Pat Parelli często mawia: "Spraw, żeby twoje pomysły stały się pomysłami konia, ale najpierw wysłuchaj jego pomysłów". Zawsze wiedziałam, że to mądre słowa, ale nie umiałam za bardzo przełożyć ich na praktykę. Bo jak właściwie ma wyglądać wysłuchiwanie pomysłów konia? I jak sprawić, żeby moje pomysły stały się jego pomysłami? Jest to zagadnienie szczególnie ważne przy kontaktach z Lewopółkulowymi Ekstrawertykami. Tego typu konie bardzo źle reagują, kiedy ktoś stara się narzucić im własne pomysły i nie daje im miejsca na wyrażenie opinii. Zamiast posłuszeństwa dają człowiekowi odczuć swoje niezadowolenie, buntują się i walczą. Ponieważ Dżamal to właśnie LPE, dużo nad tym myślałam.
Inna parellowa mądrość, która często przychodzi mi do głowy, to "Set things up for success" - przygotuj sytuację tak, żeby zwiększyć szansę na sukces. Zadziwiające, jak wiele razy po fakcie analizuję moje spotkanie z Dżamalem i widzę, że przy takich warunkach nie było szansy na to, żeby zabawy wyszły dobrze. Oczywiście najczęściej takie rzeczy wie się po fakcie...
Te wszystkie przemyślenia dotyczą moich ostatnich dwóch spotkań z Dżamalem - pierwszego niezbyt udanego, z którego jednak wyciągnęłam wnioski, które zaowocowały znacznie lepszym spotkaniem numer dwa. Podstawową różnicą była rzecz niby trywialna, czyli warunki atmosferyczne, a co za tym idzie podłoże. W zeszłym tygodniu było chłodno, wietrznie i bardzo mokro, na ujeżdżalni było sporo kałuż, temperatura oscylowała koło zera, a ja nie miałam rękawiczek. Lina nasiąkła wodą, a kiedy podniosłam ją po zabawie na wolności, była sztywna od mrozu. Innymi słowy - warunki niezbyt sprzyjające. W tę niedzielę na odwrót - świeciło słońce, podłoże było w miarę suche, bez kałuż i błota. Dlaczego ten szczegół ma duże znaczenie (poza mniejszym komfortem człowieka i konia, rzecz jasna)? Otóż największym problemem jest to, że przy błocie i kałużach nie jestem w stanie szybko i sprawnie biegać po ujeżdżalni - zapadam się, wpadam w wodę, ślizgam się - innymi słowy, nie nadążam za Dżamalem. I przez to nie jestem w stanie zapewnić mu tego, czego on potrzebuje - zabawy i możliwości wyrażenia siebie.
Zawsze, kiedy bawię się z moim arabkiem, mam wybór. Mogę postawić na spokojne i wymagające precyzji ćwiczenia oraz np. różnego rodzaju grę w zaprzyjaźnianie (oswajanie się z różnymi strasznymi rzeczami nie jest dla niego łatwe). Czasem jest to najlepsze rozwiązanie, jednak niestety wtedy ryzykuję tym, że koń będzie znudzony i niezbyt zmotywowany. Mogę też bawić się dynamicznie i z energią - wtedy Dżamal jest zachwycony, może biegać, szaleć, strzelać baranki i na różne sposoby pokazywać swoją naturę. To jest zawsze czas dla niego - ja staram się dotrzymać mu kroku, nie blokować go, wzmacniać jego pomysły, a gdzieś przy okazji nie zdemolować ujeżdżalni :P To Kasia Jasińska pokazała mi, jak to zrobić i na czym to polega - sama chyba bałabym się pójść na całość, a to jest właśnie to, czego mój koń potrzebuje. Niestety, żeby móc się w ten sposób bawić, potrzebne są warunki. I tu wracamy do poprzedniego akapitu. Kiedy wzięłam Dżamala na zabłocony padok, próbowałam pobawić się z nim dynamicznie. Ale zamiast wspólnej zabawy wyszło nam szarpanie się i walka, moja frustracja, jego niezadowolenie - nic przyjemnego. Po przeanalizowaniu tej sytuacji doszłam do wniosku, że to wina warunków - grzęznąc w błocie nie nadążałam, musiałam wstrzymywać Dżamala i blokować częściowo jego pomysły, on się przeciwko temu zbuntował, zaczął szarpać linę, przy okrążaniu próbował mi się wyrwać w kierunku bramy - ogólnie nie było zbyt fajnie.
Kiedy przyjechałam tydzień później i warunki prezentowały się znacznie lepiej, wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Na początku zaczęliśmy spokojnie, ponieważ na ujeżdżalni było sporo koni. Poza tym chcę wprowadzić do zabaw carrot sticka z flagą (torebką foliową zamiast savvy stringa) i mimo, że odczulałam już na nią Dżamala, okazało się, że nadal niezbyt jej ufa. Z tego, co widziałam, przyzwyczajenie go do tej nowej pomocy jeszcze chwilę zajmie. Później trochę się przeluźniło, więc postanowiłam podnieść nieco energię naszej zabawy. Zaczęliśmy robić okrążanie, Dżamal po chwili się rozkręcił i zaczęliśmy biegać. Polega to na tym, że robimy coś na kształt wędrującego okrążania, z tym, że on co jakiś czas zaczyna przyspieszać, galopować, zazwyczaj bardziej w linii prostej niż po okręgu, więc wtedy ja biegnę za nim, starając się nie napinać liny bez potrzeby, nakierowuję go na jakąś przeszkodę terenową, żeby zamiast biec bezmyślnie musiał coś ominąć/przeskoczyć, potem zmieniam kierunek, Dżamal strzela kila baranków, znów galopuje. Często zmienia kierunek z własnej inicjatywy, wtedy stosuję zasadę "ja też!", czyli daję mu sygnał do jeszcze szybszego biegu. Podoba mi się to, że zazwyczaj, kiedy wbiegnie za jakąś tyczkę/słupek i poczuje napór liny, zatrzymuje się i zadaje mi pytanie. Wtedy proszę go o ruch w drugą stronę, żeby nie zaplątywać liny w słupek. Czuję wtedy, że to zabawa, a nie dzikie bieganie bez kontroli, ponieważ mój koń zachowuje się jak partner.
W niedzielę naprawdę daliśmy czadu ;P Dżamal biegał wokół mnie cwałem, z przechyłem chyba 45 stopni, wyglądał jak motor, kładący się na wirażu. Kilka osób na ujeżdżalni było zaniepokojonych, czy wszystko jest w porządku, ale ja wtedy praktycznie jednym spojrzeniem odangażowałam Dżamalowi zad, on się zatrzymał i podszedł do mnie, dysząc trochę po biegu. Było bardzo fajnie :) Jaki był tego finał? Po ok. 10 minutach zabawy na jego warunkach, mogliśmy przejść do realizowania moich planów, czyli okrążania ze zmianą kierunku i przejściami stęp - kłus - stęp. Nie było żadnego ciągnięcia do bramy, żadnego wyrywania, pod koniec koń kłusował z rozluźnionym grzbietem i nosem w dole - chyba po raz pierwszy! Wtedy zrozumiałam, jak potężne narzędzie włożyli mi w ręce Pat, Linda oraz Kasia. Potrafię dać mojemu koniowi to, czego on potrzebuje, sprawić, że czuje się zrozumiany i nie ma powodu, żeby się przeciwko mnie buntować. To podstawa prawdziwego partnerstwa i dobrej relacji
Z innych spraw zaczęłam przygotowywać się do przejścia na jeszcze dłuższą linę, czyli lasso 15-metrowe. Na razie trenuję na sucho na lassie, użyczonym przez Ankę - samo zwijanie i rozwijanie go stanowi już pewne wyzwanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz