sobota, kwietnia 24, 2010

Zabawy w trudnych warunkach

Ostatnie zabawy z Dżamalem wyglądały inaczej niż do tej pory i mam nadzieję, że oznacza to mały przełom w naszej relacji. Na początek nie podszedł do mnie na pastwisku. Czekałam na to już od jakiegoś czasu - Dżamal z natury jest ciekawski i towarzyski, dlatego podchodzi do każdego człowieka, który zjawi się w okolicy. Wiedziałam więc, że nie wynika to z naszej relacji, a tylko z jego usposobienia. Zastanawiałam się, kiedy koń uzna, że w zasadzie to po co on ma do mnie przyłazić i dawać sobie znów czyścić nogi z grudy czy coś w tym guście. Ale zamiast "Oh no" uznałam, że to świetny moment, żeby popracować nad naszą relacją i wprowadzić ją na nowy poziom. Pobawiliśmy się w "catching game", za pierwszym razem koń podszełd do mnie z położonymi uszami i "miną teściowej". Po raz pierwszy naprawdę ujawniła się jego lewopółkulowość i spróbował na mnie gier dominacyjnych. To też mnie ucieszyło - do tej pory raczej potulnie robił to, co chciałam, ale bez szczególnego zaangażowania, na zasadzie "dobrze, zrobię to, ale właściwie to o co ci chodzi?". Oznaki chęci zdominowania pokazują, że zaczął traktować mnie na poważnie oraz, że jest bardziej pewny siebie (nad czym ostatnio pracowałam). W każdym razie trochę go przegoniłam, z taką miną nie będzie do mnie podchodził. Za drugim razem uszka były już do przodu, założyłam mu halter i zabrałam na plac zabaw.

Trzeba przyznać, że warunki były wyjątkowo niesprzyjające - wiał porywisty wiatr, co chwila padał lodowaty deszcz, a nawet śnieg. Co jakiś czas wychodziło słońce, a potem znów padało. Ale postanowiłam się nie zrażać, ubrana w ciepłą kurtkę i rękawiczki. Dżami nie był zachwycony pogodą, ale chyba rozgrywka między nami rozgrzała go podobnie jak mnie :) Przez pierwsze 10 minut ustalaliśmy przywództwo. Dżami miał cały czas "minę teściowej", łypał na mnie i próbował mnie odpychać nosem, w sensie zrobić mi driving przy użyciu przodu ciała, nie było to włażenie ze strachu, a świadoma próba przestawienia mnie. Ja oczywiście próbowałam zrobić to samo, skupiłam się na jego pierwszej strefie (nos i to co przed nosem), bo pamiętam, że Linda mówiła, że działanie w tej strefie podnosi szacunek u konia. Przez dłuższy czas Dżamal nie chciał ustępować przodem, kilka razy zrobiłam mu "bump" liną, czyli szarpnęłam ją w dół, żeby zadziałać na jego nos, kiedy się zbyt mocno do mnie zbliżał. Kiedy się cofał, odpuszczałam. Potem znów przestawiałam przód. W końcu się udało i zaczął odchodzić w bok od carrota, parę razy przeżuł i przestał robić miny (a przynajmniej je ograniczył).

Od tego momentu czułam, że znacznie bardziej się na mnie skupia i, że emocjonalnie się zaangażował w całą sytuację. Na dłuższą metę dało to też taki efekt, że wzrosła jego pewność siebie i nie ma już takiego problemu z przebywaniem dalej ode mnie, kiedy się bawimy. Podczas "touch it" z własnej inicjatywy odszedł na całą długość liny, a przedtem trzymał się bardzo blisko i przy jojo od razu chciał wracać, jak tylko cofnęłam go parę kroków od siebie. Bardzo mnie cieszy ta zmiana, bo oznacza, że idziemy we właściwym kierunku. Poza tym koń podczas zabaw baaardzo dużo przeżuwał, właściwie co chwila. Myślę, że coś mu tam w głowie przeskoczyło, ja zapewne też się zaczęłam inaczej zachowywać (tak przynajmniej sądzę) i zabawa z nim zaczęła być znacznie bardziej podobna do zabaw z innymi końmi. Do tej pory nie mogłam znaleźć do niego klucza, cały czas nie rozumiał, że z człowiekiem można mieć jakąś relację, wykonywał polecenia, rozumiał coraz lepiej moje gesty, ale nie przekładało się to na nasze stosunki. Mam wrażenie, że to się właśnie zmieniło.

Po skończonych zabawach (Firendly z torebką, spróbowaliśmy trochę Sideways, dosłownie kilka kroków oraz Circling Game, w sumie 4 kółka w stępie - obie zabawy szły bardzo dobrze) zabrałam go na trawkę, a przy okazji znów zajęłam się grudą. Marcin go trzymał, ja zdrapywałam strupy, myłam Manusanem i smarowałam maścią. Nie wiem, czy to wynik zabaw, poprzednich zabiegów czy obecności trawy, ale szło znacznie lepiej niż poprzednio, Dżamal mniej machał nogami i stał spokojnie. Po zabiegach zabrałam go na naprawdę bujną trawę, po drodze musieliśmy przejść przez rów i Dżamal bez problemu go przeskoczył. Po drugiej stronie płotu stało stado (póki co na piachu) i wszystkie konie przyszły oglądać Dżamiego. Miałam wrażenie, że z zazdrością patrząyły na to, jak obżera się zieloną trawką :)

piątek, kwietnia 16, 2010

Love, Language and...

Leadership. No właśnie... Okazało się, że tego ostatniego elementu nam trochę zabrakło. Tak to jest - kiedy bawiłam się z cudzymi końmi, nie miałam problemów z egzekwowaniem posłuszeństwa i stawianiem siebie w roli przywódcy. A z własnym jakoś mi to słabiej wychodzi. Myślę, że wynika to w dużym stopniu z tego, że z Dżamalem idealnie działa drugi ze składników, czyli Language - język, komunikacja, porozumienie. Nigdy jeszcze z żadnym koniem nie udało mi się nawiązać tak subtelnego dialogu i to jeszcze w tak krókim czasie. I właśnie dlatego, że on rozumie bardzo delikatne gesty, starałam się robić przy nim wszystko bardzo "cichutko", szeptać do niego, zamiast krzyczeć. Z drugiej strony widziałam, że często zachowuje się bardzo niepewnie, zwłaszcza, kiedy nie ma w pobliżu innych koni i, że nie mogę tak do końca rozbudzić w nim ciekawości i "play drive", chęci zabawy. Dopiero Marcin zwrócił mi uwagę, że muszę stać się dla Dżamala w większym stopniu liderem, że on ciągle nie odnalazł się jeszcze w nowej sytuacji, jest niepewny i czuje się zdany sam na siebie. Powinnam stać się dla niego oparciem i źródłem poczucia bezpieczeństwa, wtedy wszystko inne zacznie działać. I rzeczywiście, kiedy spróbowałam pójść w tym kierunku, od razu było widać poprawę. Ciekawa jestem ile jeszcze razy przy tym koniu doznam tzw. OBOP-u (Olśniewającego Błysku Oczywistej Prawdy).

Wczorajsza wizyta zaczęła się od przykrego odkrycia, że myszy zeżarły moją piłkę! Chciałam pobawić się nią z Dżamalem, a tu w gumie widnieją spore, powygryzane dziury. Kot stajenny stanowczo za bardzo próżnuje... Pogoda była piękna, więc wzięłam Dżamala na plac zabaw. Prowadziłam go z trzeciej strefy i oglądaliśmy po kolei różne opony i pniaki. Nie był nimi jakoś ekstremalnie zainteresowany. Potem robiłam dużo friendly z nogami, ponieważ odkryłam ostatnio na jego nogach grudę, a on sobie nie daje za bardzo dotykać tyłów. Szło nieźle, zwłaszcza, że na padoku było sporo świeżej trawy, która bardzo konia zajmowała. Potem wzięłam carrota ze stringiem i zaczepiłam o jego nogę, to znaczy jedną ręką trzymałam carrota, linka szła wokół nogi, a jej koniec trzymałam drugą ręką. Chciałam go nauczyć podążania za naciskiem. Nie do końca rozumiał o co chodzi, ale trochę się ruszał, kiedy ciągnęłam za linkę. W końcu postawiłam jego kopytko na pniaku, a on bardzo uważnie je obejrzał. Nie udało się jednak zrobić, żeby przeniósł na tę nogę ciężar ciała.

Potem postanowiłam nauczyć go czwartej gry, czyli jojo. Cofał się nawet ładnie, ale po paru krokach od razu chciał do mnie wracać. Widziałam, że czuje się niepewnie, kiedy stoi dalej ode mnie. Jak można się domyślić, jojo w moim kierunku wychodziło najlepiej :)

Później bawiliśmy się w coś na kształt okrążania, połączonego z przeciskaniem między dwoma leżącymi pniakami. Dżamal nie palił się do skakania i wykorzystywał tę przerwę, żeby ominąć przeszkodę. Zupełnie mi to nie przeszkadzało, bo takie przeciskanie jest pierwszym krokiem do czegoś więcej. Robiliśmy to nawet w kłusie. Dżamal rusza się chętnie i z energią, ale nie nakręca się podczas biegania, ma dość regularny krok, ogólnie jego chody mi się podobają. Gdyby jeszcze przy zakrętach i pokonywaniu trudniejszego terenu tak mu sie nogi nie plątały, to byłby całkiem eleganckim koniem. Nie zdawałam sobie sprawy, że młode konie tak zupełnie nie radzą sobie ze swoim długim ciałem i czterema kończynami. Mam wrażenie, że mój arabek nie do końca wie, gdzie się kończy, jaki ma zakres ruchu i ciągle potyka się o własne nogi. Cóż, koordynacja przyjdzie z czasem. Tym bardziej nie rozumiem jak można jeździć na tak młodych koniach? Jak one mogą łapać równowagę pod jeźdźcem, jak same jej jeszcze do końca nie czują?

Ćwiczyliśmy też ruszanie, kłusowanie, zatrzymywanie i cofanie z pierwszej i trzeciej/drugiej strefy (czyli przed koniem i koło konia w miejscu, gdzie siedzi jeździec/ koło łopatki), w zależności jak wyszło. Zmiany chodów szły lepiej, kiedy koń był za mną, byłam bardzo zadowolona z kłusa z trzeciej strefy, ponieważ Dżamal mnie nie wyprzedzał i biegł równym tempem. Kiedy kłusował za mną i ja skakałam przez opony czy pniaki, to szedł za mną i też skakał. Zaprzestałam jednak tego eksperymentu, bo prawie się zabijał na przeszkodach, nie umiał wymierzyć susa i potykał się ciągle. Potem prowadziłam go koło siebie i wybierałam taką trasę, żeby mógł znaleźć przejścia między oponami, starałam się ją urozmaicać, żeby była dla niego ciekawa. Za każdym razem, kiedy omijał przeszkodę w jakiś sposób, łypał na mnie, jakby sprawdzał, czy zauważyłam, że oszukuje i nie próbuje skoczyć :P Było bardzo sympatycznie.

Potem przyszedł Marcin i też się chwilę bawił z Dżamalkiem. Udało mu się nakłonić go do przejścia przez parę przeszkód, ale arabek ciągle za nisko podnosił nogi i pukał w pniaki. Dopiero, kiedy Marcin zaczął wysoko unosić nogi, koń zaczął go naśladować i w ten sposób nauczyć się przechodzić przez drągi.

Później zabraliśmy go przed stajnię, żeby umyć mu nogi. Nigdy jeszcze nie korzystałam z myjki, więc postanowiłam go odczulić na szlauch. Podczas tej zabawy jego koleżanka z pastwiska. Indiana, została zabrana za stajnię na podkuwanie i robiła przy tym trochę hałasu. Dżami doszedł do wiosku, że ją mordują i bardzo się denerwował, latał jak szalony i rżał rozdzierająco. W dodatku konie na padoku zaczęły galopować, co nie polepszało sytuacji. Starałam się go uspokoić, ale nie szło to zbyt dobrze. Wtedy właśnie Marcin zasugerował mi mocniejsze działanie przywódcze i to rzeczywiście zdało egzamin. Zaczęłam konia energicznie cofać, za kazdym razem, kiedy zwracał na mnie uwagę, przestawałam. Za czwilę znów się rozglądał za końmi, to znów go cofałam, na tyle szybko i energicznie, żeby musiał się choć na chwilę skupić. Trwało to z 5 minut, ale w końcu udało się - rozluźnił się, uspokoił i zwracał na mnie większą uwagę niż na otoczenie.

Potem wznowiłam friendly z myjką, ale byłam bardziej stanowcza. Zamiast machać szlauchem w nieskończoność, zaczęłam delikatnie polewać mu kopyta wodą i przytrzymałam go, kiedy chciał się odsunąć. Nie panikował - gdyby bardzo się bał, to oczywiście pozwoliłabym mu się wycofać, ale poprzednio parę razy powąchał węża, więc już był trochę odczulony. W każdym razie przestałam go polewać dopiero, kiedy trochę odpuścił. Zrobiłam tak ze 3 razy i już stał spokojnie. To samo z tylnymi nogami, niezbyt mu się to podobało i stał w pozycji "słonika na piłce", ale się nie wyrywał i bez problemu umyłam mu nogi. Poszliśmy na trawkę trochę wyschnąć.

Później przeszliśmy do przemywania nóg Manusanem (to taki odkażający środek, dobrze działa na grudę). Przednie nogi poszły łatwo, gorzej było z tylnymi. Marcin trzymał Dżamala, a ja się starałam jakoś opanować jego machające na wszystkie strony kopyta. W końcu jednak przejęłam linę i zaczęłam go cofać za każdym razem, kiedy się wiercił i wyrywał nogę. Potem głaskałam, robiłam trochę friendly z tą nogą i próbowałam dalej. Udało mi się w końcu trochę przemyć pęcinę i posmarować maścią, z drugą było trochę gorzej, ale tam prawie nie ma grudy, więc zaliczam ten dzień do udanych.

wtorek, kwietnia 13, 2010

Wizyta moich rodziców

W trakcie świąt Wielkanocnych do Dżamala zawitali też moi rodzice oraz siostra, a więc koń stał się już oficjalnie członkiem rodziny. Byłam z niego bardzo dumna, ponieważ stał bardzo spokojnie nawet wtedy, gdy jednocześnie czyściły go trzy osoby - tata z jednej strony włosianą szczotką, siostra z drugiej gumowym zgrzebłem, a mama czesała mu grzywę. Dostał cały worek marchewek (co prawda Marcin kilka mu zabrał, ale Dżamal o tak wyglądał na zadowolonego). Potem trochę się z nim bawiłam w "touch it", zaczyna coraz lepiej rozumieć, że mi o coś chodzi i prowadzam go po podwórku w jakimś celu. Przez dłuższy czas obwąchiwał duży kosz na śmieci, odkrył jego pokrywkę i próbował ją podnieść. Kiedy ona stukotała, odskakiwał, ale za chwilę znów ją badał. Zachowywał się zupełnie jak mój kot. Z jednej strony był ciekawy, ale z drugiej strony wyraźnie się bał tego kosza. Zastanawiam się czego to kwestia - choć udaje mi się z nim nawiązać pewien dialog, nie potrafię ciągle rozbudzić jego chęci zabawy, nie wiem, czy to kwestia braku pewności siebie, zaufania do mnie, czy też jestem zbyt mało prowokująca...

A tu trochę zdjęć autorstwa mojego taty i siostry (po kliknięciu pojawi się większa wersja):
Od Wizyta rodziców

Od Wizyta rodziców

Od Wizyta rodziców

Od Wizyta rodziców

Od Wizyta rodziców

Od Wizyta rodziców

Od Wizyta rodziców

Od Wizyta rodziców

Od Wizyta rodziców

Od Wizyta rodziców



czwartek, kwietnia 08, 2010

Wizyta teściów

Dziś trochę nowych zdjęć Dżamala, autorstwa mojego Teścia. Odwiedziny rodziców Marcina wypadły bardzo dobrze, konik im się bardzo podobał. Może jutro wrzucę zdjęcia z wizyty moich rodziców - tak, tak, Dżami stał się oficjalnie członkiem rodziny :) A póki co został wcielony do większego stada, integracja idzie powoli, bo arabek nie daje się łatwo podporządkować. Na szczęście ma przy boku Castaminę (srokatą klaczkę), więc ma kogo w razie czego ugryźć w zadek.

Uczymy się podnosić nogi na pukanie carrotem, Dżamal podnosi na ja pierwszą fazę, ale nie umie póki co utrzymać ich w górze, raz, że traci trochę równowagę, a dwa, że nimi macha strasznie i boczy się na carrota, co jakiś czas próbuje kopnąć go tylną nogą. W ogóle podnoszenie przodów idzie znacznie lepiej, nad tyłami ciągle pracujemy. Za to przestawianie przodu i tyłu na sugestię idzie nam bardzo dobrze, tak samo prowadzenie z trzeciej strefy, czyli "chodzenie przy nodze", jak to nazywa Beata od Leo. Nauczyłam go nawet zatrzymywania się i cofania od drivingu carrotem przed klatką piersiową, kiedy prowadzę go z trzeciej strefy - to pierwszy koń, z którym mi się to udało. W ogóle mój arabek łapie wszystko w lot, jest bardzo inteligentny i kontaktowy (i to nie tylko moja opinia, żeby nie było :P Nawet Anka ostatnio tak powiedziała).

Od Wizyta teściów

Od Wizyta teściów

Od Wizyta teściów

Od Wizyta teściów

Od Wizyta teściów

Od Wizyta teściów

Od Wizyta teściów

Od Wizyta teściów

Od Wizyta teściów

Od Wizyta teściów

Od


Od Wizyta teściów

Od Wizyta teściów

Od Wizyta teściów

Od Wizyta teściów