czwartek, listopada 26, 2009

Nowe Levele

Bardzo się cieszę, że wyszły nowe płyty Parellich do wszystkich czterech poziomów PNH. Zamówiłam póki co poziom 1 i 2 (w jednym opakowaniu), ale teraz kombinuję, żeby jednak zamówić zestaw wszystkich czterech. Do końca roku cena dla członków Savvy Club jest całkiem przystępna. Ciekawa jestem co nowego wymyślili Pat i Linda, chętnie zerknę na późniejsze poziomy, żeby zobaczyć, jak wyglądają zabawy na późniejszym etapie.

Moje poszukiwania konia na razie wytraciły nieco tempo, pewnie dopiero na wiosnę znów zacznę szukać z pełnym zaangażowaniem. Ostatnio bardzo spodobała mi się jednak klaczka fryzyjska, ale nie wiem jeszcze, co z tego będzie, bo nie znam póki co ceny, a i sam właściciel nie jest jeszcze do końca przekonany, czy w ogóle chce ją sprzedawać. Dziewczynka jest piękna, to chyba najładniejszy polski fryz, jakiego widziałam (póki co na zdjęciach i na filmiku, ale może za jakiś czas się wybiorę obejrzeć ją w realu). Ma w sobie to coś.

Jest jeszcze parę innych koników z nieco niższej półki cenowej, które mogłabym obejrzeć, kilka młodziaków z okolic Otwocka i jedna 6-cioletnia, trochę jeżdżona klacz z Góraszki. Mam też możliwość dzierżawy 2-latka, ładnego karuska i zastanawiam się nad ta opcją, żeby się trochę pobawić z młodym koniem i zobaczyć jak to jest. Ale jakoś straciłam ostatnio impet, więc nie wiem, kiedy się zbiorę w sobie, żeby pojechać je oglądać. Jakaś jesienna depresja mnie dopadła i nic mi się nie chce :P

wtorek, listopada 17, 2009

Ostatnie spotkanie z Barokiem

Wczoraj pojechałam po raz ostatni pobawić się z Barokiem. Postanowiłam spróbować techniki, którą ostatnio widziałam na filmiku z Lindą, czyli "Me and my shadow." To taka wersja lekcji pasażera na linie. Idzie się koło konia i naśladuje jego zachowanie, poziom energii itp. Sporo się w związku z tym nabiegałam, bo były kłusy, galopy, wariactwo na linie, no to musiałam robić to samo. Zmęczyłam się, ale w końcu koń się całkiem rozluźnił, wytarzał kilka razy (cały czas na linie) i ogólnie zszedł z poziomu adrenaliny. Nie była to może bardzo duża zmiana, ale jednak łeb miał poniżej kłębu, co mu się bardzo rzadko zdarza. Mam wrażenie, że takie sesje by mu się częściej przydały, bo udało mi się go troszkę przekonać, żeby wziął na siebie choć trochę odpowiedzialności za to, gdzie idziemy. A to niezbędne, żeby wytworzyło się partnerstwo.

Ten mały sukces nie zmienił mojego ogólnego poglądu - że Barok wymaga co najmniej roku cierpliwej, rzetelnej pracy z ziemi, zanim zacznie nadawać się do jazdy i nabędzie większej pewności siebie oraz zrównoważenia.

wtorek, listopada 10, 2009

Co dalej?

Niedługo kończy się dzierżawa Baroka i zastanawiam się co dalej. Póki co nie zapowiada się, żebym zdecydowała się wreszcie na kupno konia, więc doszłam do wniosku, że poszukam sobie kolejnego konia do dzierżawy (ale tym razem pełnej, nie współdzierżawy). Dzięki temu dowiem się więcej o koniach, nauczę się nowych rzeczy, będę miała szansę popracować z innym zwierzakiem, to zawsze fajna zabawa i nowe doświadczenia. Może któryś z takich koni mi przypadnie do gustu i będę go chciała kupić? To zawsze lepsza opcja, móc poznać konia bliżej i mieć więcej czasu na podjęcie decyzji.

piątek, listopada 06, 2009

Chwila w siodle

Wczoraj po raz pierwszy osiodłałam Baroka i na chwilę na niego wsiadłam. Samo siodłanie przeszło spokojnie, chwila friendly i koń nie wyglądał, jakby miał coś przeciwko. Jakieś 40 minut bawiliśmy się we friendly z liną, z prawej strony konia mogłam nią machać i zarzucać mu na głowę, ale z lewej strony jest znacznie gorzej i wymaga to jeszcze sporo pracy. Zresztą chody boczne też słabo wychodzą, jak jestem z lewej strony, na driving on reaguje wtedy jak na atak. Z drugiej strony jest zupełnie dobrze.

