Ostatnio nie miałam za bardzo czasu, żeby pisać na bloga, co nie znaczy oczywiście, że zaprzestałam jazd do Fakira. Doszliśmy do etapu jazdy i muszę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolona z tego nowego stylu dosiadu oraz kierowania koniem. Dosiad po parellowemu jest bardzo wygodny, pozwala pewniej siedzieć w siodle i łatwiej utrzymywać równowagę. Nareszcie przestałam mieć problem przy przejściach (do wyższego i niższego chodu), nie odczuwam takiego szarpnięcia i przechyłu do przodu czy do tyłu, siedzę w siodle głęboko i pewnie. W dodatku nie muszę się skupiać na trzymaniu nóg w odpowiedniej pozycji, bo po parellowemu trzyma się nogi luźno, palce lekko od konia, nie trzeba mieć kolan przyłożonych do siodła, pełen luz.
To, co jest nieco trudniejsze w tym stylu jazdy, to kierowanie koniem. Póki co nie mam hackamore, więc jeżdżę na kantarku z liną i kiedy koń skręca nie tam gdzie trzeba, muszę szybko przerzucać mu linę nad głową. Fakir na szczęście w ogóle nie boi się liny, ale czasem jest to uciążliwe, zwłaszcza, że przy tej pogodzie muszę jeździć na hali z kilkoma innymi końmi do towarzystwa. Myślę jednak, że robimy postępy i z czasem kierowanie stanie się znacznie prostsze. Z powodu warunków mam niestety mało okazji do jazdy na pasażera, gdzie koń sam decyduje o kierunku, ponieważ od razu włazi na jakichś ludzi albo inne konie na ujeżdżalni, dlatego przeszłam do ćwiczenia direct i indirect rein. Co prawda Fakir nie do końca rozumie, kiedy chcę go zatrzymać przez zgięcie, a kiedy skręcić indirect rein, ale pewnie to ja coś robię źle, muszę jeszcze raz obejrzeć jak to robi Linda na płytce L1.
Poza tym kupiliśmy dla Fakira piłkę (taką do skakania dla dzieci) i hula-hop. Na razie Marcin bawił się z nim piłką i największy problem to znowu były inne konie, które zupełnie świrowały na widok przerażającej, koniożernej piłki. Fakir podobno też czuje się przy niej niezbyt pewnie, ale pracujemy nad tym. Hula-hop pójdzie na drugi rzut.
To, co jest nieco trudniejsze w tym stylu jazdy, to kierowanie koniem. Póki co nie mam hackamore, więc jeżdżę na kantarku z liną i kiedy koń skręca nie tam gdzie trzeba, muszę szybko przerzucać mu linę nad głową. Fakir na szczęście w ogóle nie boi się liny, ale czasem jest to uciążliwe, zwłaszcza, że przy tej pogodzie muszę jeździć na hali z kilkoma innymi końmi do towarzystwa. Myślę jednak, że robimy postępy i z czasem kierowanie stanie się znacznie prostsze. Z powodu warunków mam niestety mało okazji do jazdy na pasażera, gdzie koń sam decyduje o kierunku, ponieważ od razu włazi na jakichś ludzi albo inne konie na ujeżdżalni, dlatego przeszłam do ćwiczenia direct i indirect rein. Co prawda Fakir nie do końca rozumie, kiedy chcę go zatrzymać przez zgięcie, a kiedy skręcić indirect rein, ale pewnie to ja coś robię źle, muszę jeszcze raz obejrzeć jak to robi Linda na płytce L1.
Poza tym kupiliśmy dla Fakira piłkę (taką do skakania dla dzieci) i hula-hop. Na razie Marcin bawił się z nim piłką i największy problem to znowu były inne konie, które zupełnie świrowały na widok przerażającej, koniożernej piłki. Fakir podobno też czuje się przy niej niezbyt pewnie, ale pracujemy nad tym. Hula-hop pójdzie na drugi rzut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz