środa, marca 23, 2011

Pierwszy dzień wiosny

Pierwszy dzień wiosny był ciepły i słoneczny, po kilku dniach okropnej pogody, dlatego nareszcie pojechaliśmy do stajni. Straszliwe błoto zniechęciło mnie do użycia placu zabaw, dlatego ustawiłam jego miniaturową wersję na placyku przed stajnią. Składały się na niego 2 beczki i plandeka, przywlokłam też drąg, ale w końcu z niego nie skorzystałam. Co ciekawe, zazwyczaj tak mała ilość zabawek była dla mnie niewystarczająca, czułam, że będzie nudno i że nie mam pomysłu, co z nimi porobić. A tym razem spędziliśmy na placu ponad 2 godziny i mam wrażenie, że oboje świetnie się bawiliśmy. Może wiosna uruchomiła moją kreatywność i jestem bardziej prowokująca :)

Na samym początku Dżamal bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, a ja po raz kolejny przekonałam się, że PNH jest bardzo wygodne :) Na padoku, jak już pisałam, było straszne błoto. Założyłam gumiaki, ale one mają brzydki zwyczaj klinowania się w błocie, a wtedy noga w skarpetce robi kolejny krok do przodu i ląduje w przyjemnym bagienku. Dlatego postanowiłam dotrzeć do konia po drugiej stronie ogrodzenia, gdzie jest utwardzona droga, która w przyszłości będzie prowadzić do hali. Kiedy doszłam na wysokość Dżamala, on do mnie od razu podszedł z uszkami do przodu. Postanowiłam spróbować - ruszyłam wzdłuż ogrodzenia w kierunku bramy. Koń poszedł za mną i to bardzo żwawym krokiem! Otworzyłam bramę, Dżamal przez nią przeszedł i grzecznie odangażował zad, stając przodem do mnie. Nie musiałam włazić w błoto, żeby wziąć go z padoku :)

W ramach rozgrzewki pochodziliśmy po placu i podotykaliśmy różnych strasznych przedmiotów. Nie wiem, czy to kwestia dość ograniczonej przez budynki przestrzeni, czy ogólnej czujności Dżamala, ale ewidentnie czuje się on tam niezbyt pewnie i nieufnie podchodzi do taczek, folii na stercie siana, wejść do stajni i kosza na śmieci. Dlatego teraz zaczynam sesje w tym miejscu od oswojenia konia z otoczeniem.

To była trzecia sesja ze schematem ósemki. Dżamal zna go już całkiem nieźle i tym razem bez problemu wykonywał go w kłusie. Po siedmiu sesjach będzie już mistrzem ósemek :) Zamierzam następnym razem wprowadzić schemat przeplatanki - to coś podobnego, tylko używa się czterech beczek ustawionych w linii. Ten schemat też będę powtarzać przez 7 spotkań pod rząd - ta formuła zdecydowanie się sprawdza. Wbrew moim obawom Dżamal wcale się nie nudzi tą powtarzalnością, a może nawet wręcz przeciwnie. Kiedy zna schemat, bardziej skupia się na interakcji ze mną niż na próbie wykombinowania o co właściwie mi chodzi, wszystko przebiega płynniej, spokojniej i możemy dopracowywać szczegóły. Pat jak zwykle miał rację.

Później bawiliśmy się w chodzenie po plandece. Dżamal zachowywał się, jakby widział ją pierwszy raz na oczy, ale byłam bardzo zadowolona z tego, że w kółko zadawał mi pytania. Patrzył na mnie, jakby pytał "czy chcesz, żebym wszedł na plandekę? Czy mam na nią wejść jeszcze jedną nogą?". To było super. Na koniec naszych zabaw przeszedł przez nią z opuszczoną głową.

Później położyłam beczki przy ścianie i zrobiłam między nimi wąski prześwit - przygotowanie do skakania nad nimi. Robiliśmy okrążanie w kłusie, koń się rozkręcił i były nawet małe baranki z wiosennej radości :) Okazało się, że nagle zaczęło działać zmienianie kierunku podczas okrążania - jak sądzę efekt uboczny ósemek. Beczki budziły w koniu sporą konsternację, ale w końcu udało nam się parę razy między nimi przecisnąć. W dodatku sam z siebie biegał w okolicach plandeki i ewidentnie przymierzał się do przejścia po niej, ale w końcu się nie zdecydował. Cenię w nim to, że wykazuje inicjatywę i sam sobie stawia wyzwania. Bardzo fajnie wyszło nam to okrążanie, trwało dość długo, Dżamal się trochę rozruszał, było dynamicznie, coś się działo. Mam poczucie, że dopiero teraz w pełni wykorzystałam to, czego nauczyłam się na lekcji z Kasią. Dlatego 31 marca mam kolejną :)

W ogóle postanowiłam wprowadzić w życie jeszcze jedną zasadę PNH, czyli "lider zawsze powinien mieć plan, ale być na tyle elastycznym, żeby go na bieżąco zmieniać". Zaczęłam sobie zapisywać, co zamierzam robić z Dżamalem na kilka sesji na przód. Potem sprawdzam ile udało mi się zrobić. Wydaje mi się, że to działa, ale będę mogła powiedzieć coś więcej dopiero za jakiś czas.


czwartek, marca 10, 2011

Progres

Wczoraj udało nam się wreszcie uruchomić mały plac zabaw. Było na nim trochę wody i na wpół rozmarzniętego śniegu, więc linę szybko miałam przemoczoną, ale piękne słońce poprawiało mi humor :) Ustawiłam beczki do zabawy w ósemkę - teraz będę ćwiczyć ten schemat 7 razy pod rząd, to był drugi raz. W ogóle staram się być dobrym liderem i mieć plan - rozpisałam sobie najważniejsze rzeczy do zrobienia na najbliższe 4 sesje. Tym razem było to prowadzenie za linę, owiniętą wokół przedniej nogi, ósemka w stępie i kłusie, touch it (jako zabawa przerywnikowa) i chody boczne w moim kierunku (tego ostatniego nie zrobiliśmy). Udało się za to pobawić bardziej dynamicznie, robiłam travelling circles (czyli koń mnie okrąża, kiedy chodzę po padoku), po drodze Dżamal musiał radzić sobie z różnymi przeszkodami - niektóre omijał, przez inne przeskakiwał, o inne się zabijał ;) Marcin patrząc na to zrozumiał, czemu postanowiłam nałożyć koniowi ochraniacze (inna sprawa, że założyłam je odwrotnie, ale cóż...). Ósemka szła nam lepiej niż poprzednio, widać postęp. Prowadzenie za nogę wyszło właściwie samo, choć jaszcze pół roku temu, kiedy próbowałam tego ostatnio, Dżamal nie rozumiał o co chodzi, wyrywał nogę i ogólnie totalnie nam to nie szło. Podczas touch it podeszliśmy do huśtawki (w sensie takiej równoważni, zrobionej z długiej deski) i koń właściwie bez żadnej dużej zachęty wszedł na nią przednimi nogami, a potem wszystkimi czterema - kiedyś sukcesem było, jak popukał w nią nogą. 

Ogólnie rzecz biorąc byłam bardzo pozytywnie zaskoczona i poczułam, że naprawdę poczyniliśmy postępy. Nasza relacja działa znacznie lepiej niż przed zimą, choć przez ten czas nie robiliśmy zbyt wiele. Koń jest bardziej pewny siebie, traktuje mnie bardziej jak lidera, jest na mnie skupiony przez większość czasu, wystarczą małe fazy, żeby go o coś poprosić, często zadaje mi pytania. Najlepsze jest to, że pewne zadania, które zupełnie nam nie szły wcześniej, teraz są łatwe, choć ich w ogóle nie ćwiczyliśmy. Jestem pewna, że gdybym spędziła miesiąc na szlifowaniu i dopracowywaniu tych elementów, wcale nie uzyskałabym tak dobrego efektu. Jak mówi Pat, "it's not about the..."

A tu trochę zdjęć autorstwa Marcina (wszystkie w albumie TUTAJ)
Od Dżamal marzec 2011

Od Dżamal marzec 2011

Od Dżamal marzec 2011

Od Dżamal marzec 2011

Od Dżamal marzec 2011

Od Dżamal marzec 2011

Od Dżamal marzec 2011

Od Dżamal marzec 2011

Od Dżamal marzec 2011

Od Dżamal marzec 2011


piątek, marca 04, 2011

Urodziny Dżamala

Dziś Dżamal kończy 3 lata. W prezencie kupiłam mu piękną tabliczkę na boks, która jednak jeszcze nie przyszła. Już rok jesteśmy razem, a wydaje się, jakbym wczoraj jechała z nim spod Poznania. Przez ten czas udało nam się nawiązać relację, wytworzyć komunikację i wspólnie wiele się nauczyć. Mam nadzieję, że za jakiś czas uda nam się zaliczyć L2 z ziemi, chyba oboje jesteśmy na to powoli gotowi. 

Wczoraj poszliśmy na urodzinowy spacer - ja, Marcin i Dżamal. Było piękne słońce, chodziliśmy trochę po drogach, a trochę na przełaj, przez zamarznięte łąki. Dżamal zajadał się zeschłymi badylkami, które wygrzebywał spod śniegu. Na początku spaceru był dość czujny i mocno się rozglądał, po 15 minutach się rozluźnił. Ale najciekawsze jest to, że po godzinie spaceru wszedł na jeszcze wyższy stopień rozluźnienia, człapał sobie kawałek za nami w równym tempie, głowa opuszczona, jakby wpadł w rytm i mógł tak iść godzinami. My sobie rozmawialiśmy, prawie zapominając, że mamy konia na końcu liny :P Było bardzo sympatycznie. Co prawda przy przechodzeniu przez rów Dżamal się prawie zabił, choć to wcale nie była szczególnie trudna przeszkoda - jak ja mam myśleć o wsiadaniu na tego konia, jak on nie łapie równowagi nawet bez jeźdźca? :)

---

W niedzielę bawiłam się z Dżamalem w ósemki wokół moich nowych beczek (na placyku przed stajnią, bo tam było najwygodniej). Są dosyć niskie, ale dzięki temu wygodniej przekłada się nad nimi linę. Kiedy byłam chora, oglądałam masę filmików z Patem i doszłam do wniosku, że zazwyczaj za szybko kończę zabawę z jednym schematem. Pat prosi konia o co najmniej 4-5 ósemek, zanim go do siebie zawoła i powtarza to ćwiczenie tak ze 3 razy. Ja zazwyczaj po 3 ósemkach kończę, bo wydaje mi się, że koń się już znudził. Tym razem zrobiłam tak, jak Pat i oczywiście dało to bardzo dobre rezultaty. Po kolejnej ósemce (nie liczyłam) koń mi się rozluźnił i załapał o co chodzi, jakość ósemek bardzo podskoczyła. Mam silne postanowienie, że zgodnie z inną zasadą Pata będę robić ósemki przez 7 spotkań pod rząd, zanim uznam, że koń naprawdę rozumie ten schemat.

Później chciałam pobawić się w okrążanie, ale jakoś zupełnie nam nie szło. Koń był rozkojarzony, nie skupiał się na mnie. Po paru minutach zorientowałam się, że coś za dużo macham carrot stickiem, że coś musi być nie tak - przecież zazwyczaj wystarczą delikatne sygnały. Zastanowiłam się, przyjrzałam koniowi i doszłam do wniosku, że on jest niepewny i boi się otoczenia. Faktycznie, siano pod ścianą było zakryte płachtą, która trochę szeleściła. Zaczęłam więc chodzić po podwórku, bawiąc się w touch it. Ponieważ Dżamal świetn ie zna tę grę, postanowiłam popracować nad parametrem pt. "dystans", czyli wysyłać go do konkretnego miejsca, stojąc jak najdalej, żeby działał bardziej samodzielnie. Na początku kleił się do mnie i nie bardzo chciał chodzić sam, ale po pewnym czasie zaczęło nam to lepiej wychodzić. Okazało się, że oglądanie podwórka było dobrym pomysłem, w wielu miejscach Dżamal stawał się spięty i widać było, że czuje się niepewnie. Dzięki temu, że poświęciłam czas na oswojenie się z otoczeniem, koń się rozluźnił i znów na mnie skupił.