sobota, września 18, 2010

Update

Wiem, wiem, ostatnio nic nie piszę i w ogóle się obijam. Ale na szczęście tylko w kwestii pisania, bo u Dżamala bywam regularnie. Ostatnio nawet Marcin zaczął się z nim bawić, więc dzielnie pracujemy nad wychowaniem młodzieńca (w sensie Dżamala). 

Mam wrażenie, że z szacunkiem u Dżamala jest coraz lepiej, przestał na mnie tak często włazić, trochę bardziej szanuje moją przestrzeń. Ciągle ma trochę problemów ze skupieniem się na człowieku, buja myślami w obłokach. Przez jakiś czas przechodził okres buntu, nie chciał podejść na pastwisku, uciekał, a po zdjęciu halterka puszczał się galopem w kierunku stada, ale teraz mu to już na szczęście przeszło. 

Uczę go schematu "touch it" w wersji dotykania czegoś nogą i wchodzenia na różne rzeczy. Mamy w stajni taką deskę z równoważnią i Dżamal chętnie już na niej staje. Marcin nauczył go nawet wspólnego bujania się, czyli człowiek stoi na jednej stronie huśtawki, koń na drugiej i robi krok do przodu - krok do tyłu, huśtając człowieka :) Pracujemy też nad okrążaniem - Dżamal ma już 2,5 roku i myślę, że trochę pracy na okręgu mu nie zaszkodzi. Zabawa w "tag", czyli dotknięcie stringiem, jeśli koń nie wystartuje wystarczająco szybko do okrążania, bardzo mu się podoba i ostatnio zaczął wygrywać :) Faza allow i bring back również działają dobrze. Ładnie robi przejścia do kłusa, gorzej idzie z przejściem do stępa, bo na carrota przed nosem reaguje przyspieszeniem. Ćwiczę z nim cofanie z trzeciej strefy na ruch carrotem przed pyskiem, żeby zrozumiał o co chodzi.

Poza tym szlifujemy jeża i driving, bawimy się we Friendly Game z różnymi rzeczami, jojo wychodzi coraz lepiej, czyli koń chodzi w coraz równiejszej linii w obie strony. Pozwala już dotykać wszystkich nóg, przednie podnosi na dotyk kasztana, nad tylnymi nadal pracuję. Ogólnie się chłopak cywilizuje :)

Od tygodnia niestety nasze wizyty upływają pod hasłem weterynarii, ponieważ koń złapał jakieś skórne paskudztwo, ma takie jakby strupki na całym grzbiecie i zadzie i coś innego na nosie. Najpierw smarowałam to Manusanem, Polleną JK i zdrapywałam strupki, ale nic to nie dało. Wczoraj była weterynarz i powiedziała, że nie wie, co to może być :/ To na nosie to prawdopodobnie uczulenie na słońce (Dżamal ma tam odmianę, więc skóra jest delikatniejsza), od którego zrobiły się ranki i wlazł w to jakiś grzyb. Musiałam mu to namoczyć Manusanem i zdrapać - jak się pewnie domyślacie nie było to dla niego zbyt przyjemne. Ale postanowiłam się nie zrażać i potraktowałam to jako ekstremalne Friendly Game. Tarłam nos gąbką rytmicznie tak długo, aż czułam w koniu jakąś zmianę, odpuszczenie i wtedy przestawałam. Młody się bardzo starał, przeżuwał i w kółko ziewał, starał się wykombinować, jak należy sobie poradzić z tą sytuacją. Co jakiś czas zdrapywałam mu kolejnego strupa, co go bolało, w dodatku w tym celu musiałam go trochę łapać za nos a'la drapieżnik, co też było dla niego z pewnością nieprzyjemne. Ale byłam z niego bardzo dumna, bo szybko schodził z adrenaliny i starał się współpracować.

Potem popsikałam go efektywnymi mikroorganizmami w sprayu (od razu zaliczyliśmy odczulanie na spray), a na koniec posmarowałam pysk i grzbiet Mastijetem. Jedziemy jutro zobaczyć, czy te zabiegi przyniosły jakiś skutek. W poniedziałek ma być znowu wet. Postanowiłam, że poza wszystkim zrobię mu badania krwi i włosa, żeby zobaczyć, czy nie brakuje mu jakichś minerałów czy witamin, albo, czy nie ma czegoś za dużo. Może na przykład brakuje mu wapnia, bo ostatnio wsadził pysk do wiadra z wapnem i musiałam mu płukać język szlauchem... :P 

Brak komentarzy: