poniedziałek, września 09, 2013

Lekcja z Julią Opawską

Pisałam już o tym wcześniej, ale gdyby ktoś jeszcze nie wiedział: mamy w Polsce już drugą instruktorkę PNH, Julię Opawską. Pod sam koniec obozu miałam przyjemność mieć u niej lekcję. Było bardzo ciekawie i pouczająco, a w dodatku usłyszałam od niej kompletnie co innego, niż od Kasi Jasińskiej :) Jestem z tego powodu bardzo zadowolona - mogę czerpać z doświadczenia i pomysłów dwóch różnych osób i wyciągać z ich rad to, co najlepiej się w danej chwili sprawdza. Im więcej różnych strzał w kołczanie, tym lepiej!

Na początek (jak zawsze od pewnego czasu) pozwoliłam Dżamalowi na inwencję własną. Był bardzo energiczny, chodził po całym placu, a na koniec sam zrobił przeplatankę (ćwiczyliśmy ją poprzedniego dnia). Opadła mi szczęka. Julia stwierdziła, że skoro koń proponuje mi takie rzeczy, to mogę nasze wstępne ćwiczenia robić w kłusie - tak, jak i lekcję pasażera można robić we wszystkich chodach. Sama bym na to nie wpadła, a to w sumie dość oczywiste, jak się nad tym lepiej zastanowić :) 

Później miałam za zadanie zrobić ósemkę nie ruszając się nawet na milimetr ze swojego miejsca i trzymając długą linę za samą końcówkę. Miałam też używać jak najdelikatniejszych faz. W stępie szło nie najgorzej, ale kiedy przeszliśmy do kłusa, Dżamal swoim zwyczajem ruszył galopem do bramy. Zastosowałam technikę, której nauczyła mnie Kasia, czyli chody boczne w galopie. Julia jednak miała inny pomysł na to, jak sobie radzić w tej sytuacji. Powiedziała mi, że Dżamal się buntuje, ponieważ używam zbyt wysokich faz i wkładam w to za dużo energii. Poza tym na tym etapie powinnam stosować znacznie subtelniejsze sygnały - w końcu on zna te wszystkie gry, doskonale widzi moją mowę ciała, więc nie muszę robić obszernych gestów, żeby się z nim komunikować. A kiedy to robię to on czuje, że traktuję go jak debila. W dodatku powinnam też dawać mu więcej odpowiedzialności i nie prowadzić go na każdym kroku (np. przy ósemce). On zna ten schemat (zresztą pokazał to w przypadku Przeplatanki), więc mogę po prostu pokazać mu "robimy ósemkę" i oczekiwać, że będzie ją robił bez ciągłego przypominania "teraz skręć tu, podejdź do mnie, zmień kierunek, idź tam". Uff, wiedziałam, że czeka nas duuużo zmian. 

Oczywiście starałam się wprowadzić w życie te zalecenia, ale okazało się, że to nie takie łatwe. Musiałam znacznie bardziej się skupić, żeby przekazywać czytelne sygnały w bardziej subtelny sposób. Musiałam też pamiętać, żeby wykonywać mniejsze ruchy. Dżamal poruszał się jak mucha w smole i Julia zwróciła mi uwagę, że w tym momencie zupełnie nie wygląda jak Ekstrawertyk. I, że jeśli widzę, że nie chce mu się ruszać, to muszę go traktować jak LBI, a nie LBE. Tu właśnie wychodzi złożona osobowość mojego konia - nie jest tak łatwo dopasować swoje działania do jego potrzeb. Ale mam nadzieję, że ze wskazówkami od dwóch instruktorek sobie jakoś poradzę :)

W następnych postach dowiecie się, jak poszło mi wprowadzanie naszej relacji na kolejny poziom :)

niedziela, września 01, 2013

Pisać czas znów zacząć

Dawno już nic nie pisałam z powodu braku weny. Jednak naciski pewnej osoby w końcu zmusiły mnie do tego, żeby wziąć się w garść i zacząć znów pisać - dzięki Milena :)

Pierwsze dwa tygodnie lipca spędziłam na obozie na Anka Rancho, jako instruktorka i lektorka angielskiego. Oprócz tego codziennie bawiłam się z Dżamalem, co momentami stanowiło duże wyzwanie, z powodu zmęczenia oraz morderczego upału. Trochę bawiłam się z ziemi i sporo jeździłam. Ogólnie nie byłam zbyt zadowolona z naszych postępów - ani razu nie wyciągnęłam lassa i nie udało mi się wprowadzić konia czterema nogami na podest. Nadal również nie widziałam szczególnego entuzjazmu, kiedy przychodziłam zabrać konia z pastwiska.

Pod sam koniec obozu oglądałam z dziewczynami film z PC, ma którym Mikey opowiada o swoich Projektach. Ta koncepcja zakłada, że wymyślasz sobie Projekt - na przykład "mój koń stoi czterema nogami na podeście". Następnie proponujesz koniowi ten projekt patrząc, czy wyraża zainteresowanie. Jeśli tak, zostawiasz go w spokoju i pozwalasz mu poszukać odpowiedzi. Jeśli nie, stwierdzasz "ok, nie ma problemu, najwyraźniej wolisz robić Okrążanie w kłusie albo chody boczne." Czekasz, aż koń zada ci pytanie: "co mam zrobić, żeby dostać wygodę?". Wtedy mówisz "dzięki, że pytasz, wygoda jest przy podeście, kiedy starasz się na niego wejść." Innymi słowy dopóki koń interesuje się Projektem i czynnie w nim uczestniczy, dostaje wygodę. Jeśli nie ma ochoty współpracować, bawimy się w bardziej wymagające gry do momentu, aż zada nam pytanie. 

Mikey w ogóle uważa, że w każdą grę powinniśmy się bawić w jakimś celu. Innymi słowy koń powinien wiedzieć co ma zrobić, żeby "wygrać" grę. Kiedy bawimy się w Okrążanie i np. szukamy u konia rozluźnienia, to dajemy mu wygodę (przywołujemy go do siebie, pozwalamy iść wolniej), dopiero kiedy zacznie się rozluźniać, ale również od razu, jak zacznie się rozluźniać. Innymi słowy kiedy koń spełni warunek, dajemy mu wygodę. Dzięki temu jesteśmy fair wobec konia - nie bawimy się w grę tak długo, aż nam się nie znudzi, tylko wyznaczamy przed zabawą pewien cel. Kojarzy mi się to trochę z uczeniem dzieci angielskiego - nawet, jeśli wprowadzamy jakąś zabawę ruchową czy grę, musi mieć ona cel językowy, inaczej jest tylko stratą czasu, bo dzieci niczego się nie uczą. Dodatkowo kiedy np. puszczamy dzieciom na kasecie jakąś historyjkę po angielsku, dajemy im zawsze jakieś zadanie, np. ile lizaków zjadł smok w historyjce. Dzięki temu słuchają uważniej, bo mają konkretne zadanie do wykonania.

Spróbowałam zastosować te wszystkie porady i wyszło doskonale. Po ok. godzinie miałam powiedzmy 4 nogi na podeście, bo czwarta była tylko koniuszkiem kopyta i od razu się zsunęła. A koń wyglądał na naprawdę zainteresowanego. Przy okazji zaczęło nam wychodzić zagalopowanie podczas Okrążania - może dlatego, że się na tym nie skupiałam, a tylko traktowałam to jako element "niewygody" w moim Projekcie :)

Innym elementem, który wprowadziłam do naszych zabaw, jest rozgrzewka, w której przez pierwsze ileś czasu Dżamal może decydować o tym, co robimy. Ja jestem na samym końcu liny, idę za nim, dostosowując się do jego tempa. Jedyne, o co proszę, to ruch do przodu. Jeśli koń nie idzie, odsyłam go od siebie. Za pierwszym razem, kiedy Dżamal wreszcie zrozumiał w czym rzecz, chodził po całym placu przez 25 minut! Dotykał wszystkiego nosem, wchodził na podest, turlał piłkę, przechodził przez plandekę - innymi słowy bawił się sam :) Aż w końcu podszedł do mnie w myśl zasady "ok, mi się skończyły pomysły, co teraz robimy?" Od tego momentu zaczęłam to robić na początku każdego spotkania. Czasem zajmuje mu to chwilę i już przychodzi albo zadaje mi pytanie "co dalej?", czasem kilkanaście minut, zależnie od nastroju. Ale mam wrażenie, że ten zwyczaj mu się podoba i daje mu poczucie, że jego pomysły są równie ważne, jak moje.

Zrobiliśmy też postępy, jeśli chodzi o jazdę. Jestem w stanie przejechać kłusem całe okrążenie placu, mniej używam wodzy. Przechodzimy przez plandekę czy opony, coraz lepiej idą też chody boczne (i to w dwie strony). Myślę nad zakupem nowego siodła - bezterlicowego Barefoota Cheyenne. Testowałam je na jednej jeździe i było bardzo wygodne, a przy tym miałam poczucie, że koń jest bardziej rozluźniony. A skoro Karen Rohlf jeździ na siodle bezterlicowym, to nie może to być złe dla konia.

W następnym wpisie opowiem o lekcji, którą miałam z nową Polską instruktorką PNH, Julią Opawską. Julia póki co mieszka w UK, ale w grudniu prawdopodobnie przeprowadzi się do Warszawy. Hurra!