niedziela, stycznia 30, 2011

Podest

Ostatnio rzadziej jeździmy do Dżamala, bo ciągle jestem chora :( Dziś pojechaliśmy tylko pod warunkiem, że Marcin będzie się z nim bawił, a ja posiedzę w cieple, ale oczywiście nie udało mi się do końca dotrzymać tych warunków... A to dlatego, że wreszcie w stajni pojawiły się długo wyczekiwane podesty! Anka zamówiła je już chyba pół roku temu, ale wiadomo - rzemieślnicy w Polsce się nie spieszą. Co prawda, zamówienie było nietypowe i ów rzemieślnik musiał z pewnością włożyć sporo pracy koncepcyjnej w stworzenie takiego podestu. W każdym bądź razie dostaliśmy prototypy do przetestowania.

Pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne. Podest jest dość ciężki, ale da się go przenieść. Stabilny, spory (70x70 cm), kwadratowy, ale rogi są ścięte, pokryty od góry materiałem antypoślizgowym. Konstrukcja wykonana jest z metalu. Sprawdzałyśmy z Anką osobiście, że podest jest solidny. Ma jednak jedną podstawową wadę: konstrukcja nie jest po bokach zasłonięta, więc koń mógłby z łatwością włożyć nogę pomiędzy górną i dolną belkę (Dżamal z pewnością od tego by zaczął). Rzemieślnik został więc poproszony o dorobienie cienkich deseczek ze wszystkich boków. Druga sprawa to górna płyta (chyba sklejka), która wystaje trochę poza obrys konstrukcji i koń może o nią zawadzać, podnosząc nogę, w dodatku łatwo może się w nią uderzyć, chodząc wokół. Albo trzeba ją przyciąć, albo obłożyć gumą czy czymś miękkim, żeby koń się nie poobijał. Cieszę się już na moment, kiedy będę mogła pobawić się z Dżamalkiem nową zabawką :) Jako, że podesty są dwa, można je połączyć w taki mały mostek! :)

Podglądałam też zabawy Marcina na padoku. Jak zwykle nie założył Dżamalowi haltera, tylko bawił się z nim pośród stada. Wziął ze sobą piankowy makaronik (to kolejna nowa zabawka u nas w stajni) i przyzwyczajał do niego konie. Ponoć na początku okrążały go nieufnie i zwiewały galopem (Dżamal również), ale później już się oswoiły. Nasz arabek stał spokojnie i w ogóle już się nim nie przejmował. Później Marcin zaczął używać mararonika jak carrot sticka i prowadzał Dżamala po padoku. Koń szedł ładnie, ustępował od nacisku, nawet chody boczne zrobił, wszystko na Liberty :) Jestem z nich obu bardzo dumna.

wtorek, stycznia 18, 2011

Nadrabiam zaległości

Zgodnie z obietnicą, uzupełniam co nieco nasze ostatnie zabawy z Dżamalem. Nie będę wszystkiego dokładnie opisywać, bo tak dobrze nie pamiętam każdego spotkania, ale postaram się opowiedzieć trochę o naszych postępach.

Ogólnie rzecz biorąc miałam ostatnio mały kryzys koński. Pewnie złożył się na to fakt, że pogoda jest do niczego i u nas w stajni nie ma za bardzo warunków do zabawy. Na dużym padoku stoją konie, na małym jest aktualnie jezioro, na spacer nie było jak iść ze względu na ślizgawicę, na dużych padokach albo śnieg po kolana, albo błoto w podobnych ilościach - ogólnie nędza. Przez to trudno mi realizować program, który pokazała mi Kasia, nie ma kompletnie gdzie konia poruszać :( Z drugiej strony jakoś nie mogłam sobie odpowiedzieć na pytanie, do czego właściwie dążę, jak ma wyglądać moja droga z Dżamalem, czego chcę. Czasem bywało naprawdę fajnie, a czasem sama nie wiedziałam o co mi chodzi i koń doskonale to czuł. Przywódca musi być zdecydowany i mieć plan, a ja nie potrafiłam sobie poradzić sama za sobą. Kolejna sprawa to brak wsparcia. Niby jestem w stajni naturalsowej, ale ludzie  przez większość czasu jeżdżą w teren, mało osób bawi się z końmi na linie, w związku z tym nie mam się z kim dzielić wrażeniami, wspólnie przeżywać i nawzajem się inspirować. Jest oczywiście Marcin, ale on się nie pasjonuje końmi, jest parellowaniem zainteresowany na swój własny sposób. Może z czasem coś się w tej kwestii poprawi.

Na szczęście ostatnio kryzys się skończył (między innymi dzięki Sylwii, z którą przegadałam dłuższy czas o koniach ostatnio). Znów nabrałam wiatru w żagle i mam coraz więcej pomysłów i energii, żeby je realizować. Także spodziewajcie się więcej wpisów w najbliższym czasie :)

Co tam się działo...
1. Spacery. Zaczęliśmy więcej chodzić w ręku na wycieczki i zamierzam kontynuować ten trend o ile pogoda pozwoli. W opinii obserwatorów (moi rodzice + Marcin) jest widoczna różnica na plus w sposobie mojego komunikowania się z Dżamalem, w jego pewności siebie i tym, jak zwraca na mnie uwagę w terenie. Ja tego tak dobrze nie widzę, ale feedback pomaga poczuć, że idzie się w dobrym kierunku :)

2. Liberty. Trochę z przymusu zaczęłam z Dżamalem zabawy na wolności. Parę razy były tak kiepskie warunki, że nawet go nie zabierałam z dużego padoku ze stada i nie nakładałam mu haltera. Byłam zaskoczona, jak dobrze nam szło. Udało nam się nawet zrobić chody boczne przodem do pnia! Największym problemem było siano, które konie niedawno dostały i co jakiś czas koń oddryfowywał do jedzonka i musiałam go znów zahaczać. Ale ogólnie test naszej relacji wyszedł zupełnie nieźle, jeż, ustępowanie od sugestii, podążanie za mną wychodziło bez większych trudów.

Jeśli chodzi o łapanie na padoku, też jest lepiej. Kiedy wchodzę na padok, koń cały czas na mnie patrzy, a kiedy jestem blisko, podchodzi. Ja nigdy nie idę prosto do niego, tylko trochę w bok, więc kiedy on rusza w moim kierunku, mijam go i on się za mną zabiera. Dziś poszedł za mną bez haltera aż do samej bramy.

3. Przyczepa. Ostatnio ćwiczyliśmy wchodzenie do przyczepy (tylko w jej okolicy były jakiekolwiek warunki do zabawy). Przyznaję się, że nie zadbałam do końca o to, żeby sytuacja sprzyjała sukcesowi ("set things for success"), ponieważ wejście do przyczepy było w dość klaustrofobicznym miejscu. Następnym razem poproszę kogoś, żeby podwiózł ją kawałek dalej. Mimo to Dżamal był bardzo dzielny, najpierw dotykał przyczepy nosem, potem ustawiłam go przy niej trzecią strefą, na koniec zaczęliśmy stawiać przednie nogi na rampie. Wystąpiło zjawisko "przylepienia się" do przyczepy - kiedy koń stał przy niej, było go bardzo trudno wysłać, bo zamiast odejść coraz gorliwiej ją obwąchiwał, lizał i obgryzał :)) Przerwałam zabawę, kiedy pewnie, na lekki gest ręką postawił przednie nogi na rampie, a pyskiem obwąchiwał wnętrze przyczepy. Myślę, że jeszcze trochę i będzie bez problemu sam się ładował.


poniedziałek, stycznia 17, 2011

Wizyta kowala

Wczoraj odwiedził nas Zbyszek, kowal, zajmujący się naturalnym werkowaniem metodą SANHCP (http://www.palohb.com/kopyta/index.html). Obejrzał kopyta Dżamala i poprawił ich kształt tak, żeby lepiej pracowały, rozszerzały się i nie pękały. Okazało się, że na razie nie jest idealnie, ale jako, że jest to młody koń, za jakiś czas powinniśmy wyprowadzić kopyta na prostą. Muszę zwracać uwagę na pęknięcia i zmianę kształtu kopyta, czyli, czy ściany wsporowe zaczynają iść pod lepszym (bardziej rozwartym) kątem. Przynajmniej tyle z tego zrozumiałam :) 

Zrobiłam kilka zdjęć kopyt, ale są kiepskiej jakości, bo używałam komórki.

Przednie kopyto przed werkowaniem (jest trochę przerośnięte, bo nie robiłam go jakiś czas, żeby kowal miał na czym popracować):

I po werkowaniu:

Dżamal na samym początku zaczął oczywiście testować Zbyszka. Podawał niechętnie nogi, a kiedy został napomniany pociągnięciem za halter, nadepnął Zbyszkowi na nogę i popatrzył się na niego bezczelnie: "A co teraz zrobisz?" Na szczeście nasz nowy kowal wie, jak sobie radzić z końmi, więc łagodnie, acz stanowczo pokazał Dżamalowi, że należy mu się szacunek. Dzięki temu już po chwili koń grzecznie dawał nogi i stał spokojnie. Jedynie przy prawej tylnej nodze się trochę spinał, bo kiedyś został tam zacięty przez innego kowala.

Następne werkowanie za miesiąc. Mam nadzieję, że Dżamal przyzwyczai się do nowych "butów" i będzie mu się lepiej chodziło.

Jutro postaram się napisać coś niecoś o naszych ostatnich zabawach, bo od jakiegoś czasu nie piszę na bieżąco. Mam nadzieję, że uda mi się trochę uzupełnić zaległości.