niedziela, listopada 14, 2010

Piłka i zabawy w ulewnym deszczu

Pogoda nie sprzyja ostatnio zabawom, ale cóż począć – do maja nie spodziewam się szczególnej poprawy. Dlatego, niezrażona ulewnym deszczem i błotem po kolana, uzbrojona w walonki oraz nieprzemakalną kurtkę i spodnie, ruszyłam po Dżamala na pastwisko.

Koń jak zwykle udawał, że mnie nie widzi, ale pasł się akurat przez przypadek w moim kierunku (zazwyczaj przez przypadek pasie się w dokładnie przeciwnym kierunku). Kiedy podeszłam bliżej, podniósł nawet głowę i na mnie popatrzył. Zrobiłam wtedy parę kroków w tył. Wrócił do jedzenia, więc zaczęłam go obchodzić półkolem. Obrócił się do mnie pyskiem i podszedł, ja się cofałam, aż dotknął mojej wyciągniętej dłoni. Pogłaskałam go i zaproponowałam założenie haltera, ale nie był zainteresowany, odszedł ode mnie. No więc ja poszłam za nim, ale tak, że byłam za jego zadem. Przybrałam pozę „przyczajony tygrys, ukryty smok” i kiedy koń nadal nie zwracał na mnie uwagi, został pacnięty stringiem (czyli z jego punktu widzenia ugryziony w zadek). Podbiegł szybko parę kroków, więc ruszyłam za nim. Moja poza podziałała tym razem w ten sposób, że Dżamal ruszył kłusem, a potem galopem (od samego mojego przyczajenia się :P ). Zatrzymał się kawałek ode mnie, ale dla odmiany bokiem. Widać było, że kombinuje jak wyjść z tej sytuacji. Kiedy byłam bliżej, zaczęłam znów zachodzić go od zadu, ale on szybko się obrócił do mnie pyskiem. Uśmiechnęłam się, zmieniłam kierunek i zaczęłam iść łukiem z drugiej strony. Znów się obrócił. Po paru takich manewrach podszedł do mnie, znów się przywitaliśmy, byłam bardzo zadowolona. Jednak przy próbie założenia halterka znów były dąsy. Doszłam do wniosku, że w takim razie nie będę go na razie zakładać i po prostu ruszyłam przed siebie. Dżamal poszedł za mną. Oddaliliśmy się od stada, on szedł parę metrów za mną, co jakiś czas się zatrzymywał, wtedy na niego zerkałam i znów za mną podążał. Byłam zachwycona! W końcu ponownie zaproponowałam halter. Cofnął się o krok, więc ja też cofnęłam się o krok. To chyba dużo dla niego znaczyło, bo bardzo długo porzeżuwał. Poczekałam, aż przemyśli sprawę i znów podeszłam z halterkiem. Tym razem bez problemu udało się go nałożyć, koń nie wyrażał sprzeciwu i miękko oddał głowę.

Po drodze na plac zabaw ćwiczyliśmy trochę chody boczne, które w jedną stronę wychodzą lepiej bez płotu niż z płotem, a w drugą stronę nie wychodzą w ogóle. Na padoku nie było zbyt pięknie – błoto i woda, lina nasiąkła momentalnie i była potwornie ciężka, a w związku z tym słabo reagująca. W dodatku walonki wsysało mi błoto, raz nawet na tyle skutecznie, że but został w błocie, a ja poszłam stopą w skarpetce dalej... Ale czego się nie robi dla swojej pasji :P Miałam jednak do zabawy nową atrakcję – piłkę (kupiłam fioletową, pod kolor halterka), a także płachtę (niestety nie pod kolor).

Zaczęliśmy od krótkiego sprawdzenia stanu psychicznego konia (zgodnie z radą Kasi). Okazało się, że jeż na przód i tył działa od pierwszej fazy, koń jest bardzo leciutki, czyli – jak sądzę – skupiony na mnie. Przeszłam w takim razie do bardziej energicznych zabaw, Dżamal nie miał wielkiej ochoty na bnieganie po tym błocie, ale szybko się rozgrzał i było nieźle. Bardzo mi się podoba to, że kiedy lina zaplątuje się na jakiejś przeszkodzie, Dżamal to czuje i zmienia kierunek, ustępuje od presji, zamiast na nią napierać. Widziałam to na filmach z Lindą, która wysyłała konia na około drzewa i kiedy on czuł opór na linie, zmieniał kierunek i wracał. Mój arabek też tak umie :) Co prawda na razie taka sytuacja wprowadza go w konsternację i patrzy na mnie tymi swoimi ciemnymi oczami i nastawia uszy, pytając czy dobrze zrobił. Bardzo się cieszę za każdym razem, kiedy zadaje mi pytanie, bo to świadczy o naszym kontakcie i jego podejściu do mnie jako do lidera.

Piłka na początku nie zrobiła na nim wielkiego wrażenia. Obwąchał ją, po czym oparł na niej pysk i poszedł spać... Robiłam nią Friendly i po chwili mogłam nią turlać po jego grzbiecie bez większych problemów. Trochę był niepewny, ale w sumie ją akceptował. Nie był jednak jakoś szczególnie nią zainteresowany. Stanęłam przed dylematem co z tym fantem zrobić. Przy zabawie w zaprzyjaźnianie koń wyraźnie się nudził, a nie chciał dotknąć piłki nogą. Hmm.Pamiętając słowa Kasi, postanowiłam więcej od niego wymagać i wprowadzić dynamikę. Bardziej stanowczo poprosiłam go o dotknięcie piki nogą, chciałam go nauczyć kopania jej. Na początku nie chciał, przechodził obok niej, więc konsekwentnie go do niej doprowadzałam i prosiłam, żeby się bardziej postarał. Na początku mnie olewał, ale potem się zainteresował widząc, że chyba naprawdę czegoś chcę. Kiedy już skupił się na mnie, wszystko poszło łatwo. Już po chwili kopał piłkę raz jedną, raz drugą nogą, pytając mnie, czy dobrze zrobił i co teraz. Nie była to może dzika zabawa, ale mój arabek wreszcie zaczął się ze mną bawić.

Potem biegaliśmy sobie po placu zabaw, wpadając na różne przedmioty. Dżamal z własnej inicjatywy przeskoczył przeszkodę z opon, więc potem parę razy do niej wracaliśmy i nauczyć się ładnie przez nią przechodzić. Ćwiczyliśmy znów płacht, tym razem dosyć szybko Dżamal zdecydował się po niej przejść, ale tylko w jedną stronę. Bawiliśmy się też w energiczne chody boczne, z różnym skutkiem, ale chyba koń zaczyna powoli łapać o co w tym chodzi. Kiedy już kończyliśmy, podeszłam z nim znów do płachty, prosząc o przejście w drugą stronę. Miał z tym spory problem, ale mu się udało. Dostał ode mnie przysmak w nagrodę, a po chwili sam z siebie przeszedł znów przez płachtę i podszedł zapytać, czy może należy się za to ciasteczko?

Ogólnie byłam bardzo zadowolona z zabawy, mam wrażenie, że Dżamal zwraca na mnie rochę więcej uwagi i zaczynamy łapać kontakt.

Brak komentarzy: