Pisałam już o tym wcześniej, ale gdyby ktoś jeszcze nie wiedział: mamy w Polsce już drugą instruktorkę PNH, Julię Opawską. Pod sam koniec obozu miałam przyjemność mieć u niej lekcję. Było bardzo ciekawie i pouczająco, a w dodatku usłyszałam od niej kompletnie co innego, niż od Kasi Jasińskiej :) Jestem z tego powodu bardzo zadowolona - mogę czerpać z doświadczenia i pomysłów dwóch różnych osób i wyciągać z ich rad to, co najlepiej się w danej chwili sprawdza. Im więcej różnych strzał w kołczanie, tym lepiej!
Na początek (jak zawsze od pewnego czasu) pozwoliłam Dżamalowi na inwencję własną. Był bardzo energiczny, chodził po całym placu, a na koniec sam zrobił przeplatankę (ćwiczyliśmy ją poprzedniego dnia). Opadła mi szczęka. Julia stwierdziła, że skoro koń proponuje mi takie rzeczy, to mogę nasze wstępne ćwiczenia robić w kłusie - tak, jak i lekcję pasażera można robić we wszystkich chodach. Sama bym na to nie wpadła, a to w sumie dość oczywiste, jak się nad tym lepiej zastanowić :)
Później miałam za zadanie zrobić ósemkę nie ruszając się nawet na milimetr ze swojego miejsca i trzymając długą linę za samą końcówkę. Miałam też używać jak najdelikatniejszych faz. W stępie szło nie najgorzej, ale kiedy przeszliśmy do kłusa, Dżamal swoim zwyczajem ruszył galopem do bramy. Zastosowałam technikę, której nauczyła mnie Kasia, czyli chody boczne w galopie. Julia jednak miała inny pomysł na to, jak sobie radzić w tej sytuacji. Powiedziała mi, że Dżamal się buntuje, ponieważ używam zbyt wysokich faz i wkładam w to za dużo energii. Poza tym na tym etapie powinnam stosować znacznie subtelniejsze sygnały - w końcu on zna te wszystkie gry, doskonale widzi moją mowę ciała, więc nie muszę robić obszernych gestów, żeby się z nim komunikować. A kiedy to robię to on czuje, że traktuję go jak debila. W dodatku powinnam też dawać mu więcej odpowiedzialności i nie prowadzić go na każdym kroku (np. przy ósemce). On zna ten schemat (zresztą pokazał to w przypadku Przeplatanki), więc mogę po prostu pokazać mu "robimy ósemkę" i oczekiwać, że będzie ją robił bez ciągłego przypominania "teraz skręć tu, podejdź do mnie, zmień kierunek, idź tam". Uff, wiedziałam, że czeka nas duuużo zmian.
Oczywiście starałam się wprowadzić w życie te zalecenia, ale okazało się, że to nie takie łatwe. Musiałam znacznie bardziej się skupić, żeby przekazywać czytelne sygnały w bardziej subtelny sposób. Musiałam też pamiętać, żeby wykonywać mniejsze ruchy. Dżamal poruszał się jak mucha w smole i Julia zwróciła mi uwagę, że w tym momencie zupełnie nie wygląda jak Ekstrawertyk. I, że jeśli widzę, że nie chce mu się ruszać, to muszę go traktować jak LBI, a nie LBE. Tu właśnie wychodzi złożona osobowość mojego konia - nie jest tak łatwo dopasować swoje działania do jego potrzeb. Ale mam nadzieję, że ze wskazówkami od dwóch instruktorek sobie jakoś poradzę :)
W następnych postach dowiecie się, jak poszło mi wprowadzanie naszej relacji na kolejny poziom :)