czwartek, stycznia 28, 2010

Pensjonaty

Odliczam już dni do wyjazdu do Niewierza i odwiedzin u Dżamala. Szukam też dla niego pensjonatu i mam tu nie lada dylemat. Najważniejszy jest wybieg dla konia - w zimie jakieś padoki, w lecie zielone pastwiska. No i oczywiście muszą przyjmować ogiery, bo Dżamala będę kastrować najwcześniej na wiosnę, a jeśli nie będzie sprawiał kłopotów, to pewnie jesienią. Kolejna priorytetowa sprawa to fajny socjal, czyli ciepłe, wygodne pomieszczenie, gdzie Marcin mógłby spędzać czas, kiedy ja się będę bawić z koniem (lub odwrotnie, jeśli Marcin będzie miał ochotę się z nim bawić, na co bardzo liczę).

Zastanawiam się nad kwestią odległości, bo trudno mi powiedzieć jak często będę przyjeżdżać. Wydaje mi się, że przy tak młodym koniu nie powinnam go zbyt często męczyć, powinien jak najwięcej czasu spędzać z kolegami na dworze, a moje z nim zabawy będą tylko wstępem do jakiejkolwiek pracy. Więc teoretycznie stajnia kawałek dalej nie powinna robić dużej różnicy. Ale to zawsze i koszty, i czas...

Kolejna sprawa to hala. Z jednej strony fajnie ją mieć, zwłaszcza jak pada i jest zimno. Ale z drugiej strony jak już pisałam tej pracy póki co dużo nie będzie, a poza tym z tego co słyszałam większość hal przy tych mrozach i tak pozamarzała. Zresztą kiedy stałam w Sawance hali jeszcze nie było i jakoś dawałam radę. Tak naprawdę jeśli byłby fajny, oświetlony padok z dobrym podłożem, które nie zmienia się w błotne jezioro po kilku dniach deszczu, to hali być nie musi. Chciałabym za to lonżownik, najlepiej kryty, ale taki zwykły roundpen też by wystarczył. I jakiś kawałek terenu, gdzie bym mogła ustawić końskie zabawki, jakieś opony, beczki, pnie drzew itp.

Oczywiście jest jeszcze cena. 1000 zł to max, który mogę w tej chwili przeznaczyć, ale wolałabym oczywiście mniej, żeby mieć jeszcze kasę na jakieś musli czy inne dodatki paszowe. Nie jest to oczywiście koniowi niezbędne, ale zawsze fajnie dopieścić zwierzaka. Jest jeszcze kowal, weterynarz co jakiś czas, więc tych wydatków się trochę robi. Niestety dobre stajnie w okolicach Warszawy oscylują właśnie wokół tej ceny i ciężko znaleźć coś taniej.

Na razie mam kilka typów. Jeden to Anka Rancho, miejsce, w którym stawiałam pierwsze kroki w PNH. Właścicielka ma zdaje się zaliczony 2 poziom, hoduje konie, ostatnio widziałam jej nazwisko na liście absolwentów kursu imprintu źrebiąt - czyli fajne miejsce z naturalsowymi zasadami Mają gigantyczne pastwiska i powinni mieć trochę młodych ogierków do towarzystwa dla Dżamala. Plusem jest też pokój kominkowy i możliwość nocowania (kiedyś był chyba jeden nocleg w miesiącu w cenie pensjonatu, nie wiem jak teraz). Minusem jest odległość (k. 40 km), jedzie się w dobrych warunkach 45 minut. Nie ma też żadnej sensownej ujeżdżalni, jest plac do jazdy, ale z kiepskim podłożem i bez oświetlenia (w każdym razem było tak te 1,5 roku temu, może coś się zmieniło). Cena sympatyczna, bo 600 czy 650 zł. Pewnym minusem jest też to, że właścicielka nie mieszka na miejscu, nie wiem jak często bywa w stajni, ale wiadomo, że "pańskie oko konia tuczy", a ze stajennymi to różnie bywa. Nie wiem jak to działa w praktyce i może nie stanowi żadnego problemu, ale to zawsze znak zapytania.

Drugim typem jest stajnia Golden Horse w Korytach. Odległość w miarę (31 km), mają pastwiska, padoki, halę, kryty lonżownik, oświetlony plac do jazdy, czworobok, karuzelę i inne bajery. Socjal bardzo porządny, bo 2 pokoje kominkowe, zdaje się, że prowadzą tam również agroturystykę, więc są pokoje i restauracja. Cena niestety już wyższa, bo 950 zł za boks angielski i 1200 zł za boks w stajni murowanej i to właściwie jedyny minus tej stani. Na pewno oferuje największy komfort dla jeźdźca, koniowi te wszystkie udogodnienia nie robią różnicy jak sądzę.

Trzecim typem była stajnia Słupno, ale po namyśle odpadła, bo nie mają właściwie socjalu i w zimie to bez sensu, w inną porę roku propozycja warta rozważenia, bo jest w rozsądnej odległości (27 km), mają pastwiska, przyjmują ogiery, jest hala i oświetlony plac do jazdy, a cena bardzo przystępna, 700 zł.

Czwartym typem, nad którym się zastanawiam, jest stajnie w Brześcach. Byłam tam ze 2 lata temu i nie wiem, czy coś się zmieniło. Największym minusem stajni jest fakt, że mieści się w po-PRGowskich budynkach i wygląda przez to dość słabo. Mają pastwiska, nie bardzo duże, ale wystarczające, podzielone na kwatery. Przyjmują ogiery i mają fajne podejście do koni (z tego co zaobserwowałam). Stajnia jest duża, ma bardzo szeroki korytarz, tylko jest zakurzona i zagracona. Boksy ok, było czysto, dużo pościelone. Mają halę, która jest gigantyczna, podłoże chyba zwyczajne, to chyba dawny magazyn czy coś w tym guście. Byłam tak w lecie i żeby otworzyć drzwi trzeba było przedzierać się przez jakieś zielsko, może w zimie jest bardziej dostępna. Na Re-voltowej stronie o stajniach piszą, że jest pokój socjalny, ale ja nic takiego nie widziałam, za to siodła wisiały luzem na ścianie w stajni (w sensie nie w żadnym osobnym pomieszczeniu), pasza też tak stała. Cena jest przystępna, bo 700 zł, wokół ładne tereny, blisko (20 km), ale... sama nie wiem, musiałabym się jej jeszcze raz przyjrzeć.

Najbardziej bym chciała wstawić konia do stajni Asi z SPNH, bo ma w zasadzie wszystko, o co mi chodzi, ale niestety póki co tylko w planach. Kiedy skończą budować wszystko, co ma być finalnie częścią pensjonatu, to się tam chętnie przeniosę, ponieważ bardzo mi się podoba idea takiej naturalsowej stajni. Konie mają mieć spore wybiegi z wejściem przez swój własny boks, oczywiście pastwiska, plac zabaw, oświetlony plac do jazdy z fajnym podłożem, kryty lonżownik, cena 800 zł, blisko (18 km) - czyli cud miód i orzeszki. Ale póki co większość rzeczy jeszcze nie ruszyła, więc czekam niecierpliwie i trzymam kciuki!

Brak komentarzy: