wtorek, września 28, 2010

Paskudztwo naskórne

Dżamal niestety nadal ma paskudztwo na skórze, weterynarz nie wie co to jest. Leczymy mikroorganizmami, na razie nie ma poprawy, ale też choroba się nie rozprzestrzenia. Jest podejrzenie, że to uczulenie na jakieś zioła (np. dziurawiec w połączeniu ze słońcem). No cóż, póki co go to nie swędzi, więc chyba mu nie przeszkadza za bardzo, zobaczymy co będzie dalej.

Ostatnio byłam u konia z rodzicami i poszliśmy na spacer. W porównaniu z poprzednimi wyjściami Dżamal był spokojniejszy i bardziej mi ufał. Nawet, kiedy przechodziliśmy blisko krów, na chwilę się zatrzymał, cofnął, ale kiedy poprosiłam o ruch naprzód, poszedł bez dalszych dyskusji. Kiedy wracaliśmy tą samą drogą prawie nie zwrócił na krowy uwagi. Widzę, że robimy postępy :) Poza tym usłyszałam od stajennego, że przy nas Dżamal jest znacznie grzeczniejszy niż kiedy nas nie ma i potrafi pokazać różki. Wiem, że to wredne, ale ucieszyłam się, że koń ma do nas jednak jakiś szacunek :P

Zaczęłam ostatnio trochę eksperymentować ze smakołykami. Poprzednio miałam Winter Lobs St. Hippolyta, ale one smakowały Dżamalowi tak średnio. Teraz kupiła jabłkowe przysmaki Eggersmanna i koń oszalał na ich punkcie. Daję mu nagrodę, kiedy wyjątkowo się postara. Jako, że to sprytna bestia, bardzo szybko załapał tę zasadę. Kiedy robi coś byle jak, nie prosi o smakołyk, ale kiedy się postara, od razu wyciąga pysk :D Przy wypuszczaniu też go dokarmiam, bo chcę, żeby się nauczył przez chwilę zostawać przy bramie, zamiast odbiegać galopem, jak mu się parę razy zdarzyło. Bawię się z nim przy okazji, podając smakołyk np. pomiędzy jego przednimi nogami, żeby musiał się trochę postarać.

Uznaliśmy z Marcinem, że spróbujemy z Dżamalem wprowadzić w życie ideę "zero brace", czyli postępowania z koniem w taki sposób, żeby nie było w nim żadnego napięcia czy sprzeciwu. Oznacza to np. zakładanie haltera przez pół godziny, czekając, aż koń naprawdę chętnie włoży w niego głowę. Mi to zajęło jeszcze dłużej, bo po chwili takiej zabawy Dżamal się znudził i poszedł sobie. Więc poćwiczyłam przy okazji catching game na kilkuhektarowym pastwisku - doznania niezapomniane :) Ale w końcu udało mi się osiągnąć przynajmniej częściowy sukces, bo Dżamal poszedł ze mną bez takiej zmarszczki na nosie, którą zazwyczaj ma i z uszkami do przodu, zamiast do tyłu, jak najczęściej. Następnym razem Marcin bawił się z nim w grę, gdzie koń wygrywał, wsadzając łeb do haltera. Kiedy przyszłam po niego w niedzielę, sam niemal założył sobie halter - widać zapamiętał grę :)

Bardzo się cieszę, że Marcin też się bawi z Dżamalem. Mam wrażenie, że dobrze się dogadują. Marcin ma swoje własne metody, które nie są kanonicznym PNH, ale obaj dobrze się bawią i to chyba najważniejsze.

Brak komentarzy: