niedziela, maja 22, 2011

Telepatia

Dziś byłam u Dżamala z moimi rodzicami, więc mam parę zdjęć, dokumentujących nasze postępy. Bawiliśmy się na placu w potwornym upale, ale Dżamal jako koń pustynny nic sobie z tego nie robił, a ja się dodatkowo opaliłam. Na zdjęciach widać, że mój piękny koń zamienia się w jednorożca - z nieznanych przyczyn ma rozwalone czoło.

Po krótkiej rozgrzewce powtórzyliśmy sobie chody boczne przy pomocy jeża i całkiem dobrze nam wyszły jak na drugi raz. Potem zrobiliśmy trochę okrążania w kłusie ze zmianami kierunku, a potem w galopie. Koń był chętny do przodu, ale nie świrował, spokojnie sobie biegał. Ja za to ćwiczyłam telepatię - przy pierwszych kilku okrążeniach Dżamal był dosyć rozproszony i miał uwagę zdecydowanie na zewnątrz koła. Doszłam do wniosku, że zależy mi na tym, żeby myślał o środku koła i wyobraziłam sobie taki stan umysłu. Reakcja była natychmiastowa - koń wszedł do środka okręgu i do mnie podszedł z uszkami do przodu: wołałaś mnie? Wow, to było zaskakujące. Telepatia z koniem! Wysłałam go znowu i tym razem trochę mniej intensywnie myślałam o tym środku, koń biegł z jednym uchem na mnie i z głową odrobinę do środka, zamiast na zewnątrz.

Potem zmieniliśmy zwykłe okrążanie w travelling circles i podróżowaliśmy sobie po całym padoku, nadziewając się na różne przeszkody. Cały czas utrzymywał na mnie uwagę i nie ciągnął właściwie liny, pozycjonował się względem mnie, co było bardzo pożądane. Dotarliśmy wkrótce do przewróconego drzewa i poćwiczyliśmy skakanie - wychodziło bardzo dobrze. 

Później pobawiliśmy się w spadający liść i S Patters - tu Dżamal trochę się podekscytował, ciągłe zmienianie kierunku i duża dynamika tej zabawy podnoszą my trochę ciśnienie :) Ale po pewnym czasie zaczął bardzo ładnie reagować na sygnał do zmiany kierunku i gra szła dosyć płynnie. Bardzo dobrze wpłynęło to na nasz schemat ósemki - kiedy podeszliśmy do beczek, Dżamal wykonał całe ćwiczenie na bardzo delikatną sugestię.

Później podeszliśmy na chwilę do podestu (wcześniej dałam go tylko Dżamalowi obwąchać) i koń postawił na nim jedno kopyto na delikatną sugestię. Pochwaliłam, podrapałam i dałam się chwilę popaść. Przy następnym podejściu wszedł oboma nogami na podest bez szczególnych problemów. Mam genialnego konia :)

Na koniec zabaw wprowadziłam jeszcze nowy element, czyli przechodzenie przodem i tyłem przez drąga, który udało mi się gdzieś wreszcie upolować. Wbrew pozorom nie było to dla Dżamala łatwe zadanie, nawet przechodzenie nad nim do przodu już stanowiło pewne wyzwanie i koniowi włączył się prawopółkulowy introwertyk W związku z tym zwolniłam, dałam mu przemyśleć sprawę, wycofałam go i poprosiłam ponownie. Koń zrobił kilka kroków, jedna nogą przeszedł nad drągiem i się zatrzymał, przymykając oczy. Za drugim wysłaniem przeszedł dwiema i tak jakby "zgasł". Przypomniałam sobie, że coś podobnego działo się, kiedy wprowadzałam go do przyczepy i kierowałam energię do konia, zamiast w kierunku przyczepy. Postanowiłam spróbować zmienić ten element i wesprzeć konia swoją energią przy przechodzeniu przez drąg - kiedy tak zrobiłam, Dżamal prawie przefrunął na drugą stronę drąga :) Potem cofałam go przez drąg i to było jeszcze trudniejsze. Znów wszedł w prawą półkulę, opierał nos na mojej dłoni i na nią oddychał, tak, jakby chciał się u mnie schować. Dałam mu dużo czasu, póki się nie rozluźnił i nie zaczął obgryzać carrota. Po kilku próbach udało nam się przejść przez drąg tyłem dwa razy i za drugim razem koń był pewny siebie i zadawał mi pytania. Na koniec poszliśmy na trawę, założyłam mu też na chwilę siodło, żeby zaprezentować je rodzicom. Poniżej fotorelacja.

Na specjalne życzenie Kasi Jasińskiej - Dżamal na podeście :)














sobota, maja 21, 2011

Lekcja cierpliwości

Dziś miałam kolejną lekcję z Kasią, bardzo pouczającą, ale przy tym męczącą, bo musiałam wykazać się dużą cierpliwością, co jest dla mnie trudne. Przez pierwszą część lekcji pracowaliśmy nad wchodzeniem na podest. Wcześniej kilka razy udało mi się Dżamala na niego wprowadzić, ale z dużymi oporami. Problem polega na tym, że podest jest dość wysoki, ma trochę wystające ranty, więc jest raczej trudny dla konia, a Dżamal nie orientuje się do końca gdzie ma nogi (wiele wskazuje na to, że wydaje mu się, że ma tylko jedną nogę ;) ), więc wstawianie ich gdziekolwiek to dla niego duże wyzwanie. 

Najpierw spróbowałam swoich sił, a Kasia przeprowadzała mnie krok po kroku przez proces zachęcania konia do wejścia na podest. Potwierdziły się moje wcześniejsze przypuszczenia, że w sytuacji, w której Dżamal traci pewność siebie, np. uczy się czegoś nowego, nie do końca wie, czego się od niego oczekuje albo coś sprawia mu trudność, zmienia się w Prawopółkulowego Introwertyka. Na skali koniobowości to dokładnie przeciwna ćwiartka niż Lewopółkulowy Ekstrawertyk, którym jest na co dzień i wymaga dokładnie odwrotnego traktowania. Kasia wyczuliła mnie na szczegóły jego zachowania, które wskazują na to w której półkuli właśnie się znajduje. Kiedy zamyka się w sobie i traci pewność siebie, muszę zwolnić, zmniejszyć presję, prosić bardzo delikatnie. Kiedy wraca mu pewność siebie i zaczyna się nudzić powolnymi postępami, należy zwiększyć wymagania i dynamikę zabaw. Kiedy jest w takim nastroju i skupia się na mnie, jest to moment, kiedy błyskawicznie się uczy i należy to wykorzystać. 

Przy wprowadzaniu na podest Dżamal przeobraził się w RBI, więc musiałam bardzo cierpliwie i delikatnie z nim postępować, czekać, aż przeżuje, zastanowi się nad sytuacją itp. Widać było, że on rozumie, że trzeba coś zrobić z nogami, ale nie za bardzo umie. W końcu Kasia przejęła linę, żeby przyspieszyć nieco proces i nauczyć mnie jak postępować w takich przypadkach. Koń wykorzystał sytuację, żeby od razu przetestować nowego człowieka i sprawdzić, kto właściwie jest wyżej w hierarchii. Przy okazji bardzo się ożywił i przeszedł znów w lewą półkulę. Kasia była bardzo stanowcza w jednej kwestii - koń ma stać na przeciwko podestu, nie może go okrążać ani ustawiać się w jakimś innym miejscu. Kiedy tylko przekraczał wyznaczoną linię, machała liną i carrotem, pokazując mu, że to miejsce jest bardzo niefajne i trzeba z niego pójść. Jak tylko wracał w "bezpieczną strefę", wszystko się uspokajało. 

Nauczyłam się przy okazji, że muszę zacząć bardziej różnicować moją mowę ciała i ewentualnie dodać głos, żeby w ten sposób nagradzać konia. Kiedy bawimy się na coraz dłuższych linach, bardzo trudno za każdym razem podchodzić i głaskać konia za dobrze wykonane zadanie.  Do tej pory korzystałam głównie z postawy neutralnej, czyli odpuszczenia presji, ale Kasia pokazała mi, jak dać koniowi do zrozumienia, że jestem z niego zadowolona i że jest bardzo mądry, poprzez bardziej entuzjastyczną mowę ciała :) Oprócz tego zrozumiałam, że ważne jest to, żeby koń myślał o tym, czym się w tej chwili zajmujemy, czyli kiedy chcę go cofnąć, chcę, żeby myślał o cofaniu, jak wchodzimy na podest, to ma myśleć o podeście. W ogóle jak coś robimy, to ma myśleć też o mnie i zwracać na mnie uwagę. W dodatku jeśli chcę, żeby koń robił coś w swoim ciele, muszę to samo zrobić w moim ciele i dokładanie tak samo jest z umysłem - muszę wyobrażać sobie efekt, który chcę osiągnąć. Taka telepatia :)

Z podestem nadal nie szło zbyt dobrze, więc Kasia skorzystała ze sposobu, którego ja też wcześniej próbowałam, ale z nieco gorszym skutkiem, czyli podnosiła mu nogi i stawiała je na podeście. Na początku był bardzo nieufny i bał się przenieść ciężar ciała na tę nogę, ale po pewnym czasie udało się i wszedł oboma nogami na podest. Miał minę, jakby właśnie zdobył mistrzostwo świata albo najwyższy szczyt :) A my oczywiście chwaliłyśmy go, jakby faktycznie tego dokonał, znalazł się nawet jakiś cukierek w nagrodę. Powtórzyłyśmy to dwa razy i na tym poprzestałyśmy.

Później bawiłyśmy się we wprowadzanie konia do przyczepy. Jako nagroda była tu stosowana trawa (konkretnie: mlecze), czyli kiedy Dżamal się postarał, mógł się chwilę popaść lub dostawał garść zieleniny. Najpierw bawiłam się w siedem gier wokół przyczepy - dowiedziałam się, że Pat wymyślił te gry właśnie na potrzeby ładowania koni do transportu. Później ustawiłam się z boku trapu i prosiłam konia, żeby na niego wszedł. W zasadzie na początku on sam z siebie zainteresował się przyczepą i ją obwąchiwał. Znów ważne było ustawienie go na wprost i odpowiednie wysłanie. Tym razem nie wchodził w prawą półkulę, był podekscytowany, ale tak lewopółkulowo. Kasia pokazała mi jak wspierać konia podczas całego procesu ładowania, jak kierować swoją energię w tym samym kierunku, w którym podąża koń, kiedy pozwolić mu się wycofać, a kiedy trochę go nacisnąć, żeby poszedł dalej. Nie wiem, czy wszystkie detale udało mi się wychwycić, ale chyba ogólny sens zrozumiałam. Cała zabawa poszła bardzo gładko, poza momentem, kiedy Dżamal trącił pyskiem siatkę na siano i to go bardzo przestraszyło, tak, że właściwie wyskoczył z przyczepy. Kasia powiedziała, że w tym momencie nie należało wracał do wchodzenia po trapie krok po kroczku, tylko wykazać się przywództwem i przekonać konia, że w przyczepie nie ma nic strasznego. On na początku był niepewny i szybko się wycofywał, na co Kasia mu pozwalała, a po paru razach odzyskał rezon, zwłaszcza, że w środku czekała na niego trawa :)

Później ćwiczyłam chody boczne przy pomocy jeża, które robiłam wzdłuż naszego samochodu. Po dobrze wykonanym ćwiczeniu Dżamal mógł się chwilę popaść. Jako, że był w stanie umysłu, w którym błyskawicznie się uczył, bardzo szybko załapał o co chodzi i kiedy tylko ustawiłam go bokiem koło samochodu, zanim go jeszcze poprosiłam zaoferował piękne chody boczne wzdłuż całego samochodu i zanurkował w trawę :)

Ogólnie uważam dzisiejszą lekcję za bardzo udaną, byłam po niej bardzo zmęczona, ale czuję, że sporo się nauczyłam, muszę to teraz przetrawić i wcielić w życie. Mam poczucie, że robię postępy i za każdym razem idę krok głębiej, odkrywając kolejne warstwy prawdziwego horsemanship. Nie jest to łatwa droga, bo wymaga ciągłej pracy nad sobą i znajdowania gdzieś w środku kolejnych pokładów cierpliwości, pewności siebie i energii, ale dotychczas nigdy się na niej nie zawiodłam i mam nadzieję, że staję się nie tylko coraz lepszym koniarzem, ale też na pewnym poziomie człowiekiem. Może brzmi to górnolotnie, ale tak to właśnie widzę, jako pracę nad sobą, która nie zawsze jest łatwa, ale do czegoś prowadzi.

środa, maja 18, 2011

Dynamiczne zabawy, siodło i jeździectwo

Ostatnio mało pisałam, bo miałam chwilowy kryzys, nic mi się nie chciało i jakoś gorzej nam się dogadywało z Dżamalem. W międzyczasie kupiłam siodło, założyłam je na konia wraz z padem, zapięłam popręg... a koń nadal jadł spokojnie trawę. Trochę pospacerowaliśmy, Dżamal prezentował się bardzo dorośle i ładnie w siodle, które nie robiło na nim żadnego wrażenia. Cieszę się, że nasza roczna już praca daje efekty :) Udało mi się też wreszcie wsiąść na konia, oczywiście nie mojego, tylko Groteskę Anki. Jest niesamowicie wygodna w kłusie i w ogóle to bardzo sympatyczny koń, skory do współpracy. Anka nauczyła mnie sporo na temat "sterowania" koniem przy pomocy jednej liny - jednak znacznie szybciej człowiek się uczy pod okiem osoby, znającej się na rzeczy, niż tylko z płyty.

Mój kryzys w zeszłym tygodniu nieco minął, ponieważ mieliśmy bardzo udane spotkanie. Dżamal bardzo chętnie do mnie przyszedł (choć był na pastwisku ze stadem) i grzecznie podążył za mną do bramy bez halterka. Prowadziłam go z drugiej strefy i kiedy ruszyłam "kłusem", on też od razu zakłusował, a potem wrócił do stępa, kiedy zwolniłam. Potem ćwiczyliśmy trochę jeża i prowadzenia, koń był mocno rozproszony i trochę spięty, wiał wiatr i wyglądało, jakby był trochę przestraszony i miał za dużo energii. 

Przestawianie trochę pomogło na stres, a potem zaczęliśmy się bawić dynamicznie - Dżamal ruszył od razu galopem i wspólnie biegaliśmy po padoku. On galopował, ja się starałam za nim nadążyć i wprowadzać go na różne przeszkody, czasem zmieniać kierunek i ogólnie urozmaicać bieganie. Bardzo szybko straciłam zupełnie oddech, ale na szczęście do tego momentu udało mi się uzyskać uwagę Dżamala, który zaczął galopować po względnym kole, zamiast pędzić po prostej. Poprzednim razem używałam cienkiej liny, którą kupiłam niedawno, ale muszę przyznać, że do takiej akurat zabawy bardziej zadaje się grubsza lina, ponieważ jest miękka i nie pali rąk. Ta cienka będzie się bardziej przydawać w mokre dni, bo mniej nasiąka wodą.

Kiedy koń się trochę wybiegał i zaczął biegać kłusem, postanowiłam poćwiczyć schemat spadającego liścia i zakrętów w kształcie S-ki. Ta zabawa pozwala koniowi się ruszać, ale ciągle odangażowywanie zadu i zmiana kierunku uspokaja go i skupia. Ponadto ćwiczy się przyciąganie i prowadzenia oraz zmianę kierunków - ogólnie same zalety :)

Kolejnym etapem było dalsze szlifowanie schematu ósemki. Po opisanych powyżej ćwiczeniach szło nam całkiem nieźle, w stępie i w kłusie. Ponieważ ósemka już nam wychodzi, wprowadziłam nowy schemat, czyli przeplatanie. Na razie robię to na krótkim dystansie i jestem zadowolona z efektów, działa w stępie i kłusie. Chcę jednak udoskonalić ten schemat na tyle, żeby wychodził też, kiedy stoję dalej.

Ogólnie byłam bardzo zadowolona z tego spotkania, koń dużo przeżuwał, ja wypluwałam płuca po naszych dynamicznych zabawach :) Ale szło nam znacznie lepiej niż poprzednio i czułam fajne porozumienie z Dżamalem.

W piątek mam znów lekcję z Kasią, mam nadzieję, że zrobimy dalsze postępy!