W czwartek bawiłam się z Dżamalem pierwszy raz po naszej lekcji. Postanowiłam powtórzyć to, co robiłam wspólnie z Kasią. Najpierw poszłam na pastwisko. Koń zachowywał się znacznie lepiej niż zwykle, obracał się za mną i w końcu podszedł. Kiedy jednak chciałam mu założyć halter, odmaszerował. W związku z tym stanęłam w jego 5 strefie (za zadem), zrobiłam pozę "przyczajony tygrys, ukryty smok" i pacnęłam go stringiem w zadek. Ruszył kłusem i poszedł sobie na drugi koniec pastwiska, do drugiej części stada. Niezrażona, poszłam za nim. Przy okazji trenowałam sobie celność machania carrot stickiem oboma rękami, wybierałam sobie jakiś cel i starałam się w niego trafić. Na początku miałam spory rozrzut, ale dość szybko osiągnęłam niezłą celność :) Warto jednak czasem wracać do takich podstaw i sprawdzać, czy coś się nie popsuło.
Kiedy dotarłam do Dżamala, bardzo ładnie wychodziło nam "face and turn", czyli obracanie się do mnie pyskiem, kiedy krążyłam wokół niego. Tym razem nałożenie halterka nie było problemem, może też dlatego, że znacznie dłużej bawiłam się w łapanie i wymagałam od niego dużej ilości okręcania się za mną. Ruszyliśmy do stajni. Po drodze zauważyłam torebkę foliową i postanowiłam wykorzystać ją do zabawy. Poprosiłam Dżamala, żeby jej dotknął. On, jak to często bywa, totalnie mnie zignorował, oglądając sobie chmury na horyzoncie. To znaczy przesuwał się na sugestię, ale udawał, że nie widzi torby. Postanowiłam jednak być bardziej stanowcza i nacisnęłam na niego mocniej. Okazało się, że on doskonale wie, o co mi chodzi i jak go bardziej poprzestawiałam wokół tej torebki, to podszedł i dotknął jej nosem. Score! :)
Przy wejściu na plac zabaw znajduje się wąski rowek melioracyjny. Postanowiłam cofnąć konia przez niego, w ramach uświadamiania mu gdzie ma nogi. Okazało się to nie lada wyzwaniem. Dżamal zadawał mi pytania, bał się wsadzić nogę do rowka i w ogóle czuł się niepewnie. Spróbowaliśmy więc najpierw przejść przeszkodę przodem, a potem znów tyłem. Tym razem udało się lepiej i po kilku powtórzeniach przestało być to problemem.
Później poćwiczyłam trochę jeża. Na początku szło słabo, koń ustępował dopiero od 4 fazy. W pewnym momencie się zablokował i nie chciał ustąpić, stał ze zgiętym łbem, ja na fazie 4, ale poczekałam chwilę i w końcu się odsunął, po czym zaczął ziewać. Chyba coś tam do niego trafiło. Jeż na przód działał lepiej, choć zdarzało mu się pójść do przodu, co zaraz korygowałam. Koń dużo przeżuwał - najwyraźniej jednak robiłam coś inaczej niż zwykle :)
Potem przeszłam do budzenia i ruszania arabka. Chodziłam po całym placu zabaw, prosząc go o kłus wokół mnie. Okazało się, że Dżamal naprawdę uczy się błyskawicznie - ani razu nie potknął się na żadnej oponie, choć kiedyś zdarzało mu się to notorycznie. Takie bieganie przestało być dla niego jakimś wielkim wyzwaniem. Nadal jednak nie miał ochoty chodzić przez płachtę. Powtórzyłam jak mogłam najwierniej to, co robiła z nim Kasia i w końcu się udało. Za pierwszym razem też zeskoczył z niej jak oparzony, ale po kilku(nastu) powtórzeniach ładnie i spokojnie przez nią przechodził.
Czuję, że jakość naszych zabaw podskoczyła tak o jedno oczko i mam masę pomysłów na nowe, ciekawe zabawy. Nadal jednak Dżamal zwraca na mnie bardzo mało uwagi (zwłaszcza w porównaniu z tym, jak bawił się z Kasią), przez co nie nawiązuje się między nami zbyt duży kontakt. Bardzo mnie to martwi, bo taki kontakt jest dla mnie najważniejszą rzeczą w PNH i bardzo mi tego brakuje z Dżamalem - udawało mi się to z wszystkimi końmi poza nim... Ale jestem dobrej myśli, mam nadzieję, że kiedy poprawię mój leadership i poziom naszych zabaw, koń stanie się bardziej zaciekawiony i będzie miał do mnie więcej szacunku. trzymajcie kciuki za nas :)