Moje zabawy z Barokiem posuwają się powoli do przodu. Jestem u niego prawie codziennie, staram się, żeby nasze sesje nie były zbyt długie. Niestety, nie zawsze mam tyle miejsca na hali, ile bym chciała (potrafi być tam na raz np. 8 koni), a wieczorem, kiedy nikogo nie ma, obsługa zajmuje się podłożem na hali i też nie mogę tam przebywać. Ale cóż, staram się jakoś znaleźć tam dla siebie miejsce. Dużą zaletą stajni jest to, że mam do niej 10 minut drogi od domu. Dziś ustaliłam też, że Barok będzie wypuszczany na padok k. stajni. Dojdzie mi zapewne 15 minut czyszczenia z panierki przed zabawami, ale warto, żeby miał choć trochę możliwości wyjścia na dwór.
Dziś przerabialiśmy okrążanie i początki chodów bocznych, bo pozostałe gry wychodzą już nieźle (jak już pisałam, koń miał pewne podstawy, nie zaczynaliśmy od zera). Ale sesję zaczęłam od czego innego - postanowiłam wypróbować zabawę, podpatrzoną na płytce z Savvy Club. Mianowicie puściłam Baroka luzem na hali (dziś nikogo nie było, bo bawiłam się po 20-stej, stajenny nie był zachwycony...). Pierwsze co zrobił, to z ogromną radością się wytarzał. Kiedy mam go na linie to tego nie robi (może myśli, że nie wypada), ale najwyraźniej miał na to wielką ochotę. Potem przez chwilę łaził za mną, ale kiedy zaczęłam prosić o odangażowanie zadu, po chwili odszedł. Więc zaczęłam zabawę z podchodzeniem do strefy piątej (zadu)., chodziło o to, żeby obracał się pyskiem do mnie Kiedy nie chciał się ruszyć, kopałam w niego grudkę piasku. Ta taktyka sprawiła, że zaczął trochę galopować po ujeżdżalni, więc wykorzystałam metodę "Chcesz biegać? Proszę bardzo, pomogę ci!", po czym dałam mu szansę na odangażowanie zadu. Po połowie kółka galopem skorzystał, obrócił się do mnie z bardzo zaskoczonym wyrazem twarzy. Mam wrażenie, że wszystko, co z nim robię, jest dla niego dziwne i nowe, do czego innego był przyzwyczajony.
Potem robiłam tak: kiedy koń na mnie nie patrzył, podchodziłam po łuku, patrząc na zad. Kiedy się obracał pyskiem do mnie, odchodziłam, podchodziłam z drogiej strony. I tak wiele razy. Jeszcze raz powtórzyłam manewr z grudką ziemi, a po kilku minutach koń zaczął za mną chodzić. Kontynuowałam ideę odangażowania zadu, tylko z bliska. Trochę się rozluźnił, głowa była niżej, choć nie był tak zrelaksowany jak koń na filmie z Patem Parellim (nie można mieć wszystkiego :) ).
Później założyłam mu halter i znów chodziliśmy, odangażowując zad. Potem trochę circlingu, na początku zatrzymywał się za moimi plecami, ale potem było już dobrze. W porównaniu z moimi zabawami z Fakirem ta gra wychodziła świetnie :) Przy chodach bocznych się trochę zdenerwował, zaczął biegać, robiąc półkola od ściany do ściany. Przy czym to nie jest koń, wpadający w amok, można go bardzo łatwo zatrzymać, jest delikatny nawet, gdy buzuje w nim adrenalina. Mam takie wrażenie, że zawsze, kiedy adrenalina weźmie górę, on bardzo szybko się mityguje i jest jakby zawstydzony, że sobie na coś takiego pozwolił. Wygląda, jakby oczekiwał bury z mojej strony, a kiedy ja go nie ganię, ani nie krytykuję, to jest zdziwiony i przeżuwa. Chyba zepsuję tego konia :P
Kiedy wracaliśmy do stajni, szedł z głową niżej niż zazwyczaj, więc kierunek jest chyba dobry :)
Dziś przerabialiśmy okrążanie i początki chodów bocznych, bo pozostałe gry wychodzą już nieźle (jak już pisałam, koń miał pewne podstawy, nie zaczynaliśmy od zera). Ale sesję zaczęłam od czego innego - postanowiłam wypróbować zabawę, podpatrzoną na płytce z Savvy Club. Mianowicie puściłam Baroka luzem na hali (dziś nikogo nie było, bo bawiłam się po 20-stej, stajenny nie był zachwycony...). Pierwsze co zrobił, to z ogromną radością się wytarzał. Kiedy mam go na linie to tego nie robi (może myśli, że nie wypada), ale najwyraźniej miał na to wielką ochotę. Potem przez chwilę łaził za mną, ale kiedy zaczęłam prosić o odangażowanie zadu, po chwili odszedł. Więc zaczęłam zabawę z podchodzeniem do strefy piątej (zadu)., chodziło o to, żeby obracał się pyskiem do mnie Kiedy nie chciał się ruszyć, kopałam w niego grudkę piasku. Ta taktyka sprawiła, że zaczął trochę galopować po ujeżdżalni, więc wykorzystałam metodę "Chcesz biegać? Proszę bardzo, pomogę ci!", po czym dałam mu szansę na odangażowanie zadu. Po połowie kółka galopem skorzystał, obrócił się do mnie z bardzo zaskoczonym wyrazem twarzy. Mam wrażenie, że wszystko, co z nim robię, jest dla niego dziwne i nowe, do czego innego był przyzwyczajony.
Potem robiłam tak: kiedy koń na mnie nie patrzył, podchodziłam po łuku, patrząc na zad. Kiedy się obracał pyskiem do mnie, odchodziłam, podchodziłam z drogiej strony. I tak wiele razy. Jeszcze raz powtórzyłam manewr z grudką ziemi, a po kilku minutach koń zaczął za mną chodzić. Kontynuowałam ideę odangażowania zadu, tylko z bliska. Trochę się rozluźnił, głowa była niżej, choć nie był tak zrelaksowany jak koń na filmie z Patem Parellim (nie można mieć wszystkiego :) ).
Później założyłam mu halter i znów chodziliśmy, odangażowując zad. Potem trochę circlingu, na początku zatrzymywał się za moimi plecami, ale potem było już dobrze. W porównaniu z moimi zabawami z Fakirem ta gra wychodziła świetnie :) Przy chodach bocznych się trochę zdenerwował, zaczął biegać, robiąc półkola od ściany do ściany. Przy czym to nie jest koń, wpadający w amok, można go bardzo łatwo zatrzymać, jest delikatny nawet, gdy buzuje w nim adrenalina. Mam takie wrażenie, że zawsze, kiedy adrenalina weźmie górę, on bardzo szybko się mityguje i jest jakby zawstydzony, że sobie na coś takiego pozwolił. Wygląda, jakby oczekiwał bury z mojej strony, a kiedy ja go nie ganię, ani nie krytykuję, to jest zdziwiony i przeżuwa. Chyba zepsuję tego konia :P
Kiedy wracaliśmy do stajni, szedł z głową niżej niż zazwyczaj, więc kierunek jest chyba dobry :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz