Dawno już nic nie pisałam z powodu braku weny. Jednak naciski pewnej osoby w końcu zmusiły mnie do tego, żeby wziąć się w garść i zacząć znów pisać - dzięki Milena :)
Pierwsze dwa tygodnie lipca spędziłam na obozie na Anka Rancho, jako instruktorka i lektorka angielskiego. Oprócz tego codziennie bawiłam się z Dżamalem, co momentami stanowiło duże wyzwanie, z powodu zmęczenia oraz morderczego upału. Trochę bawiłam się z ziemi i sporo jeździłam. Ogólnie nie byłam zbyt zadowolona z naszych postępów - ani razu nie wyciągnęłam lassa i nie udało mi się wprowadzić konia czterema nogami na podest. Nadal również nie widziałam szczególnego entuzjazmu, kiedy przychodziłam zabrać konia z pastwiska.
Pod sam koniec obozu oglądałam z dziewczynami film z PC, ma którym Mikey opowiada o swoich Projektach. Ta koncepcja zakłada, że wymyślasz sobie Projekt - na przykład "mój koń stoi czterema nogami na podeście". Następnie proponujesz koniowi ten projekt patrząc, czy wyraża zainteresowanie. Jeśli tak, zostawiasz go w spokoju i pozwalasz mu poszukać odpowiedzi. Jeśli nie, stwierdzasz "ok, nie ma problemu, najwyraźniej wolisz robić Okrążanie w kłusie albo chody boczne." Czekasz, aż koń zada ci pytanie: "co mam zrobić, żeby dostać wygodę?". Wtedy mówisz "dzięki, że pytasz, wygoda jest przy podeście, kiedy starasz się na niego wejść." Innymi słowy dopóki koń interesuje się Projektem i czynnie w nim uczestniczy, dostaje wygodę. Jeśli nie ma ochoty współpracować, bawimy się w bardziej wymagające gry do momentu, aż zada nam pytanie.
Mikey w ogóle uważa, że w każdą grę powinniśmy się bawić w jakimś celu. Innymi słowy koń powinien wiedzieć co ma zrobić, żeby "wygrać" grę. Kiedy bawimy się w Okrążanie i np. szukamy u konia rozluźnienia, to dajemy mu wygodę (przywołujemy go do siebie, pozwalamy iść wolniej), dopiero kiedy zacznie się rozluźniać, ale również od razu, jak zacznie się rozluźniać. Innymi słowy kiedy koń spełni warunek, dajemy mu wygodę. Dzięki temu jesteśmy fair wobec konia - nie bawimy się w grę tak długo, aż nam się nie znudzi, tylko wyznaczamy przed zabawą pewien cel. Kojarzy mi się to trochę z uczeniem dzieci angielskiego - nawet, jeśli wprowadzamy jakąś zabawę ruchową czy grę, musi mieć ona cel językowy, inaczej jest tylko stratą czasu, bo dzieci niczego się nie uczą. Dodatkowo kiedy np. puszczamy dzieciom na kasecie jakąś historyjkę po angielsku, dajemy im zawsze jakieś zadanie, np. ile lizaków zjadł smok w historyjce. Dzięki temu słuchają uważniej, bo mają konkretne zadanie do wykonania.
Spróbowałam zastosować te wszystkie porady i wyszło doskonale. Po ok. godzinie miałam powiedzmy 4 nogi na podeście, bo czwarta była tylko koniuszkiem kopyta i od razu się zsunęła. A koń wyglądał na naprawdę zainteresowanego. Przy okazji zaczęło nam wychodzić zagalopowanie podczas Okrążania - może dlatego, że się na tym nie skupiałam, a tylko traktowałam to jako element "niewygody" w moim Projekcie :)
Innym elementem, który wprowadziłam do naszych zabaw, jest rozgrzewka, w której przez pierwsze ileś czasu Dżamal może decydować o tym, co robimy. Ja jestem na samym końcu liny, idę za nim, dostosowując się do jego tempa. Jedyne, o co proszę, to ruch do przodu. Jeśli koń nie idzie, odsyłam go od siebie. Za pierwszym razem, kiedy Dżamal wreszcie zrozumiał w czym rzecz, chodził po całym placu przez 25 minut! Dotykał wszystkiego nosem, wchodził na podest, turlał piłkę, przechodził przez plandekę - innymi słowy bawił się sam :) Aż w końcu podszedł do mnie w myśl zasady "ok, mi się skończyły pomysły, co teraz robimy?" Od tego momentu zaczęłam to robić na początku każdego spotkania. Czasem zajmuje mu to chwilę i już przychodzi albo zadaje mi pytanie "co dalej?", czasem kilkanaście minut, zależnie od nastroju. Ale mam wrażenie, że ten zwyczaj mu się podoba i daje mu poczucie, że jego pomysły są równie ważne, jak moje.
Zrobiliśmy też postępy, jeśli chodzi o jazdę. Jestem w stanie przejechać kłusem całe okrążenie placu, mniej używam wodzy. Przechodzimy przez plandekę czy opony, coraz lepiej idą też chody boczne (i to w dwie strony). Myślę nad zakupem nowego siodła - bezterlicowego Barefoota Cheyenne. Testowałam je na jednej jeździe i było bardzo wygodne, a przy tym miałam poczucie, że koń jest bardziej rozluźniony. A skoro Karen Rohlf jeździ na siodle bezterlicowym, to nie może to być złe dla konia.
W następnym wpisie opowiem o lekcji, którą miałam z nową Polską instruktorką PNH, Julią Opawską. Julia póki co mieszka w UK, ale w grudniu prawdopodobnie przeprowadzi się do Warszawy. Hurra!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz