Byłam dziś u Baroka na pierwszej "sesji", czyli pół godzinki undemanding time. Najpierw wprowadziłam go do głównej stajni na czyszczenie (stoi w boksie angielskim). Stał spokojnie, chociaż szczotki wydawały mu się nieco przerażające, a zwłaszcza kopystka. Trzeba będzie się pobawić więcej we friendly ze wszystkimi sprzętami stajennymi. Wypróbowałam też spray do nabłyszczania grzywy, który dla niego kupiłam - friendly ze sprayami też będzie potrzebne. Ujmujące w Baroku jest jednak to, że widać, jak bardzo się stara. Na przykład boi się czegoś, ale bardzo próbuje przełamać ten strach i zrobić tak, żeby człowiek był z niego zadowolony. W ogóle straszny z niego słodziak. Marcina kupił zupełnie tym, że polizał go po twarzy :) Ma takie duże, łagodne oczy, super mięciutką sierść i gęstą grzywę. Strasznie mi się podoba.
Wzięłam go później na halę. Po drodze ćwiczyliśmy niewyprzedzanie mnie i niewchodzenie na mnie. Barokowi trudno było iść powoli, cały czas przyspieszał, ale wystarczała bardzo delikatna presja, żeby się zatrzymywał (czasem z lekkim poślizgiem na asfalcie) i cofał. Machałam lekko rękami i linką i to wystarczało. Czasem zdarzyło mu się mnie wyprzedzić, wtedy delikatnie go zawracałam. Zrozumiałam przy tym, o czym mówił wielokrotnie Pat - żeby nie krytykować konia. Widziałam, że Barok mnie wyprzedza nie ze złej woli czy braku szacunku, a dlatego, że się przestraszył i nie potrafił nad tym zapanować, dlatego nie karciłam go ani nic, tylko bardzo delikatnie wracaliśmy do właściwej pozycji. Super sprawa!
Kiedy weszliśmy na halę, okazało się, że ktoś tam trenuje, więc nasz undemanding time polegał na tym, że ja sobie usiadłam na ławeczce, Marcin sobie stał nieopodal, trzymałam w ręce linę i nic od konia nie chciałam. Barok przez bite pół godziny nie ruszył się nawet o milimetr. Trudno mi było wytrzymać to siedzenie, ale postanowiłam zaufać PNH i wytrwać. Po 15 minutach okazało się, że było warto. Koń opuścił głowę, powąchał linę i podłoże, a potem wypuścił z siebie głębokie i dłuuuuugie parsknięcie. Widać było wyraźnie, że się rozluźnił. Podczas tego stania co chwilę też przeżuwał, widać to "nudne" pół godziny wiele dla niego znaczyło. Dwa razy pod koniec mnie powąchał, trochę tak nieśmiało, ale się jednak zainteresował.
Kiedy wracaliśmy, również bawiłam się w zatrzymywanie i cofanie. Kiedy dochodziliśmy do boksu, koń szedł już znacznie spokojniej i wolniej. Okazało się, że jego kumpel z boksu obok, śliczny kasztanowaty arab, zwędził jego derkę i rzucił ją spory kawałek od miejsca, gdzie ją zostawiliśmy. Był bardzo wszystkim zainteresowany i ciągle łapał moją linę do pyska. Lubię LBE :) Mam wrażenie, że się z Barokiem zakumplowali.
Kiedy zakładałam koniowi derkę na noc, jakoś źle zapięłam jeden pasek. Barok poruszył się niespokojnie i obejrzał w moim kierunku, jakby mi mówił "To nie powinno tak leżeć..." Kiedy zapięłam pasek właściwie, od razu się uspokoił.
Bardzo się cieszę, że mam okazję pracować z tym koniem. Jest naprawdę niezwykły. Ciekawa jestem, jak nam dalej będzie szło.
Wzięłam go później na halę. Po drodze ćwiczyliśmy niewyprzedzanie mnie i niewchodzenie na mnie. Barokowi trudno było iść powoli, cały czas przyspieszał, ale wystarczała bardzo delikatna presja, żeby się zatrzymywał (czasem z lekkim poślizgiem na asfalcie) i cofał. Machałam lekko rękami i linką i to wystarczało. Czasem zdarzyło mu się mnie wyprzedzić, wtedy delikatnie go zawracałam. Zrozumiałam przy tym, o czym mówił wielokrotnie Pat - żeby nie krytykować konia. Widziałam, że Barok mnie wyprzedza nie ze złej woli czy braku szacunku, a dlatego, że się przestraszył i nie potrafił nad tym zapanować, dlatego nie karciłam go ani nic, tylko bardzo delikatnie wracaliśmy do właściwej pozycji. Super sprawa!
Kiedy weszliśmy na halę, okazało się, że ktoś tam trenuje, więc nasz undemanding time polegał na tym, że ja sobie usiadłam na ławeczce, Marcin sobie stał nieopodal, trzymałam w ręce linę i nic od konia nie chciałam. Barok przez bite pół godziny nie ruszył się nawet o milimetr. Trudno mi było wytrzymać to siedzenie, ale postanowiłam zaufać PNH i wytrwać. Po 15 minutach okazało się, że było warto. Koń opuścił głowę, powąchał linę i podłoże, a potem wypuścił z siebie głębokie i dłuuuuugie parsknięcie. Widać było wyraźnie, że się rozluźnił. Podczas tego stania co chwilę też przeżuwał, widać to "nudne" pół godziny wiele dla niego znaczyło. Dwa razy pod koniec mnie powąchał, trochę tak nieśmiało, ale się jednak zainteresował.
Kiedy wracaliśmy, również bawiłam się w zatrzymywanie i cofanie. Kiedy dochodziliśmy do boksu, koń szedł już znacznie spokojniej i wolniej. Okazało się, że jego kumpel z boksu obok, śliczny kasztanowaty arab, zwędził jego derkę i rzucił ją spory kawałek od miejsca, gdzie ją zostawiliśmy. Był bardzo wszystkim zainteresowany i ciągle łapał moją linę do pyska. Lubię LBE :) Mam wrażenie, że się z Barokiem zakumplowali.
Kiedy zakładałam koniowi derkę na noc, jakoś źle zapięłam jeden pasek. Barok poruszył się niespokojnie i obejrzał w moim kierunku, jakby mi mówił "To nie powinno tak leżeć..." Kiedy zapięłam pasek właściwie, od razu się uspokoił.
Bardzo się cieszę, że mam okazję pracować z tym koniem. Jest naprawdę niezwykły. Ciekawa jestem, jak nam dalej będzie szło.
2 komentarze:
Cieszę się, że go znalazłaś. Trzymam kciuki, siostrzyczko!
Ja też się cieszę :) Dzięki.
Prześlij komentarz