Dziś także Marcin chwilę bawił się z Barokiem i stwierdził, że ten koń wymaga jeszcze bardzo dużo pracy, że kontakt jest z nim minimalny - miał podobne odczucia jak ja. Mi się co prawda udało teraz lekki kontakt z nim złapać, ale nadal nie jest to dużo.

Potem na chwilę wsiadłam na Baroka. Przy wsiadaniu stał spokojnie, ale potem od razu ruszył z miejsca. Na zgięcie boczne bez problemu się zatrzymał. Po 2-3 razach nauczył się stać spokojnie. Ruszył na delikatny sygnał, a potem zaczął się rozpędzać. Kiedy ruszył kłusem, znów go zatrzymałam i tak kilka razy. Przy każdym zgięciu bocznym uważnie oglądał mojego buta - myślę, że doszedł do wniosku, że o to chodzi w tym ćwiczeniu :P

Po 5 minutach zsiadłam. Ten koń jeszcze kompletnie nie jest gotowy na jazdę. Wiedziałam, że nie będzie idealnie, ale widzę, że Barok wymaga według mnie przynajmniej roku rzetelnej, spokojnej pracy z ziemi (przynajmniej przy moim poziomie umiejętności), zanim zacznie być dobrym partnerem pod siodło.

środa, listopada 04, 2009

Piłka

Po kilkudniowej przerwie w zabawach byłam wczoraj znów u Baroka. Przywiozłam ze sobą tym razem piłkę do zabawy. Koń na mój widok wyraźnie się ożywił (co prawda efekt popsuło chwilę później siano, podane przez stajennego) - pierwszy raz widziałam, żeby jakoś zareagował na mój widok. Przy czyszczeniu odkryłam, że na jednej nodze przekręciła mu się podkowa, na szczęście na zewnątrz, więc nie przeszkadzała mu w chodzeniu. Pokazałam to p. Karolinie, która od razu zadzwoniła do kowala, żeby go umówić na korektę "obuwia". Podobno zresztą Barok wygląda wyjątkowo dobrze i jest w świetnej formie - tak twierdzi p. Karolina, która go ponad tydzień nie widziała. Cóż, Parelli twierdzą, że kiedy ćwiczy się koński umysł i emocje, ciało podąża za nimi - to najwyraźniej prawda.

Na początku koń trochę poszalał (aż go wzięłam na długą linę) - nadmiar energii plus silny wiatr, który łopotał halą. Trochę biegania koniowi nie zaszkodzi, zwłaszcza, że on się nie wyrywa, tylko galopuje wokół mnie. Potem się trochę uspokoił.

Zabawy z piłką wyszły całkiem nieźle, Barok się jakoś specjalnie nie bał nowego obiektu, karnie trykał piłkę nosem, kiedy podchodziliśmy. Zrobiłam z nim nawet jojo pomiędzy ścianą a piłką, sprawiło mu to trochę trudności, ale w końcu wyszło ładnie. Wyglądał na zdziwionego, że umie TAKIE rzeczy robić :P

Znacznie gorzej szło friendly z liną. Zaczęłam to już na poprzedniej sesji i wcZzraj kontynuowałam. Mogę zarzucać mu linę na szyję, stojąc przed nim, ale już kiedy stoję przy łopatce, to jest to zbyt duża presja. Po dłuższych testach jestem w zasadzie przekonana, że chodzi tu nie tyle o linę, a o moją energię. Kiedy jestem blisko i mam pępek skierowany w jego stronę, on czuje presję, a ja nie umiem wystarczająco "wyłączyć" energii. Muszę to poćwiczyć.

W związku z powyższym odkryciem p0obawiłam się we friendly "z człowiekiem". Zrobiłam Barokowi masaż nóg i grzbietu oraz zadu, rozluźniałam mu ogon (ma zawsze strasznie spięty, wciśnięty w pośladki niemal). Chyba mu się podobało, oglądał się na mnie co jakiś czas i trochę się rozluźnił. Potem podskakiwałam i machałam łapami w wersji uśmiechnięto-zrelaksowanej. Na początku koń zareagował odsuwaniem się, myślał, że o to mi chodzi. Po jakimś jednak czasie chyba zrozumiał, że to nie jest skierowane do niego, tylko że tak sobie po prostu majtam się po hali.

Potem jeszcze chwila friendly z liną i w pewnym momencie (nie jestem do końca pewna czemu) koń zaczął ziewać, wypuszczając adrenalinę. Ziewał i ziewał i ziewał... Głowa w dół i pełny luz. To było bardzo fajne. W związku z tym zakończyliśmy na tym sesję, dałam mu jeszcze 5 minut "wolnego" na tarzanko i biegi po hali i wróciliśmy do boksu.