarzy: