wtorek, grudnia 15, 2009

Araby

Ostatnio robię sobie przerwę w szukaniu konia, ale to wcale nie znaczy, że przestałam o tym myśleć albo snuć plany. Aktualnie naszła mnie faza na... konia arabskie. Do tej poryw ogóle nie brałam ich pod uwagę, wychodząc z założenia, że są dla mnie za małe, a w ogóle to mają zbyt gorący temperament. Ostatnio mi się jednak odmieniło i w dodatku okazało się, jak się dowiedziałam od miłośników tej rasy, mój wzrost in waga nie powinny robić na nich większego wrażenia.

Dlaczego właśnie araby? Z kilku względów. Po pierwsze jedyny koń z oglądanych przeze mnie (a trochę już tego było), który zrobił na mnie naprawdę duże wrażenie i miał w sobie "to coś", to była pół-arabka, Pacynka (można o niej poczytać w poście o drugiej wizycie w Stadninie nad Wigrami). Drugim arabem, który ostatnio zrobił na mnie wrażenie, był arabek ze stajni w Łazienkach, którego obserwowałam, bawiąc się z Barokiem. Mając andaluza na lince przez pół jazdy gapiłam się na araba, który miał trening ujeżdżeniowy, wyglądał super.(pisałam o nim co nieco w postach o Baroku). Po drugie są piękne i zawsze bardzo mi się podobały - mają w sobie taką szlachetność i dumę, kwintesencję końskiego piękna. A na dodatek kiedy czytam o tym, jakie podejście do swoich zwierząt mają arabiarze, to przypomina mi to w dużej mierze to, jak ja widzę moją relację z koniem. Owszem, wiadomo, że są to konie gorącokrwiste, mają w sobie ten pustynny wiatr ;) , ale przy tym są bardzo inteligentne i mają niesamowitą charyzmę, ma się wrażenie, jakby z człowiekiem rozmawiały.

Być może w okolicach lutego wybiorę się do Janowa albo Michałowa, żeby pooglądać konie. Wbrew pozorom można je nabyć za nieduże pieniądze, choć oczywiście te najlepsze chodzą nawet po kilkaset tysięcy dolarów. Może właśnie wśród arabów znajdę tego jedynego, kto wie...