poniedziałek, października 10, 2011

Zabawy na wolności

Dziś Dżamal bardzo chętnie podszedł do mnie na pastwisku. Najpierw go wyczyściłam, a później poszliśmy na padok. Po krótkiej rozgrzewce zabrałam go do roundpenu, gdzie zdjęłam halter. Zaczęliśmy od prostych rzeczy typu odangażowanie przodu i tyłu, cofanie itp., a potem wysłałam go na koło. Jak zwykle do tej pory nie szło to zbyt dobrze, bo koń co kawałek się zatrzymywał i kombinował, jakby tu wyjść z roundpenu, najlepiej w kierunku stada. Jednak przez większość czasu miał ucho skierowane na mnie i było trochę lepiej niż do tej pory. Mam nadzieję, że z czasem będzie bardziej skupiony na środku koła. Zresztą w okrążaniu na linie też nie wychodzi to idealnie - musimy nad tym jeszcze popracować, ale myślę, że to jedna z tych rzeczy, która poprawiają się, kiedy idą lepiej inne sprawy - czyli szacunek i ogólna relacja.

Dzisiejszym planem było nauczenie konia prowadzenia za grzywę. Oglądałam ostatnio filmik z Lindą, która uczyła tego Allure'a, więc spróbowałam tej samej metody. Założyłam mu na szyję savvy stringa (halterek zdjęty), żeby mieć jakąś "siatkę bezpieczeństwa" i złapałam kosmyk grzywy. Stosując fazy ciągnęłam go coraz mocniej za grzywę do przodu, a kiedy nie ruszał, wspomagałam carrot stickiem. Oczywiście oprócz tego podnosiłam energię. To samo z zatrzymywaniem się: energia + grzywa, potem carrot stick. Ogólnie zatrzymywanie wychodziło łatwiej niż ruszanie, poprzestałam na kilku próbach, kiedy wydawało mi się, że koń w miarę załapał o co chodzi - będziemy to powoli udoskonalać. Było dużo ziewania i przeżuwania. Zauważyłam, że właściwie zawsze, jak bawimy się w roundpenie, Dżamal bardzo dużo ziewa. Z jednej strony to dobrze - oznacza to, że się rozluźnia. Z drugiej jednak strony jest sygnałem, że zabawa tam powoduje w nim napięcie. Może wywieram za dużą presję?

Po zabawie w roundpenie pochodziliśmy jeszcze chwilę po placu, chwilę travelling circles z plandeką, wchodzenie na podest. Chciałabym nauczyć Dżamala wchodzenia na niego czterema nogami, ale póki co nie zrobiliśmy zbyt wielkich postępów. To samo tyczy się chodów bocznych nad beczką i skakania przez beczki - to takie sprawy, nad którymi chcę sukcesywnie pracować. I tak jest już znacznie lepiej jeśli chodzi jego o równowagę i świadomość własnych nóg, ale chciałabym mu jeszcze bardziej pomóc w tej kwestii.

Potem znów porobiliśmy trochę przewieszania się, tym razem z pomocą Anki położyłam się wzdłuż na grzbiecie Dżamala. Za pierwszym razem ześlizgnęłam się na jego drugi bok, ale nie zrobiło to na nim wielkiego wrażenia. Za drugim razem udało mi się chwilkę poleżeć. Było fajnie :) Sprawdziłam również jak jest z podskakiwaniem po obu stronach (w pozycji, z której będę kiedyś wsiadać) i nie było problemu. Powoli szykujemy się do wsiadania.

Na koniec poszliśmy na spacer. Zdecydowanie przyjemniej się "terenuje", kiedy odbywa się to po zabawach. Koń jest wtedy na mnie bardziej skupiony i zdyscyplinowany. Dziś w ogóle szedł bardzo dziarsko i dopiero w drodze powrotnej zaczął się paść - miałam wrażenie, że wcale nie chciał wracać. Kiedy odstawiłam go na padok, wrócił ze mną do bramy i patrzył za mną, aż zniknęłam za rogiem. Chyba podobało mu się dzisiejsze spotkanie :)

Na przyszłość postaram się mieć lepszy plan na całą sesję, dziś było trochę chaotycznie i to nie jest na dłuższą metę dobre. Pracuję w zasadzie już w trzech savvy, czyli z ziemi, z siodła i na wolności. Dlatego muszę wprowadzić w to jakiś porządek, bo inaczej się pogubię w tym, co właściwie robimy, na jakim jestem etapie i co chcę osiągnąć. Takie usystematyzowanie nie leży w mojej naturze, więc nie jest łatwo - co nie zwalnia mnie z obowiązku nieustającego samodoskonalenia :)

Brak komentarzy: