poniedziałek, października 26, 2009

Przełom

Dzisiejsza sesja była zupełnie inna niż poprzednie i to aż z kilku względów. Po pierwsze okazało się, że na hali pracują panowie, montujący widownię (przy użyciu strasznych przyrządów do spawania). W związku z tym wszystkie moje plany wzięły w łeb i przez pół godziny ćwiczyliśmy approach, retreat and reapproach (w sensie podejście, wycofanie, ponowne podejście) we wszystkich możliwych konfiguracjach, przy okazji szlifując z dużym powodzeniem driving (w sensie prowadzenie). Po tym czasie Barok był bardziej rozluźniony niż zazwyczaj podczas naszych zabaw, co dało mi trochę do myślenia. Może poprzednio dawałam mu za mało czasu na poznanie otoczenia, a może to po prostu kolejny etap budowania naszej relacji...

Po drugie przekonałam się, że worki z fizeliną świetnie zastępują beczki i nadają się do schematu ósemki znacznie lepiej niż drążki od przeszkód. Kiedy Barok wyluzował się na tyle, że byliśmy w stanie cokolwiek robić, zaczęłam się bawić z tymi workami, rozkładając figurę ósemki na części pierwsze (przeciskanie między mną a workami, przeciskanie między dwoma workami, kółko wokół jednego i drugiego worka). Po takim przygotowaniu figura wyszła świetnie już po 2-3 próbach. Szczerze mówiąc, gdyby Fakir kiedykolwiek zrobił tak dobrze ósemkę, umarłabym ze szczęścia ;P Barokowi zdarzyło się kilka razy podkłusować, ale po chwili sam przechodził do stępa. Reaguje już trochę mniej panicznie na driving carrotem, chody boczne wychodzą coraz lepiej. I tu znów ta sama uwaga: chody boczne w wykonaniu Baroka wyglądają o niebo lepiej niż kiedykolwiek w wydaniu Fakira. Żadnego zostawania zadem, guzdrania się, ładne krzyżowanie nóg, pozycja prostopadła do ściany - super :)

Po trzecie Barok zaczął się ze mną synchronizować. To znaczy kiedy prowadzę go z trzeciej strefy, to idzie ze mną równo, nie wyprzedzając (no może czasem, jak się czymś zdenerwuje). Kiedy skręcam, on skręca ze mną - jak jest po zewnętrznej, to na drobny sygnał carrotem dokłusowuje, jak jest po wewnętrznej, to ustępuje przodem po ciasnym kole (choć to drugie nie zawsze jeszcze idealnie wychodzi). Zaczęliśmy też robić początki prowadzenia w kłusie, na razie udaje nam się wspólnie zakłusować, jednak Barok po chwili się nakręca, wyprzedza mnie i zaczyna iść bokiem. Z przechodzeniem do stępa też jeszcze nie jest idealnie, ale pracujemy nad tym. Taka synchronizacja z koniem jest szalenie przyjemna i satysfakcjonująca, mam nadzieję, że to się będzie jeszcze pogłębiać.

W każdym bądź razie dzisiaj było super, świetnie się bawiłam z Barokiem - mam nadzieję, że on też tak czuł. Pod koniec znów go puściłam na hali na tarzanie i bieganie - nie było tak ekstremalnie jak wczoraj :) Doszłam do wniosku, że jeszcze kilka spotkań i byłabym w stanie nakręcić film na zaliczenie L1 z Barokiem. Coś, co z Fakirem zajęło mi pół roku, tutaj trwało 2 tygodnie. Oczywiście, Fakir był spokojny i opanowany sam z siebie, a z Barokiem nie udało mi się tego jeszcze osiągnąć, ale jeśli mówimy o poziomie komunikacji, to jest świetnie.

Hiszpańska krew

Wczoraj Barok (zgodnie z moimi przewidywaniami) zaczął pokazywać różki. Wynika to pewnie głównie z faktu, że cały dzień stoi w boksie i ma nadmiar energii, ale też pewnie przekonał się, że nie mam zamiaru go zabić i zaczął sobie na więcej pozwalać.

Na początek spędziłam 15 minut na undemanding time w boksie, bo Barok niedawno dostał obrok i chciałam dać mu trochę czasu na przetrawienie. Na hali nikogo nie było (przyjeżdżam zazwyczaj wieczorem, wtedy jest na to większa szansa), ustawiłam sobie dwa stojaki do przeszkód, które znalazłam na zapleczu, w charakterze obiektów do dotykania i schematu ósemki. Są na to niestety trochę za wysokie, ale lepsze to niż nic. Ćwiczyliśmy dziś grę w prowadzenie, bo Barok trochę panicznie reaguje na próby przestawiania przodu. Po kilku podejściach do stojaków zaczął się przy nich zachowywać dość spokojnie, prosiłam go potem o przeciskanie między mną a stojakami i pomiędzy dwoma stojakami, po kilku powtórzeniach robił to dość pewnie. Po tym całym ćwiczeniu prowadzenia udały mi się nawet chody boczne!

Bawiliśmy się też trochę w okrążanie, kiedy chciałam go cofnąć przy użyciu driving game, Barok zaczął intensywnie machać przednimi nogami. Ponieważ wcześniej ostrzegano mnie, że był uczony kroku hiszpańskiego na sygnał batem, postanowiłam mu odpuścić - nie wiem, czy to była próba zaatakowania carrota, czy też myślał, że proszę go właśnie o krok hiszpański. Podczas okrążania koń zaczął trochę wariować na linie, ale szybkie cofanie pomogło. Zdaje się, że to go bardzo zdenerwowało, bo potem wypuszczał adrenalinę kaszląc (jak RBE na filmiku z Patem, chyba z lipca 2009). Przesiadłam się na długą linę, żeby koń miał więcej "dryfu", co później okazało się dobrym pomysłem. Kiedy już Barok się uspokoił, zaczął z kolei zatrzymywać za mną po połowie kółka. Uśmiechałam się, głaskałam i odsyłałam ponownie. Jojo wychodzi już od 1-2 fazy (choć po jednym kroczku na razie). Po paru odesłaniach koń chyba zrozumiał o co chodzi i zrobił ładne trzy kółka, po czym go przywołałam i pochwaliłam.

Później miał jeszcze moment, kiedy znów wzięła go ochota na bieganie, stanęłam pod ścianą i wykorzystałam technikę "Chcesz biegać? Proszę bardzo, pomogę ci!". Wysyłałam go na półkola, żeby biegał i musiał co kilka kroków zawracać. Po paru zwrotach widziałam, że ma już mniejszą ochotę biegać, ale odpuściłam mu dopiero, kiedy widziałam, że trochę się rozluźnił. Opuścił głowę, przeżuł i przestał wariować do końca naszych zabaw.

Na koniec postanowiłam znów dać mu trochę "wolnego" i puściłam go luzem na hali. Na początek gruntownie się wytarzał, wydając z siebie pojękiwania rozkoszy. Potem ujawniła się w nim w pełni hiszpańska krew - zaczął dzikie galopy po całej hali (aż się bałam, czy sobie nie zrobi krzywdy). W rogu hali są zawieszone lustra i Barok uważa je zdaje się za wrogi obiekt, bo podbiegał do niego, ustawiał się tyłem i walił kilka razy z zadu w kierunku lustra. W ogóle w zachowaniu przypominał mojego kota, który też zdecydowanie jest RBE :P

Po kilku minutach takich harców koń się trochę uspokoił i ponownie wytarzał. Kiedy postanowiłam wziąć go na halter, bez problemu do mnie przyszedł. Zaprowadziłam go do stajni i spędziłam trochę czasu na czyszczenie go z piasku, bo przyniósł ze sobą chyba pół hali.

Ogólnie rzecz biorąc mam wrażenie, że powoli budujemy jakiś język komunikacji, na razie bardzo prosty, ale Barok zaczyna chyba rozumieć, że ja próbuję mu coś powiedzieć, że te wszystkie sygnały tworzą jakiś język, co bardzo mnie cieszy.

czwartek, października 22, 2009

Zabawy z Barokiem

Moje zabawy z Barokiem posuwają się powoli do przodu. Jestem u niego prawie codziennie, staram się, żeby nasze sesje nie były zbyt długie. Niestety, nie zawsze mam tyle miejsca na hali, ile bym chciała (potrafi być tam na raz np. 8 koni), a wieczorem, kiedy nikogo nie ma, obsługa zajmuje się podłożem na hali i też nie mogę tam przebywać. Ale cóż, staram się jakoś znaleźć tam dla siebie miejsce. Dużą zaletą stajni jest to, że mam do niej 10 minut drogi od domu. Dziś ustaliłam też, że Barok będzie wypuszczany na padok k. stajni. Dojdzie mi zapewne 15 minut czyszczenia z panierki przed zabawami, ale warto, żeby miał choć trochę możliwości wyjścia na dwór.

Dziś przerabialiśmy okrążanie i początki chodów bocznych, bo pozostałe gry wychodzą już nieźle (jak już pisałam, koń miał pewne podstawy, nie zaczynaliśmy od zera). Ale sesję zaczęłam od czego innego - postanowiłam wypróbować zabawę, podpatrzoną na płytce z Savvy Club. Mianowicie puściłam Baroka luzem na hali (dziś nikogo nie było, bo bawiłam się po 20-stej, stajenny nie był zachwycony...). Pierwsze co zrobił, to z ogromną radością się wytarzał. Kiedy mam go na linie to tego nie robi (może myśli, że nie wypada), ale najwyraźniej miał na to wielką ochotę. Potem przez chwilę łaził za mną, ale kiedy zaczęłam prosić o odangażowanie zadu, po chwili odszedł. Więc zaczęłam zabawę z podchodzeniem do strefy piątej (zadu)., chodziło o to, żeby obracał się pyskiem do mnie Kiedy nie chciał się ruszyć, kopałam w niego grudkę piasku. Ta taktyka sprawiła, że zaczął trochę galopować po ujeżdżalni, więc wykorzystałam metodę "Chcesz biegać? Proszę bardzo, pomogę ci!", po czym dałam mu szansę na odangażowanie zadu. Po połowie kółka galopem skorzystał, obrócił się do mnie z bardzo zaskoczonym wyrazem twarzy. Mam wrażenie, że wszystko, co z nim robię, jest dla niego dziwne i nowe, do czego innego był przyzwyczajony.

Potem robiłam tak: kiedy koń na mnie nie patrzył, podchodziłam po łuku, patrząc na zad. Kiedy się obracał pyskiem do mnie, odchodziłam, podchodziłam z drogiej strony. I tak wiele razy. Jeszcze raz powtórzyłam manewr z grudką ziemi, a po kilku minutach koń zaczął za mną chodzić. Kontynuowałam ideę odangażowania zadu, tylko z bliska. Trochę się rozluźnił, głowa była niżej, choć nie był tak zrelaksowany jak koń na filmie z Patem Parellim (nie można mieć wszystkiego :) ).

Później założyłam mu halter i znów chodziliśmy, odangażowując zad. Potem trochę circlingu, na początku zatrzymywał się za moimi plecami, ale potem było już dobrze. W porównaniu z moimi zabawami z Fakirem ta gra wychodziła świetnie :) Przy chodach bocznych się trochę zdenerwował, zaczął biegać, robiąc półkola od ściany do ściany. Przy czym to nie jest koń, wpadający w amok, można go bardzo łatwo zatrzymać, jest delikatny nawet, gdy buzuje w nim adrenalina. Mam takie wrażenie, że zawsze, kiedy adrenalina weźmie górę, on bardzo szybko się mityguje i jest jakby zawstydzony, że sobie na coś takiego pozwolił. Wygląda, jakby oczekiwał bury z mojej strony, a kiedy ja go nie ganię, ani nie krytykuję, to jest zdziwiony i przeżuwa. Chyba zepsuję tego konia :P

Kiedy wracaliśmy do stajni, szedł z głową niżej niż zazwyczaj, więc kierunek jest chyba dobry :)

wtorek, października 20, 2009

Pierwsze kroki

Byłam dziś znów u Baroka i zaczęliśmy normalne zabawy. Zaczęłam od wyczyszczenia go i kolejnego friendly ze szczotkami i kopystką. W międzyczasie przyszedł Bartek, przyjaciel p. Karoliny, który interesuje się naturalnym jeździectwem. Porozmawialiśmy trochę, pokazał mi jak Barok reaguje na drapanie po kłębie - robił taki fajny ryjek, wyglądał słodko :)

Potem poszliśmy na halę. Po raz pierwszy używałam mojego czerwonego stringa - muszę powiedzieć, że nie czuję chyba żadnej różnicy między oryginałem a sznurkami p. Podkowy. Najwięcej czasu zajęło oczywiście friendly z carrotem, przy machaniu koń się spinał i przyspieszał, co jakiś czas również podchodził bardzo blisko, napierał na presję. Żaden koń mi do tej pory czegoś takiego nie robił, było to nowe doświadczenie. Nie wiedziałam do końca co z tym zrobić, machałam linką cofając się od konia, a koń podchodził coraz bliżej... No więc cofałam go kawałek i powtarzałam operację. Nie udało mi się osiągnąć pełnego rozluźnienia i akceptacji, ale dojdziemy do tego.

Potem bawiliśmy się w jeża. W międzyczasie wszystkie jeżdżące konie opuściły halę i Barok mocno niepokoił się tym, że jesteśmy sami. Kiedy tylko udało mi się skupić jego uwagę, ustępował od bardzo delikatnych faz, jeśli akurat zastanawiał się, czy za chwilę nie zginiemy marnie, chodził od czwartej fazy na zadzie i od 2-3 na przodzie. Najtrudniej było uzyskać ładne krzyżowanie nóg z tyłu, bo raczej dostawiał je do siebie albo krzyżował "na zewnątrz", ale udało mi się uzyskać kilka dobrych kroków. Z przodem szło łatwiej. Ogólnie byłam z niego zadowolona.

Na koniec pobawiliśmy się jeszcze w jeża do tyłu. Tego chyba nigdy nie robił, bo trochę dłużej zajęło mu załapanie o co chodzi. Przy okazji zainteresował się carrotem i zaczął go delikatnie obgryzać, co było dużym sukcesem. Po kilku ładnych cofnięciach dałam mu czas na przeżucie. Koń po chwili rozluźnił się, poparskał, a potem długo ziewał, i ziewał, i ziewał. Od razu zmienił mu się wyraz pyska - zazwyczaj ma taki trochę skrzywiony, sceptyczny. Tym razem nabrał takiej zadziorności i błysku w oku, bardzo mi się to podobało. A to, że się w końcu rozluźnił, było wspaniałą nagrodą, czułam się naprawdę dobrze. Mam nadzieję, że to dobry omen na naszą dalszą współpracę.

sobota, października 17, 2009

Barok

Byłam dziś u Baroka na pierwszej "sesji", czyli pół godzinki undemanding time. Najpierw wprowadziłam go do głównej stajni na czyszczenie (stoi w boksie angielskim). Stał spokojnie, chociaż szczotki wydawały mu się nieco przerażające, a zwłaszcza kopystka. Trzeba będzie się pobawić więcej we friendly ze wszystkimi sprzętami stajennymi. Wypróbowałam też spray do nabłyszczania grzywy, który dla niego kupiłam - friendly ze sprayami też będzie potrzebne. Ujmujące w Baroku jest jednak to, że widać, jak bardzo się stara. Na przykład boi się czegoś, ale bardzo próbuje przełamać ten strach i zrobić tak, żeby człowiek był z niego zadowolony. W ogóle straszny z niego słodziak. Marcina kupił zupełnie tym, że polizał go po twarzy :) Ma takie duże, łagodne oczy, super mięciutką sierść i gęstą grzywę. Strasznie mi się podoba.

Wzięłam go później na halę. Po drodze ćwiczyliśmy niewyprzedzanie mnie i niewchodzenie na mnie. Barokowi trudno było iść powoli, cały czas przyspieszał, ale wystarczała bardzo delikatna presja, żeby się zatrzymywał (czasem z lekkim poślizgiem na asfalcie) i cofał. Machałam lekko rękami i linką i to wystarczało. Czasem zdarzyło mu się mnie wyprzedzić, wtedy delikatnie go zawracałam. Zrozumiałam przy tym, o czym mówił wielokrotnie Pat - żeby nie krytykować konia. Widziałam, że Barok mnie wyprzedza nie ze złej woli czy braku szacunku, a dlatego, że się przestraszył i nie potrafił nad tym zapanować, dlatego nie karciłam go ani nic, tylko bardzo delikatnie wracaliśmy do właściwej pozycji. Super sprawa!

Kiedy weszliśmy na halę, okazało się, że ktoś tam trenuje, więc nasz undemanding time polegał na tym, że ja sobie usiadłam na ławeczce, Marcin sobie stał nieopodal, trzymałam w ręce linę i nic od konia nie chciałam. Barok przez bite pół godziny nie ruszył się nawet o milimetr. Trudno mi było wytrzymać to siedzenie, ale postanowiłam zaufać PNH i wytrwać. Po 15 minutach okazało się, że było warto. Koń opuścił głowę, powąchał linę i podłoże, a potem wypuścił z siebie głębokie i dłuuuuugie parsknięcie. Widać było wyraźnie, że się rozluźnił. Podczas tego stania co chwilę też przeżuwał, widać to "nudne" pół godziny wiele dla niego znaczyło. Dwa razy pod koniec mnie powąchał, trochę tak nieśmiało, ale się jednak zainteresował.

Kiedy wracaliśmy, również bawiłam się w zatrzymywanie i cofanie. Kiedy dochodziliśmy do boksu, koń szedł już znacznie spokojniej i wolniej. Okazało się, że jego kumpel z boksu obok, śliczny kasztanowaty arab, zwędził jego derkę i rzucił ją spory kawałek od miejsca, gdzie ją zostawiliśmy. Był bardzo wszystkim zainteresowany i ciągle łapał moją linę do pyska. Lubię LBE :) Mam wrażenie, że się z Barokiem zakumplowali.

Kiedy zakładałam koniowi derkę na noc, jakoś źle zapięłam jeden pasek. Barok poruszył się niespokojnie i obejrzał w moim kierunku, jakby mi mówił "To nie powinno tak leżeć..." Kiedy zapięłam pasek właściwie, od razu się uspokoił.

Bardzo się cieszę, że mam okazję pracować z tym koniem. Jest naprawdę niezwykły. Ciekawa jestem, jak nam dalej będzie szło.

Selim odsłona druga

Wczoraj wybrałam się znów do Michałowa, żeby pokazać Sylwii dwie kolejne gry. Okazało się, że dodatkowym wyzwaniem będzie podanie koniowi pasty na odrobaczanie, czego on stanowczo nie znosi. Sporą część zabaw poświęciłyśmy więc na friendly ze strzykawką i w ogóle z pyskiem. Pod koniec mogłam już masować carrotem jego język bez większego problemu. Ze strzykawką nie było aż tak wspaniale i chociaż Selim w końcu zjadł pastę, to nie było to idealnie spokojne i pełne akceptacji. Sylwia zamierza w przyszłości pobawić się z nim zwykłą strzykawką, wypełnioną bananowym Kubusiem - w końcu koń pielęgniarki nie może bać się strzykawek :)

Później pokazywałam Sylwii Driving Game. Selim ładnie ustępował od nacisku, nawet w tył szło nienajgorzej. Potem ćwiczyliśmy schemat "Powąchaj to" i z tym nie było już tak łatwo. To znaczy samo sterowanie koniem szło bardzo dobrze, ale wytłumaczenie mu, że ma położyć na czymś nos nie dawało zadowalających rezultatów. Zastanawiam się czy to może być kwestia tego, że to 15-letni koń, być może wcześniej słabo zachęcany (albo wręcz zniechęcany) do eksploracji świata. Udało się sprawić, że powąchał ławeczkę i stojak. Sylwia ma z nim to dalej ćwiczyć, włączając do zabawy również marchewkę.

Potem pokazałam jak wygląda jojo, przyciąganie działało trochę lepiej niż odsyłanie, ale ogólnie nie było źle. Sylwi ogólnie całkiem dobrze idzie, widać, że koń ją bardziej szanuje. Musi jeszcze dojść do większej wprawy w używaniu sprzętu (to zawsze trudne na początek), ale cieszę się, że się wciągnęła w PNH i chce się uczyć :)

piątek, października 16, 2009

Andaluz :)

Konia nadal nie kupiłam, ale za to zaczęłam dzierżawę. Od dziś będę się bawić z Barokiem, 6-letnim siwym wałachem andaluzyjskim. Stoi w stajni w Łazienkach, jest piękny i bardzo delikatny. Oceniam go póki co jaki prawopółkulowego ekstrawertyka, podąża chętnie za człowiekiem, mocno idzie do przodu i raczej przyspiesza niż się zatrzymuje. Jest zajeżdżony, ale wymaga jeszcze sporo pracy. Jeździłam na nim około pół godziny i bawiłam się trochę z ziemi. Jest niezwykle wygodny do jazdy, bardzo wyczulony na pomoce. Łatwo traci pewność siebie i nie panuje nad swoimi emocjami, ale nie jest to wariat, po prostu wrażliwy, prawopółkulowy koń. Ustępuje od nacisku, był trochę pracowany z ziemi metodami naturalnymi, także nie będziemy zaczynać zupełnie od zera. Jestem strasznie szczęśliwa :)

A tu trochę bardzo fajnych zdjęć Baroka (nie mojego autorstwa): http://gajewska.smugmug.com/Horses/Spanish-horses/9447273_jJPEC#P-2-15