W trakcie świąt Wielkanocnych do Dżamala zawitali też moi rodzice oraz siostra, a więc koń stał się już oficjalnie członkiem rodziny. Byłam z niego bardzo dumna, ponieważ stał bardzo spokojnie nawet wtedy, gdy jednocześnie czyściły go trzy osoby - tata z jednej strony włosianą szczotką, siostra z drugiej gumowym zgrzebłem, a mama czesała mu grzywę. Dostał cały worek marchewek (co prawda Marcin kilka mu zabrał, ale Dżamal o tak wyglądał na zadowolonego). Potem trochę się z nim bawiłam w "touch it", zaczyna coraz lepiej rozumieć, że mi o coś chodzi i prowadzam go po podwórku w jakimś celu. Przez dłuższy czas obwąchiwał duży kosz na śmieci, odkrył jego pokrywkę i próbował ją podnieść. Kiedy ona stukotała, odskakiwał, ale za chwilę znów ją badał. Zachowywał się zupełnie jak mój kot. Z jednej strony był ciekawy, ale z drugiej strony wyraźnie się bał tego kosza. Zastanawiam się czego to kwestia - choć udaje mi się z nim nawiązać pewien dialog, nie potrafię ciągle rozbudzić jego chęci zabawy, nie wiem, czy to kwestia braku pewności siebie, zaufania do mnie, czy też jestem zbyt mało prowokująca...
A tu trochę zdjęć autorstwa mojego taty i siostry (po kliknięciu pojawi się większa wersja):
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz