Dziś mieliśmy z Fakirem pierwszą lekcję PNH. Jechaliśmy trochę niepewni jak to wszystko wyjdzie, bo poprzednim razem mieliśmy z nim trochę trudności. Okazało się jednak, że nasze obawy były płonne :)
Koń przywitał nas w boksie cichym rżeniem (podejrzewam, że ono oznacza "Marchewka?"), ale to znaczy, że nas poznał, a to już coś. Dostał od nas mały poczęstunek na powitanie, a potem przynieśliśmy do boksu halterek z linką. Pozwoliłam mu dokładnie je obwąchać i obejrzeć, zajęło mu to dłuższy czas. Potem bawiłam się we Friendly Game, Marcin stał w drzwiach otwartego boksu, na wypadek, gdyby Fakir postanowił się ulotnić. Co chwila musiałam znów pozwalać koniowi na dokładne oglądanie liny, bardzo go to interesowało. W końcu zdjęłam mu kantar i zaczęłam się bawić w jeża z liną przerzuconą przez jego potylicę, żeby opuścił głowę. Szło mu całkiem nieźle, dosyć szybko zaczął łapać o co chodzi, większe problemy miał z utrzymaniem głowy w dole przez pewien czas. W końcu nałożyłam mu halter, który ledwie zmieścił się na jego wielkim łbie i poszliśmy na padok.
Na padoku koń musiał najpierw obwąchać cały teren i odchody koni, które tam wcześniej były. Marcin próbował się z nim bawić we FG liną, ale Fakir nie mógł ustać w miejscu, łaził i oglądał teren. W końcu zdecydowaliśmy się zacząć od FG z carrot stickiem. Wzięłam linę i pozwoliłam mu łazić naokoło mnie, sama nie ruszałam się z miejsca. W końcu koń się zatrzymał i zaczęłam machać carrotem za sobą, stopniowo coraz bliżej niego. Marcin w tym czasie machał z drugiej strony. Fakir był spokojny, nie bał się, po chwili pobawiliśmy się w głaskanie go carrotami i zarzucanie savvy stringa na grzbiet i nogi, wszystko znosił bardzo spokojnie. Co jakiś czas próbował obgryzać carroty.
Po tym, jak poszło nam tak dobrze, postanowiliśmy spróbowac jeża. Marcin zaczął od jeża carrotem na przód i Fakir dosyć szybko załapał o co chodzi. Ja ćwiczyłam później z drugiej strony. PG na tył zadziałał już od drugiej fazy! Kiedy ja próbowałam tego samego, koń odwrócił się i zaczął bardzo uważnie przyglądać się carrotowi, naciskającemu na jego bok. Zastanowił się, po czym ustąpił zadem. Sukces!
Przerobiliśmy z nim jeszcze driving na przód i na tył, szło nienajgorzej. W międzyczasie sporo FG i marchewki w formie nagrody. Mam wrażenie, że Fakir był cały czas bardzo zafrapowany tym, co robimy, że naprawdę chciał wykombinować, o co chodzi w tej grze i co powinien zrobić, żeby wygrać. Chyba zaczął też traktować marchewkę jako nagrodę, a nie jako smakołyk, który należy od nas wymusić. Oczywiście, nasze sygnały były często zbyt mało wyraźne i pogmatwane, ale chyba udało nam się nienajgorzej dogadać. Problemy miałam z cofaniem przy jeżu, ponieważ koń gryzł cały czas carrota i słabo to działało. Tak samo driving do tyłu nam słabo wychodził, musimy to jeszcze poćwiczyć.
Przy grze w jojo okazało się, że nasza linka (nieoryginalna) jest do kitu, za lekka i trochę rozciągliwa. Udało się parę razy odrobinkę cofnąć Fakira, ale nie do końca rozumiał co ma robić. Z przywoływaniem było znacznie lepiej. Jednak widziałam, że on naprawdę stara się zrozumieć czego chcemy, kiedy przyjmowałam pozycję i zaczynałam machać palcem, patrzył na mnie i widać było, że kombinuje "Ok, wiem, że coś mam zrobić, o co może chodzić..."
Potem przyszła właścicielka Fakira i to go bardzo rozproszyło, dlatego zakończyliśmy lekcję. Było bardzo sympatycznie, znacznie lepiej nam szło niż przypuszczałam. To bardzo mądry koń, szybko łapie o co chodzi i jest zainteresowany zabawą z nami. Jestem strasznie zadowolona :)
Koń przywitał nas w boksie cichym rżeniem (podejrzewam, że ono oznacza "Marchewka?"), ale to znaczy, że nas poznał, a to już coś. Dostał od nas mały poczęstunek na powitanie, a potem przynieśliśmy do boksu halterek z linką. Pozwoliłam mu dokładnie je obwąchać i obejrzeć, zajęło mu to dłuższy czas. Potem bawiłam się we Friendly Game, Marcin stał w drzwiach otwartego boksu, na wypadek, gdyby Fakir postanowił się ulotnić. Co chwila musiałam znów pozwalać koniowi na dokładne oglądanie liny, bardzo go to interesowało. W końcu zdjęłam mu kantar i zaczęłam się bawić w jeża z liną przerzuconą przez jego potylicę, żeby opuścił głowę. Szło mu całkiem nieźle, dosyć szybko zaczął łapać o co chodzi, większe problemy miał z utrzymaniem głowy w dole przez pewien czas. W końcu nałożyłam mu halter, który ledwie zmieścił się na jego wielkim łbie i poszliśmy na padok.
Na padoku koń musiał najpierw obwąchać cały teren i odchody koni, które tam wcześniej były. Marcin próbował się z nim bawić we FG liną, ale Fakir nie mógł ustać w miejscu, łaził i oglądał teren. W końcu zdecydowaliśmy się zacząć od FG z carrot stickiem. Wzięłam linę i pozwoliłam mu łazić naokoło mnie, sama nie ruszałam się z miejsca. W końcu koń się zatrzymał i zaczęłam machać carrotem za sobą, stopniowo coraz bliżej niego. Marcin w tym czasie machał z drugiej strony. Fakir był spokojny, nie bał się, po chwili pobawiliśmy się w głaskanie go carrotami i zarzucanie savvy stringa na grzbiet i nogi, wszystko znosił bardzo spokojnie. Co jakiś czas próbował obgryzać carroty.
Po tym, jak poszło nam tak dobrze, postanowiliśmy spróbowac jeża. Marcin zaczął od jeża carrotem na przód i Fakir dosyć szybko załapał o co chodzi. Ja ćwiczyłam później z drugiej strony. PG na tył zadziałał już od drugiej fazy! Kiedy ja próbowałam tego samego, koń odwrócił się i zaczął bardzo uważnie przyglądać się carrotowi, naciskającemu na jego bok. Zastanowił się, po czym ustąpił zadem. Sukces!
Przerobiliśmy z nim jeszcze driving na przód i na tył, szło nienajgorzej. W międzyczasie sporo FG i marchewki w formie nagrody. Mam wrażenie, że Fakir był cały czas bardzo zafrapowany tym, co robimy, że naprawdę chciał wykombinować, o co chodzi w tej grze i co powinien zrobić, żeby wygrać. Chyba zaczął też traktować marchewkę jako nagrodę, a nie jako smakołyk, który należy od nas wymusić. Oczywiście, nasze sygnały były często zbyt mało wyraźne i pogmatwane, ale chyba udało nam się nienajgorzej dogadać. Problemy miałam z cofaniem przy jeżu, ponieważ koń gryzł cały czas carrota i słabo to działało. Tak samo driving do tyłu nam słabo wychodził, musimy to jeszcze poćwiczyć.
Przy grze w jojo okazało się, że nasza linka (nieoryginalna) jest do kitu, za lekka i trochę rozciągliwa. Udało się parę razy odrobinkę cofnąć Fakira, ale nie do końca rozumiał co ma robić. Z przywoływaniem było znacznie lepiej. Jednak widziałam, że on naprawdę stara się zrozumieć czego chcemy, kiedy przyjmowałam pozycję i zaczynałam machać palcem, patrzył na mnie i widać było, że kombinuje "Ok, wiem, że coś mam zrobić, o co może chodzić..."
Potem przyszła właścicielka Fakira i to go bardzo rozproszyło, dlatego zakończyliśmy lekcję. Było bardzo sympatycznie, znacznie lepiej nam szło niż przypuszczałam. To bardzo mądry koń, szybko łapie o co chodzi i jest zainteresowany zabawą z nami. Jestem strasznie zadowolona :)