poniedziałek, lipca 04, 2011

Wakacje z Dżamalem, cz. 1

Przez ostatni tydzień mieszkałam sobie na Anka Rancho i codziennie bawiłam się z Dżamalem oraz jeździłam na jednym z koni Anki, żeby poćwiczyć dosiad i nauczyć się parellowego "sterowania". Przy okazji oglądałam codziennie filmy i jak zwykle za każdym razem odkrywałam coś nowego (mimo, że wszystkie już wcześniej widziałam). 

Pierwszego dnia wzięłam na warsztat skakanie przez beczki, ale nie odnotowałam tu wielkich sukcesów. Postępowałam podobnie, jak z plandeką, udało mi się uzyskać tyle, że było widać, że Dżamal się stara, ale nie czuje się wystarczająco pewnie, żeby skoczyć. Najlepsze jest to, że zrobiłam mu przerwę między beczkami i mógł przez nią spokojnie przejść, to tego nie zrobił, tylko dalej próbował jakoś wykombinować, jak to przeskoczyć. Kiedy w końcu pokazałam mu, żeby sobie przeszedł przez przerwę, miał minę pod tytułem "Ale to by było oszukiwanie, przecież wiem, że trzeba to przeskoczyć" i nawet jak już przeszedł to tak chyłkiem :) Zresztą przez drzewo skacze bez problemów, najwyraźniej beczki budzą w nim niepewność. No cóż, będę cierpliwie nad tym pracować, a raczej nad pewnością siebie Dżamala.

Następnego dnia wzięłam Dżamala na długi, półtoragodzinny spacer. Było bardzo przyjemnie, szedł pewnie i był zainteresowany otoczeniem. Kiedy szliśmy wzdłuż łąki, często robiliśmy postoje na pasienie się. Koń bardzo się ożywił, kiedy weszliśmy do lasu, szedł energicznie i widać było, że cieszy go wycieczka. Spłoszył się tylko raz, jak wypadł na nas pies - na szczęście był za siatką, ale taki atak znienacka przestraszył Dżamala, Szybko się jednak uspokoił i popaśliśmy się chwilę w okolicy, żeby to miejsce mu się dobrze skojarzyło.

Później pomagałam Ance prowadzić zajęcia z dziewczynkami, które przyjechały do niej na obóz i uczyły się PNH. Prowadzałam też małą Anię na Romku - kucu, który nie ma do ludzi za grosz szacunku. Udało mi się skłonić go do kłusa :) Sama też wsiadłam na konia, 8-letnią kasztankę imieniem Genewa. Jako, że dosyć rzadko chodzi ona pod siodłem, a ja nie mam wprawy w jeździe z jedną liną, szło nam opornie. Ale zaczynam powoli się uczyć i to jest najważniejsze.

Wieczorem poszłam na pastwisko do koni i chwilę później stajenni zaczęli je zwoływać na kolację. Stado przybiegło galopem i Dżamal wraz z nimi, ale kiedy mnie zobaczył, podbiegł, zatrzymał się, przywitał i pobiegł dalej. To było bardzo miłe - chociaż ze mną nie został, to jednak podbiegł, żeby zobaczyć co u mnie. Potem, kiedy konie czekały na otwarcie bramy, podszedł do mnie ponownie, tym razem na dłużej.

Następnego dnia rano jeździłam na Imbirze. Z nim szło mi nieco lepiej, chociaż cały czas próbował podchodzić do Anki i innych koni. Ćwiczyłam wodzę pośrednią i bezpośrednią oraz cofanie poprzez potrząsanie liną.

Po południu bawiłam się z Dżamalem i założyłam mu owijki, które kupiłam razem z padem - wyglądał bardzo ładnie, chociaż muszę jeszcze sporo poćwiczyć, zanim będę umiała je zawijać choćby znośnie... Wprowadzanie na plandekę zajęło tylko kilka minut, a od początku bardziej pewnie do niej podchodził. Najwyraźniej moja strategia przyniosła rezultaty :) Bawiliśmy się dość energicznie, koń miał dużo energii i ochotę na bieganie. Jako, że ósemki idą nam całkiem nieźle, zaczęliśmy ćwiczyć je w galopie. Potem biegaliśmy sobie trochę po padoku, Dżamal strzelał baranki i było widać, że dobrze się bawi. W pewnym momencie mocniej pociągnął, ja się nie zorientowałam i przeciągną mi liną po ręce, tak, że zabolało. Cicho krzyknęłam, a on wtedy od razu przestał biegać, podszedł do mnie z zatroskanym wyrazem pyska, jakby mówił "Przepraszam, nie chcałem tak mocno" i obejrzał moją rękę. Czułam, że jesteśmy naprawdę bawiącymi się kumplami - wiadomo, czasem zdarzają się wypadki, kiedy nie chcący zrobisz coś za mocno. To było naprawdę fajne :)

Później poszliśmy do naszego nowego roundpenu, gdzie zaczęliśmy nasze pierwsze Liberty (poza tym na pastwisku). Trochę jeża, driving, nawet jojo nam wyszło. Przy okrążaniu koń stracił trochę pewność siebie, więc się z tego wycofałam - to temat na później, jak udoskonalimy tę grę na linie.

Na koniec zabrałam go na długie pasienie.

c.d.n.


2 komentarze:

Malgosia i Mentos pisze...

IMHO beczki są dość trudne z punktu widzenia konia, inne przeszkody o tej samej wielkości/szerokości skakane są z większą pewnością siebie. To co mogę polecić oprócz mniejszych beczek ;) lub stopniowo zmniejszanej przerwy między beczkami (jeśli będziesz odsyłać z energią - kłus/galop to zamiast przeciśnięcia się między dostaniesz skok nad przerwą) to opanowanie skakania przez trochę wyższe przeszkody - następnym etapem jest wstawienie pod drąg beczki, potem usuwasz drag, następnie stojaki i zostają same beczki.

Unknown pisze...

Dzięki za wskazówki, na pewno skorzystam :)