We wtorek po dłuższej przerwie (ferie) pojechaliśmy do Fakira zaopatrzeni w nową linę 7 m od pana Podkowy. Jest śliczna i wygodna, znacznie przyjemniej jej się używa niż tej z WWR Shop. Trzeba będzie w przyszłości zamówić od p. Podkowy również linę 3,7 m i kantarek. Miałam też ze sobą dodatkowe shimmsy i przedłużkę do popręgu, żeby móc wreszcie dopiąć siodło na Fakirze w nowej pozycji (czyli takiej, gdzie ma wolną łopatkę).
Zabrałam misia na ujeżdżalnię, po drodze udało mu się znaleźć trochę zeschłej trawy. Niestety, przy ujemnych temperaturach i przenikliwym wietrze nie mam cierpliwości, żeby długo pozwolić na takie szwędanie się przed właściwymi ćwiczeniami, jak było ciepło to poświęcałam na to więcej czasu.
Oczywiście okazało się, że Fakir wszystko zapomniał przez te 2 tygodnie i musieliśmy sobie przypomnieć to i owo. Jeż na zadzie nie działał i żadne pukanie carrotem nie odblokowywało nóg, szacunek jakoś tak kiepsko, jeż z przodu działał jak piłka. No ale cóż, nie zrażałam się i przypominałam wszystko po kolei.
Po pewnym czasie było jakby lepiej, więc postanowiłam wziąć się za Circling. Mianowicie podczas ferii obejrzałam jeszcze raz wszystkie dostępne materiały na temat okrążania i olśniło mnie co robię źle. Otóż, jak twierdziła chyba Beata na forum, źle robiłam odesłanie, to znaczy za mało stanowczo. Postanowiłam więc wprowadzić tę myśl w praktykę. Cofnęłam go na odpowiednią odległość i pokazałam ręką kierunek. Fakir oczywiście poooowooooli wystartował, więc wtedy od razy machnęłam carrotem przed sobą. Koń tam nadal był, więc string trafił go w szyję. To go ruszyło, zrobił pół kółka i zatrzymał się za mną. Zrobiłam "kaczuszkę", czyli machałam rękami, broniąc swojej bańki, koń się odsunął. Pogłaskałam i wycofałam znowu. Tym razem kiedy go wysłałam, przyglądał się co robię carrotem i uciekł, zanim string go trafił. Po jednym kółku się zatrzymał. Ponowiłam operację, tym razem string trafił go w zad, koń ruszył galopem, potem przeszedł do kłusa, zatrzymał się przede mną. Za czwartym razem uciekł spod stringa, zrobił z własnej woli dwa pełne kółka w stępie, po czym go przywołałam, pochwaliłam i zakończyłam grę na dziś. Pierwszy raz zrobił dwa pełne kółka! Juhu! Mam wrażenie, że to dla niego zrobiła się ciekawsza gra, kiedy musi uciekać przed stringiem, coś się dzieje. A poza tym na dłuższej linie ma więcej swobody. Mam nadzieję, że następnym razem pójdzie jeszcze lepiej :)
Potem przeszłam do siodłania (z pomocą Marcina). Założyliśmy mu siodło, włożyliśmy podkładki, które tym razem idealnie je wypoziomowały. Przeszliśmy do zapinania popręgu, Fakir oczywiście nadął się potężnie, ale wtedy ja wyjęłam przedłużkę, przypięłam ją i bez problemu zapięłam popręg. Koń był wyraźnie zaskoczony - jego zwykła strategia nie zadziałała! Obejrzał się do tyłu i zaczął przyglądać się poręgowi. "Co jest?! Przecież się nadąłem! Jak oni zdołali zapiąć popręg? Ej, to nie fair..." Udało nam się osiągnąć sukces i zaskoczyć Lewopółkulowego Introwertyka :)
Jazda była całkiem sympatyczna, na tak dopasowanym siodle jeździ się bardzo wygodnie. Niestety Fakir współpracuje tak długo, jak długo nie proszę go o kłus. Po paru zakłusowaniach dochodzi do wniosku, że ma dośc tej zabawy i zaczyna się walka o chodzenie przy ścianie, o odchodzenie od wyjścia z hali itp. Nagle nie umie ustać w niemjscu i muszę go zatrzymywać przez zgięcie boczne, z którym strasznie walczy. Kiedy się uspokaja i mu odpuszczam przy zgięciu, od razu wyciąga maksymalnie szyję, jakby się czuł klaustrofobicznie z jedną krótką wodzą. Ale myślę, że z czasem sobie z tym poradzimy.
Zabrałam misia na ujeżdżalnię, po drodze udało mu się znaleźć trochę zeschłej trawy. Niestety, przy ujemnych temperaturach i przenikliwym wietrze nie mam cierpliwości, żeby długo pozwolić na takie szwędanie się przed właściwymi ćwiczeniami, jak było ciepło to poświęcałam na to więcej czasu.
Oczywiście okazało się, że Fakir wszystko zapomniał przez te 2 tygodnie i musieliśmy sobie przypomnieć to i owo. Jeż na zadzie nie działał i żadne pukanie carrotem nie odblokowywało nóg, szacunek jakoś tak kiepsko, jeż z przodu działał jak piłka. No ale cóż, nie zrażałam się i przypominałam wszystko po kolei.
Po pewnym czasie było jakby lepiej, więc postanowiłam wziąć się za Circling. Mianowicie podczas ferii obejrzałam jeszcze raz wszystkie dostępne materiały na temat okrążania i olśniło mnie co robię źle. Otóż, jak twierdziła chyba Beata na forum, źle robiłam odesłanie, to znaczy za mało stanowczo. Postanowiłam więc wprowadzić tę myśl w praktykę. Cofnęłam go na odpowiednią odległość i pokazałam ręką kierunek. Fakir oczywiście poooowooooli wystartował, więc wtedy od razy machnęłam carrotem przed sobą. Koń tam nadal był, więc string trafił go w szyję. To go ruszyło, zrobił pół kółka i zatrzymał się za mną. Zrobiłam "kaczuszkę", czyli machałam rękami, broniąc swojej bańki, koń się odsunął. Pogłaskałam i wycofałam znowu. Tym razem kiedy go wysłałam, przyglądał się co robię carrotem i uciekł, zanim string go trafił. Po jednym kółku się zatrzymał. Ponowiłam operację, tym razem string trafił go w zad, koń ruszył galopem, potem przeszedł do kłusa, zatrzymał się przede mną. Za czwartym razem uciekł spod stringa, zrobił z własnej woli dwa pełne kółka w stępie, po czym go przywołałam, pochwaliłam i zakończyłam grę na dziś. Pierwszy raz zrobił dwa pełne kółka! Juhu! Mam wrażenie, że to dla niego zrobiła się ciekawsza gra, kiedy musi uciekać przed stringiem, coś się dzieje. A poza tym na dłuższej linie ma więcej swobody. Mam nadzieję, że następnym razem pójdzie jeszcze lepiej :)
Potem przeszłam do siodłania (z pomocą Marcina). Założyliśmy mu siodło, włożyliśmy podkładki, które tym razem idealnie je wypoziomowały. Przeszliśmy do zapinania popręgu, Fakir oczywiście nadął się potężnie, ale wtedy ja wyjęłam przedłużkę, przypięłam ją i bez problemu zapięłam popręg. Koń był wyraźnie zaskoczony - jego zwykła strategia nie zadziałała! Obejrzał się do tyłu i zaczął przyglądać się poręgowi. "Co jest?! Przecież się nadąłem! Jak oni zdołali zapiąć popręg? Ej, to nie fair..." Udało nam się osiągnąć sukces i zaskoczyć Lewopółkulowego Introwertyka :)
Jazda była całkiem sympatyczna, na tak dopasowanym siodle jeździ się bardzo wygodnie. Niestety Fakir współpracuje tak długo, jak długo nie proszę go o kłus. Po paru zakłusowaniach dochodzi do wniosku, że ma dośc tej zabawy i zaczyna się walka o chodzenie przy ścianie, o odchodzenie od wyjścia z hali itp. Nagle nie umie ustać w niemjscu i muszę go zatrzymywać przez zgięcie boczne, z którym strasznie walczy. Kiedy się uspokaja i mu odpuszczam przy zgięciu, od razu wyciąga maksymalnie szyję, jakby się czuł klaustrofobicznie z jedną krótką wodzą. Ale myślę, że z czasem sobie z tym poradzimy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz