poniedziałek, lipca 04, 2011

Can You's

Wrzuciłam taki temat na forum SPNH, ale tutaj też o tym napiszę.


Właśnie przeczytałam artykuł w Savvy Times, który mnie zainspirował do stworzenia tego tematu. Każdy z nas ma różne kreatywne pomysły na nowe zabawy i urozmaicanie standardowych zabaw z koniem. Fajnym sposobem, żeby się nimi dzielić z innymi, jest robienie listy "Can you...", czyli mini zadań, które inni mogą spróbować wykonać. Można też relacjonować jak komu poszło z poszczególnymi zadaniami :)

Na początek rzucę może kilka ode mnie, do urozmaicenia przechodzenia przez różnego rodzaju bramy na pastwisko, padok itp.:

Czy możesz wyprowadzić konia przez bramę przy pomocy Sideways?
Czy możesz przeprowadzić konia przez bramę, będąc w 3 strefie, zatrzymać i cofnąć (cały czas w 3 strefie)?
Czy możesz przeprowadzić konia przez bramę tyłem poprzez jeża na nosie?

Czekam na Wasze propozycje i relacje jak Wam poszło :)

Wakacje z Dżamalem, cz. 2

W poniedziałek znów pomagałam w prowadzeniu lekcji. Muszę powiedzieć, że uczenie dzieci PNH jest bardzo satysfakcjonujące, czuję, że mam u nich autorytet, naprawdę słuchają, co do nich mówię i że to się na nich odciska. W dodatku mam wrażenie, że konie inaczej reagują na młode drapieżniki ;), są jakby bardziej wyrozumiałe i cierpliwe. Gdybym kiedyś miała zostać instruktorką PNH (kto wie, gdzieś mi się po głowie snują takie odległe plany), to chętnie uczyłabym właśnie takie nastolatki.

Później wsiadłam na oklep na Groteskę - 19-letnią kasztankę z dużym doświadczeniem, z którą Anka bawiła się dużo w 7 gier. Poprzedniego wieczora oglądałam filmy z Patem o jeździe na jednej linie i próbowałam wprowadzić to w życie. Czułam, że idzie mi coraz lepiej, nie byłam pewna kilku szczegółów technicznych, ale o to zamierzam pomęczyć Kasię Jasińską, kiedy znowu do mnie przyjedzie - może załapię się na lekcję Freestyle.

Po południu wzięłam Dżamala na padok, ale zaczęło mocno padać, więc wstawiłam go do boksu i siedziałam tam chyba ze 2 godziny, nic nie robiąc. Było mi miło, bo koń co chwila podchodził, dotykał mnie nosem, po czym wracał do jedzenia. Czułam, że spędzamy sobie razem czas i że jest zadowolony z mojego towarzystwa. Później przyjechała weterynarz i robiła szczepienia, Dżamal był bardzo grzeczny. Zresztą dawno już temu ćwiczyłam Friendly Game z wykałaczką, więc może to trochę pomogło.

Po kolacji włączyłam dzieciakom płytę L1 i tłumaczyłam to, co mówił Pat. Były całkiem zainteresowane - niesamowite, że nawet w tłumaczeniu Pat potrafi zrozumiale i przekonywająco opowiadać.

We wtorek zachorowała córka Ani i musiały pojechać do szpitala, więc poniekąd przejęłam prowadzenie obozu. Wzięłam Dżamala, nie wiedząc, że mam poprowadzić zajęcia, w związku z czym służył za modela. Pokazywałam im Circling Game na krótkim i długim dystansie oraz Sideways. Oczywiście ucząc cały czas powtarzałam zdania i techniki, które zapamiętałam z filmów Parelli (czasem nawet cytując dosłownie całe frazy). Naśladowałam też to, co robi Kasia na swoich lekcjach - mam nadzieję, że mi wybaczy :) 

Z Dżamalem udoskonalaliśmy przechodzenie przez plandekę, tym razem zatrzymywaliśmy się na środku. Na początku budziło to w nim pewne obawy, ale później stał spokojnie. Ćwiczyłam też okręcanie konia liną za zadem (potem musi się odkręcić, podążając za naciskiem). Dżamal okręcał się bez problemu, ale widać było, że jest tym trochę zaniepokojony i zaczynał się odwijać, zanim poprosiłam. To mamy jeszcze do dopracowania.

Później postanowiłam go wykąpać, bo było bardzo gorąco. Przy okazji, ponieważ miałam dużo czasu, chciałam zrobić porządne friendly z wodą. Zajęło nam to trochę czasu, ale przy spłukiwaniu szamponu stał grzecznie i nie uciekał przed wodą - mam nadzieję, że tak już zostanie. W nagrodę wzięłam go na dłuższy czas na trawę.

Wieczorem postanowiłam wyrównać trochę podłoże w naszym nowym roundpenie. Okazało się to dosyć ciężką pracą - taka mała górka piachu, a tak trudno się to przerzuca! Zrobiłam sobie odcisk na ręku, więc w następnych dniach bawiłam się z koniem w rękawiczkach. Później wsiadłam znów na Groteskę, tym razem w siodle i z liną zawiązaną w formie wodzy. Robiłam te same ćwiczenia co poprzednio, dodałam tylko kłus i 9 step backup (cofanie w 9-ciu krokach). Tym razem zaczęło mi iść zupełnie dobrze, byłam w stanie jechać tam, gdzie chciała i takim tempem, jak chciałam. Pewnie robiłam masę błędów, ale tak to jest, jak się człowiek uczy sam i nie widzi tego, co robi.

Po kolacji znów robiłam za tłumacza płyty L1. Czułam, że ma to sens, ponieważ widziałam, że dziewczynki po południu z własnej inwencji robiły symulacje i ćwiczenia, które widziały na płycie :)

Wakacje z Dżamalem, cz. 1

Przez ostatni tydzień mieszkałam sobie na Anka Rancho i codziennie bawiłam się z Dżamalem oraz jeździłam na jednym z koni Anki, żeby poćwiczyć dosiad i nauczyć się parellowego "sterowania". Przy okazji oglądałam codziennie filmy i jak zwykle za każdym razem odkrywałam coś nowego (mimo, że wszystkie już wcześniej widziałam). 

Pierwszego dnia wzięłam na warsztat skakanie przez beczki, ale nie odnotowałam tu wielkich sukcesów. Postępowałam podobnie, jak z plandeką, udało mi się uzyskać tyle, że było widać, że Dżamal się stara, ale nie czuje się wystarczająco pewnie, żeby skoczyć. Najlepsze jest to, że zrobiłam mu przerwę między beczkami i mógł przez nią spokojnie przejść, to tego nie zrobił, tylko dalej próbował jakoś wykombinować, jak to przeskoczyć. Kiedy w końcu pokazałam mu, żeby sobie przeszedł przez przerwę, miał minę pod tytułem "Ale to by było oszukiwanie, przecież wiem, że trzeba to przeskoczyć" i nawet jak już przeszedł to tak chyłkiem :) Zresztą przez drzewo skacze bez problemów, najwyraźniej beczki budzą w nim niepewność. No cóż, będę cierpliwie nad tym pracować, a raczej nad pewnością siebie Dżamala.

Następnego dnia wzięłam Dżamala na długi, półtoragodzinny spacer. Było bardzo przyjemnie, szedł pewnie i był zainteresowany otoczeniem. Kiedy szliśmy wzdłuż łąki, często robiliśmy postoje na pasienie się. Koń bardzo się ożywił, kiedy weszliśmy do lasu, szedł energicznie i widać było, że cieszy go wycieczka. Spłoszył się tylko raz, jak wypadł na nas pies - na szczęście był za siatką, ale taki atak znienacka przestraszył Dżamala, Szybko się jednak uspokoił i popaśliśmy się chwilę w okolicy, żeby to miejsce mu się dobrze skojarzyło.

Później pomagałam Ance prowadzić zajęcia z dziewczynkami, które przyjechały do niej na obóz i uczyły się PNH. Prowadzałam też małą Anię na Romku - kucu, który nie ma do ludzi za grosz szacunku. Udało mi się skłonić go do kłusa :) Sama też wsiadłam na konia, 8-letnią kasztankę imieniem Genewa. Jako, że dosyć rzadko chodzi ona pod siodłem, a ja nie mam wprawy w jeździe z jedną liną, szło nam opornie. Ale zaczynam powoli się uczyć i to jest najważniejsze.

Wieczorem poszłam na pastwisko do koni i chwilę później stajenni zaczęli je zwoływać na kolację. Stado przybiegło galopem i Dżamal wraz z nimi, ale kiedy mnie zobaczył, podbiegł, zatrzymał się, przywitał i pobiegł dalej. To było bardzo miłe - chociaż ze mną nie został, to jednak podbiegł, żeby zobaczyć co u mnie. Potem, kiedy konie czekały na otwarcie bramy, podszedł do mnie ponownie, tym razem na dłużej.

Następnego dnia rano jeździłam na Imbirze. Z nim szło mi nieco lepiej, chociaż cały czas próbował podchodzić do Anki i innych koni. Ćwiczyłam wodzę pośrednią i bezpośrednią oraz cofanie poprzez potrząsanie liną.

Po południu bawiłam się z Dżamalem i założyłam mu owijki, które kupiłam razem z padem - wyglądał bardzo ładnie, chociaż muszę jeszcze sporo poćwiczyć, zanim będę umiała je zawijać choćby znośnie... Wprowadzanie na plandekę zajęło tylko kilka minut, a od początku bardziej pewnie do niej podchodził. Najwyraźniej moja strategia przyniosła rezultaty :) Bawiliśmy się dość energicznie, koń miał dużo energii i ochotę na bieganie. Jako, że ósemki idą nam całkiem nieźle, zaczęliśmy ćwiczyć je w galopie. Potem biegaliśmy sobie trochę po padoku, Dżamal strzelał baranki i było widać, że dobrze się bawi. W pewnym momencie mocniej pociągnął, ja się nie zorientowałam i przeciągną mi liną po ręce, tak, że zabolało. Cicho krzyknęłam, a on wtedy od razu przestał biegać, podszedł do mnie z zatroskanym wyrazem pyska, jakby mówił "Przepraszam, nie chcałem tak mocno" i obejrzał moją rękę. Czułam, że jesteśmy naprawdę bawiącymi się kumplami - wiadomo, czasem zdarzają się wypadki, kiedy nie chcący zrobisz coś za mocno. To było naprawdę fajne :)

Później poszliśmy do naszego nowego roundpenu, gdzie zaczęliśmy nasze pierwsze Liberty (poza tym na pastwisku). Trochę jeża, driving, nawet jojo nam wyszło. Przy okrążaniu koń stracił trochę pewność siebie, więc się z tego wycofałam - to temat na później, jak udoskonalimy tę grę na linie.

Na koniec zabrałam go na długie pasienie.

c.d.n.