Dziś pojechaliśmy kolejny raz do Ejena. Im bliżej byliśmy stajni, tym mocniej padał deszcz ze śniegiem... Nasz entuzjazm malał z minuty na minutę, ale postanowiłam nie dawać za wygraną. Na ujeżdżalni rozmarzający śnieg + woda, ale to chyba i tak lepsze niż błoto po kolana... Przynajmniej tak sobie mówię, kiedy moje rzeczy po jeździe (kurtka, spodnie, lina, rękawiczki) kończą właśnie wirowanie w pralce :P
Olga prosiła, żeby wkręcić Ejenowi hacele, co było chyba słuszne, biorąc pod uwagę warunki. Nigdy w życiu tego nie robiłam (choć czytałam co nieco na necie), ale poradziłam sobie na szczęście bez większych problemów. Spotkałam przy okazji w stajni Heńka, który zajmuje się teraz podkuwaniem koni, a dawno dawno temu uczył mnie jeździć w Szarży. Poznał mnie i fajnie się gadało o starych, dobrych czasach :) Przy okazji poprzyglądałam się kopytom sawankowych koni i doszłam do wniosku, że wyglądają znacznie lepiej niż te, które widziałam w Iskierce. Nie wiem, czy to kwestia kowala, diety, podłoża czy czego, ale faktem jest, że są bardziej zadbane.
Przy czyszczeniu Ejen stał spokojnie, dał sobie wszystko zrobić bez problemu. Przy okazji zalałam wodą połowę stajni - trochę minęło zanim odkryłam, że taki śmieszny kranik przy jego boksie ma tylko jedną pozycję, w której nie leci woda, a jak wajha jest ciut za bardzo w prawo albo w lewo to leci taki potężny strumień...
Potem zabrałam konia na jeszcze bardziej mokry padok. Szedł grzecznie z tyłu, nie próbował mnie wyprzedzać ani szaleć, widzę, że się szybko uczy. Na bocznym, małym padoku zaczęłam bawić się we Friendly Game. Najpierw machałam carrotem z savvy stringiem, ale po dwóch machnięciach sznurek stał się ciężki od wody i rozmiękłego śmiegu. Jak pomyślałam, że mam ten sznurek zarzucić przyjacielsko na konia, to zrezygnowałam z tego pomysłu i odczepiłam string. Do reszty zabaw użyłam samego carrota.
Ejen był bardzo rozproszony, nie mogłam zupełnie zdobyć jego uwagi. Non stop się rozglądał, uszy chodziły na szystkie kierunki. Do plusów należy zaliczyć to, że stał dość spokojnie, nie panikował. Po jakims kwadransie wymachiwania na różne strony carrot stickiem osiągnęłam wielki sukces - koń bardzo ostrożnie i delikatnie wziął patyk do pyska! Innymi słowy udało mi się uzyskać jego zainteresowanie tym dziwnym czerwonym pręcikiem ;) Potem z własnej inicjatywy wziął do pyska linę i z głębokim namysłem ją przeżuwał. Myślę, że kluczem do sukcesu było bardzo energiczne głaskanie go carrotem, takie aż do przesady. Fakir byłby już wkurzony, a Ejen dopiero wtedy mnie w ogóle zauważył. How interesting...
Potem już nieco śmielej zaczął eksplorować carrota, podgryzać i oglądać ze wszystkich stron. Marcin pobawił się z nim chwilę, ale poziom błotnistości podłoża szybko go zniechęcił. Muszę przyznac, że też nie byłam zachwycona, musząc brać do ręki nasiąkniętą potwornie zimną wodą linę. Spróbowałam zabawy w jeża, szły bardzo dobrze, Ejen jest bardzo wrażliwy na bodźce. Dość szybko zrozumiał o co chodzi. Gdybym jeszcze miała jego uwagę na dłużej niż 3 sekundy na raz... Znacznie rzadziej niż Fakirowi zdarza mu się przeżuwać po różnych ćwiczeniach, po prostu trudniej mu się myśli, kiedy cały czas jest skupiony na "niebezpieczeństwach" wokół.
Potem zabrałam go z powrotem do stajni. Jak wyprowadzałam go z małego padoku, to się strasznie podekscytował, ale chwila energicznego cofania pomogła. Myślę, że ten koń ma bardzo mocno zakorzenione schematy i wie, że teraz koniec "jazdy", wracamy do stajni. Trzeba go nauczyć, że nie powinien zakładać, co się zaraz stanie. W związku z tym naszam droga do stajni była dłuuuga i okrężna, z licznym cofaniem i przystankami. Pod koniec opuścił wreszcie łeb i zaczął zjadać śnieg, a potem oglądać samochód - ciekawość to znak, że się chyba odrobinkę rozluźnił :)
Szkoda, że w Sawance nie ma hali, to mocno utrudnia zabawy z koniem. Ale atmosfera tam jest tak fajna, że i tak byłam szalenie zadowolona.
Olga prosiła, żeby wkręcić Ejenowi hacele, co było chyba słuszne, biorąc pod uwagę warunki. Nigdy w życiu tego nie robiłam (choć czytałam co nieco na necie), ale poradziłam sobie na szczęście bez większych problemów. Spotkałam przy okazji w stajni Heńka, który zajmuje się teraz podkuwaniem koni, a dawno dawno temu uczył mnie jeździć w Szarży. Poznał mnie i fajnie się gadało o starych, dobrych czasach :) Przy okazji poprzyglądałam się kopytom sawankowych koni i doszłam do wniosku, że wyglądają znacznie lepiej niż te, które widziałam w Iskierce. Nie wiem, czy to kwestia kowala, diety, podłoża czy czego, ale faktem jest, że są bardziej zadbane.
Przy czyszczeniu Ejen stał spokojnie, dał sobie wszystko zrobić bez problemu. Przy okazji zalałam wodą połowę stajni - trochę minęło zanim odkryłam, że taki śmieszny kranik przy jego boksie ma tylko jedną pozycję, w której nie leci woda, a jak wajha jest ciut za bardzo w prawo albo w lewo to leci taki potężny strumień...
Potem zabrałam konia na jeszcze bardziej mokry padok. Szedł grzecznie z tyłu, nie próbował mnie wyprzedzać ani szaleć, widzę, że się szybko uczy. Na bocznym, małym padoku zaczęłam bawić się we Friendly Game. Najpierw machałam carrotem z savvy stringiem, ale po dwóch machnięciach sznurek stał się ciężki od wody i rozmiękłego śmiegu. Jak pomyślałam, że mam ten sznurek zarzucić przyjacielsko na konia, to zrezygnowałam z tego pomysłu i odczepiłam string. Do reszty zabaw użyłam samego carrota.
Ejen był bardzo rozproszony, nie mogłam zupełnie zdobyć jego uwagi. Non stop się rozglądał, uszy chodziły na szystkie kierunki. Do plusów należy zaliczyć to, że stał dość spokojnie, nie panikował. Po jakims kwadransie wymachiwania na różne strony carrot stickiem osiągnęłam wielki sukces - koń bardzo ostrożnie i delikatnie wziął patyk do pyska! Innymi słowy udało mi się uzyskać jego zainteresowanie tym dziwnym czerwonym pręcikiem ;) Potem z własnej inicjatywy wziął do pyska linę i z głębokim namysłem ją przeżuwał. Myślę, że kluczem do sukcesu było bardzo energiczne głaskanie go carrotem, takie aż do przesady. Fakir byłby już wkurzony, a Ejen dopiero wtedy mnie w ogóle zauważył. How interesting...
Potem już nieco śmielej zaczął eksplorować carrota, podgryzać i oglądać ze wszystkich stron. Marcin pobawił się z nim chwilę, ale poziom błotnistości podłoża szybko go zniechęcił. Muszę przyznac, że też nie byłam zachwycona, musząc brać do ręki nasiąkniętą potwornie zimną wodą linę. Spróbowałam zabawy w jeża, szły bardzo dobrze, Ejen jest bardzo wrażliwy na bodźce. Dość szybko zrozumiał o co chodzi. Gdybym jeszcze miała jego uwagę na dłużej niż 3 sekundy na raz... Znacznie rzadziej niż Fakirowi zdarza mu się przeżuwać po różnych ćwiczeniach, po prostu trudniej mu się myśli, kiedy cały czas jest skupiony na "niebezpieczeństwach" wokół.
Potem zabrałam go z powrotem do stajni. Jak wyprowadzałam go z małego padoku, to się strasznie podekscytował, ale chwila energicznego cofania pomogła. Myślę, że ten koń ma bardzo mocno zakorzenione schematy i wie, że teraz koniec "jazdy", wracamy do stajni. Trzeba go nauczyć, że nie powinien zakładać, co się zaraz stanie. W związku z tym naszam droga do stajni była dłuuuga i okrężna, z licznym cofaniem i przystankami. Pod koniec opuścił wreszcie łeb i zaczął zjadać śnieg, a potem oglądać samochód - ciekawość to znak, że się chyba odrobinkę rozluźnił :)
Szkoda, że w Sawance nie ma hali, to mocno utrudnia zabawy z koniem. Ale atmosfera tam jest tak fajna, że i tak byłam szalenie zadowolona.
2 komentarze:
Ja tak moze troche nie na temat posta, ale o kupnie konia bo widzialam na jakims forum ze sie do tego szykujesz ;) Po pierwsze emocje - pojechalam zobaczyc konia i zanim jeszcze na niego wsiadlam to juz go CHCIALAM ;) To bylo jedyne ogloszenie z KT jakie zaznaczylam, byl siwy (jak zawsze chcialam), byl angloarabem (jak zawsze chcialam), mial 4,5 roku i byl swiezo ujezdzony (taki jak chcialam) - przeznaczenie ;) Kiedy na niego wsiadlam rwal do przodu (taki mial byc), nerwowo machal glowa ale tego juz nie widzialam, caplowal ale tego tez nie widzialam, mial jedno bardzo zabliznione oko (od lewego ucha do tylu nie widzi) ale to nic (!) Wyslalam do niego jeszcze doswiadczonego koniarza (50 lat na koniu) ale on jechal tylko potwierdzic to, ze to calkiem niezly kon, bo ja juz bylam pewna. Znajomy potwierdzil z tylko jedna uwaga - krzywe kopytka do rozczyszczenia. Moj biedny maz, nagabywany przeze mnie zrobil trzeci 300km kurs w ciagu paru dni i przywiozl moje szczescie z ADHD! Na miejscu okazalo sie - kon jest szalony, TCHORZLIWY, nadpobudliwy, do oka byl konski okulista (!) wezwany - 200zl, kon dominuje, kon rozwala ogrodzenia, kon jest walachem ale wszystkie klacze sie do niego grzeja, a on tlucze sie z ogierami... Teraz wlasnie robimy testy na testosteron, byc moze bedziemy musieli "poprawic kastracje" (ok. 1500zl). Podobno koszt konia to tylko stajnia + kowal + czasem weterynarz... Jak na razie moje wydatki sa 2 razy wieksze niz przewidywalam, a wiec musze Ci powiedziec... ze i tak bylo WARTO ;)
Aha, Arbor juz jest troszke lepszy (pracujemy metodami SNH i PNH), ale jeszcze duuuuzooo przed nami ;)
Pozdrawiam,
Martyna orangebay@o2.pl
P.S. I zycze dobrego wyboru ;)
To musiało być przeznaczenie :) Mam nadzieję, że też udami się znaleźć konia, który będzie TYM JEDYNYM.
Prześlij komentarz