W środę byłam znów u Fakira i kontynuowałam jeżdżenie na nim. Na początku wzięłam go na ujeżdżalnię, bo była nienajgorsza pogoda. Niestety, podłoże przypominało bagnisko, a w dodatku Fakir miał zamiar jak najszybciej się stamtąd ewakuować, więc w końcu dałam za wygraną i poszliśmy na halę. Tu niestety nie szło nam wiele lepiej. Koń słabo reagował na moje pomoce (direct i indirect rein) i ogólnie robił co chciał.(co było problematyczne, ponieważ na hali było poza mną 5 koni) Ponieważ nie udawało mi się zbyt dobrze jeździć wzdłuż ściany i Fakir ciągle zmieniał kierunki, zsiadłam z niego i podwiązałam linę w formie wodzy oraz wzięłam ze sobą carrot sticka. Nie pomogło to szczególnie, a dodatkowo sprawiło, że plątały mi się ręce, carrot, lina i wszystko... Byłam coraz bardziej sfrustrowana i nasza jazda coraz bardziej przypominała szarpaninę, więc w końcu stwierdziłam, że chyba po prostu zsiądę i pobawię się z nim z ziemi i tak właśnie zrobiłam. Potrenowałam z nim driving z trzeciej strefy przy pomocy carrota - może to coś poprawi i następnym razem będzie lepiej. Jak zwykle ładnie szło również chodzenie bokiem.
Dopiero kiedy trochę ochłonęłam po tych niepowodzeniach, doszłam do wniosku, że tak naprawdę kilka rzeczy nam wcale nieźle wyszło. Chyba udało mi się nauczyć Fakira o co chodzi w indirect rein, ustępował zadem nawet kiedy stał (a może zwłaszcza, bo on sygnał do zgięcia głowy traktuje jak zatrzymanie). W dodatku odało mi się zrobić sideways w siodle, może nie idealnie kanonicznie trzymałam wodze, ale Fakir szedł bokiem i to było najważniejsze. Zrobiło to spore wrażenie na innych osobach na ujeżdżalni, które od razu zaczęły szpanować umiejętnościami swoich koni ;P Tak naprawdę najsłabiej wychodziła mi direct line, muszę nad tym jeszcze popracować, najlepiej z pomocą carrot sticka. Nie wychodziło nam zupełnie cofanie poprzez potrącanie liną, ale cofanie w 9 krokach działało całkiem nieźle. Ech, czasem są takie gorsze dni, kiedy nic nie wychodzi, ale nie można się łamać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz