Ostatnie zabawy z Dżamalem wyglądały inaczej niż do tej pory i mam nadzieję, że oznacza to mały przełom w naszej relacji. Na początek nie podszedł do mnie na pastwisku. Czekałam na to już od jakiegoś czasu - Dżamal z natury jest ciekawski i towarzyski, dlatego podchodzi do każdego człowieka, który zjawi się w okolicy. Wiedziałam więc, że nie wynika to z naszej relacji, a tylko z jego usposobienia. Zastanawiałam się, kiedy koń uzna, że w zasadzie to po co on ma do mnie przyłazić i dawać sobie znów czyścić nogi z grudy czy coś w tym guście. Ale zamiast "Oh no" uznałam, że to świetny moment, żeby popracować nad naszą relacją i wprowadzić ją na nowy poziom. Pobawiliśmy się w "catching game", za pierwszym razem koń podszełd do mnie z położonymi uszami i "miną teściowej". Po raz pierwszy naprawdę ujawniła się jego lewopółkulowość i spróbował na mnie gier dominacyjnych. To też mnie ucieszyło - do tej pory raczej potulnie robił to, co chciałam, ale bez szczególnego zaangażowania, na zasadzie "dobrze, zrobię to, ale właściwie to o co ci chodzi?". Oznaki chęci zdominowania pokazują, że zaczął traktować mnie na poważnie oraz, że jest bardziej pewny siebie (nad czym ostatnio pracowałam). W każdym razie trochę go przegoniłam, z taką miną nie będzie do mnie podchodził. Za drugim razem uszka były już do przodu, założyłam mu halter i zabrałam na plac zabaw.
Trzeba przyznać, że warunki były wyjątkowo niesprzyjające - wiał porywisty wiatr, co chwila padał lodowaty deszcz, a nawet śnieg. Co jakiś czas wychodziło słońce, a potem znów padało. Ale postanowiłam się nie zrażać, ubrana w ciepłą kurtkę i rękawiczki. Dżami nie był zachwycony pogodą, ale chyba rozgrywka między nami rozgrzała go podobnie jak mnie :) Przez pierwsze 10 minut ustalaliśmy przywództwo. Dżami miał cały czas "minę teściowej", łypał na mnie i próbował mnie odpychać nosem, w sensie zrobić mi driving przy użyciu przodu ciała, nie było to włażenie ze strachu, a świadoma próba przestawienia mnie. Ja oczywiście próbowałam zrobić to samo, skupiłam się na jego pierwszej strefie (nos i to co przed nosem), bo pamiętam, że Linda mówiła, że działanie w tej strefie podnosi szacunek u konia. Przez dłuższy czas Dżamal nie chciał ustępować przodem, kilka razy zrobiłam mu "bump" liną, czyli szarpnęłam ją w dół, żeby zadziałać na jego nos, kiedy się zbyt mocno do mnie zbliżał. Kiedy się cofał, odpuszczałam. Potem znów przestawiałam przód. W końcu się udało i zaczął odchodzić w bok od carrota, parę razy przeżuł i przestał robić miny (a przynajmniej je ograniczył).
Od tego momentu czułam, że znacznie bardziej się na mnie skupia i, że emocjonalnie się zaangażował w całą sytuację. Na dłuższą metę dało to też taki efekt, że wzrosła jego pewność siebie i nie ma już takiego problemu z przebywaniem dalej ode mnie, kiedy się bawimy. Podczas "touch it" z własnej inicjatywy odszedł na całą długość liny, a przedtem trzymał się bardzo blisko i przy jojo od razu chciał wracać, jak tylko cofnęłam go parę kroków od siebie. Bardzo mnie cieszy ta zmiana, bo oznacza, że idziemy we właściwym kierunku. Poza tym koń podczas zabaw baaardzo dużo przeżuwał, właściwie co chwila. Myślę, że coś mu tam w głowie przeskoczyło, ja zapewne też się zaczęłam inaczej zachowywać (tak przynajmniej sądzę) i zabawa z nim zaczęła być znacznie bardziej podobna do zabaw z innymi końmi. Do tej pory nie mogłam znaleźć do niego klucza, cały czas nie rozumiał, że z człowiekiem można mieć jakąś relację, wykonywał polecenia, rozumiał coraz lepiej moje gesty, ale nie przekładało się to na nasze stosunki. Mam wrażenie, że to się właśnie zmieniło.
Po skończonych zabawach (Firendly z torebką, spróbowaliśmy trochę Sideways, dosłownie kilka kroków oraz Circling Game, w sumie 4 kółka w stępie - obie zabawy szły bardzo dobrze) zabrałam go na trawkę, a przy okazji znów zajęłam się grudą. Marcin go trzymał, ja zdrapywałam strupy, myłam Manusanem i smarowałam maścią. Nie wiem, czy to wynik zabaw, poprzednich zabiegów czy obecności trawy, ale szło znacznie lepiej niż poprzednio, Dżamal mniej machał nogami i stał spokojnie. Po zabiegach zabrałam go na naprawdę bujną trawę, po drodze musieliśmy przejść przez rów i Dżamal bez problemu go przeskoczył. Po drugiej stronie płotu stało stado (póki co na piachu) i wszystkie konie przyszły oglądać Dżamiego. Miałam wrażenie, że z zazdrością patrząyły na to, jak obżera się zieloną trawką :)
Trzeba przyznać, że warunki były wyjątkowo niesprzyjające - wiał porywisty wiatr, co chwila padał lodowaty deszcz, a nawet śnieg. Co jakiś czas wychodziło słońce, a potem znów padało. Ale postanowiłam się nie zrażać, ubrana w ciepłą kurtkę i rękawiczki. Dżami nie był zachwycony pogodą, ale chyba rozgrywka między nami rozgrzała go podobnie jak mnie :) Przez pierwsze 10 minut ustalaliśmy przywództwo. Dżami miał cały czas "minę teściowej", łypał na mnie i próbował mnie odpychać nosem, w sensie zrobić mi driving przy użyciu przodu ciała, nie było to włażenie ze strachu, a świadoma próba przestawienia mnie. Ja oczywiście próbowałam zrobić to samo, skupiłam się na jego pierwszej strefie (nos i to co przed nosem), bo pamiętam, że Linda mówiła, że działanie w tej strefie podnosi szacunek u konia. Przez dłuższy czas Dżamal nie chciał ustępować przodem, kilka razy zrobiłam mu "bump" liną, czyli szarpnęłam ją w dół, żeby zadziałać na jego nos, kiedy się zbyt mocno do mnie zbliżał. Kiedy się cofał, odpuszczałam. Potem znów przestawiałam przód. W końcu się udało i zaczął odchodzić w bok od carrota, parę razy przeżuł i przestał robić miny (a przynajmniej je ograniczył).
Od tego momentu czułam, że znacznie bardziej się na mnie skupia i, że emocjonalnie się zaangażował w całą sytuację. Na dłuższą metę dało to też taki efekt, że wzrosła jego pewność siebie i nie ma już takiego problemu z przebywaniem dalej ode mnie, kiedy się bawimy. Podczas "touch it" z własnej inicjatywy odszedł na całą długość liny, a przedtem trzymał się bardzo blisko i przy jojo od razu chciał wracać, jak tylko cofnęłam go parę kroków od siebie. Bardzo mnie cieszy ta zmiana, bo oznacza, że idziemy we właściwym kierunku. Poza tym koń podczas zabaw baaardzo dużo przeżuwał, właściwie co chwila. Myślę, że coś mu tam w głowie przeskoczyło, ja zapewne też się zaczęłam inaczej zachowywać (tak przynajmniej sądzę) i zabawa z nim zaczęła być znacznie bardziej podobna do zabaw z innymi końmi. Do tej pory nie mogłam znaleźć do niego klucza, cały czas nie rozumiał, że z człowiekiem można mieć jakąś relację, wykonywał polecenia, rozumiał coraz lepiej moje gesty, ale nie przekładało się to na nasze stosunki. Mam wrażenie, że to się właśnie zmieniło.
Po skończonych zabawach (Firendly z torebką, spróbowaliśmy trochę Sideways, dosłownie kilka kroków oraz Circling Game, w sumie 4 kółka w stępie - obie zabawy szły bardzo dobrze) zabrałam go na trawkę, a przy okazji znów zajęłam się grudą. Marcin go trzymał, ja zdrapywałam strupy, myłam Manusanem i smarowałam maścią. Nie wiem, czy to wynik zabaw, poprzednich zabiegów czy obecności trawy, ale szło znacznie lepiej niż poprzednio, Dżamal mniej machał nogami i stał spokojnie. Po zabiegach zabrałam go na naprawdę bujną trawę, po drodze musieliśmy przejść przez rów i Dżamal bez problemu go przeskoczył. Po drugiej stronie płotu stało stado (póki co na piachu) i wszystkie konie przyszły oglądać Dżamiego. Miałam wrażenie, że z zazdrością patrząyły na to, jak obżera się zieloną trawką :)